Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2017, 09:22   #18
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
22 maja 1853



Obudziło go ziewanie, jego własne zresztą. Szybko obudził się siadając wesoły, niczym konik polny. Tyle rzeczy czekało na niego ciekawych, tyle wspaniałości XIX wieku oraz tyle seksu, jeśli tylko Charlie miałaby ochotę oraz możliwości. Szkoda tylko, że nie będzie królików, ale nic to. Kolejnym razem, zaś jego zasoby krwi były dosyć spore. Przydałoby się jednak przekąsić jakieś ciasteczko, ale cóż, marne szanse, choć kto wie. Oraz odnaleźć księcia. Właściwie tutaj mógł tylko liczyć na jakiegoś farta. Bowiem jak inaczej to zrobić. Ot, trzeba było się pokręcić po ulicach, znaleźć jakiegoś wampirka oraz spytać. Po drugiej stronie drzwi panowała cisza. Jednak wampir widział wąską smugę światła sączącą się przez otworek od klucza.
- Charlie, to ty, czy nie ty? Jak ty odezwij się, jak nie ty, to nie ma tutaj nikogo - wyjaśnił uprzejmie osobie, która coś tam zapaliła, pewnie pochodnię zwana dziwacznie lampą.

Nikt mu nie odpowiedział. Więc zniecierpliwiony szybko zarzucił coś na siebie, żeby okryć intymne części oraz przekręcił klucz otwierając. W pokoju było dosyć ciemno, nie licząc lampki palącej się na małym stoliku. Charlie, bo tak podejrzewał wampir, leżała na sofie i chyba drzemała, z książką przykrywającą twarz.


Z kuchni dobiegło do niego ciche chrobotanie. Wykonał więc szybko dwie rzeczy: po pierwsze podszedł do teoretycznej Charlie, żeby upewnić się, czy teoria była prawdziwa. Po drugie przeciągnął się, zaś chrobotanie zlekceważył. Nawet bowiem on nie miał ochoty na wyssanie myszy, jeśli akurat zdołałby schwytać. To była jego znajoma. Miała na sobie prostą, szarą suknie, dużo skromniejszą od tych w jakich widział ją do tej pory.


Jednak chyba kobieta należała do tego gatunku istot, które niemal zawsze wyglądają ładnie, czy mają królewską kreację, czy prostą sukmanę. Pewnie kwestia naturalnej budowy ciała, na którą Charlie nie mogła narzekać. Spała, więc była zmęczona. Nie chciał jej budzić, hm, rozejrzał się, czy jest obok jakiś kawałek kartki, kałamarz oraz pióro. Było biurko, bez problemu dostrzegł na nim kartki jednak próżno było szukać piór i kałamarza. Czyli pomysł poszedł się ten tego. Cóż, wobec tego postanowił chwilę poczekać, korzystając zaś z jej snu sięgnął po książki zakładając, że ich lektura trochę pomoże mu rozumieć epokę. Przechodząc przez pokój dostrzegł przygotowane, znane mu już odzienie. Widać jednak Charlie musiała oddać je do praczki czy kogoś, bo było czyste i równe, koszula była ewidentnie nowa. Wobec tego kobieta nie licząc swoich obowiązków dała radę wpaść do jakiegoś kupca i mu ją nabyć. Z kuchni nadal dobiegało to irytujące chrobotanie. Kiedy więc nie mógł już wytrzymać polazł do tej kuchni chcąc odchrobotać mysz. Jednak nie zastał tam myszy. Zamiast tego stała tam niewielka klatka, a w niej inny gryzoń.


Genialna dziewczyna, rozczulił się. Właściwie ludzie jadali królika, on pijał krew, więc nawet później dałoby się go pewnie wykorzystać. Zadowolony złapał zwierzę oraz po prostu wbił w nie swoje kły wysysając wstrętną, zwierzęcą purpurę, do której planował się przyzwyczaić. Nie planował sprawiać bólu zwierzęciu. Zwyczajnie zrobił swoje uważając, żeby nie rozchlapać nawet kropli. Świństwo kiepskie, jednak pożywne, jak smaczniejsze potrawki. Gdy był w kuchni nagle usłyszał rąbnięcie czegoś ciężkiego o ziemię. Szybko zerknął starając się poruszać szybko, lecz dosyć ostrożnie. Pewnie książka spadła, chyba że coś większego? Książka rzeczywiście leżała teraz na podłodze, natomiast Charlie przecierała twarz. Najwyraźniej nawet ją ten łomot obudził. Uśmiechnął się do niej.
- Witaj Charlie – powiedział cichutko, tak żeby jej nie wybijać ze snu, jeśli chciałaby chwilę dłużej podrzemać. Poświęciła mu wszak całą niemal poprzednią nockę.
Charlie opuściła dłonie i spojrzała na niego radośnie.
- Dobry wieczór. - Powoli sięgnęła po książkę. - Musiałam przysnąć.
- Dobrze zrobiłaś. Nie chciałem cię obudzić. Prawdę mówiąc pomyślałem, że wybiorę się sam na spacer, żebyś mogła się przespać. Tylko nie miałem jak napisać, abyś się nie martwiła. Oraz dziękuję za królika, był … pożywny, właściwie muszę się umyć, wybacz na chwilkę. Spokojnie, poleż jeszcze
.

Skoczył do łazienki, choć właściwie poza paroma kroplami krwi nie miał jakichś brudniejszych fragmentów. Jednak dokładnie przemył twarz, wypłukał usta, nawet trochę wyczyścił je palcami. Królika zaś odłożył na jakiś półmisek. Niewątpliwie się przyda. Później ubrał się w przygotowany strój gentlemana oraz znów ruszył do dziewczyny.
Charlie siedziała na sofie. Podczas jego nieobecności zapaliła kilka dodatkowych lamp.
- Pociągnąłbyś za tamten sznur? - Kobieta wskazała na bogato haftowany pas wiszący nieopodal drzwi.


- Obiecałam Dosett, że dam jej znać gdy będzie mogła ci przynieść podwieczorek. - Wampir mógłby przysiąc, że w głosie Charlie pojawiła się lekka ironia.
- Oczywiście – pociągnął elegancki sznureczek. Wiele rzeczy się zmieniło, jednak przywoływanie jedzenia wydawało się identyczne, jak 1300 lat jeszcze temu. W pokoju nie rozległ się żaden dźwięk, jednak wampir mógł usłyszeć cichy dzwoneczek gdzieś na dole. - Chociaż obawiam się, że niekoniecznie zjem to, co przyniesie. Jak wiesz, próbowałem wcześniej. Lubię niektóre potrawy, dlatego spróbuję dania pani Dosett, jednak wątpię, żebym chciał bardzo wiele – wspomniał, bowiem przeciwnie do innych, mógł bez problemu jeść ludzkie jadło oraz czynił to niekiedy dla czystej przyjemności. Nieczęsto jednak coś na tyle mu smakowało, żeby się na to decydował. Powiedzieć by można, że był po prostu degustatorem.
- Cóż… zachwyciłeś starszą panią, to teraz będzie cię dokarmiać. - Charlie podniosła się i podeszła do biurka. Otworzyła jedną ze skrytek i wydobyła z niej, coś co nawet przypominało kałamarz i dziwny podłużny przedmiot.


- To wieczne pióro, jakbyś chciał w przyszłości coś napisać.
- Hm, niezłe. Gdzie należy je namaczać, jakby co
? - spytał przypatrując się ciekawie metalowemu przedmiotowi. Wydawał się ostry, zdolny do pisania. Brakowało jedynie inkaustu.
Charlie sięgnęła po jedną z kartek i sprawnym ruchem się podpisała.
- Obecnie jest załadowane, potem mogę ci pokazać jak się je uzupełnia.

Jak na sygnał u drzwi rozległo się pukanie. Do pokoju wkroczyła panna Dosett. Charlie bez słowa, tak jak poprzedniej nocy ruszyła do stolika.
Dziwne pióro. Jednak właściwie nie zdążył się mu przyjrzeć, kiedy weszła pani Dosett. Gaheris powitał ją uśmiechem. Nie za bardzo orientował się, czy wypada pierwszemu powiedzieć dzień dobry, czy poczekać na powitanie wchodzącej właścicielki kamienicy. Doskonale, że udało mu się umyć po konsumpcji królika.

Charlie wskazała mu, tak jak poprzedniego wieczoru, krzesło naprzeciwko siebie. Panna Dosett widząc go uśmiechnęła się szeroko.
- Och, dobry wieczór. - Wyraźnie ucieszyła się na jego widok. - Przygotowałam dla Państwa jakąś przekąskę. - Powoli starsza Pani odsłaniała półmiski, wampir mógł być pewien jednego, nie wyglądało jak “przekąska”. - Czy udało się Panu jakoś zadomowić Panie Ashmore?
- Dziękuję, szanowna pani Dosett
– skinął uśmiechając się, chociaż trochę było mu głupio, ponieważ landlady starała się właśnie dla niego. Tymczasem wiadomo, mógł smakować wspaniałe potrawy, jednak nie były dla niego specjalnie pożywne. Jednak starania należało docenić. - Proszę pani, ależ to królewska uczta, ja nie wiem, co powiedzieć, jestem pod wrażeniem. Wygląda przepysznie i chętnie spróbuje te wspaniałe pyszności. Zaś jeśli pyta pani o zadomowienie, cóż bardzo powoli. Szczęśliwie mam kuzynkę w Londynie. Wie pani, bez krewnych nie jest prowincjuszowi łatwo.
- Z pewnością tak uroczy młody człowiek jak Pan poradziłby sobie doskonale. Mogłaby się Pani czegoś nauczyć od kuzyna Panno Ashmore
. - Przez chwilę wampir mógł dostrzec zaniepokojenie na twarzy starej Dosett gdy zerknęła na Charlie.
- Uczę się cały czas Panno Dosett. - Ich spojrzenia spotkały się i wydać się mogło, że wymieniły w ten sposób między sobą milion uwag, nie mówiąc nawet słowa.
- Wobec tego nie będę Państwu przeszkadzać. - Gospodyni skłoniła mu się, uśmiechając ciepło i opuściła pokój.
Charlie polała im herbaty i sięgnęła po pierwsze kąski.
- Chciałabym ci pokazać, centrum Londynu. - Widział, że jest zmęczona. - Myślę, że tam będzie ci najłatwiej trafić na innych.
- Masz rację
– przyznał dziewczynie rację. - Wprawdzie u nas w centrum miasta był pałac i wampiry tak zdarzały się stosunkowo rzadko. Jednak skoro twój Londyn jest tak gigantyczny – westchnął przypomniawszy sobie drogę dorożką – całkiem prawdopodobne, że jakkolwiek owo centrum wygląda, będzie tam dużo ludzi oraz może jakieś wampiry. Tylko wiesz, Charlie, trochę mi głupio, właściwie bardzo głupio, że pozbawiam cię godzin wypoczynku – przyznał patrząc na nią z troską. - Jak było dzisiaj, opowiedz proszę? - popatrzył ciepło na Charlotte ujmując delikatnie jej dłoń.
- Dzień jak codzień. Tylko spróbowałam się na chwilę wyrwać między zajęciami, po tego gryzonia. - Charlie uśmiechnęła się, wyraźnie cieszył ją jego dotyk. - John to fajne dziecko, może nieszczególnie bystre, ale chce się uczyć, a to już prawdziwa rzadkość. Wracając zaszłam po koszulę dla ciebie. Powinniśmy zamówić ci tu krawca, by dopasował do ciebie te surduty, a najlepiej uszył coś na miarę, tylko zastanawiam się czy jestem w stanie zaprosić kogoś po zmroku.

Urocza Charlie sięgnęła po kawałek kolejnego dania. Na szczęście miała apetyt za ich dwójkę.
- Smacznego - powiedział widząc, jak wcina smaczne jedzonko. - Dziękuję za gościnę oraz za królika. Właściwie chyba możnaby go już oddać pani Dosett - cóż chyba bowiem Charlie nie gotowała sama. - Jak wygląda centrum miasta, do którego idziemy? - spytał swoją przyjaciółkę, bowiem chyba tak mogli się wspólnie nazywać.
- Jest większe i gęstsze niż to co widzisz tutaj. - Charlie uśmiechnęła się. - A co do Panny Dosett, możesz jej go ofiarować, będzie wniebowzięta. Taki podarek pasuje do tak uroczego człowieka jak ty, Henry.- W jej głosie znów pojawił się sarkazm. Mrugnęła do niego i upiła herbaty.
- Świetnie. Wobec tego wyskoczę teraz. Spokojnie zjedz, potem zaś ruszajmy. Jesteś świetna - ucieszył się pomysłem Charlie tak, że aż pocałował jej policzek. - Gdzie mam iść, gdzie mieszka pani Dosett, znaczy które są jej drzwi?
- Niepokoi mnie twój entuzjazm, czyżbyś lubił starsze panie
? - Sięgnęła po kolejne danie. - jak zejdziesz to po lewej. Drzwi są przeszklone i jest na nich kołatka.
- Lubię - przyznał - przypominają mi mamę oraz dawne lata - westchnął. - Ponadto są nieco bliższe memu wiekowi, wprawdzie wiem, że mężczyzna w związku bywa nieco starszy, jednak 1300 lat to trochę więcej niż 1250, co nie? - zażartował sobie ruszając po królika do kuchni, później zaś do pani Dosett.
Charlie tylko machnęła ręką.
- To i tak mniejsza różnica niż między nami, czyż nie? - Uśmiechnęła się gdy podszedł do drzwi. - Jak wrócisz, zbierzemy się do centrum.
- Jasne, jesteś wyjątkowa, dlatego w twoim przypadku, różnice nie mają znaczenia
- otworzył drzwi ruszając szybkim krokiem. Chciał wręczyć prezent sympatycznej landlady. Później szybko powrócić. Wspólne odwiedziny londyńskiego centrum czekały!
Wampir wychodząc zauważył, że Charlie się zarumieniła. Szybko odwróciła się w stronę okna.

Na korytarzu panowała cisza. Schodząc po schodach zdało mu się, że z mieszkania piętro niżej dotarła do niego kołysanka. No tak… podobno było tam małżeństwo z maluchem. Niżej panowała już absolutna cisza, nie licząc odgłosów dochodzących z pokoi, które miały należeć do Panny Dosett. Były to jedyne drzwi z niewielki przeszkleniem.
- Stuk! Puk! - lekko zastukał do drzwi landlady. - Pani Dosett! - powiedział nieco głośniej, specjalnie tak, ażeby kobieta mogła go usłyszeć.
Usłyszał rumor i po chwili zobaczył jak starsza pani zbliża się do drzwi. Kobieta najwyraźniej coś zmywała, bo idąc wycierała dłonie w fartuch. Była zirytowana, ale jak tylko zobaczyła wampira uśmiechnęła się i otworzyła drzwi.
- Coś się stało? Zabrakło Państwu czegoś? Wystarczyło zadzwonić.
- Proszę wybaczyć. Nie pomyślałem
- jakoś właściwie niespecjalnie rozumiał, co kobieta ma na myśli. Może powinien poprosić Charlie, żeby kupiła jakiś dzwonek, który będzie nosił oraz dzwonił stojąc przed drzwiami? Jednak kompletnie nie wiedząc, co odpowiedzieć, pokrył zmieszanie uśmiechem oraz prezentem. - Prosimy, to dla pani, jako podziękowanie za pyszną kolację oraz miłe powitanie. Wybieramy się właśnie z kuzynką do miasta - powiedział chcąc zablokować ewentualne zaproszenie. - Pomyśleliśmy jednak, że z chęcią zajmie się pani tym królikiem.
- Czyżby lubił Pan potrawkę
? - Kobieta przyjęła zwierzę z uśmiechem. Wyglądało na to, że Charlie mimo wszystko nie najgorzej wybrała zająca, bo starsza Pani pokiwała nawet z lekką aprobatą. - Widać, że nie jest Pan mieszczuchem, Panna Ashmore raczej nie wybrałaby takiego zwierzęcia. Dobrze, przygotuję Wam coś na jutro.
- Lubię
- przyznał - aczkolwiek niewiele ogólnie jadam. Nie chcę przytyć - wesoło się uśmiechnął. - Dlatego jeśli pani mogłaby, prosimy o takie dwie niewielkie porcje, zaś resztę proszę wykorzystać dla siebie. Będzie nam miło i mam nadzieję, że nie będzie pani przeszkadzać, jeśli od czasu do czasu coś takiego pani podrzucimy - leciutko skłonił się przed nią w wystudiowaną elegancją, ale nie jakoś tak głęboko, żeby mogła wziąć to za kpinę. - Dobrego wieczoru, pani Dosett - powiedział jeszcze ruszając ponownie do mieszkania Charlie.
Starsza Pani najwyraźniej chciała coś dodać, ale tylko uśmiechnęła się i pokręciła głową. Po chwili usłyszał jak zamykają się za nią drzwi.

Gdy wrócił do mieszkania, Charlie nie było w salonie. Tace były w sporej części opróżnione, a z sypialni kobiety dochodził cichy szelest. Prawdopodobnie przebierała się. Stanowczo nie wypadało pakować się do przebieralni damy. Dlatego tylko powiedział głośno:
- Hej, już wróciłem! - oraz po prostu czekał. Bowiem sam miał już ubrany ten strój od Charlie.
- Pomożesz mi z gorsetem? - Nim zdążył odpowiedzieć, kobieta wyjrzała z sypialni. - Poproszę?
- Oczywiście, pamiętam tą część stroju damy
- podszedł do niej. - Jak wy sobie biedule radzicie nosząc coś takiego - pokręcił zadziwiony. - Już samo przecież zapinanie to koszmarek.
- Ale ta smukła figura
. - W głosie Charlie pojawiła się ironia. Z tego co zauważył kobieta i tak poradziła sobie nieźle, bo gorset był niemal w całości zasznurowany. - Ja na szczęście noszę stroje sznurowane od przodu, więc daję sobie jakoś sama radę, ale łatwiej jak ktoś inny to zaciśnie.
- Prawda oczywista, droga panno Ashmore. Proszę więc unieść ręce do góry, tymczasem uporam się migiem z tymi sznureczkami - szybko zabrał się za robotę, jako że nie tylko był silny, ale przede wszystkim bardzo zręczny, Jego dłonie chodziły precyzyjnie niczym przyrządy do szycia w rękach doświadczonej krawcowej.
- Dobrze ci idzie. - Charlie uśmiechnęła się ciepło. - Często gdy wychodzę gdzieś, pomaga mi Pani Brewer. Dosett marudzi, że powinnam wynająć sobie pomoc, ale jakoś nie chcę tutaj obcych.
- Póki co pomoc masz, przynajmniej nocną, pod postacią męskich dłoni, które chętnie cię ubiorą oraz rozbiorą
- wyjaśnił uprzejmie kończąc sznurowanie. - Mógłbym jeszcze jakoś pomóc, kuzynko?
- Reszta rzeczy jest łatwa do założenia. Po za tym mogłabym się rozmyślić i zamiast na przejażdżkę nalegałabym na przeniesienie mnie do łóżka
. - Mrugnęła do niego. - Daj mi jeszcze chwilkę, dobrze?
- Oczywiście, zaś łóżko bardzo chętnie. Przeniosę cię iście po królewsku po powrocie, jeśli wszystko odbędzie się tak, jak przypuszczam
- wyszedł pozwalając jej dokończyć strojenia się oraz makijażu. Charlie wyszła po kilku minutach. Tak zapamiętał nie malowała się nazbyt, ale rozpuściła ciasny kok, który miała na początku wieczoru i upięła włosy luźniej.
- To ruszajmy.
- Ruszajmy
- poszedł za nią, bowiem dziewczyna miała prowadzić. Tylko ona wiedziała, gdzie iść oraz jak się tam właśnie dostać.
- Przejdziemy się troszeczkę przy Portman Squere powinny być dorożki. - Gdy opuścili kamienicę, chwyciła wampira pod ramię. - Poprowadzisz, czy jeszcze nie czujesz się pewnie?
- Jednak nie wiem, gdzie mam prowadzić, nie wiem, gdzie jest to centrum oraz dorożki
- odpowiedział. - Albo przynajmniej nie pamiętam - przyznał pamiętając swoją poprzednią próbę.
- Pokazywałam ci wczoraj w nocy Portman Squere. - Charlie uśmiechnęła się ale poprowadziła ich wzdłuż ulicy. Rzeczywiście rozpoznawał część sklepów i miejsca, na które zwróciła mu wczoraj uwagę. Starał się je zapamiętać jak najlepiej, najbardziej charakterystyczne miejsca. Przede wszystkim dziwił się jednak ogromowi Londynu. Gdzie są pełne błota ulice, niewielkie chaty, lub nieco większe domy kupców? Nawet największe pałace wydawały się niewielkie przy ogromie kamienic. Ponadto mnóstwo ludzi przechadzało się wieczorna porą. Jeździły także powozy. Ogólnie miasto tętniło cały czas swoim rytmem.

Dokładnie tak jak zapowiedziała Charlie przy znajomym skwerze znaleźli ustawione dorożki. Ktoś rozmawiał z kierowcą jednej z nich, inna właśnie podjechała i ktoś z niej wysiadał. Charlie pewnym krokiem podeszła do wolnego pojazdu.
- Na Westminster.
Zaś wampir starał się zapamiętać tą dziwaczną nazwę.
- Oczywiście, zapraszam do środka. - Woźnica uśmiechnął się. Brakowało mu kilku zębów, ale tak jak pozostali był dość elegancko ubrany.
Charlie uśmiechnęła się i nie odzywając się, wskazała wampirowi drzwiczki od pojazdu. Ten otworzył drzwiczki oraz podał jej dłoń, pozwalając wejść pierwszej, tak jak się to za jego czasów czyniło.
- Kuzynko - odezwał się niby zachęcająco.
Charlie skorzystała i gdy wampir zajął miejsce obok niej, dorożka ruszyła. Jechali w kierunku przeciwnym do tego, z którego przyszli i już po chwili wampir zauważył, że zabudowa rośnie i robi się coraz gęstsza. Mijali kolejne skwery, a drogi były coraz czystsze i coraz lepiej oświetlone.


Właściwie nie spodziewał się, żeby ulice mogły być szersze, zaś domy większe. Jednak naprawdę były! Chyba wszyscy dworzanie królewscy otworzyliby usta zadziwieni. Co się działo? Jak bardzo ludzie poszli do przodu, ile domów wybudowali, wręcz ciężko było pojąć rycerzowi. Oglądał też panującą modę. Wydaje się, że panowie chodzili podobnie ustrojeni do niego, zaś panie barwniej niżeli mężczyźni, jednak podobnie do kreacji Charlotty. Ponadto lampy, sklepy, pałace, które okazały się nie pałacami, tylko instytucjami, biurami lub urzędami. Przyglądał się temu pełen podziwu szczerego.
 
Kelly jest offline