Tego ważnego dnia Berrim wstał jak zwykle, czyli jeszcze przed świtem. W głowie ciągle tkwiła myśl o spotkaniu, ale z każdą chwilą ważniejsze stawały sie dla niego zlecenia na ten dzień, które miał spisane obok wiadomości od Elfa, kilka prostych robót - wykuć zestaw podków, wyklepać hełm strażnika, naostrzyć siekierę dla drwala i zrobić patelnie dla sąsiada. W sumie niewiele do zrobienia pomyślał po przeczytaniu listy. Jak już rozpalał ognień w kuźni, to spalił i listę, i list, żeby nie było problemu.
Mimo brzydkiej pogody Berrim udał się do karczmy dość wcześnie, bo około godzinę po południu. Ubrał się normalnie jak miał w zwyczaju, czyli tak jak do kuźni, ale narzucił jeszcze na ramiona stary płaszcz.
W karczmie, o dziwo, było całkiem dużo ludzi jak na tak wczesną porę. Zamówił prosty obiad, czyli kaszę i gulasz wieprzowy, a do tego kufel piwa, siadł razem z innymi krasnoludami, żeby nie budzić większych podejrzeń i tak będzie siedział tutaj prawie cały dzień.
Pod wieczór (i po 8 piwach) zauważył wchodzącego Felixa, a kilka minut po nim strażników. W sumie nie było to ostanimi czasy rzadkie, ale i tak zebrał się porządny tłum gapiów. Wyciągnęli siłą karczmarza z jego przybytku i poszli z nim gdzieś Pewnie na przesłuchanie go biorą... Biedak... pomyślał. Chwilę później ujrzał Felixa, który szedł gdzieś na zaplecze, szybko go dogonił na swoich małych nóżkach, żeby nie zgubić go w tłumie ludzi. Gdy znaleźli się w kryjówce, Felix od razu zaczął mówić.
Gdy usłyszał, że ktoś może odkryć ich spisek wystraszył się i zaczął myśleć Czy spaliłem ten cholerny kawałek papieru? Czy ogień w kuźni do tego wystarczył...? Chwilę później odpowiedział: Zgadzam się z Felixem, musimy znaleźć jakąś nową kryjówkę. Sam nie mogę póki co nic zaproponować. |