Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2017, 20:45   #151
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Wszystko szło tak dobrze. Za dobrze nawet, jak się szybko i niespodziewanie okazało. Nie zdołała niczego wyjaśnić, nawet przeprosić. Ból zaćmił umysł, jednak nie na tyle by Vis nie zdążyła uświadomić sobie, że oto wpakowała się w coś, co mogło się dla niej bardzo, ale to bardzo źle skończyć. Wszystko zaś dlatego, że chciała wrócić do swoich, do statku, który w powstałym chaosie wydał się jej jedyną, bezpieczną przystanią. Teraz przyjdzie jej za to zapłacić. Zanim jednak strach zdołał zacisnąć palce na jej gardle, odcięła go ciemność, która przysłoniła świat i zabrała ze sobą zarówno ból, jak i wszystkie żale i wizje okropnej przyszłości, która zapewne na Darakankę czekała.

Ciemność.

Jakieś niewyraźne kształty, które zaczęły nabierać ostrości. Duże koła zębate, obracające się powoli, część jakiegoś - zdawałoby się - nieskończonego mechanizmu. Koła kręciły się miarowo i w ciszy, w w celu… zapewne był on ważny. I pojawił się w końcu jakiś dźwięk, coś mechanicznego, jakby pracujące tłoki? Miarowy, nieustanny, narastający…

Vis otwarła oczy.

Spoglądała w sufit hangaru, z wciąż bolącą twarzą, wyczuwając zimną podłogę na nagiej skórze. Ktoś był między jej nogami. Ktoś… to nie powinno się wydarzyć. A jednak. Blorelin trzymał ją swymi brudnymi łapskami w pasie, poruszając rytmicznie biodrami. Spodnie Darakanki wisiały na jednej kostce u nogi, buty gdzieś zniknęły, do tego miała zadartą w górę koszulkę. Skurwiel zabawiał się z nią w najlepsze, ściągnął nawet hełm, i mogła spoglądać na jego parszywą mordę, z przymkniętymi ślepiami.

W pierwszej reakcji, szoku, gniewu, obrzydzenia, nienawiści, odwróciła głowę w bok, spoglądając… na karabin plazmowy, leżący tuż obok niej. Położył go obok niej, na zimnej podłodze, z lufą niedaleko jej twarzy. Zacisnęła zęby. Musiała działać, i to rozważnie, inaczej taki koszmar będzie będzie trwał już do końca jej marnego żywota.

Było jej niedobrze. Czuła łzy wzbierające pod powiekami. Łzy bólu, upokorzenia i gniewu, który rósł gdzieś w okolicy piersi, paląc i utrudniając oddychanie. Wiedziała, że powinna czuć coś jeszcze.. Strach? Jednak przede wszystkim czuła gniew. Kolejne pchnięcia rozciągały jej wnętrze, przeszywając ciało falami bólu. Ból zaś działał otrzeźwiająco. Później pomyśli o tym co się stało. Później… Jednak najpierw musiało nastąpić to później. Próbując odciąć swoją świadomość od tego co z nią robił, zaczęła powoli sięgać dłonią w stronę karabinu. Blorelin miał przymknięte oczy, jego uwaga skupiona była między jej nogami, miała szansę. Byle tylko sięgnąć kolby, zacisnąć na niej palce, chwycić i uderzyć. Gdyby się nie udało, zostawały rogi, zostawały dłonie które można było zacisnąć na jego szyi, zostawały palce, którymi mogła wydłubać mu oczy. Jeżeli sądził, że będzie dla niego łatwą zdobyczą, zabawką, to się grubo mylił. Może i była tylko Vis, niezbyt rozgarniętą dziewczyną z Darak, ale nie, absolutnie nikt nie miał prawa odbierać jej godności. Nikomu nie pozwoli na to, by sprowadził ją do roli bezwolnej lalki, pojemnika na spermę. Blorelin zadarł z niewłaściwą osobą…

Dziewczyna chwyciła za lufę karabinu plazmowego, po czym przypieprzyła bronią na odlew, niczym jakąś maczugą, prosto w skroń sukinkota. Coś gruchnęło, trysnęła jucha, a on odskoczył od Vis z rykiem.
- Ty dziwko! - Krzyknął, sięgając po nóż.

Darakanka błyskawicznie odwróciła karabin lufą do niego, po czym nacisnęła na spust… i nic się nie stało. Broń była chyba zabezpieczona. Blorelin w tym czasie ciął nożem w kierunku jej twarzy, chcąc chyba poderżnąć jej gardło, jednak Vis zdołała nieco odskoczył w tył, boleśnie szorując gołym tyłkiem po podłodze. Odbezpieczyła broń i wystrzeliła niemal na oślep, trafiając wroga w tors. Ten jęknął, cofnęło nim nieco, nadal jednak jeszcze żył.

Stan ten nie utrzymał się jednak długo. Vis przeładowała szybko, wycelowała i ponownie nacisnęła spust. Gdy Blorelin padł jak długi na ziemię, zrobiła to, na co ochotę w tej chwili miało jej ciało. Opadła dłońmi na podłogę hangaru i zwymiotowała. Walka chwilowo była zakończona. Żyła. Wygrała. Tylko to powinno się liczyć, a jednak jej ciało drżało jakby miała gorączkę. Kolejne spazmy próbowały wypompować z żołądka wszystko, co się w nim znajdowało, włącznie z nim samym. Łzy zaczęły płynąć, jakby zawór, który je do tej pory kontrolował, uległ awarii. Vis czuła silną, bardzo silną potrzebę skulenia się niczym dziecko i udawania że to wszystko było tylko złym snem. Koszmarem, z którego zaraz się obudzi. Ból jednak był prawdziwy, nie pozwalał na omamienie umysłu. Dlaczego to musiało się stać? Dlaczego ona? przecież nie zrobiła nic złego, chciała jedynie dostać się na bezpieczny pokład statku. Nic więcej. Przecież chciała przeprosić z wysadzenie tamtych dwóch. Dlaczego…?

Czuła potrzebę wykrzyczenia tego wszystkiego na głos. Musiała wręcz przygryźć język by tego nie zrobić. Smak żółci i wymiocin, zastąpił smak jej własnej krwi. Przygryzła zbyt mocno. Nowy ból otrzeźwił nieco umysł. Przecież nie była jeszcze bezpieczna, TO mogło się powtórzyć. Niczym wystraszone zwierzę uniosła głowę i szybko rozejrzała się po hangarze. Chwilowo wciąż była sama ale ile taki stan rzeczy się utrzyma? Liczenie na szczęście, w obecnej sytuacji, byłoby zwyczajnie głupie. Może liczyłaby na nie przed, jednak teraz… Otarła twarz rękawem, ponownie zaciskając palce na kolbie karabinu. Teraz musiała się ubrać, co też uczyniła, walcząc z pragnieniem spalenia całego ubrania i silną potrzebą znalezienie się pod gorącymi strugami wody. Wciąż czuła jego zapach, który przywarł do jej skóry. Miałą wrażenie, że wżarł się w nią, że zostanie tam na stałe. Czuła jak zaczyna w niej rosnąć obrzydzenie. Obrzydzenie skierowane na nią samą, na jej ciało, na to że była kobietą. I wcale nie pomagała myśl, że gdyby była mężczyzną to już byłaby trupem. Nie potrafiła zmusić umysłu by funkcjonował w logiczny sposób. Jakoś nigdy jej to nie przeszkadzało, jednak teraz, w tej chwili, wolałaby być inna, normalna, racjonalna, nie taka…

Tyle tylko, że to jej teraz nie pomagało. Musiała myśleć, działać. Nie mogła pozwolić by TO wygrało. Później się rozpadnie… Czuła to, tuż pod skórą, ten rozkład który cuchnął jak Blorelin i którego smród wypełniał jej nozdrza. Może jej nie zabił, nie teraz, ale coś zniszczył. Nagle poczuła nieprzepartą potrzebę by mu się za to odpłacić. By odpłacić im wszystkim. Nigdy nie była mściwa, złość zbyt szybko ją opuszczała, wyganiana przez inne sprawy. Teraz jednak aż sapnęła uderzając ogonem o podłogę. Uchwyciła się tej złości bo była łatwiejsza do zrozumienia, nie niosła bólu, wysuszała łzy. Dopięła pas i wstała, krzywiąc się gdy materiał spodni otarł się nieprzyjemnie o wewnętrzną stronę ud. Będzie musiała znaleźć kogoś, kto by ją obejrzał, jednak myśl o tym że obca osoba, czy nawet Doc, miałby jej dotykać, sprawiła że znowu zrobiło się jej niedobrze i poczuła jak oblewa ją zimny pot. Nie, to będzie musiało poczekać. Zresztą, nawet jeżeli uda się odeprzeć napastników, to z pewnością znajdą się ranni, którym pomoc medyczna przyda się bardziej niż jej. Na pewno…

Jej wzrok znowu powrócił do trupa, jakby nie była w stanie oprzeć się jakiemuś wewnętrznemu przymusowi, by na niego patrzeć. I chociaż napawało ją to obrzydzeniem to wiedziała, że musi się do niego zbliżyć, dotknąć go, przeszukać. Potrzebowała jego broni i sprzętu, który miał przy sobie. Wszystkiego co mogło pomóc jej przeżyć. Niechętnie więc, chociaż nie bez pewnej zimnej, okrutnej przyjemności, która pojawiła się jakby znikąd, podeszła do niego i zaczęła zbierać wszystko co mogło się jej przydać. Jednocześnie nasłuchiwała i rozglądała się za nowymi zagrożeniami. Nie popełni tego samego błędu po raz drugi. I mimo, że w tej chwili była tego pewna, to i tak gdzieś z tyłu głowy kołatała się jej myśl, że jednak popełni bo taka już była. Pewnych rzeczy po prostu nie można było zmienić, nawet gdy się za nie płaciło wysoką cenę.

Hangar jednak pozostał cichy i spokojny, jakby specjalnie dla niej wszyscy zapomnieli o jego istnieniu. Vis pospiesznie zabrała zarówno pistolet jak i nóż i obra granaty, które trup miał przy sobie, a które jemu nie były już potrzebne. Nie wiedziała jakiego są rodzaju, ale z tego co wiedziała, z zasady robiły całkiem sporo zamieszania, a niekiedy dochodziły do tego także zniszczenia. Coś czuła, że mogły okazać się potrzebne. W następnej kolejności, starając się unikać wzrokiem martwego Blorelina, głównie dlatego że miała ochotę wyładować złość na jego trupie, zaczęła się zastanawiać co dalej. Nie miała pojęcia gdzie są członkowie załogi Fenixa. Nie miała chwilowo jak się z nimi skontaktować, czy chociażby ich namierzyć.

Opcji było kilka, jednak Vis uparcie odrzucała jedną po drugiej. Zwykle wystarczyło by pomysł wpadł jej do głowy by zaczęła jego realizację. teraz jednak… Teraz wybierała ostrożnie, kierowana strachem. Mogła spróbować zablokować główne wejście do hangaru, mogła spróbować włamać się do fenixa, mogła także pokombinować nad sposobami uszkodzenia wrogiego statku, jednak żaden z owych pomysłów nie wydawał się jej dobry. W końcu zdecydowała się zawrócić, zostawiając Fenixa, który do niedawna wydawał się jej oazą bezpieczeństwa, a teraz był dla niej przede wszystkim świadkiem tego co się stało. Niemym świadkiem, ale jednak… Istniały jeszcze inne sposoby namieszania w planach napastników. Odcięcie im dostępu do bazy wydało się dziewczynie najważniejsze, a co za tym szło, jej celem, gdy wreszcie go obrała, stały się drzwi do magazynu. Musiała je zablokować w jakiś sposób, tak żeby tamci nie byli w stanie z nich skorzystać. Podobnie miała zamiar zrobić ze śluzami. Miała nadzieję, że uda się jej dokonać tego co zamierzała, a później… Później ruszy na poszukiwanie reszty. Wątpiła bowiem by w pojedynkę udało się jej ujść z życiem.

Drzwi do magazynu z początku stawiły jej opór, który o mały włos nie przywołał z powrotem łez, jednak ogarnęła się i za drugim razem już problemu nie było. Panel posłusznie wykonał polecenia, które mu wydała. Upewniła się jeszcze, że nie będzie ich można odblokować ani z tej, ani z drugiej strony, po czym zebrawszy się na powrót w sobie, ruszyła szybko w stronę śluz.


Pierwsza śluza przyniosła jej ulgę i powrót wiary we własne siły. Już pierwsze podejście skończyło się sukcesem, przywołując na usta Vis lekki uśmiech. Ten jednak zgasł niemal natychmiast gdy dotarła do panelu sterującego drugą śluzą. Dodatkowo, jakby z czystej złośliwości losu, udało jej się kompletnie namieszać tak, że nie było szansy na zamknięcie drzwi śluzy. Utknęły, jak się jej wydawało w tej paskudnej chwili, na amen. Nawet walnięcie rogami w ścianę nie pomogło, chociaż zadziałało całkiem dobrze jako otrzeźwiacz. Rozejrzała się i nie myśląc długo, ruszyła do kolejnych drzwi, które na ich szczęście zaskoczyły od razu, gdy tylko ponownie wkradła się do systemu.

Gdy cichy syk, jaki drzwi z siebie wydały na potwierdzenie jej sukcesu, zamilkł, oparła się o nie plecami i spojrzała przed siebie. Była znowu w bazie, przed nią znajdował się korytarz i pomieszczenia mieszkalne, a przynajmniej tak się jej wydawało. Chwilowo było sama więc pozwoliła sobie na kilka sekund zamknąć drzwi. Świadomość znowu się ocknęła i podsuwać jej zaczęła niechciane obrazy. Coraz trudniej było wywoływać złość i trzymać się w kupie. Chwila radości nadwyrężyła wzniesione ściany, które zaczęły się kruszyć. Ostatniem woli zmusiła dłoń do tego żeby się uniosła i starła te nie dające się powstrzymać łzy. przecież jeszcze nie była bezpieczna. Nie wiedziała gdzie jest reszta, gdzie są przeciwnicy, nie wiedziała nawet co właściwie ma dalej ze sobą zrobić. Stać jednak i opierać się o drzwi nie mogła, tyle wiedziała z porażającą pewnością. Prędzej czy później ktoś by ją znalazł, a znając jej szczęście, to nie byłby przyjaciel. Tyle tylko, że nogi jej słuchać nie chciały, skłaniając się bardziej do poddania i pozwolenia by reszta ciała osunęła się na podłogę, niż do ruszenia do przodu. Zanim jednak tak się stało, usłyszała głosy, w tym jeden jak najbardziej znajomy.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline