Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2017, 18:01   #224
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Ciało biednego America złożono wcześnie w świątyni. Był to marsz kilku osób z wozem, trumną i kwiatami. Drewniana dębowa skrzynia wykonana przez Milleta trwała zamknięta na dwa kute zawiasy. Ciężkie wieko zdobił wystrugany symbol boga. I dobrze, że było zamknięte. Podobno ciało Brassarda miało już tyle dni i tak napuchło, że lepiej było zostawić jak jest.
Trudno było spostrzec też, za co Thomas Lemoine zapłacił te $50,00. Prócz wynajętych Łzawic, które szlochały idąc za wozem, właściwie nie było żadnych specjalnych atrakcji.
Ciało wniesiono i ustawiono przy ołtarzu. Nieliczni zebrani zasiedli w ławach i czekali przyjścia cicerone modląc się. Milet trwał trzeźwo przy dzwonnicy i czekał godziny 9.

Tylne drzwi świątyni otworzyły się, wpuszczając do środka ojca Glaive. Cicerone był ubrany podobnie jak poprzedniego dnia na niedzielnym nabożeństwie. W ciszy wszedł za ołtarz i wykonał rytualne pozdrowienie zebranych oraz relikwii kościoła. Odmówił pod nosem jakąś krótką modlitwę i wyprostował się, przebiegając spojrzeniem po wiernych.
Wreszcie zwrócił się i do nich na głos. Wspominał o znaczeniu tego dnia. Wypominał wspaniałe życie zmarłego America i wielokrotnie podkreślał, że jego dusza już dawno trafiła do lepszego miejsca. Po tym zaś wniósł kolejne modły, święcąc trumnę mężczyzny na jego ostatnią podróż.
Kiedy kościelny obrządek dobiegł końca, Theseus poprosił odpowiedzialne za to osoby, by uniosły trumnę, a następnie całą procesją udano się na cmentarz.

Nad grobem nieboszczyka Cicerone wygłaszał kolejne modlitwy, na zmianę posiłkując się śpiewem. Uroczystość powoli dobiegała do momentu, w którym trumna zmarłego kupca miała zostać opuszczona do grobu.
- Jeśli ktoś spośród zebranych chce jeszcze coś powiedzieć o świętej pamięci Americu Brassardzie, niech odezwie się teraz - oznajmił Theseus, przerywając swoje modlitwy.
Kątem oka mógł dostrzec gdzieś w dali, jak zziajany Zdzich biegł od młyna w kierunku rynku. Tymczasem Jeremie Seyres pomógł staremu Thomasowi wyjść przed niewielką grupkę żałobników. Wszyscy dobrze znali tego człowieka. Stary i oddany sługa całego rodu, a obecnie zarządca całego majątku.
- Dziękuję ojcze - Zwrócił się wpierw do cicerone - Nie zwykłem moi drodzy przemawiać. Zazwyczaj zapowiadałem gości, a jak wiecie są to dość krótkie i proste zdania. Przeżyłem ich wszystkich. Całą rodzinę. To przy mnie wychowywali się obaj młodzi Brassardowie. Los ich nie szczędził. Mieli fortunę, ale nie dała ona im szczęścia. Mimo wszystko, i ojciec America i on sam zawsze starali się działać na rzecz naszej społeczności. Zresztą, ten którego dziś chowamy tu w ziemi, zginął wioząc rzeczy naszych rzemieślników na handel. Zapamiętajmy go dobrze. Był to dobry chłopak, choć mało kto go dobrze znał…
Starcowi zakręciła się łza w oku. Trudno ocenić co jeszcze być może chciał powiedzieć, gdyż się zawahał i nastała dłuższa cisza. Młodszy służący, pan Jeremie pokiwał ze zrozumieniem głową i wręczył Thomasowi kwiat. Ten rzucił go na trumnę i ustąpił kilka kroków. Kilka osób również wykonało tę czynność.
Wyglądało na to, że spotkanie się skończyło…


- Jeszcze zapraszamy do domu Brassardów na skromną stypę! - Wykrzyczał Seyers do rozchodzącej się powoli gromady ludzi. Płaczki poocierały zły, kilka osób rzuciło parę polnych kwiatów.
Milet spojrzał znacząco swoimi czerwonymi oczami na cicerone, czy już zasypywać. Diego też stał z łopatą nieopodal.

- Żegnaj, bracie - odezwał się wreszcie Theseus, spoglądając na trumnę. - Wspomnij o swoich bliskich oraz sąsiadach, kiedy staniesz przed progiem Jego Domu. - Po tych słowach skinął głową do Mileta oraz Diego, by zakopali trumnę w ziemi.


Trouve uścisnął dłoń Thomasa i Seyersa, poklepał i powiedział kilka słów, gdy ju ż tylko kilka osób stało nad grobem. Podszedł po tym do Theseusa.
- Witam szanownego ojca. Szkoda, że pogrzeb, nie?
- Pierwsze nabożeństwo, a zaraz po tym pierwszy pogrzeb. Pan poddaje nas wszystkich próbie - odparł Theseus i skinął głową do kobolda.
- Witam, pana Trouve. W czym mogę służyć?
- Już dawno chciałem porozmawiać na temat naszej sprawy i jak idą postępy. Czy notatki szeryfa się przydały… Ale zważywszy na okoliczności, są ważniejsze sprawy - Kobold westchnął i spojrzał na Thomasa, któremu niektórzy składali kondolencje - Czy teraz spotykamy się w świątyni, czy idzie pan na stypę, cicerone?
- Mój obowiązek względem zmarłego Brassarda się zakończył. Resztę zostawiam jego bliskim i znajomym. - Theseus podrapał brodę w zamyśleniu. - Jeśli chce pan porozmawiać, możemy przejść do świątyni - przytaknął.
- Bardzo dobrze - Uśmiechnął się sekretarz - Będziemy mogli wreszcie porozmawiać i napić się w spokoju. Zapewne niebawem przybędą pozostali. Pozwoliłem sobie również zaprosić młodego pana Martina, który dziś zjechał do Szuwarów z oddziałem milicji.
Rajca nie ukrywał zadowolenia z tego faktu.
W dali przeprosił kogoś stary służący Brassardów i wolno podszedł do Theseusa.
- Dziękuję za te słowa. Myślę, że rodzina Brassardów byłaby zadowolona z tak skromnej uroczystości… Ojciec nie idzie na stypę z nami? - Zapytał starzec nadstawiając ucha.
Cicerone pokręcił tylko głową.
- Przykro mi, ale muszę zająć się innymi obowiązkami. Przygotuję jednak intencję na następnym nabożeństwie za duszę zmarłego
- Dziękuję sir - Pokiwał starzec ze zrozumieniem - Chciałbym jednak spotkać się z ojcem, jeśli czas ojcu pozwoli. Może…?- Thomas spauzował by zostawić miejsce dla propozycji duchownego.
- Dzisiaj po obiedzie? - dokończył Theseus.
- Wyśmienicie… Panie Trouve, ojcze Glaive - Kiwnął głową staruszek, uchylił czapkę na pożegnanie i się oddalił.

Kapłan odprowadził Thomasa wzrokiem i ponownie zerknął na kobolda.
- Idziemy? - zapytał, wyciągając rękę w stronę świątyni.
- Tak. Na nas już czas - sekretarz spojrzał na wypełniający się po brzegi piachem grób America. Millet i Diego kończyli powoli wiosłować łopatami - Chodźmy.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline