Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2017, 23:06   #5
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
- Nigdzie nie idziecie - oznajmiła twardo blondwłosa. - Puścić was wolno byłoby... niemądre. Bardziej prawi towarzysze oburzyli by się, bo przeto napaść kolejnych możecie. Strzałą w plecy mogą was pożegnać. Chyba, że odejdziecie tylko z frakiem na ciele i jedzeniem, zostawiwszy resztę pod nogami... To mogłoby ich przekonać, choć nie jestem pewna - zakończyła kierując wzrok na jakże dobroduszną Famirę.

- Zostawić ich bez broni w dziczy to skazać ich na śmierć od dzikiego zwierza, puścić uzbrojonych też nie jest mądrze, nie potrzeba nam wroga za plecami - oceniła Famira. - Najbardziej honorowym wyjściem byłoby ich spętać i oddać w ręce sprawiedliwości, a jeśli nie poddadzą się dobrowolnie cóż zboczyli ze ścieżki sprawiedliwości i nie może ominąć ich kara. Śmierć w walce i przyzwoity pochówek wydaje mi się mniej okrutny niż pozostawienie ich bezbronnych na pastwę ścigających nas wargów

W oczach Nandora Pierworodna odznaczała się najwyższą ze wszystkich racji. Bestie Czarnoksiężnika ze swej skąpanej w Cieniu natury odznaczały się zajadłością. Przeciąganie tego, co powinno trwać zaledwie mgnienie oka, mogło w tym wypadku doprowadzić do poważniejszych problemów niźli działanie w pośpiechu. Nie wypuszczając łuku z dłoni podjął szemrzącą nutę leniwego strumienia pośród delikatnego szelestu liści ożywionych tchnieniem wiatru. Oto Dziecię Elentari wzniosło głos ku domenie Oromego, ku najbliższemu skrzydlatemu bratu, by przyniósł wieści o sługach mroku na południowym zachodzie.

Słysząc słowa szarookiej kobiety, Jonar syknął coś pod nosem, co z całą pewnością musiało być jakąś mało wyrafinowaną obelgą. Obrócił się powoli na pięcie, aby móc spojrzeć dziewczynie w oczy.

- Zabieraj to - powiedział rzucając na ziemię swój oręż - i wiedz, że jeszcze kiedyś się spotkamy, a wtedy głęboko pożałujesz swoich słów.

Tymi słowami pożegnał awanturniczą kompanię, lecz nim bohaterowie zdążyli zastanowić się nad posłaniem strzały w plecy bandyty, głos zabrał Baldor:

- Dziękuję wam! Zjawiliście się w ostatniej chwili! - powiedział, odrzucając konar, który miał posłużyć mu za improwizowaną broń w walce z oprychami.

- Nie wiem jak miałbym się wam odwdzięczyć, ale… Mam ze sobą żelazne narzędzia oraz zabawki z Dale, które zamierzam dostarczyć leśnym ludziom, a po drodze też dobić targu z poddanymi króla Thranduila. Sam nie dam rady, ale jeśli pomożecie mi to wynagrodzę was bardzo sowicie.

Rayna uniosła brew ze zdziwienia. Ogromnego, trzeba dodać.

- Że co? Idziesz z towarem i dopiero teraz się zorientowałeś, że sam nie dasz rady? - prychnęła półśmiechem. - Ludzie sami doprowadzają do swojej śmierci, pochopnością - pokiwała głową z przekonaniem.

- Nie byłem sam - odparł spokojnie Baldor. - Towarzyszyć mieli mi tamci trzej, lecz dość szybko uznali, że łatwiej jest kogoś okraść niż uczciwie zapracować na swoje wynagrodzenie.

- W istocie niejaki Baldor otrzymał zezwolenie na pobyt w Salach Thandurila i Pierworodni oczekują transportu - potwierdził Aerandil już bez broni, niespiesznym krokiem opuszczając schronienie cienia drzew Taur e-Ndaedelos. Lewa dłoń spoczywała za plecami, zaś spojrzenie wpatrywało się niewielkie, skrzydlate stworzenie przycupnięte na wyciągniętym wskazującym palcu prawicy.

- Mam także dobre wieści. Wysłannik Manwego potwierdził skuteczność zabiegów Syna Słońca. Sługi Czarnoksiężnika powróciły do swych leży - poinformował i podniósł dłoń, by ptak mógł odlecieć, po czym dodał głównie w kierunku Baldora. - Serce zawsze lgnie ku miejscu, które mogę zwać domem.

- E, znowu mi grozisz? - Rayna łypnęła podejrzliwie na długouchego mężczyznę, nie do końca pojmując potok jego idealnej wymowy.

- O eskorcie trzeba było myśleć przed wyruszeniem z Esgaroth, stary głupcze - Saga zrugała bezmyślność kupca z wolna kierując się do porzuconych przedmiotów. Tymczasem Baldor nic jej nie odpowiedział, a jedynie bezradnie opuścił ramiona i westchnął.

- Mam nadzieję, że nie ona jedna tu rządzi - zwrócił się do pozostałych, kiedy Saga była na tyle daleko, że nie mogła usłyszeć jego słów. - Raczej nie jest dobrym słuchaczem...




Kiedyś i ona była taka jak niektórzy z towarzyszy, których skompletował Darr. Nawet była taka jak i sam Darr.

Idee.

Kiedyś miała zajęcie do idei.
Kiedyś wychowywała się na ideach.
Kiedyś broniła idei.

Do czasu, w którym życie nie pokazało jej ile były warte idee w tych czasach... Czy może ile warte były od zawsze?

Wyznawanie idei było życiem w nieświadomości. Odpychaniem od siebie prawdy otaczającego świata. A ta była prosta... Brutalna... Jedyna.

Saga beznamiętnie patrzyła na ideę płonące w sercach niektórych towarzyszy. Dla nich świat wydawał się tak piękny, nieskazitelny i dobry, że mogłaby przysiąść i czekać i obserwować... Obserwować kiedy w końcu do nich to dobrze, następnie rzucić suche "nareszcie się ocknąłeś" i odejść pozostawiając człowieka w mentalnej przepaści, z której nie było odwrotu.

Brutalnie rozbity światopogląd.

Taki był wynik życia wypełnionego ideami.
 
Proxy jest offline