Khazad przedzierał się przez zatłoczone Miasto Białego Wilka w całkiem niezłym humorze. Wprawdzie nie miał pojęcia jakie siły to sprawiły albowiem wielkie skupiska były mu całkiem obojętne.
Nie wydarzyło się ponadto nic, co mogłoby wprawić Hammerfista w taki nastrój, ponieważ już przekraczając bramy miasta musiał pozbyć się jednej korony oraz oddać większy z młotów do depozytu. Otrzymany kwit wepchnął w gacie, coby żaden złodziejaszek podstępnie nie wydobył go zza pazuchy.
Koło przejeżdżającego obok wozu obryzgało go rozpuszczonym śniegiem, wdepnął w gówno, które zmuszony był wyczyścić o najbliższą zaspę, a na dokładkę odpadł w pierwszej rundzie turnieju w rzucaniu śnieżkami do celu. Co skłoniło go do wzięcia udziału? Sam nie wiedział. Ot pomyślał: "A nie dlaczegoby?"
Jak się wkrótce okazało, Eryk również przyłączył się do zabawy. Z niewiele lepszym skutkiem, gdyż odpadł w drugiej rundzie, lecz to nie zepsuło krasnoludowi szampańskiego nastroju.
Bywały takie dni, w których najzatwardzialszy ponurak szczerzył zęby jak jełop, bez wyraźnego powodu i zupełnie nic, wliczając prosty w pysk nie było w stanie wyplenić dobrego humoru.
Nawet, jeśli wszyscy kompani byli mile widziani w rezydencji von Sternów, a Arno nie.
Może wpływ na to miał powrót khazada do formy. Od momentu wyjścia z czubkowa postanowił powrócić do formy, jaką dysponował w Hergig. Codzienne, poranne biegi, ćwiczenia siłowe, walka z cieniem na pięści oraz z wykorzystaniem broni. A może to wpływ zbliżającej się wielkimi krokami balii z wodą. Zimną, oczywiście. W ciepłej kąpać mogą się dzieci, kobiety, starcy i chorzy, nie wojowie.
Pilnując sakiewki rozglądał się po mieście, bodaj największym, z jakim spotkał się w swym życiu. Z oddali, pomiędzy przemykającymi ludźmi dostrzegł kaplicę Grungniego. Zakręcił tam natychmiast. Warto było swemu patronowi poświęcić choć chwilę nim ruszy dalej.
Czekało go w najgorszym wypadku kilka, w najlepszym jedna wizyta w karczmie. Niewykluczone, że któryś z oberżystów zdradzi co ciekawego działo się, dzieje lub ma dziać w mieście. Może gdzieś dowie się czegoś o sporcie, w jakim uczestniczył w Hergig. Grimm zastanowiłby się poważnie nad własnym udziałem.
Potem trzeba było poszukać sobie pracy w jedynym cieple przystającym mężczyźnie - w kuźni. Z tym miejscem związany był niemal od urodzenia. Zaczynał jako pomocnik w kuźni Biberhof, gdzie przez zwykły odprysk zyskał pierwszą, niechlubną bliznę. Tak bardzo nielubianą niegdyś, niezasłużoną. Od tamtego czasu każda spokojna praca, jakiej się podejmował związana była z żarem pieca i uderzeniami młota. Dlatego również tym razem liczył na zatrudnienie, zwłaszcza, że szczawikiem już nie był. I tak koncypował sobie, że w tak dużym mieście, po zimie kowal może być ludziskom całkiem potrzebny.
Ale najpierw kaplica Grungniego.