Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2017, 06:46   #134
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Czuł się niczym zabawka w rękach bytów najwyższych. Raz czuł wszystko nad wyraz intensywnie. Strach, lęk, obawę. Wszystkie te uczucia w jakie obleczono człowieka by potem czuć się z nich wypruty. Jakby raz ktoś napełniał kielich a potem wylewał z niego wszystko pozostawiając pustym.

Zabawka.

- Trikia o czym ty… - sięgnął ostrożnie w kierunku dziewczyny. Dziewczyny o którą o dziwo się trwożył, lękał - Nie ma w tym żadnej twojej winy. Koło się obraca. Róża krwawi. Sama słyszałaś. To wszystko dzieje się na nowo. Raz los plecie się tak, następnym razem będzie tkany inaczej. Nie mamy na to żadnego wpływu. Musimy płynąć jego nurtem, lecieć na jego skrzydłach. Niczym Wachlarz rzucony na wiatr… - zamilkł.

- Musisz żyć - dodał po chwili patrząc na nią błagalnie by z nim została

- Ja muszę … wracać. Oni tam … cierpią… giną.
Zajęczała piskliwie.
- Ty… szukają...ale… przecież ja… ja musiałam.

- Co musiałaś? To wszystko co teraz odczuwasz. Ten ból i cierpienie to moja wina. To spływa na mnie. To ja biegłem w tym kierunku, to ja wymusiłem na Tobie wizytę u Pani Liści i Traw, to ja ich tam sprowadziłem. Nie ty. To ja sprowadziłem śmierć na Twój lud. To spływa na mnie - powtórzył na końcu.

I dlatego przestaję czuć cokolwiek Trikia. By nie zwariować” - dodał już w myślach.

Przez chwilę jeszcze skrzydlate stworzenie leżało na ziemi. Potem poderwało się do lotu.
- Tunel? - zaproponowało. - Jeżeli zabierzesz mnie ze sobą.

- To od początku było moim zamiarem gdy tylko zaproponowałem Ci wędrówkę ze sobą. Chodź. Czas na nas - ruszył ponownie w kierunku w którym poprzednio prowadziła go Sylfida.

Kielich na nowo stawał się pusty.

Przed oczyma jednak nadal widział Panią Liści i Traw.

Ruszyli w dalszą drogę, lecz tym razem wolniej i w ponurych nastrojach. Las stawał się naprawdę ponurym miejscem. Pełen pajęczyn, śmierdzący zgnilizną i rozkładem potęgował tylko nastrój przygnębienia, w jaki popadł Tobias. Co jakiś czas gdzieś z dala, spośród drzew, dobiegał jakiś dziwny dźwięk. Jakby złośliwy śmiech. Albo płacz Albo kaszel. Nie miał pewności. I nagle, pomiędzy drzewami zobaczył kogoś. Mężczyznę który wyglądał jak dziwne skrzyżowanie kolczastego krzaka i człowieka. Stał dosłownie kilka kroków od ścieżki, między drzewami, ale chyba ich nie widział.

Tobias zatrzymał się. Popatrzył pytająco na Trikię. Kiedy ta również popatrzyła na niego pytająco. Wskazał palcem na stworzenie-krzak i poruszył wargami pytając bezdźwięcznie “co to?”. Potem wskazał na ścieżkę, którą szli i kiwnął głową na tak by potwierdzić czy mają iść dalej.

- Ale co, co to? - najwyraźniej nie rozumiała co pokazuje.

Pokręcił lekko głową zrezygnowany i ruszył ostrożnie przed siebie. Zerkał w kierunku człowieka-krzaka.

- Kim jesteś? Czego chcesz? - rzucił do postaci kiedy był od niego w miarę na bezpiecznej odległości?

Mężczyzna krzak odwrócił się w jego kierunku i przez chwilę Tobias dostrzegł przekłutą cierniami, niczym pancerzem, twarz. Oczy wydawały się znajome, ale nie miał pojęcia skąd je zna. A potem nagle mężczyzna znikł, jakby był jedynie widziadłem. Ułudą.

- Widziałaś go Trikia? Widziałaś tego faceta z twarzą pełną kolców? - rzucił do dziewczyny patrząc się nadal w miejsce gdzie dotychczas widział postać.

- Nie. Niczego nie widziałam. Nikogo nie widziałam. - Powiedziała zaniepokojonym tonem. - Powinniśmy iść. Trzymać się ścieżki. One się budzą. Musiały poczuć mój smutek.

- Kto się budzi? - Tobias ruszył dalej ścieżką ale przez chwilę patrzył jeszcze w miejsce w którym wydawało mu się, że widział dziwną postać.

- Mieszkańcy tego lasu. Omiamiaki. Mamuny. Zwodniki. Paskudy paskudne. Niby miłe, niby szczere, a gotowe uśpić cię i wessać się w twoje sny. Żywią się nimi, karmią, sycą, aż w końcu, po jakimś czasie, nieszczęśnik uśpiony ich luminą zmienia się w śniącą stertę kości. Nadal mającą swe sny. Paskudy. Prawda?

- No to może właśnie takiego widziałem. Choć twarz miał znajomą nawet pomimo tych wszystkich cierni ją przebijających. Jakby postać ze snu. Ta cholerna amnezja jest wkurzająca. Niby powinienem wszystko wiedzieć, znać te miejsca, ludy zamieszkujące tą krainę a czuję się jakbym biegał z pustą kartką papieru w głowie - ciągnął rozmowę.

- Może to był Kent od Ostrza - zasugerowała. - Jeden z Wieloświatowców. Byliście przyjaciółmi, tak mówią. Może, jeśli ty przybyłeś on również? Może szuka cię? Albo jest w niebezpieczeństwie. A może to paskudniaki omiamiaki. Kto to może wiedzieć?

Odzyskiwała humor. Jak małe dziecko w jednej chwili tragicznie złamana smutkiem w drugiej, radosna jak motylek.

- No widzisz. Ponoć przyjaciel a ja nic o nim nie wiem. Nic cholera. Nie mam nawet, żadnego przebłysku w jego temacie. Nic. Słowo puste jak każde inne. Jesteś w stanie choć trochę poopowiadać mi o pozostałych Wieloświatowcach jak nas nazywasz? - widząc zmianę jej nastroju chciał go podtrzymać. Jeszcze nie raz na pewno zapłacze nad losem swoich pobratymców.

- Ja uwielbiałam Szaloną Dox z opowieści. Wiesz. Zawsze kroczyła własną ścieżką. Miała potężną luminę. Potrafiła zmaterjalalizawować to, co śniła. Super. Wszystko. Ożywało i słuchało swej władczyni. Rewelacyjne! I też Córa Jónsa mi się podobała. Taka dzika i smutna. W sumie nieszczęśliwa. Ale miała straszną moc. Ożywiała umarłych. Brrrr. Wyobraź sobie, że taki dajmy na to Pan Ropuch wraca do życia i znów pożera moje siostry.

Nagle zamilkła i znów zapadła cisza przerywana tylko trzeszczeniem drzew na wietrze.

No tak, to też okazało się koniec końców nie najlepszym pomysłem. Już się nawet zdążył ucieszyć, że Trikia pochłonęła się opowieścią a on pozna choć trochę pozostałych Wieloświatowców. Wyszło jednak jak wyszło. Milczał również przez chwilę rozglądając się wokół.

- A ten Kent od Noży i Wachlarz. Co o nich mówią legendy? - nie wytrzymał jednak

- Od Ostrza - poprawiła go - Kent od Ostrza. Najlepszy szermierz w Dominium. A Wachlarz. Wiesz. Mówiono, że potrafił bywać w kilku miejscach na raz i nie miał sobie równych w akrobacjach. Zwinny, składał się jak wachlarz. Aha. I władał luminą. Potrafił przyzywać wichury i wiatry. Tak mówią. Ale to legendy. Stare i mogą być nie do końca prawdziwne.

- Czyli taki sobie nijaki - mrugnął do Triki - Ciekaw jestem dlaczego się skumplowali? No ale szczerze mówiąc to mam inny problem na głowie. Nie wiem za żadne skarby jak wygląda kraina tego ludu Nar, Var. Więc nie wiem co mam sobie wyobrażać byśmy mogli się tam przenieść.Kiedy już dojdziemy do tego kręgu?

- To są wzgórza. Tyle wiem. Surowe i pełne popiołu.Tyle wiem.

- A co słyszałaś o ludziach tam zamieszkujących. I co mówią o tym władcy? - zadawał kolejne pytania chcąc chociaż trochę pobudzić swoje wspomnienia.

- Lud Nar - westchnęła. - Potężni wojownicy. Nieśmiertelni. Zrobili coś strasznego i dlatego tacy są. Mówi się, że spalili na ofiarnym stosie wszystkie swoje dzieci, wszystkich starców, chorych i słabych. Że została ich tylko nieliczna grupa starannie wybranych wojowników i wojowniczek. I że duchy ofiar czynią ich prawdziwie nie do zabicia. Maska się ich boi, bo są zadeklarowanym wrogiem Maski. Wszyscy się ich boją. Ale Wieloświatowi stali obok nich. Byli sojusznikami. A jeden z nich, tak mówią, Enoch Ognisty, został nawet przyjęty do klanu.

Enoch. To imię też budziło emocje. Kojarzyło się z kimś dzikim, temperamentnym i porywczym, ale szczerym i spontanicznym.

- To imię nie jest mi obce…. Zobaczymy co będzie. Skoro to wrogowie Maski to będą naszymi sojusznikami. Daleko jeszcze? - zapytał.

- Niedługo dotrzemy. Ale… - zawahała się przez chwilę. - Ile wiesz o Tunelach?

- Trikia - przystanął na chwilę i zaczął jej tłumaczyć - Musisz sobie założyć, że nie wiem nic. Nie pamiętam. Nie zadawałbym Ci aż tylu pytań gdyby było inaczej - ruszył znowu - Tylko to co mi powiedziałaś o tym kręgu, poświęceniu krwi i myśleniu o miejscu do którego się podąża. Marnie prawda jak na gościa, który umiał pojawiać się w wielu miejscach na raz.

- Wiesz - mruknęła - to tylko legendy i historie o Dziesiątce Wieloświatowców. Nie wszystko w nich jest prawdziwe. Minęło wiele czasu. Koło zdążyło się obrócić. Widzę, że jesteś jak motyl we mgle w lesie pełnym pajęczyn. Czuję to. Ale, będzie ten moment, gdy przypomnisz sobie wszystko. Znów staniesz się Wachlarzem i odzyskasz swoją luminę. A wtedy, w kolejnym cyklu, kto wie, czy nie będzie się opowiadać historii o Triki, sylfidzie, która odnalzała potężnego Wachlarza i poprowadziła ku chwale. Zresztą. Dominacja Maski to terror, groza i lęk o jutro. Myślę, że znów wprowadzicie zmiany. Na lepsze.

Kiedy Trikia mówiła, Tobias dostrzegł z niepokojem, że robi się coraz zimniej i mroczniej. Do tego zaczęła się podnosić mgła. Niczym oddech olbrzyma zagrzebanego w miękkim piasku. I podobnie jak wyziewy z niemytej gęby, także ten opar śmierdział stęchlizną i zgnilizną.

- Trzymaj się blisko mnie Trikio Dzielna. Przyspieszmy jednak. Mam wrażenie, że Maska zaczyna mieć kontrolę nad tą wyspą a ja jestem zbyt słaby by jej się przeciwstawić.

Pewnie nigdy nie będę” - pomyślał gorzko o swojej niemocy

Przyspieszył do szybkiego biegu.

Skrzydlata wróżka leciała obok niego ale w pewnym momencie wylądowała mu na ramieniu i chwyciła za ubranie. Tak mogli podróżować szybciej.
Po jakimś czasie nagle drogę zagrodziły im ciernie. Ścieżka zarosła jakimiś paskudnie wyglądającymi, kolczastymi, wysokimi do pasa roślinami. Co więcej wydawało się, że rośliny te w jakiś sposób żyją, że ich korzenie nie są nieruchome, lecz wiją się i plączą, jak węże.

- O nie! - westchnęła Trikia. - Wężocierniokost. Niedobrze. Nie przejdziesz tędy. Kolce rozedrą cię na strzępy. Ktoś odciął nam drogę do Tunelu!

- Jestem w stanie je przeskoczyć ale musisz mi powiedzieć jak długo one się ciągną? Czy tylko ta ściana czy całe pole? Szlag by trafił tą moją niepamięć.

- Nie wiem. Nigdy wcześniej ich nie było. Jesteśmy już blisko, ale nie wiem jak blisko. Mogę polecieć i sprawdzić, jak chcesz. - Spojrzała w zamglony, gęstniejący półmrok pochłaniający las wokół nich i coraz bardziej zawężajacy ich pole widzenia.

- Każdy wybór jest zły - mówił szybko - tutaj ciernie, z boku zagrożenie w postaci Mamunów Oamamiaków czy innego świństwa czyhającego na Twoją śmierć. Może robię źle, może będziesz przeklinać los, jeżeli nie robisz tego już teraz, że mnie postawił na twojej drodze a może będziemy właśnie pisać nową historię Trikia. Trzymaj się mnie. Czas sprawdzić ile z legend jest prawdziwych na temat Wachlarza.

Cofnął się szybko a potem w pędzie ruszył na spotkanie ściany cierni. Będąc jeszcze na bezpiecznej odległości wyskoczył w powietrze by przeskoczyć powstałe zagrożenie. Możliwe, że był to ostatni skok w jego życiu, nieżyciu. Chciał jednak jeszcze raz poczuć wiatr na twarzy.

Ukochany symbol wolności.
 
Sam_u_raju jest offline