Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2017, 10:11   #61
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Markiz skoczył do niej.
- Uff, już nie mogłem wytrzymać najdroższa - wyszeptał jej do ucha. O rety, co ta kobieta zrobiła z owym niewinnym prawiczkiem …
Wampirzyca pocałowała go gorąco w jej ustach czuć było smak krwi.
- Będziesz musiał jej kiedyś powiedzieć, mój drogi. - Zsunęła z niego szlafrok, pozwalając by ten upadł na podłogę.
- Tak wiem, ale jeszcze nie teraz - wyszeptał rozgorączkowany. - Och, Agnese, jak to dobrze, że twoja tajemnica to nic tak groźnego, jak się bałem. No wiesz, gdyby okazało się, że twój mąż żyje oraz ma do ciebie prawo, nie zniósłbym tego - szeptał całując ją. - Och, jak bardzo cię pragnę.
- Alessandro jestem ponad 100-letnim trupem
- Agnese uśmiechnęła się do niego.
- Tak tak, ale porozmawiajmy potem, jestem otwarty na wszelkie tematy - chłopak próbował zdjąć suknię signory. Zdecydowanie wampirzyca wpływała na niego niesamowicie.
Agnese wstała by było mu wygodniej.
- Rozbieraj mnie, a ja ci zdradzę jeszcze co nieco, co ty na to?
- Tak tak, ciągle myślałem o tobie. Wiesz, wspomniałaś na temat drugiej dziurki
- powiedział cicho, jakby wystraszył się własnych słów. Jednak wraz z powstaniem Agnese z fotela, sprawa rozbierania zdecydowanie przyspieszyła i dobrze, ponieważ kobieta wyraźnie dostrzegała na koszuli nocnej markiza sporą wypukłość w strategicznym miejscu.
- Wspominałam, Gilla pokazała mi pewne cudowne urządzonko, ale myślę, że pobawimy się nim przy innej okazji. - Agnese uniosła lekko dłonie by mógł zdjąć z niej suknię. Rozbierał ją i słuchał, jednocześnie zaś raz po raz kąsał leciutko jej piękny, seksowny kark. Właściwie całował, jednak czasem w grę wchodziły też jego jasne ząbki. Obróciła się do niego przodem stojąc w samej halce. Przez cieniutką pawełnę prześwitywało jej ciało, szczególnie dwie malinki jej piersi, które od podniecenia przyjemnie sterczały. - Coś czuję, że dziś masz mnie ochotę po prostu wziąć.
- Kochać bardzo i nie po prostu, ale tak bardzo! - wykrzyknął z zapałem dobierając się do jej ust oraz kolejnych pocałunków. Nagle zatrzymał się. - Powiem ci coś, ale nie śmiej się, dobrze? Pożyczyłem sobie z dawnej biblioteki ojca taką książkę i tego, tam pisało, że ugryzienia podczas takich chwil są przyjemne - wyznał. - Dlatego próbowałem … kochanie, czy to było przyjemne? - spytał nie wiedząc, czy nie zrobił jej krzywdy.
- Yhym … - Agnese nachyliła się i dotknęła ustami płatków jego ucha. - Wampiry bardzo lubią gryzienie. - Wsunęła palec w kołnierzyk jego koszuli nocnej i rozerwała ją jednym pociągnięciem dłoni. Tkanina zsunęła się na podłogę, a sam markiz stanął przed nią nagi oraz całkiem przygotowany. doskonale pamiętała, jak wygląda w takich momentach.
- Kocham cię, pragnę cię - wyszeptał unosząc ją i sadzając na skraju stolika, który zwykle służył do przeglądania książek. Potem pochylił się nad nią układając ją swobodnie na blacie tak, że jej pupa była na samym brzegu oraz tuż za skrajem. Podniósł jej smukłe nóżki lekko je rozsuwając tak, że mógł widzieć i jej piękną buzię i ciało, dalej skryte halką i słodki kwiat, z którego akurat materiał się zsunął. Jedną jej nóżkę ułożył na swoim ramieniu. Dzięki temu mógł ująć swój oręż i odpowiednio przycelować, przedtem zaś nieco pobawić się, podniecić kobietę pieszczotą czerwonego czubka, który najpierw muskał jej płateczki, potem zaś rozepchnął je na bok wchodząc pomiędzy.


Przez chwilą poruszał się w owej wspaniałej szczelince jeszcze bardziej wzmacniając i jej przyjemność i swoją twardość. Jednak chyba nie potrafił już się powstrzymać. Agnese uczuła, jak rusza niżej, gdzie kryła się jej jamka rozkoszy i nie wychodzi stamtąd szykując się przez momencik do uderzenia. Potem zaś, jak mocno wdziera się w nią jednym, potężnym pchnięciem rozdzielającym jej ciało. Nowina, że jest wampirzycą, stanowczo nie wpłynęła na jego pociąg do niej. Doskonale czuła to każdą cząstką powierzchni swego podnieconego ciała. Ponadto miała rację. Teraz miał po prostu ochotę ją wziąć. Poczuć jak stają się jednym, dać przyjemność oraz brać. Rzucić się ku niej nie myśląc nic, po prostu oddając się miłości oraz cudownej żądzy. Agnese jęknęła z rozkoszy. Była ciekawa na ile markiz rzeczywiście ozdrowiał… na ile mogła sobie pozwolić. Jedna ręką mocno przytrzymała się stolika, by drugą przysunąć do swoich własnych ust. Uśmiechnęła się do mężczyzny pokazując kły i na jego oczach rozcięła sobie palec. Wyciągnęła dłoń w jego stronę, by zobaczył jak na jej palcu zbiera się czerwona, gęsta kropla. Krew, dla niej coś wyjątkowego, dla niego raczej, symbol wspólnoty oraz zjednoczenia. Teraz markiz, choć szczery i kochający, był samcem, ona zaś samicą, która dla niego stanowiła skarb. Jej palec, jej krew, wziął ją w swoje usta, całował i ssał, tak, jakby właśnie jej dar, ale bardziej podniecający seksualnie, niż wampirycznie. Agnese jęknęła z rozkoszy. Pijący z niej mężczyzna sprawiał, że cała drżała. Uśmiechał się do niego i wiedziała, wiedziała że już za chwilę jej vitae sprawi że Alessandro poczuje się kompletniejszy, silniejszy niż kiedykolwiek.
- Mój piękny Alessandro. - Jej głos przypominał pomruk. Mężczyzna widział, że Agnese nie chowa swych kłów. Że patrzy teraz na niego nie tylko z pożądaniem, miłością ale gdzieś tam w dnie źrenic czai się lekki głód, którego nie starała się ukrywać. Tak, głód. On też jednak go zaspokajał. Głód jej ciała. Wcale nie musiał pobierać jej krwi, by stała się dla niego kimś niezbędnym. Krew chyba stanowiła po prostu takie przypieczętowanie i to bardzo udane, bo wzmocnienie, którego doznał markiz, Agnese uczuła najpierw w sobie. Do tej pory nie mogła narzekać na kochanka, niedoświadczonego, ale pełnego entuzjazmu. Teraz doszła jeszcze siła większa i moc. Jak to możliwe, że twardy i duży ptak podnieconego markiza, stał się jeszcze twardszy, jeszcze grubszy, jeszcze mocniej rozpychający jej ciasne wnętrze. Że krew pędziła w jego żyłach i czuła ją także w tych, które znajdowały się wręcz na skórze jego penisa. Jak jego szybkie ruchy stały się jeszcze szybsze, jak uniósł mocniej i rozciągnął jej nóżki, by dostać się jak najgłębiej, jak najdalej, by ugodzić ją słodko jak najmocniej.


Piękna Agnese krzyknęła głośno patrząc mu prosto w oczy. Widziała w jego spojrzeniu odpowiedzieć na nią. Chcę cię i nic więcej mnie nie obchodzi. Kocham cię kimkolwiek jesteś. Uderzał i wychodził, prawie opuszczając jej jamkę, prawie dopuszczając, by jego czerwony żołądź pojawiał się przytulony do jej warg. Jednak kiedy już prawie wydawało się, zaczynał ponownie. Coraz szybciej. Niemal słyszała jak stolik pod nimi trzeszczy, jak stare drewno ugina się pod naporem młodzieńczej siły markiza. Chciała go poczuć pełniej, bardziej. Ostrożnie, niepewna, jak zareaguje wysunęła palec z jego ust i przyciągnęła go do siebie kładąc go na sobie. Zaciągnęła się jego zapachem.
- Ach Alessandro, tylko jeśli pozwolisz… - Delikatnie ucałowała jego ramię, podczas gdy on cały czas w nią wchodził. Czuła jak jej kły swędzą, jak całe jej ciało domaga się krwi. młodej świeżej krwi. Zaś on nawet nie wiedząc o tym pozwoliłby jej w tej chwili na wszystko.
- Taak - jęknął przy kolejnym rozrywającym cudownie pchnięciu.
Wampirzyca wgryzła się w jego ramię i wzięła powolny, długi łyk. Poczuła jak jej ciało spina się, jak jej ramiona trochę wbrew jej woli puszczają stolik i obejmują mocno poruszającego się w niej mężczyznę. Jak całe jej ciało zaciska się na nim, zupełnie tak jakby nawet z jego męskości dało się wyssać odrobinę vitae. I w pewnym sensie tak było, markiz krzyknął i był to niewątpliwie głos niesamowitej przyjemności, której nie da się opanować. Zaś piękna Florentynka poczuła, że na podbrzuszu markiza zbiera się coś, że buzuje w nim, że już gotuje się do wystrzału i kiedy zdołała go zacisnąć swoimi mięśniami, mężczyzna już nie mógł powstrzymać się od ostatecznego ruchu. W jej łonie jego męskość zadrżała, a purpurowy, nasiąknięty wspólnymi olejkami czub wypluł potężną porcję białych, kleistych kropel uderzających nią niczym deszcz. Potem zaś kolejna i tak jeszcze kilka następnych, rozbijających się wewnątrz niej kolejnymi porcjami. Zaś jego twarz była niemal nieprzytomna ze wspaniałej przyjemności.


Ponęta Agnese wysunęła swoje kły i powoli, bardzo dokładnie zalizała ranki na jego ramieniu, czując jak wywołuje tym fale dreszczy u mężczyzny. Czule ucałowała jego ramię nim spojrzała Alessandro w oczy.
- Teraz będziesz musiał wyjaśnić swojej siostrze, co może wywołać ugryzienie wampira. - Jej głos był cichy, troszkę drżący od podniecenia, które zawładnęło jej ciałem. Tymczasem markiz ciężko oddychał powoli dochodząc do siebie. Jego męskość zmalała wewnątrz niej i powoli się wysunęła z kobiecego kwiatu.
- Będę musiał, ale nie dzisiaj - wyszeptał tonem nadziei. - Dzisiaj nie masz już żadnych spotkań, prawda i możemy spędzić je wspólnie …
- Tak mój piękny… chocia
ż. - Agnese zamyśliła się odchylając na stoliku, tak że jej głowa znalazła się poza meblem i zwisała. Markiz mógł widzieć jak jej smukła szyja spotyka się z piękną linią podbródka. - Powinnam zobaczyć co z tym piekarzem, ale możemy pójść tam razem.
- Razem i zaraz
- wyszeptał przechodząc na stronę stolika, gdzie była jej głowa. Pochylił się i zaczął ją całować. On od góry, ona odwrotnie od dołu. Te cudownie zwisające włosy, ta niesamowita pozycja. Usta chłopaka błądziły po jej wargach, łapiąc słodycz, po policzkach, wkraczały na szyję, zaś dłonie ujmowały najpierw jej odchyloną, zwisającą do tyłu głowę, później zaś przeszły przez szyję, na okryte halką piersi.

Contarini zadrżała od jego dotyku. Płynąca teraz w jej ciele krew z przyjemnością witała swego niedawnego gospodarza, jakby do niego wołając. Zamruczała cicho.
- Ach mój ty napalony markizie. - Wymruczała te słowa i sięgnęła dłońmi układając je na jego szyi. - Czyżbyś szykował się na kolejna turę?
- Jaaa … jeśli możesz … chyba
- wyjąkał speszony sytuacją. Ona wszak większością ciała leżała na stoliku, ale jej głowa i szyja zwisały tak cudownie się prezentując. Wpatrywał się w nią koncentrując się na piersiach signory, które cudownie wyglądały pod ledwie kryjącym cokolwiek cieniutkim materiałem. doskonale widać było dwa maleńkie kropeczki sutek otoczone ciemniejszym kołem oraz napięty fragment halki, który ukazywał jej cudnie jędrny biust. Ponadto twarz kobiety, buzia … przypomniał sobie, jak sprawiła mu przyjemność w pałacowej łaźni. Ale jej zęby? Jednak przemógł się. Jej głowa zwisała na odpowiedniej wysokości, zaś ułożenie odwrotnie do dołu było podniecające straszliwie. ale jeśli się obrazi ...
- Agnese, czy, czy zrobiłabyś mi to, co wtedy w łaźni wiesz ...
Wampirzyca nic nie mówiąc zsunęła się bardziej ze stołu i ucałowała jego zaczerwieniony czubek.
- Co takiego mam zrobić?
Chyba miała trochę zabawy wydobywając z niego takie wstydliwe słowa.
- Ja tego, no wiesz, jakbyś go … no wiesz tego … - ciężko mu było przełamać się i wyznać słowami pragnienie, by wzięła jego męskość w swe usta i pieściła ją nimi tak cudownie, jak właśnie wtedy.
Agnese przesunęła czubkiem nosa po końcówce jego męskości. Czuła jak ta rośnie, widziała jak zbliża się do niej mimo, że biodra markiza pozostawały w bezruchu.
- Nie wiem, skarbie. - Polizała rozpalony czubek i poczuła jak na jej język upływa gęsta, słona kropla. - Na co masz ochotę mój piękny?
- Ja
… - Agnese poczuła, jak nagle drętwieje, kiedy musnęła go tylko, zaś jego dłonie, pieszczące delikatnie jej piersi, nagle zaciskają się na nich mocniej. - Ach proszę - powoli popuścił ręce - proszę, weź, weź go swoimi ustami … - to słowo powiedział już tak cichutko, że gdyby nie wampirze zmysły chybaby go nie usłyszała. Jednak stanowczo nie potrzebowała ich, żeby czuć, jak ponownie jest rozpalony, jak mu mocno stoi, jak jej bardzo pragnie.
Agnese przejechała językiem od jego czuba w stronę podstawy jego męskości i zanurzyła swój nosek między jego klejnotami.
- Go, czyli kogo? - Powstrzymała rozbawienie, które chciało wybrzmieć w jej głosie. Tak Agnese kochała takie zabawy, a teraz gdy markiz nabierał śmiałości, zamierzała sobie na nie pozwalać coraz częściej. On zaś się płonił jak nieuświadomiona dzieweczka. Zdecydowanie odebrał wychowanie, które sprawiało, iż miał olbrzymi problem z wysławianiem się oraz rozmawianiem na tematy seksualne.
- Go - uczynił herkulesowy wysiłek, gigantyczny wprost odpowiadając kobiecie - mojego czło … czło … no wiesz … nka - dodał ponownie szeptem. - Weź proszę, już nie mogę - jego biodra poruszały się muskając jej twarz czerwoną końcówką, zaś dłonie skupiły przede wszystkim na pieszczeniu, leciutkim pociąganiu, drażnieniu stojących twardo sutek.


Wampirzyca uśmiechając się zatkała na chwilkę wieńczącą jego męskość dziurkę swoim językiem. Chwilę dociskała go widząc jak mężczyzna walczy z sobą. Po czym ucałowała jego czubek i odchyliła się.
- Co to jest “czło”?
- Członek, członek, członek, błagam, członek, członek, Agnese, błagam, ja już nie mogę
- rzucił rozpaczliwie doprowadzony do ostateczności przez dominującą kobietę.
Agnese przesuwała noskiem po jego męskości, czuła jak robi się jej potwornie gorąco, jak pulsująca w nabrzmiałym ciele krew woła ją.
- Ach… członka. - Ucałowała go delikatnie. - Co mam zrobić z twoim członkiem?

"Torturowała" go! Biedniutki chłopak zwijał się niczym w ukropie i niemal gotów byłby na wszystko, właściwie był, ale ona … robiła z niego normalnego służącego. Bawiła się w grę “Master&servant” której markiz jeszcze nie znał dopiero powoli poznając zasady.
- Och błagam, proszę, weź go w usta, tak jak w łaźni .... - wyrzucił z siebie pokonany, chociaż zaczerwieniony ze wstydu niczym piwonia.
Agnese wyszczerzyła się. Był blisko… niewystarczająco.
- Go?
- Członka, mojego
- już po prostu wyszeptał bez oporu powalony i jej wdziękiem i swoim pożądaniem.
Wampirzyca delikatnie possała jego czubek by lekko upuścić jego napięcia.
- Ach - jęknął przekonany, że zaraz ...
- Twój członek wydaje się być całkiem zadowolony, co mam z nim zrobić? O co mnie błagasz skarbie? - Zlizała kolejne upływające krople.
- Weź proszę, weź go do swoich ust, ust, proszę cię - ponownie jęknął kiedy przestała ssać. Och, jak ją pragnął, jak drżał przy jej twarzy zaś jej sutki, to mocniej, to słabiej podszczypywane, brały na siebie jego frustracje, które odruchowo uwidaczniały się w sile pieszczot.
Agnese possała bok jego penisa. Pozwalając by kieł lekko sie o niego otarł. Chyba poczuła drgnięcie, ale pożądanie zwyciężyło bez problemu
- Chcesz bym wzięła twego członka do ust?
- Tak
- już bardziej krzyknął niż powiedział. - Tak błagam, chcę tego, potrzebuję, pragnę … - jęknął niemal zrozpaczony.

Powoli Agnese wzięła go do ust powoli, ocierając się o niego językiem. Czuła jak pulsuje w jej ustach. Mocno possała męskość Alessandro i sięgnęła do niej ręką, która powoli przesuwała się po nabrzmiałych od krwi żyłach, delikatnie je uciskając.
- Och tak, właśnie to! - jęknął ponownie markiz doprowadzony do ostateczności. Nogi pod nim drżały. Agnese, cudownie położona na blacie, mająca odchyloną, zwisającą głowę właśnie brała ustami jego męskiego ptaka … Nawet nie myśląc ruszył biodrami do przodu próbując jej włożyć głębiej. Potem się leciutko cofnął, ruszył jeszcze raz, jakby jej usta były tak samo pasujące, jak kobiecy kwiat. Zwyczajnie nie mógł się powstrzymać po tym długim oczekiwaniu. Agnese jęknęła gdy zanurzył się w jej ustach, chwilę pozwoliła mu na ten ruch, po czym mocno przytrzymała go. Nim markiz zdążył zareagować wgryzła się w niego. Na początku był ból, ukłucie dwóch kłów przeszywających tą tak delikatna skórę, a zaraz potem zniewalająca przyjemność rozchodząca się z tego najwrażliwszego z miejsc i obezwładniająca całe męskie ciało. Nie piła, nie chciała go osłabiać, pozwoliła tylko cieszyć się tym elektryzującym uczuciem jakie dawało bycie gryzionym. Przez chwilę jakby zamarł, jęknął z bólu, ale ten jęk przeszedł z bólu na przyjemność, potem zaś rozkosz, która rosła … natomiast wraz z nią rósł męski ptak w ustal Agnese. Jej zęby, język doprowadzały do tego, że markiz prawie upadał, jeśli zaś trzymał się na nogach to już chyba tylko dzięki krwi wampirzycy.
- Ach, już nie mogę - jęknął, ona zaś poczuła jej drży w jej ustach wystrzeliwując swoje nasienie. Agnese wysunęła kły i powoli zaczęła spijać lepkie soki mężczyzny, ssąc go mocno, niemal boleśnie. On zaś jęczał, jednak nawet jeśli odczuwał jakikolwiek ból, nie było tego w jego głosie.
- Och och och - ponownie wystrzelił jeszcze resztą swojego nasienia oraz resztę soczku. Agnese widziała najbliżej jego woreczek. Był straszliwie mocno uniesiony, wręcz niemal przywierający do penisa, zaś włoski na udach mężczyzny stały niby zelektryzowane. Krew pulsowała w nim bardzo szybko, zaś kolejny dech unosił pierś. Ta kobieta potrafiła go doprowadzić do rozkosznego szaleństwa. Czyż biorąc pod uwagę to oraz oczywiście miłość, mógłby przeszkadzać drobny fakcik, że jest maleńkim wampirkiem?


Urodziwa wampirzyca powoli wypuściła go z ust, czując, że wyrzucił z siebie wszystko i jeszcze na pożegnanie ucałowała, teraz tą bardzo wrażliwą część ciała markiza. Przeciągnęła się i poklepała po brzuchu, jakby właśnie zjadła pyszny posiłek. On zaś dosłownie padł na kolana całując ponownie jej odwrócone dalej usta i twarz.
- Agnese, jesteś niesamowita - wyszeptał. Westchnął ciężko nie przerywając kolejnych pocałunków poza pomocą jej by ponownie po prostu usiadła na stole. Ciągle w halce, podczas kiedy on był nagi. Całował oraz nie przestawał, aczkolwiek owe pocałunki nie tracąc namiętności, stały się powoli bardziej spokojne, przytulające, pieszczące.
- Hmmmmmmmrrrr - wymruczał - kocham cię, hmrrrrrr.

Chwilę zajmował się tylko tym.
- Wiesz, wspomniałaś przedtem, ale wtedy byłem, znaczy umknęło mojej uwadze - przyznał. - Chciałaś zobaczyć kogoś, jeśli pamiętam - i ponownie obcałowywał, tym żarem uszka, które tak pięknie mu zaprezentowała. Łapał wargami końcóweczkę, leciutko naciągał, po czym pocałował starając się jednocześnie słuchać. Agnese chwyciła jedną z jego dłoni i ułożyła na swym rozpalonym, mokrym od soków łonie. Chwilę przesuwała palcami po jego ręce, jakby się nad czymś zastanawiając.
- Wampiry nie mogą mieć dzieci. - Wypaliła to całkowicie bez związku z czymkolwiek. Choć biorąc pod uwagę ile jego nasienia znalazło się już w niej od początku jej tu obecności, można by rzecz że nawet miało to sens.
- Ano niektórzy ludzie także - przyznał niezrażony. - Ale pomimo tego wyjdziesz za mnie, prawda?
- Alessandro jesteś markizem, powinieneś mieć potomstwo
. - Agnese uśmiechnęła się do niego ciepło. Pozostawiła jego dłoń spoczywającą na jej łonie i pogładziła ręką twarz mężczyzny. Ten fakt był dla niej oczywisty. Była wychowana jako arystokratka i wiedziała jakie znaczenie ma dla wielkich rodów potomstwo.
- Zazwyczaj tak bywa, jednak moja rodzina jest bardzo liczna - Colonnowie faktycznie byli rozrodzeni, jak mało kto - nie spocznie na moich barkach obowiązek utrzymania rodu. Nie licząc faktu, że możemy kogoś adoptować, dziewczynkę lub chłopca, który później zostanie wydany za urodzonego Colonnę. Wszystko zostanie w rodzinie. Kocham cię, pragnę być z tobą i z twymi bliskimi. Naprawdę właśnie tego chcę.

Ucałowała go ciepło. Była szczęśliwa… bardzo szczęśliwa.
- Wobec tego nie mam wyboru świrze. - Przysunęła się do niego obejmując go nogami. Całowała go coraz mocniej, coraz namiętniej, a on czuł na swoim brzuchu jej wilgoć. Chyba naprawdę poczuł się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. chrzanić wampiryzm czy cokolwiek, ale ona, ona zgodziła się za niego wyjść. Gdyby radość parzyła, Agnese zostałaby błyskawicznie spopielona. Chyba właściwie nie pamiętała, żeby jedna jej decyzja dostarczyła komuś takiej cudownej energii. Markiza wręcz ona rozpierała cudownie. Który to cud jej przekazywał oddając sto tysięcy słodkich buziaków oraz słodkich objęć. Biedny stół ponownie był poddany próbie, kiedy on siedział na nim, ona zaś usiadła mu na nogach otaczając nogami i tuląc się. Ale czuła także w tym wszystkim, że nie tylko jej łono ponownie się rozpala pragnąc męskiej twardości wewnątrz siebie. Poczuła, że także jego duma ponownie zaczyna twardnieć i powoli się unosić. Czuła to, wszak właściwie siedziała dokładnie w tym miejscu na jego udach. Agnese naparła na niego i wsunęła w siebie, mimo, że jeszcze nie był do końca twardy.
- Możemy tak przypieczętować moja zgodę. - Ucałowała go by po dłuższej chwili dodać - Jesteś szalony Alessandro.
- Aaaach, taaak, och, to dooobry, baaardzo dobry pomysł
- wystękał markiz czując, jak znowu jest w niej. - Och, ale nie szalony - tu zaprotestował i jęknął - nie szalony, raczej to była najrozsądniejsza decyzja, aaach, och tak, uuuaa, cudownie - jęknął ponownie, zaś kobieta czuła, że młodzieńcza potencja wsparta wampirzą krwią działa cuda. On wręcz rósł w niej niczym ciasto na drożdżach, rozpychał się w jej jamce, rozciągał ją coraz mocniej, powiększał się, wydłużał, drżał atakując kolejnymi bodźcami jej wrażliwe ścianki. Jednocześnie zaś pocałunki i objęcia łączyły ich.
 
Kelly jest offline