Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2017, 15:57   #4
Gienkoslav
 
Reputacja: 1 Gienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputację
Poranek nie zapowiadał niczego niezwykłego.
Standardowa rutyna niemal doprowadzona do nieświadomych ruchów stała się swojego rodzaju medytacją dla okaleczonego elfa. Przygotowanie substancji, naoliwienie skórzanej uprzęży, sprawdzenie pochew, wyczyszczenie kuszy. Następnie skromny posiłek i dopołudniowa seria ćwiczeń na gzymsach, dachach i altanach najbiedniejszej dzielnicy miasta Stapletown.

Smród zepsutego jedzenia, stęchłej wody i gnijących ryb, pomieszany z innymi oznakami wszechobecnej biedy nie przeszkadzał Morhali'owi. Właściwie, od dłuższego czasu kojarzył mu się z azylem. I nie bez przyczyny. Z powodu "bogactwa" dzielnicy objawiającego się najwyżej kilkoma miedziakami, wylęgarni żebraków i drobnych złodziejaszków, którzy już nie mieli co kraść, władze miasta, zarówno te poprzednie jak i obecne, nie zapuszczały się w te rejony. Czasem, jeszcze przed Inkwizycją, urządzano zbrojne rajdy na tą dzielnicę, pozbywając się większych ognisk czarnego rynku.
Po przybyciu do miasta inkwizytora, połowę dzielnicy spalono w imię plenienia grzechu, obłudy i czarów. W obecnej chwili pozostałą cześć dzielnicy trwała w zawieszeniu, ciszy przed burzą płomieni, która wypleni resztę "grzesznych źródeł".

Elf robił znaną sobie trasę po budynkach, rozgrzewając nieco rozleniwione ciało. Od przyjazdu Rodriga, jego standardowe zlecenia ucichły. Jednak nieużywane umiejętności słabną a z czasem odchodzą w zapomnienie, dlatego codziennie ćwiczył sztukę przekradania, otwierania zamków i tuszowania swojej obecności. Koło południa, gdy słońce najwyżej stało na widnokręgu zadanie to stawało się najtrudniejsze. Ale co o za szkolenie, bez wyzwań.

W godzinach popołudniowych, gdy słońce stało w pobliżu zachodniej bramy miejskiej, udał się do Dumy Drwala na kolejny skromny posiłek. Mając jednak dużo czasu a mało czegokolwiek by się tym zająć, wstąpił do najbliższego kowala, dawnego ze wspólników swojego mentora, ostrząc oręż, wymuskany niemal niczym brzytwa, i naprawiając pod okiem właściciela wytarte paski i stare sprzączki. Nie był jakimś fachowcem, ale tematyka pracy wymagała przynajmniej podstawowych umiejętności naprawy własnego ekwipunku.
Nie przejmował się tym do niedawna. Ot, zostawiał gdzieś zlecenie i posiłkował się zapasowym sprzętem.
Jednak brak zleceń wiązał się z brakiem gotówki, a ten z potrzebą oszczędności. I tak jego kroki skierowały się do dawnego "wujka". Elfiego jubilera ale w tych ciężkich czasach zajmującego się również naprawą co bardziej wyrafinowanych metalowych przedmiotów.

Owszem, mógł urządzać wycieczki do Berrima, zakonspirowanego krasnoluda, również parającego się kowalstwem. Z tym że do tamtego zakładu rzemieślniczego, nie było przejścia specjalnie przygotowanym kanałem, ułatwiającym handel przedmiotami spod lady.


Gdy ostatni promień słońca skrył się za falbanami wieży zachodniej, Morhali wrócił do Dumy Drwala. Ulokował się w miejscu wyrobionym przez nawyki. Każdy najmita czy człowiek szemranych interesów takie wybierał. Odruchowo.
Był to stolik w kącie karczmy, z dala od okien, ale blisko szynku lub schodów na wyższe piętro w którym mogły mieścić się pokoje na wynajem. W przypadku Dumy Drwala, był to korytarzyk na zaplecze, skrywające pod beczkami z rozcieńczanym winem, zejście do piwnicy.

Obserwował zarówno Berrima jak i Felixa. Umówili się już wcześniej, że nie będą siadać czy pić razem. Takie nawyki przyciągają spojrzenia nowej klienteli.

Po zbrojnym wywleczeniu właściciela karczmy, Morhali już wiedział, że miejsce jest spalone. Ktoś bystry dostrzegł ich wymknięcia do piwnic, lub z zawiści doniósł na szynkarza. Niemniej, wszyscy spiskujący jeszcze ten ostatni raz zdawali się zejść do podziemi.
Odczekał odpowiednio długo by tak szybko nie powiązano zakapturzonej postaci, schodzącej za lekarzem (jak bezpiecznie należało mianować alchemika) i truptającym za nim podpitym brodaczem. Jednak nie na tyle długo, by zamieszanie, skupione na wywleczeniu właściciela przybytku ucichło. W takim gwarze i, pomimo częstych takich akcji ostatnio, szoku odpowiednio wyszkolony osobnik stawał się całkiem niewidzialny.

Wszedł jako ostatni. Akurat w momencie gdy Felix kończył swoje pytanie. Na szczęście elfi słuch był bardziej czuły niż ludzki, więc słyszał jego początek stawiając bezszelestne kroki na stopniach.

- Cóż. Nie potrafię sobie przypomnieć czegokolwiek w okolicy. Poza tym, bardzo pewne jest że jakakolwiek kryjówka w obrębie miasta zostanie prędzej czy później zauważona. Wszyscy są ostatnio strasznie podejrzliwi, zwłaszcza gdy rozeszła się plotka, że psy Rodriga wypłacają monety donosicielom. - Morhali rozejrzał się po zgromadzonych. Nie było ich wielu. Poza trójką najdłużej działających, dołączyło się jeszcze kilku, ale to tyle. - Jednak zapewne znalazłbym miejsce czy dwa poza obrzeżami miasta. Wyjście tam w obecnej sytuacji będzie ciężkie. Spotkania tak regularne jak dotychczas również zostaną utrudnione. Mógłbym zapoznać was z kilkunastoma wyjściami z miasta. Ale musielibyście pamiętać, by nigdy nie korzystać z jednego więcej razy jak dwa pod rząd.
 
Gienkoslav jest offline