Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2017, 08:17   #135
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Lidia wstała z trudem i usiadła na macie. Minęło kilka dni, odkąd trafiła do tego dziwnego, niebezpiecznego świata, a w międzyczasie dowiadywała się w powolnym jak krok tego podróżnika tempie o swojej dawnej przeszłości i zdążyła niemalże zapomnieć o zleceniu graficznym, które miała ukończyć w tamtym świecie. Ciekawe, czy ktoś zgłosił jej zaginięcie na policje, czy ktoś jej w ogóle szuka, nie wiedząc tym samym, że Lidia paradoksalnie wróciła do domu, tyle że do tego pradawnego.
Teraz ta myśl powróciła, gdy znalazła się w Domu Popiołów. Tamto zlecenie pewnie przepadnie, nieprędko wróci na Ziemię, nawet nie wiedziała, co mogłaby poczynić, a nawet jeżeli jakimś cudem byłaby w stanie tam wrócić, to czy ktoś za nią tęsknił? Jej nie było jakoś szczególnie tęskno, choć tam nie czyhałaby na nią Maska i jej pomagiery, ale w swoim odczuciu nie miała tam jakiejś szczególnie bliskiej osoby. Była nastolatką na gigancie, pomieszkującą u dalszej ciotki i to pod warunkiem, że ona sama zarobi na swoje życie. A tutaj była swego rodzaju legendą, po której nie wiadomo co się spodziewali - przynajmniej Lidia nie miała wciąż pojęcia jak wiele i co dokładniej. Więc musiała się jakoś wywiedzieć i jak to ładnie Wędrowiec powiedział: wziąć ten ciężar na swoje barki.
- Chce - odparła na pytanie dotyczące posiłku i naparu. Była tak wygłodniała, że zjadłaby przysłowiowego konia z kopytami, więc myśl, że te dziwne owoce i sery mogłyby jej potencjalnie zaszkodzić, była sprawą podrzędną. Miała do wyboru albo umrzeć albo przeżyć, a to drugie nie będzie możliwe, jeśli wygłodzi i wysuszy się na amen, nawet jeśli tutejsze smakołyki nie przypadłyby jej do gustu lub co gorsza, byłyby wzbogacone o aromaty gorzkich migdałów i śmiercionośne smaki.
Lidia patrzyła na płonące kamyczki i latający czajnik jak na triki ulicznego magika. Może kiedyś też takie rzeczy potrafiła, ale ta myśl jak i śmierć Dominatora wydawały się jej nieco obojętne w obecnej chwili. Ważniejszym było to, by ten stwór nie okazał się drugim Tarro, co pod przyjaznym fizysem nie był nikim innym jak fałszywą żmiją, czekającą na odpowiednią okazję, by ukąsić.
- Jak dawno był ten upadek i co tu się dokładniej podziało? - uformowała pytanie po chwili milczenia z jej strony. Tak, była pytającym stworzeniem, bo w większości przypadków jej wypowiedzi sprowadzały się do pytań lub odpowiedzi na pytania. Jeśli nie czuła palącej potrzeby odezwania się, to zwyczajnie milczała, nie marnotrawiąc słów.
Stworzenie milczało zajmując się krzątaniną - przygotowaniem naparu, podzieleniem jedzenia ze skromnych zapasów na jeszcze skromniejsze porcje. Potem, gdy podał jej wszystko, usiadł na jakimś kamieniu przy którym stała już wygaszona latarnia i mruknął.
Dawno temu. Bardzo dawno. Ja ledwie wtedy wykluty. Tysiąc lat najmniej. Tak. Dominator, władca, został zniszczony. Zrzucony z tronu. Zrównano z ziemią Miasto-Serce. Gniew. Dużo gniewu. I zniszczenie. Rozsiane przez Wieloświtowych niszczycieli. Tak właśnie. Było. Straszne czasy. Mroczne czasy. Wróciły. Już się zaczynają.
Skoro tak było, jak opowiadał potwór, to niczym dziwnym nie byłaby próba przedwczesnego uśmiercenia jakiegokolwiek Wieloświatowca.
- Em… co wiesz o Wieloświatowcach? - zapytała Lidia przyjmując poczęstunek i zaczęła spożywać. - Dziękuję za jedzenie - dodała, być może na ironię losu, ale nie wypadało jej nie podziękować. Zwłaszcza że stwór nie miał obowiązku ani powodu, by jej pomagać.
- Wieloświatowcy. Tak. Istoty bez świata. Ponad nim i ponad ograniczenia. Tego i innych światów. Każdego. Są. Byli. Będą. Nie bogowie. Nie Potęgi. Coś pomiędzy. Coś, co zmienia losy światów. Przeklęci. Odrzuceni. Nieszczęśliwi. Zagubieni. Tak. Tym są. Tak myślę. Tak sądzę. Tak. - stwór mówił powoli. Bardzo powoli. Starannie dobierając słowa lub szukajac ich gdzieś w zakamarkach swej świadomości.
W tym czasie wygłodniała Lidia zjadła to, co dostała oraz upiła nieco wywaru, gdyż ten był jeszcze gorący.
- Pewnie przybyli w tym czasie co ja. Ilu ich było?
- Dziesięciu. Tylu. Zawsze. Dziesięć istnień. Dziesięć stuleci. Tak. To ma sens. Albo nie ma. Nie wiem i nie będę wiedział. Zapewne.
- To poza mną, to kto jeszcze był…? - Lidia upiła ostrożnie kolejny łyk gorącego naparu.
- Imiona nie znaczą. I znaczą. Tak jest. Czarne Drzewo. Niebieski Ptak. Czyli ty. Burzowy Pomruk. Wachlarz. Kent od Ostrzy. Megan ze Wzgórza. Szalona Dox. Enoch Ognisty. Czysta Fala. Bjarnlaug Córka Kruka. I Dziesiąty. Niewielu o nim wie. Niewielu pamięta. Tak. Dziesiąty jest Kluczem i tak brzmi jego imię, Klucz.
- Zostaje jeszcze Maska, który nie wiadomo, co od nich chce - Lidia dalej piła napar, powoli go kończyła. Dobrze się nawet rozmawiało z tym stworem, o wiele lepiej niż z Tarro czy Hurkhiem.
- Może on też jest Wieloświatowcem - gdybała na głos, kończąc napar. Ciągle chciało się jej pić, więc poprosiła o dokładkę. Może nie było to zbyt grzeczne czy właściwe, lecz podstawowe potrzeby dawały o sobie mocniej znać niż dobre maniery.
- Wiesz może, co kto z nich potrafił? W sensie mocy.
- Wiem. Nie wiem. Trudno ocenić. - Stworzenie napełniło ponownie jej naczynie mocnym, aromatycznym w smaku przypominającym ziołową herbatę napojem. - Niebieski Ptak miała głos, którym mogła zburzyć mury i potrafiła szybować w powietrzu. Ponoć miała moc opierania się żywiołom. Burzowy Pomruk władała mocą błyskawic i potrafiła skakać na niebotyczne odległości. Przy tym miała siłę niedźwiedzitura i moc leczenia ran. Wachlarz był zwinny. Tak. Bardzo zwinny. I potrafił być w kilku miejscach na raz. Potrafił też wzburzać wiatr. Huragany i burze piaskowe słuchały go gdy tego zażądał. Kent był niezrównanym szermierzem i szybko leczył rany. Nadludzko szybki, zwinny, potrafił pokryć swoje ciało zbroją z cierni. Żywy i martwy, kroczył Tunelami jak mistrz. Taki był. Megan miała moc. Wiedzę i luminę, którą mogła zmieniać życie i nieżycie. Władała mocami umysłu. Mocami Trzech Księżyców i gdy zechciała mogła wydrzeć luminę z innych. Spijać ją, niczym pszczołżuk nektar. Szalona Dox nie miała sobie równych. Rządziła skałami. Rządziła snami. Potrafiła urzeczywistnić swe koszmary. Swoje sny. Ale była niestabilna. Tak. Nieprzewidywalna. Czysta Fala potrafiła rządzić wodą. Krwią. Życiem. Ciałem. Zmieniała się w żywe istoty. Dowolne. Zwinnie i silnie. Tak. Córa Jónsa. Kruka. Była władczynią Zaświatu. tak. Ożywiała zmarłych. Potrafiła zmuszać trupy by walczyły u jej boku. Zmuszała innych by umierali za nią. Prawdzie nieśmiertelna w swej powłoce. Przeklęta przez potęgi. Przez samą siebie. Tak. Enoch Ognisty był smokiem uwięzionym w ludzkiej skorupie. Tak. Jego oddech był ogniem. A siłą dorównywał Burzowemu Pomrukowi. Tak. Związany Przysięgą Ludu Nar. Tak. Właśnie.
Zamilkł. Chociaż nie wymienił jeszcze wszystkich wyglądało jednak na to, że nie zamierza tego zrobić. Niemniej Lidia nie miała zamiaru wymuszać na nim dalszego ciągu odpowiedzi. Interesowały ją suche fakty, ale nie zamierzała terroryzować tego stwora po to, by zdobyć więcej informacji. Przez chwilę popijała napój i w myślach formowała wypowiedź, którą miała zamiar ujawnić. Wtem pomyślała o tym stworze, przez chwilę chciała, żeby opowiedział coś o sobie, ale jakoś się nie przemogła do tego. Zamiast tego kolejną chwilę poświęciła na picie naparu.
- Spotkałam faceta, który przybył od niejakiej Arraniz. Wiesz coś może o niej? - przy okazji chciała przeprosić za męczenie tego stworzenia nieznośną ilością pytań. - Przepraszam że męczę taką ilością pytań. Po prostu… chcę dowiedzieć się czegoś o tym świecie i co się w nim działo, zanim tu przybyłam. - co po chwili ujawniła.
- Jestem Pielgrzymem - przysięgła by że się uśmiechnął. - Niosę swój grzech. Tak. To, co mnie spotka i to, kogo spotkam podczas mojej pielgrzymki jest ważne. Jest częścią. Pielgrzymowania. Tak. Ty. twoje pytania. Ból, jaki czuję gdy cię karmię. Gdy upadłaś. Bezbronna. A ja …. Tak. Pytaj. Pytania są ważne. Tak. Arraniz. Pajęczyca. Tak. Trucizna. Morlana. Duchowa. Cielesna. Sama toksyna. Jad. Tak. To ona. Nie ufaj. Nigdy. Komuś kto skrywa w sercu. Jad. Tak. Nie ufaj.
- Ten gość nie żyje. Zabiłam go po tym, jak zaatakował i zatruł mojego przewodnika. Przewodnika niestety też niechcący zabiłam - odparła ciężko, westchnęła, po czym popiła napój. Zaufanie też mogło podchodzić zarówno pod truciznę, jak i lekarstwo. Lidia podchodziła do tego zaufania podobnie jak do tej strasznej Pajęczycy, której co prawda nigdy nie widziała na oczy, ale skoro Hurkh jej nie ufał, Pielgrzym nie ufał, to najwyraźniej coś w tym było, a Tarro to tylko potwierdził. Ale z drugiej strony Tarro mówił coś o tym, że Arraniz ma jej luminę… czy coś źle zrozumiała?
- Chyba nie tylko Maska czegoś chce od Wieloświatowców, bo gość od Arraniz nalegał, żebym z nim poszła do niej - wyjaśniła Lidia.
- Są ważni. Ich moc daje władzę. Maska to wie. Lordowie też. Szukają. Szukają szansy dla siebie. I boją się. Boją się Wieloświatowców. Czeka nas wojna. Krew. Zniszczenie. Ludobójstwo. Jak zawsze kiedy Koło się obraca.
- Opowiedz o Lordach.
- Są. Wielcy. Potężni. Rządni władzy. Mają moc. Luminę. Jest ich wielu. Wielu chciwych. Tak. Tacy są. Myślę. Sądzę. Oceniam. Niedobrze. Tak.
Lidia myślała przez chwilę nad tym, co powiedzieć. Pytań miała bardzo dużo, ale ich ilość męczyła nie tylko podróżnika, ale i ją. Zresztą jeśli przeżyje, to później też dowie się prawdy. Na myśl przyszła prośba o opowieść podróżnika o nim, o jego rasie, dokąd się wybiera, ale uświadomiła sobie nagle, że nie przyszło jej pytanie o samej Masce i o jego przeszłości.
- Ech, nie zapytałam się o Maskę i o to, co on ma wspólnego z Wieloświatowcami - trochę załamała się nad swoim dyplomatycznym kalectwem. Wzmianki o dawnym Niebieskim Ptaku brzmiały dla Lidii jak historia o jakieś zupełnie obcej i innej osobie, którą może była tysiąc lat temu, ale wydawało się, że poza tym imieniem nic z tego więcej nie zostało. Może była jeszcze moc, zabójczy krzyk… ale chyba nic więcej, zresztą jakie to znaczenie, skoro nie umiała nad nią panować, nie wspominając o tym, że niezbyt lubiła się odzywać ogólnie. Przypomniała się jej wizja z osobą ukrzyżowaną i paloną żywcem, ale z tą kwestią postanowiła poczekać, aż Wędrowiec odpowie na jej kwestię odnośnie Maski i jej powiązania z legendarną dziesiątką.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline