Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2017, 15:29   #4
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Bogactwa szczęścia nie dają. Wiedza ta poparta była wiekami doświadczeń, noszącymi znamię klęski, śmierci i zniszczenia. Bogactwo było jak władza, przyciągało swą słodyczą i mamiło zmysły. Wciąż jednak znajdowali się tacy, którzy dla jego zdobycia gotowi byli do wszystkiego. Narniel do takowych osób nie należała. Biorąc to pod uwagę, jej udział w wyprawie Darra, syna Holga, mógł dziwić. Wszak wyruszyli właśnie w celu zdobycia bogactwa. Wyruszyli po skarby tych, którzy dawno już odeszli. Tych, których ciała obróciły się w proch. Tych, po których pozostały jedynie legendy, a i te powoli odchodziły w niepamięć. Narniel jednakże nie ruszyła po to by obłowić się łupami, przez co taki, a nie inny wynik ich trudów nie powodował u niej gniewu czy chęci do robienia wyrzutów. Zamiast tego jej serce przepełniała radość płynąca z przebywania wśród ukochanych drzew. Jej stopy lekko muskały porośniętą mchem ziemię, gdy biegła przed siebie. To, iż był to bieg będący ucieczką, nie zmniejszało przyjemności, która z niego płynęła. Jej oczy wypatrywały najlepszej drogi, jej uszy wychwytywały szmery, mogące oznaczać zbliżającego się wroga. Puszcza była jej domem, tu czuła się najlepiej. Każde drzewo, każda roślina, która pod nim rosła, była jej znana i darzona przez nią uczuciem. Długowłosa elfka, pomimo klęski wyprawy, była zwyczajnie szczęśliwa, chociaż owe szczęście było naznaczone smutkiem, którego powodem były macki zła, które z każdym dniem zdawały się sięgać dalej.


Przystanęła na chwilę by rzucić spojrzenie za siebie. Członkowie owej wyprawy stanowili ciekawą mieszankę. Jedni przypadli jej do gustu bardziej, inni zaś mniej. Wśród tych pierwszych zdecydowanie znajdował się Aerandil, którego znała zarówno z opowieści, jak i własnego doświadczenia. Ów syn Vardy, wiedzę ceniący ponad wszelkie złoto, stał się jej towarzyszem podczas jednej z jej podróży. Jego wiedza była źródłem, z którego Narniel piła z prawdziwą przyjemnością, oko przymykając na jego, przynajmniej wedle niektórych, dziwne zachowanie i mowę.
Kolejnymi, którzy znajdowali się bliżej grupy pierwszej niż drugiej, byli przedstawiciele Dzieci Słońca. Narniel nie znalazła w nich niczego co mogłoby budzić jej niechęć. Co zaś reszty się tyczyło… Musiała przyznać, że podobnie jak jej bracia, także i ona darzyła Dzieci Aulego niechęcią. Może nie była ona tak wielka, jak to miało miejsce u niektórych, jednak była na tyle wyraźna by nie dało się jej nie zauważyć. Kontrolowała ją jednak, dla dobra wyprawy i by nie mącić umysłu niepotrzebnymi myślami, gdy te winny być skierowane na dotarciu do bezpiecznej przystani.

Gdy ponownie ruszyła, a należało wspomnieć, że owa chwila zastoju była właśnie niczym więcej niż chwilą, jej usta układały się w lekki uśmiech. Już od jakiegoś czasu nie docierały do jej uszu odgłosy pogoni, co budziło w niej nadzieję. Nadzieja jednak nie tłumiła czujności. Narniel zbyt wiele czasu spędziła wędrując po Taur e-Ndaedelos by pozwolić sobie na jej utratę. Jej łuk był gotowy do użycia, podobnie jak miecze tkwiące u jej pasa.


Spotkanie syna kupca i jego samego, oraz tych, którzy winni byli zadbać o jego bezpieczeństwo, miast tego skalali się zdradą, wzbudziła w jasnowłosej elfce złość. Niegodziwość owych ludzi, budziła w niej odrazę, chociaż zapewne mniejszą niż wzbudziłaby przed miesiącami spędzonymi w Esgaroth. Gniew swój potrafiła jednak zdusić, przez co jej strzała nie opuściła cięciwy, a ziemi nie zrosiła krew zdrajców. Ograniczyła się jedynie do zwrócenia reszcie uwagi na inne zagrożenie, które wszak wciąż mogło podążać ich śladami.

- Nie mamy na to czasu - odezwała się, nie komentując propozycji Sagi, bowiem ta była dla niej nie do pomyślenia.Narniel słyszała jednak w jej słowach groźbę, która skierowana była wszak do napastników, z tego też powodu nie zamierzała ingerować w plany Sagi, która postanowiła zagrać melodię złudy i oszustwa dla tych, wyraźnie jej znanych, mężczyzn. Gdyby jednak melodia ta w prawdę miała się przerodzić, elfka stać z boku nie zamierzała. Nie dopuści do tego by niewinna krew została tu przelana, by syn stracił swego ojca. Z tego też powodu na pytanie Famiry odpowiedziała lekkim, acz zdecydowanie przeczącym ruchem głowy.
- Eh? - Wtrącił się Darr, w dłoni twardo ściskając topór oburęczny. - Póki ja żyję, temu Baldorowi nie stanie się krzywda. Przyrzekłem to jego synkowi, a słowo krasnoluda jest święte! - Darr zakręcił młyniec toporem, ale nie ruszył do ataku. Jeno spojrzał gniewnie na bandziorów, którzy wciąż niepewnie przyglądali się intruzom.
Cała trójka przez dłuższą chwilę w milczeniu przysłuchiwała się rozmowom awanturników, próbując opanować wzbierającą się w nich wściekłość, którą dodatkowo potęgowały słowa Sagi. Jonar dla odwagi spoglądał na trzymane w ręku ostrze wiernego miecza, lecz mimo to nie potrafił zebrać się na otwarty atak. Przez chwilę zaciskał gniewnie pięści, aż w końcu dał za wygraną.
- Odejdziemy… - powiedział nawet nie racząc spojrzeniem swoich towarzyszy. Nie musiał, bo oczami wyobraźni widział malujące się na ich twarzach uczucie ulgi.
- Kelmund, Finnar; idziemy! - Warknął gniewnym głosem, po czym odwrócił się plecami do awanturników i zaczął schodzić ze wzgórza.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline