Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2017, 16:28   #41
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Chaaya była w gorącej wodzie, siedząc plecami do wyjścia z chaty, toteż nie widziała nadchodzącego czarownika. Lewą ręką opierała się o brzeg stawiku, gdzie stała klatka ze skrzydlatą jaszczurką. Wyglądało na to, że obie panie miały chwilę relaksu i przyjemnej rozmowy, choć… ciche westchnienie przyjemności oraz leniwe oparcie głowy tawaif o ramię świadczyło raczej o jednostronnej przyjemności w owej sytuacji.
Czarownik cofnął się do chatki, by chwycić ździebełko z piórkiem i tak uzbrojony kucnął w pobliżu wyjścia z szałasiku. Musnął tą bronią ramię bardki, wodząc po nim i łaskocząc podstawę jej szyi.
Gekonica odwróciła się do mężczyzny patrząc na niego z nieodgadnionym wyrazem gadziego pyszczka, za to tancerka ruszyła barkiem, chcąc strzepać zawieruszone piórko. Prawa jej ręka uparcie tkwiła pod wodą, wyraźnie coś nią robiąc, bo bark z łopatką poruszał się leniwie od czasu do czasu, gdy ta wzdychała ze słodyczą i niejakim relaksem.
- Egoistka… - mruknął żartobliwym tonem Jarvis, wychodząc całkiem z chatki i wchodząc do wody, by stanąć przed nią i zerknąć przez taflę na niecne działania tancerkii, których zresztą się domyślał.
Kobieta podskoczyła nerwowo, oglądając się zaskoczona i z początku przestraszona na mężczyznę. Dopiero po kilku uderzeniach serca, zwęziła oczy, wyraźnie niezadowolona z jego widoku.
- Czy powiedziałam, że jesteś wolny? - Palce prawej dłoni, wyślizgnęły się z zakątka jej kobiecości, krzyżując się na piersiach ze swoją lewą stroną.
- Nie… nie powiedziałaś też, żebym został. - Mężczyzna kucnął przed nią i przesunął palcami lewej dłoni po jej brzuchu, nie sięgając jednak pod powierzchnię wody. Uśmiechnął się drapieżnie dodając. - Wyszłaś bez słowa, więc nic dziwnego, że zatęskniłem…
- Nędzny łgarz - syknęła groźnie, zakładając nogę na nogę. - Właśnie po to cię związałam byś mi nie przeszkadzał… a ty jak zwykle swoje. - Jego wybryk wyraźnie ją rozgniewał. Najwyraźniej Chaaya miała względem niego nieco szersze plany, które skutecznie pokrzyżował.

Gekonica ponownie odwróciła się w kierunku czarownika, patrząc na niego zawzięcie jednym ślepkiem, bo drugim obserwowała bardkę.
Mężczyzna przez chwilę z ciekawością przyglądał się twarzy dziewczyny, lekko uśmiechnięty. Westchnął głośno. - No dobrze… zwiąż mnie jeszcze raz. Tylko mocniej… czy to złagodzi twój gniew?
- Nie… i nie - odparła dobitnie tawaif, która odwróciła wzrok od kochanka, uparcie wpatrując się w jaszczurkę, która po pewnym momencie również zignorowała mężczyznę, w całości skupiając się na kobiecie.
- Nie? - Dłonie mężczyzny wylądowały na piersiach dziewczyny leniwie po nich krążąc i ugniatając je. - Więc… zamknij oczy… i odpręż się.
- Łapy precz od mojego drogiego ciała! - fuknęła tym razem już wściekła, zasłaniając się ciaśniej rękoma i odsuwając na bok.
Czarownik usiadł koło tawaif zanurzając się w wodzie i przymykając oczy. ~ No już, już… Przepraszam. Naprawdę nie chciałem ci zepsuć zabawy…
Chaaya odsunęła się gorliwie od rozmówcy, odwracając do niego plecami. Wczepione w przedramiona palce, boleśnie wbijały się paznokciami w skórę, gniotąc w uścisku biust, który począł ratować się wszelkimi drogami ucieczki.
Tawaif nie odezwała się do Jarvisa ni słowem, nie dlatego, że nie miała mu nic do powiedzenia… po prostu bała się, że głos ją zawiedzie, a wraz z nim cała reszta, tworząca jej fasadę “spokojności”.
Tancerce było przykro… bardzo. Nie dlatego, że ktoś popsuł jej zabawę, bo w zasadzie to ona z całej tej szopki miała akurat najmniej przyjemności, ale dlatego, że jej duma jako kurtyzany została mocno nadszarpnięta.
Czarownik wydostał się z więzów, bo pragnął więcej… najwyraźniej ta drobna gra wstępna mu nie wystarczała i nie miał zamiaru czekać na ciąg dalszy, woląc wziąć sprawy w swoje ręce. A więc… nie zadowoliła go, nie popisała się. Miała być najlepsza, a okazała się nijaka… Czyżby wyszła z wprawy? Zapewne… tyle lat poza domem, na pewno nie rozwinęło jej umiejętności w sztuce kochania… ba! w jakiejkolwiek sztuce.

„Nie przejmuj się opinią jakiegoś obdartusa…” Laboni wkroczyła twardo do akcji, ale wzbudziła tylko krzyki młodszych tancereczek, które kazały jej się zamknąć i nie obrażać “ich” przywoływacza.
Bardka zwiesiła głowę, cicho wzdychając, opierając policzek o brzeg basenu.
~ Coś się stało? ~ zapytał telepatycznie czarownik i z wyraźną troską troską w swych myślach.
“Są głośne… te inne głosy w twojej głowie” mruknął Starzec, na chwilę wynurzając się ze swej pieczary w jej świadomości.
“I pewnie się mylą. On jest po prostu innym klientem… niż ci, których znałaś. Jest jak dziecko, które trzeba nauczyć się delektowania tobą. Nie powinnaś się biczować wątpliwościami. Czynią cię słabą, a nam… i mnie i jemu i smokowi… jesteś potrzebna silna.”
~ Są dla mnie wszystkim co mi zostało z dawnego życia… one i mój smok. Nie zrezygnuję z nich ani dla ciebie, ani dla niego, ani dla nikogo innego. ~ Bardka odpowiedziała chłodno czerwonemu intruderowi w swoich myślach. ~ W ogóle to przypomnij mi od kiedy jesteś takim wielkim znawcą ludzkich emocji oraz obserwatorem, że tak wartko wysnuwasz swoje tezy ~ sarknęła z oziębłością niejednego lodowca.
~ Nie dbam o nie… Ich obecność ani mnie ziębi, ani grzeje. Nie wymagam byś zrezygnowała, acz… ~ Starzec odzywał się z rozbawieniem. ~ Nie widzę też powodu, by patrzeć jak sama się zasmucasz. Byłoby to zabawne, gdyby nie to… że może być kłopotliwe później. A co do mego znawstwa, gdy jesteś pasażerem we własnym ciele z nudów przeglądasz wspomnienia nowego władcy… a demony… wiedzą bardzo wiele o śmiertelnikach i słabościach ich ducha. Od wieków je wykorzystują przeciw wam. Dumę, tak samo jak skromność, pożądanie jak i cnotliwość… wszystko można wykorzystać, wystarczy tylko pchnąć śmiertelnika w odpowiednim kierunku.
Chaaya milczała, tak samo jak jej wszystkie wcielenia… Laboni jednak nie wytrzymała i otwarcie się spytała.
“O czym on pierdoli? Przysięgam, że jak go słucham to mam wrażenie, że żyje w oderwaniu od rzeczywistości!”
Kilka Chaaj zachichotało, najwyraźniej myśląc podobnie. Większość jednak starała się zachować dyplomatycznie. Tak samo jak ich głównodowodząca, która wstała wychodząc z wody, by udajać się do chatki w celu ubrania się.
Po pojawieniu się Starca, kobiecie odechciało się jakiejkolwiek egzystencji, kłótni, seksu czy zwiedzania.
Kamalasundari nie podjęła dyskusji, ignorując obecność czerwonołuskiego. Aktualna rozmowa, nie była warta poświęcenia jej dalszej uwagi.
Zresztą sam Starzec, jak to miał w zwyczaju, po wypowiedzeniu paru mądrości znów znikł z jej świadomości ignorując zaczepki.

- Chcę wrócić do Nveryiotha… mam kilka spraw z nim do załatwienia - oznajmiła sucho, wychodząc na chwilę na zewnątrz w połowie ubrana.
- Dobrze… - westchnął Jarvis wynurzając się z wody i ruszając by się ubrać.


Tancerka poprosiła gondoliera o podrzucenie jej pod ruiny, gdzie miała nadzieję spotkać się z Nveryiothem. Jarvis nie odezwał się do niej ani słowem, a sam właściciel łódki, ze wszystkich sił starał się wyglądać, jakby go nie obchodziło, dlaczego kobieta wysiada samotnie w szuwarach na jakimś odludziu. Nie miał jednak odwagi by się spytać i tylko odpłynął z czarownikiem, pozostawiając bardkę samą sobie.

Chaaya nie znalazła smoka na miejscu, widocznie był jeszcze za wcześnie by ten skończył prace… lub gad nie zamierzał już w ogóle odwiedzać tego miejsca.
Katedra była cicha i powoli zatapiająca się w mroku zmierzchu. Dziewczyna przysiadła na pękniętym i przewalonym filarze, chowając twarz w dłoniach, masując skronie opuszkami palców. Czuła w sobie smutek i gniew podsycany wstydem, sama nie wiedząc dlaczego. Tyle sprzecznych emocji na raz. Od dawien dawna nie czuła ich w sobie tak wyraźnie jak dzisiaj, jak wczoraj, jak…

- Długo tu tak siedzisz? - usłyszała znajomy głos za sobą. Nvery stał przy wejściu, opierając się plecami o wyrwane z zawiasów kamienne drzwi. Dookoła była już noc… ile czasu minęło od jej przybycia?
- Nie wiem… chyba trochę - odpowiedziała dziewczyna, odwracając się do mężczyzny, który bielą swych włosów i skóry, odcinał się na tle niknącego w mroku miasta. Był taki piękny… niczym wykuty z marmuru.
- Aha… - stwierdził zblazowany, odwracając zamyślone spojrzenie w kierunku La Rasquelle. Całą swoją postawą przekazując, że nie miał ochoty na rozmowę… ani na spotkanie z tawaif, jednakże nie odchodził i z jakiegoś powodu ogłosił swoje przybycie.
Chaaya wyprostowała się, ponownie spoglądając przed siebie, bezgłośnie wzdychając. Nie zamierzała naciskać. Trwała w milczeniu, zatopiona we własnych myślach, aż gad nie oswoił się z jej obecnością jak i emocjami jakie w nim wzbudzała.

- Nie mogę tylko pojąć dlaczego to tak boli… - odezwał się w końcu zrezygnowany, z nieukrywanym bólem w głosie, jakby był bliski płaczu.
- Miłość… boli - odpowiedziała Chaaya, po czym trafiła się z plaskiem w twarz, załamana własną elokwencją.
„Uwaga, uwaga… klękajcie narody, wychowałam prawdziwego, złotoustego słowika!” sarknęła babka, wznosząc pomstę do nieba, a kilka tancereczek nerwowo zachichotało.
- Nie mogę się z nią nie zgodzić… - żachnął się gad, podchodząc powoli do bardki. - Chciałbym ją kiedyś poznać…
Pierwsze lody, choć z trudem, zostały przełamane… Kamalasundari odrzuciła maskę Chaai, by móc szczerze porozmawiać ze swoim partnerem.



W cichej dotychczas karczmie rozległo się echo kroków wspinających się po skrzypiących schodach.
Odgłosy należały do dwóch istot. Jednej o ciężkich, zmęczonych tupnięciach, i drugiej cichej i lekkiej o wyraźnym stukocie obcasików.
- Zjadłbym rybę… - męski głos młodzieńca, jakim jawił się Nvery, odezwał się w połowie drogi, między pokojem Godivy, a czarownika.
- To sobie ją kup… albo złów… - Bardka odezwała się cicho, przy drzwiach prowadzących do jej dawnego pokoju.
- Nie taką rybę… - Chłopak „szedł” swym głosem, tuż za Chaayą, krzątając się po pomieszczeniu.
Zapiszczały drzwi od szafy, zaszurały nogi od krzesła, furkotnęła szuflada…
- A jaką… wędzoną? - Tawaif była lekko zamyślona, ale nie zła, czy smutna.
- Cukrową… to znaczy figurkę taką… z cukru - wytłumaczył gad, maszerując za kobietą, która nakazała mu być cicho, po czym zapukała do drzwi numer dziewięć.
Drzwi otworzyły się pod dłuższej chwili odchylając się lekko. Czarownik spojrzał na oboje i uśmiechnął się lekko. - Ładną mamy noc… prawda?
- Ta… taką bezgwiezdną i zamgloną - odpowiedział ironicznie białowłosy, spoglądając zdziwiony na czarownika. - W twoje ręce - wypalił, zanim ten mógłby się zreflektować i Jarvis dostał pakunek z tabunem rzeczy bardki.
Tancerka uśmiechnęła się blado do przywoływacza, pytając nieco niepewnym tonem. - Czy twoja propozycja dalej aktualna?
- A jakże… inaczej śpisz pod schodami - odezwał się smok, wyciągając rękę po klucz.
- Oczywiście, że aktualna… - Czarownik otworzył szerzej drzwi by bardka mogła wejść. Po czym zwrócił się do smoka. - A ta noc jest ostatnią przed pełnią. Podczas pełni… wiele tutejszych kultów lubi odprawiać swoje rytuały.
- O pełnia! - Nero wyraźnie się rozpromienił, odbierając klucz od kobiety. - Może odprawisz nam puje? - zapytał, ale nie czekając na odpowiedź ruszył do siebie bez słowa pożegnania.
- Może… - mruknęła pod nosem Chaaya, nawet nie oglądając się za odchodzącym i wchodząc do pokoju czarownika.
- Hmm… powinienem zapytać o tą puje? Czy dyplomatycznie to przemilczeć? - Czarownik plecami oparł się o drzwi zamykając je za sobą.
- Puja… “pudzia”... tooo… rodzaj modlitwy podczas której pali się kadzidła, a następnie zbiera ich popioły i znakuje się czoła w celu… ochrony lub powodzenia próśb wznoszonych do bogów? - wzruszyła ramionami zmieszana nieco. - Nic wartego większej uwagi.
Kobieta wyraźnie nie wiedziała co dalej ze sobą począć. Rozejrzała się bezradnie po pokoju, po czym popatrzyła na rozmówcę.
Czarownik najwyraźniej spał, bowiem jedyne co miał na sobie to pospiesznie wciągnięte spodnie. A łóżko miało zmiętą pościel. Położył w pobliżu szafy pakunek z rzeczami tawaif.
- Rozpakujemy to rano i będziesz mogła się tu urządzić.
Podszedł do bardki uśmiechając się lekko. - Jesteś zmęczona, chcesz położyć się spać, czy… - uniósł dłoń i pogłaskał ją delikatnie po policzku, jakby się bał, że gwałtowniejszy gest ją spłoszy. - …może chcesz coś zjeść?
- Jadłam… już… - odparła cicho, rumieniąc się w zawstydzeniu. W pewien pokrętny sposób, tancerka czuła się jak podczas nocy poślubnej, kiedy to rodzina odprowadza dziewczynę do domu małżonka, zostawiając ją i jej wiano za drzwiami nowego życia.
- Nveryiothowi zabrałam… - sprostowała z uśmieszkiem, świadczącym, że wcale nie jest jej przykro, iż ten pewnie musi głodować.
- Usiądź na łóżku… dobrze? - zapytał uśmiechając radośnie czarownik, delikatnie głaszcząc ją po policzku. - Jesteś zmęczona?
Dziewczyna pokiwała głową potakująco, siadając na brzegu łóżka i trafiona nagłą myślą, że w sumie gest jej można było źle odebrać, potrząsnęła zaraz energicznie w zaprzeczeniu, wzburzając rozpuszczone włosy.
- Usiądę… troszeczkę - mruknęła, ganiąc samą siebie, bo w zasadzie nie powinna się tak denerwować.
- A co dalej? - Jarvis kucnął i zaczął zdejmować buty z jej stóp. - Jeśli nie jesteś śpiąca, to… możemy się położyć i poprzytulać. Mam co prawda zakupiony dziś tomik poezji, ale… jest trochę za ciemno by czytać, a żadnego ci nie zdołam zadeklamować.

- Nie jestem na ciebie zła - odezwała się cicho, przerywając dłuższe milczenie jakie zapadło w pokoju i wyciągając dłoń ku twarzy czarownika by dotknąć opuszkami palców jego kości policzkowej. - To ja powinnam być teraz na kolanach, prosząc cię o wybaczenie - szeptała skruszona i nieco speszona zachowaniem czarownika.
- Czemu? - zapytał Jarvis spoglądając na dziewczynę i wodząc palcami po jej stopie.
- Nie zadowoliłam cię, a wstyd swój przekułam w gniew przeciw tobie… zepsułam pobyt w tak przyjemnym miejscu. - Chaaya wzięła w dwa palce kosmyk włosów mężczyzny, odgarniając go za czoło.
- Chaayu… powinnaś zrozumieć coś… - Jarvis uśmiechnął się delikatnie. - Jesteś bardzo utalentowaną kusicielką i potrafisz mnie popchnąć wprost w objęcia… - stopa bardki wylądowała pomiędzy udami czarownika, trzymana jego dłońmi. Tak więc tawaif wyczuła doskonale jak bardzo jest pobudzony mężczyzna Z każdą chwilą coraz mocniej. - ...tej strony mego charakteru, którą staram się trzymać na wodzy. I… wtedy jestem zachłanny, żarłoczny niemal… dziki i… niezbyt cierpliwy. Niewątpliwie zbyt niecierpliwy niestety.
Kobieta nie odrywała spojrzenia od oczu mężczyzny, naciskając palcami na jego podbrzusze.
- Chodź do mnie - poprosiła go łagodnie, wyciągając ręce.
Czarownik nachylił się ku Chaai wsuwając w jej ramiona i przybliżywszy twarz ku jej twarzy, pocałował delikatnie i czule. Rozkoszując się miękkością jej ust, przedłużał leniwy pocałunek, a tancerka zagarnęła go mocniej do siebie, przejeżdżając dłońmi po jego nagich plecach, wzdłuż kręgosłupa.

- AŁ TY MAŁA…!!! - rozległ się krzyk z sąsiedniego pokoju oraz łupnięcie czymś ciężkim o podłogę.
Bardka zaśmiała się cicho, szepcząc wprost w usta czarownika. - Ugryzła go…
- To brzmi jak początek pięknej przyjaźni - odparł cicho Jarvis muskając ustami płatek uszny tawaif. - Mam propozycję… dla ciebie. Jeśli pozbędziesz się wszelkiego odzienia, to ja… obiecuję oddać się w twe zwinne rączki i nie dotykać ciebie dopóki mi nie pozwolisz. Co ty na to?
- Aż tyle siły to ja dzisiaj już nie mam… - przeprosiła cicho, odsuwając się od niego, by sięgnąć po zapięcia swojej koszuli.
- A na co masz siłę, albo ochotę… chcę byś zasnęła z uśmiechem na ustach - rzekł czarownik tuląc do siebie dziewczynę. - To nasza pierwsza noc tutaj, a jako gospodarz winienem zadbać o wygody tak ważnego gościa jak ty.
- Przytulanie brzmi fajnie - odpowiedziała z nutą konspiracji w głosie, odsuwając od siebie Jarvisa, by wstać z łóżka i zacząć się rozbierać po drugiej jego stronie.
- Postaram się… panować nad sobą - rzekł Jarvis wstając i zsuwając spodnie. Nagi przysiadł na łóżku i przyglądał się Chaai. Każdemu jej ruchowi.
- Prosiłam cię byś był sobą… a nie panował… - zażartowała choć ze smutkiem, wchodząc golutka na materac, by ułożyć poduszki i kołdrę.
- I jestem sobą… rozdartym między dwoma pragnieniami. Chronienia ciebie i pożądaniem - wyjaśnił Jarvis przyglądając się działaniom dziewczyny.
- A czy coś mi grozi przy tobie, że tak bardzo starasz się mnie “chronić”? - Bardka ułożyła się na prawej połowie leża, poklepując miejsce obok siebie.
- To chyba oczywiste… bezsenność - odparł z łobuzerskim uśmiechem czarownik, zajmując wyznaczone mu miejsce. Jego dłoń delikatnie objęła dziewczynę, gdy przytulił się do niej i musnął jej bark pocałunkiem. - Jestem zachłanny, niecierpliwy... a ty jesteś wyjątkowym skarbem.

Tancerka mościła się wygodnie w rezultacie odwracając się do Jarvisa plecami, nakrywając się jego ręką, której dłoń przyłożyła sobie do ust.
- Pamiętasz nasze małe spotkanko w dżungli nad stawikiem? - zapytała, przymykając oczy.
- Tak - mruknął Jarvis tuląc się do dziewczyny i odczuwając z tego powodu coraz wyraźniejszą reakcję. Nie czynił jednak nic poza leżeniem w bezruchu.
- Przytul mnie… - zamruczała sennie, a jej starannie ułożone nogi, rozsunnęły się lekko. - Tylko spokojnie - dodała, skubiąc ustami dłoń czarownika.
- Mmm… momencik. - Czarownik poruszył biodrami ocierając się swą męskością miękkie uda bardki, a gdy był gotów do boju… jego dłoń osunęła się na jej brzuch i posiadł ją szybkim silnym pchnięciem między uda. Z cichym jękiem satysfakcji, wypełnił jej wrota kobiecości swą twardą obecnością. A potem chwyciwszy ją za pierś i dociskając gwałtownie do siebie dokonywał szybkich i bezlitosnych szturmów. Jakby swoimi działaniami, chciał pokazać, że należy do niego.
- Miało być spokooojnie… - zakwiliła w jego objęciach, pochwycona brutalnie i dość znienacka. Jej oddech stał się cięższy i gorętszy, gdy ból władczego zawładnięcia nią zaczynał być zbyt dominujący.
Jednak erotyczna atmosfera coraz bardziej wypierała u niej senność, zastępując ją pragnieniem spełnienia, pomimo wyraźnego dyskomfortu.
- Przepraszam… mam… zwolnić? - zapytał Jarvis, szepcząc słowa wprost do ucha bardki. I wolną dłonią sięgając niżej. Zwolnił na razie tempo ruchów bioder, więc łatwiej mu było skupić pieszczotę palcami na jej wrażliwym punkcie podbrzusza. - Czy może jednak… zachować… tempo?
Czarownik czuł jak kobieta napina się walcząc sama ze sobą. Jego doznania były wyraźniejsze i ostrzejsze, co nie do końca mogło przekładać się na przyjemność kochanki. Czy więc popełnił kolejny błąd? Podobny temu jaki zrobił w gorących źródłach?
- Nie przestawaj… - dosłyszał jej cichy głos, a drżąca dłoń docisnęła jego do swego łona, dając jasny znak, że wszystko jest w porządku… i że pragnie więcej.
Wszak Chaaya chciała by mężczyzna był sobą, by nie walczył ze swoimi pragnieniami i uczuciami w obawie, że ta mogłaby go opuścić. Nie zdusi w nim dzikiego ognia namiętności, bo jej rolą było go w nim pielęgnować. Jak żona była strażniczką ogniska domowego, tak tawaif - zmysłowego i choć czarownik nie był jej klientem o którego płomień miała dbać, to jej pragnieniem było by ten płonął… płonął prawdziwą pożogą, a ona wraz z nim.
- Ból ten jest słodki… bo i kochanek… umiłowany - wyszeptała w poduszkę co zabrzmiało trochę jak cytat, przygryzając dolną wargę w wyrazie cierpienia pomieszanego z przyjemnością.
- Dobrze… - wyszeptał do jej ucha Jarvis, przyspieszając tempo ruchów i intesywniej muskając jej punkcik przyjemności.
Mocniej przytulił dziewczynę biorąc ją w posiadanie… dosłownie i w przenośni. A ona czuła jego gorący oddech na swej szyi, a przeszywająca obecność stała się dojmującym doznaniem. Zawładnął nią poruszając się wraz z jej ciałem do gwałtownego spełnienia ich obojga.

Tancerka leżała dłuższą chwilę nieruchomo, oddychając głęboko z nieukrywaną ulgą, ale i uśmiechem satysfakcji na ustach. Roziskrzone spojrzenie starało się wyłapać z odmętów mroku, znajome rysy kochanka wciąż zespolonego z nią w miłosnym uścisku.
Pomimo rozbudzenia, nie miała siły się nawet odezwać, a jedyny ruch na jaki się zdobyła, było wyjęcie spomiędzy jej ud ręki Jarvisa, by przyłożyć ją sobie do ust, którymi zaczęła całować jego mokre palce.
- Widzisz? Nie daję ci spać - usłyszała przy swym uchu, po czym poczuła język mężczyzny muskający płatek uszny, a potem szyję, powoli i leniwie. Delektował się smakiem kropelek potu z jej ciała.
- Jakże cierpię z tego powodu - mruknęła cicho, z przekąsem. Następnie chrząknęła, gdy głos ją zawiódł i obróciła się nieznacznie w kierunku czarownika, co by nie być do niego całkowicie plecami.
- Jestem samolubny… strasznie - wymruczał czarownik, muskając czubkiem języka kącik ust dziewczyny. - Obawiam się, że polubię pozbawianie cię przyodziewku.
Westchnął głośno. - Nie ma co oszukiwać. Potrafiłbym spędzić całą dobę z tobą nie wychodząc z łóżka.
- Nie jesteś… - zaprzeczyła czule, wyciągając rękę by poszukać jego twarzy, a gdy tylko ją wyczuła, pogładziła go z troską po policzku wierzchem dłoni. - Dbasz o mnie jak mało kto… jeśli tak właśnie według ciebie zachowuje się samolub… to bądź nim zawsze - poprosiła z cieniem żartu w głosie, składając na jego wargach delikatny pocałunek.
- Ale wiedz… że nie musimy zawsze… figlować. Czasami możemy pójść na ruchome obrazki… na przykład - przypomniał czarownik, nachylając się i cmokając czubek nosa dziewczyny. - Acz przyznaję… ciężko mi trzymać dłonie z dala od ciebie Chaayu. Im więcej mi dajesz siebie, tym więcej… pragnę.
- Obrazkiii… uważaj bo mogą mi się za bardzo spodobać - pogroziła zaczepnie, przypominając sobie jak wielkie emocje wzbudził w niej ten nietypowy pokaz sztuki. Jej palce zaczesywały mu miarowo włosy do tyłu, przyjemnie masując za uchem.
- Nigdzie się nie wybieram… nie bój się więc, że zniknę… nie odbieraj sobie przyjemności z delektowania się bliskością ze mną - poprosiła łagodnie, przymykając oczy i rozluźniając się na poduszkach.

Starzec przyrównał Jarvisa do dziecka… ona jednak widziała w nim spragnionego. Niczym zagubiony wędrowiec z rozbitej karawany, dopadłszy źródełka z wodą, pragnie wypić wszystką wodę, nie tylko by ugasić pragnienie, ale także w obawie, że później może jej zabraknąć. Pije więc, aż po kres swych sił, odbierając sobie radość z delektowania się ożywczym smakiem, doprowadzając swój organizm do wyczerpania i w efekcie… do własnej śmierci. I tak oaza, która miała być wybawieniem i ukojeniem, staje się morderczą pułapką.
Bardka nie chciała, by czarownik przesycił się nie tylko jej ciałem, ale istotą samą w sobie. Nie zdawała sobie sprawy jak bardzo była samotna, dopóki nie wylądowali we dwójkę na amazońskiej wyspie.
“Samolubna dziwka to opłacalna dziwka.” Laboni jak widać nie potępiała motywów jakimi kierowała się jej wnuczka, choć sama Kamala wstydziła się przed samą sobą zachowaniem Chaai.
- Trzymam cię za słowo - wymruczał Jarvis, a sama Chaaya czuła jego usta na swej szyi, wargach policzkach, piersiach… brzuchu. Tym razem pocałunki były delikatne i pieszczotliwe. I omijały intymny zakątek bardki. Były… romantyczne. Nie pobudzały zbyt mocno ciała dziewczyny, a były dowodem jego uwielbienia i zachwytu.
- Najlepiej oburącz… lub zębami - dodała mimochodem, choć wyraźnie rozkojarzona zmęczeniem po intensywnym dniu, który po raz drugi ją dzisiaj dopadł. Nie minęła długa chwila, kiedy dłoń gładząca czarownika po głowie, opadła bezwładnie na materac, gdy bardka zasnęła w jego ramionach.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline