Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2017, 21:51   #554
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Złamasy. Wszędzie złamasy. Gdzie się San Marino nie obróciła, tam napotykała przedstawicieli tej mało szlachetnej grupy. Teraz też, nie było zmiłuj. Siedziała przy Bliźniakach i sączyła podarowaną wódkę, przypatrując się im spode łba. No co się tak uparli i cisnęli Pete’a? Nie lubili go, szukali każdej okazji i wytłumaczenia, byle tylko zyskać szansę na dobranie mu się do dupy. Z drugiej strony mogli olać temat, ale tego nie zrobili. Obaj interesowali się dobrem, szczęściem i właściwą obróbką nożowniczki. Byli gotowi na poświęcenia i to tak na serio. Robić coś za plecami Guido i Taylora… dla niej. Aż zamrugała z wrażenia.
- Jak będzie coś nie teges wy pierwsi się dowiecie. Na razie… lubię go, dobra? Mnie nie wkurza… i nie naściemniał nic. On... niektórych rzeczy nie da się udawać. Muszę się z nim ochajtać - wymamrotała między łykami alkoholu. Skrzywiła się, pociągnęła fajka i usiadła po turecku tuż przy braciach krwi. Wzięła głęboki wdech i zaczęła od dupy strony, postanawiając niczego nie zatajać - Gdy Mówca zawiera umowę z Duchem musi dopełnić wszystkich warunków. Takie są zasady. Wczoraj zawarł podobny układ z żoną tego kapitana Nowojorów. Chciała mu przekazać wiadomość, więc Mówca ją przekazał, ale Jastrząb nie chciał słuchać. Nie wierzył… uznał za kuglarską sztuczkę - warknęła, zaciągając się z werwą i popijając dym wódą - Ludzie są głusi i ślepi, wolą nie widzieć i nie słyszeć… ale na takie sytuacje Mówca może… zamienić się miejscami. Oddaje ciało mieszkańcom Popiołów, przechodzi między światami na czas wymiany. Do tego musi umrzeć, a to… dużo kosztuje i boli - wzdrygnęła się - Zwykle połowę ceny za Przejście płaci Mówca, a połowę słuchacz. Dlatego tak poskładało tamtego lalusia. Ciągle podobno majaczy i nie ma z nim kontaktu. Tak mówiła ta Kate co tu mieszka… to że jestem w stanie dziś chodzić zawdzięczam Nixowi - pokręciła głową, gapiąc się naprzemiennie w obie runnerowe facjaty - Wziął na siebie połowę mojej… należności. Oberwał, krwawił… przeze mnie. Gdyby wciskał kit nic by mu się nie stało… ale się stało. Ślicznemu zależy na Mówcy, on go… ożywił. Znowu… czuje. Żyje. - wzruszyła ramionami, gasząc fajka na jasnej ścianie - Jest głupi. Głupi, ale odważny. Ostrzegałam co się może stać… nie odszedł. Byłam w jego śnie, pokazałam przeszłość… nie uciekł. Widział co z Mówcą robi kontakt z Duchami… nie szydził. Ucierpiał… ale został. Chce być… to co mu będę bronić? - westchnęła -. Chcę żeby został.Cały. Ze mną… a jeżeli coś wywinie sama go zabiję, ale nie wywinie. Nie on.

- E tam krwawił… - machnął ręką Paul mrucząc cicho po dłuższej chwili milczenia. Jak na Bliźniaków i ich zwyczajowe błyskawiczne i bezczelne riposty to obydwaj milczeli zaskakująco długo. Co prawda gdy Czacha zaczynała mówić jeszcze się uśmiechali, kręcili głowami, machali rękami gdy mówiła o Nowojorczykach i ich kapitanie ale w miarę jak dochodziło do sprawy duchów, obcowania z nimi, i zapłaty za to robili się jacyś cichsi i poważniejsi. - Może się przeziębił? - białasowy Bliźniak zaproponował rozwiązanie jakiekolwiek byle nie oddać ot tak frontu i siostry krwi człowiekowi którego tak nie trawili. Popatrzył na czarnowłosą, siedzącą po turecku kobietę z nadzieją, że może przyjmie takie rozwiązanie.

- No co… Każdemu się zdarza to jemu też mogło… - Hektor od razu poparł kumpla kiwając energicznie głową. - Albo możemy się spytać Brzytewki. Ona na pewno wymyśli dlaczego mógł puścić farbę… - Latynos dopowiedział kolejne rozwiązanie jakby wierzył, że rudowłosa lekarka od ręki poda listę możliwości i to pewnie nie krótką.

- Z tym ich żołnierzykiem to pewnie, że tak wyszło. Oni nie czają duchów to i mają z nimi problem jak coś wyjdzie. Nie tak jak my. My to bierzemy na miękko. Tylko tak na serio. - dodał Paul wracając do kolejnej poruszonej sprawy kolesia którego też nie lubili. Choć pewnie tak bardziej zawodowo z powodu tego, że byli przeciwnikami więc kompletnie go nie żałowali.

- No. Bo za mało jarają. Jak Brzytewka. Za mało jara. I zobacz wszystkim się przejmuje. Jakby jarała tyle co my to by brała to na miękko. No zobacz jak my jaramy ile trzeba to nie mamy żadnych problemów. - Hektor wróciwszy na bardziej swojskie i sielskie tematy od razu poczuł się pewniej więc mówił szybciej i raźniej.

- Serio chcesz z nim to zrobić? - zapytał nagle Paul patrząc z uwagą na siostrę krwi i podając jej odpalonego skręta. Latynos też się zamknął i obserwował co zrobi i powie San Marino.

- To nie katar, ani migrena. Krwawił przez Więź. Widziałam jak Kruk na jego piersi ronił rubinowe łzy. Posłaniec łączący Żywych i Umarłych. Mówca cierpiał, więc cierpiał też Śliczny, takie są zasady. Bujanie się z Mówcami nie jest zdrowe - powiedziała poważnie - Wiem że wy szanujecie Duchy, dlatego chciałam do was dołączyć. Z tym jaraniem… coś w tym jest. Runnerzy zostawiają odcisk po drugiej stronie. Przez trawę… czuć ją w aurach. Widać jak smużki dymu wokół emanacji. U trepów tego nie ma i są tacy sztywni - prychnęła - Tak, Plamie potrzeba więcej jarania. Może jak będzie więcej palić to przestanie tyle mówić i się stresować. Myślicie że ona tak serio do szefa? Jemu się przyda… dobrze aby znalazł coś jasnego, poza śmiercią, krwią i cierpieniem - zmarkotniała, pociągając ostatni raz i oddając butelkę Paulowi - Serio chcę się pohajtać ze Ślicznym. Nie jest takim kompletnym sztywniakiem, będą z niego ludzie. O ile nie zginie do wieczora - zamknęła oczy, opuszczając głowę i rozpoczęła intensywne gapienie w podłogę.

Obydwaj młodzi i w tej chwili okaleczeni i posiniaczeni mężczyźni znów nie odpowiedzieli od razu. Przez dłuższą chwilę milczeli i spoglądali gdzieś w kuchnię, na siebie nawzajem, na swoje żary na skrętach, na szamankę, na kręcących się tu i tam Runnerów coraz wyraźniej zbierających się do odjazdu.
- No nie, nie przesadzaj. Zobaczysz takie debile zawsze mają farta. Ma odwalić kitę już, zaraz, za chwilę a potem setki dożywa. Zobaczysz jeszcze przeżyje nas wszystkich! - Paul w końcu odezwał się pierwszy. Mówił powoli i chyba czuł się dość niekomfortowo ale w miarę jak mówił i ton, i głos, i mina coraz bardziej wracały mu do bajeranckiej normy. W końcu gdy skończył machnął ręką całkiem wesoło jakby jakiś kawał skończył właśnie opowiadać.

- No właśnie. Mimo wszystko mogłaś trafić na kogoś bardziej beznadziejnego. No na przykład… - Latynos podjął weselszy ton i też chciał znaleźć jakiś jaśniejszy punkt w tej beznadziejnym bezguściu co do wyboru swojego faceta jakim okazała się ich siostra krwi. Zaczął więc machać ręką jakby miał zamiar zacząć wyliczankę bardziej beznadziejnych palantów od Nixa. Zrobił jednak ruch, potem następne machnięcie i kolejne ale coś się zapowietrzył jakby. Spojrzał pytająco na Paula by ten go wsparł w tych poszukiwaniach. Paul też podjął machający gest ocalałą ręką jakby to było proste ale też chyba utknął.

- Billy Bob? - białas w końcu znalazł jakiekolwiek nazwisko od którego młody Pazur mógłby stać wyżej w hierarchii beznadziejności. Obaj chwilę chyba w myślach porównywali te dwie kandydatury nim w końcu Hektor pokręcił głową wydmuchując kłąb gandziowego dymu.

- Ale Billy Bob jest od nas. Ma kurtkę. No i jara zioło. - Latynos znalazł w końcu po chwili trzy powody dla których Billy Bob wygrywał tą konkurencję. Paul pokiwał głową na znak zgody i znów dwie runnerowe głowy pogrążyły się w ciężkiej konkurencji znalezienia kogoś bardziej poniżej poziomu jakiejkolwiek gangerskości jaką wyznawali i wyssali z mlekiem matki niż Nix.

- Dalton! - Paul prawie wykrzyknął uradowany, że znalazł wreszcie kogoś gorszego niż Nix. Oczka i twarz mu się wykrzywiły w uśmiechu jakby odkrył cały kontener nie rozdziewiczanego od wojny jamajskiego ziela.

- Oooo! Nooo! - Hektor pokiwał nagle głową tak samo entuzjastycznie od razu podchwytując kandydaturę. Po ostatnim łomocie w walącym się w porcie garażu na łodzie Dalton chyba był u nich tak bardzo poniżej jakiejkolwiek krytyki, że nawet Nix już im się chyba wydawał mniej beznadziejny.

- Dobra kurwa, słuchaj San! - Paul zwrócił się nagle bezpośrednio znowu do San Marino. - Chcesz brać sobie ten ciężar na szyję no kurwa nie wiem po chuja ci to ale no kurwa niech będzie moja strata. - wolną ręką uderzył się cierpiętniczo w pierś a że przejął właśnie butelkę to i przy okazji oblał się co nieco. - Niech będzie, że będziemy się ruchać tylko w weekendy. - pokiwał smutno głową patrząc gdzieś w dół na kafle piecu na jakim siedzieli całą trójką. - Ale wiesz. Jakbyś chciała odciąć sobie ten ciężar no to kurwa nie dygaj San. My go kurwa sprzątniemy nikt po chuju nawet nie zapyta. Zniknie jak wielu przed nim pomogliśmy z tym cieniasem zniknąć. I jak co nawet będziemy go wytrwale szukać jeśli trzeba. - Paul uniósł spojrzenie z powrotem na twarz Czachy i choć tak trochę wyglądało, że głupkował znowu jak to oni obaj często mieli ze sobą w zwyczaju to i tak wyglądało, że gdyby im powiedziała od ręki, że chce się pozbyć Nixa to pewnie i od ręki by go zaczęli “znikać”.

- Jak ty bierzesz weekendy to ja biorę dni robocze. - Hektor mrużył oczy obserwując mówiącego Bliźniaka odkąd ten tylko zaczął mówić o jakichś zabawach z Czachą i to jakoś tak egoistycznie jakby sam na świecie był. Więc Latynos zaczął od najważniejszego wskazując na niego palcem gdy tylko ten skończył mówić. - Ale ma rację Marina. - Hektor znów troskliwie położył swoją dłoń na barku szamanki przyozdobionego czaszką. - Nie takich chojraków znikaliśmy. Kiedyś tłumaczyliśmy Brzytewce. Z workiem na łbie po wyjebaniu z bagażnika to każdy jeden się robi o taki. - palce drugiej dłoni Latynosa zaczęły się ściągać do siebie zamykając przestrzeń z kilku centymetrów do jednego aż w końcu prawie się ze sobą zetknęły. - I wiesz Marina nie bój się, dasz znać, to się wszystkim zajmiemy. Dla ciebie kurwa zrobimy nawet wersję deluxe. W końcu kurwa jesteś naszą siostra krwi nie? No kurwa. Więc zazwyczaj się tak nie patyczkujemy ale dla kurwa naszej siorki to niech będzie. Złamie mu się coś, czy odkroi to często pomaga wiesz? Ludzie jakoś kurwa nowe perspektywy na świat się otwierają. Normalnie żadnych cudów nie trzeba a działa jak cud. - Hektor również wydawał się być oazą cierpliwości, miłości, poświęcenia i troski o los i dobro czarnowłosej kobiety z którą parę godzin temu przelali krew zawierając przymierze. Gdyby ktoś nie znał ich i nie widział w akcji pewnie mógłby uznać, za takie tam pijackie gadanie i wygłupy podpitych i ujaranych punków. Ale akurat ci dwaj naprawdę zdawali się móc i byli gotowi zrobić to o czym właśnie mówili.

San Marino uznała, że mówienie o Daltonie jako kimś całkiem spoko z kim idzie i pogadać i się napić, nie jest najlepszym pomysłem. Zamiast tego skupiła się na czym innym.
- No wiem że mogę na was liczyć jak będzie taka potrzeba… dzięki - przyznała szczerze. Żywi chcieli stawać w jej obronie… dziwne. Niespodziewane. Miłe - Daję wam słowo że jak Śliczny odjebie coś mało ślicznego, albo zacznie mnie rolować to od razu podbiję z tematem do was. A to ruchanie… teraz będę pohajtana - skrzywiła się, ale rozwiązanie przyszło prędko - No chyba że ja z wami i ze Ślicznym naraz. Wtedy nie będzie miał wątów i pretensji. No… nie powinien mieć - wzruszyła ramionami - Pogadam z nim o tym.

Bliźniaków chyba bliźniaczo zamurowało na pomysł, że mieliby się rypać razem z Plakatowym. Zrobili taaakie oczy i popatrzyli w zgorszeniu na siebie. Potem wręcz synchronicznie ponownie obejrzeli się na siedzącą przed nimi Czachę jakby porównując czy nagroda jest warta aż takiej ofiary z ich strony.
- To wszystko przez ciebie. - Hektor od razu znalazł winnego tej mało dla nich komfortowej sytuacji. - Jak ja bym miał weekendy to na pewno by się dało z Mariną jak trzeba a tak to widzisz co narobiłeś. - wskazał oskarżycielsko winowajcę o jaśniejszej skórze, podgolonej głowie i ramieniu na temblaku.

- A tobie co znowu nie pasuje? - nożowniczka wyrzuciła ręce ku górze, biorąc sufit za świadka niedoli - Już było jak trzeba i Śliczny ci nie wadził, więc o co teraz stękasz? Czegoś byś chciał, co?

- Co mi nie pasuje? - zaczął dość zaczepnie Hektor jakby Marina pytała go o najoczywistszą oczywistość na świecie. Ale nagle zamilkł, brwi skoczyły mu do góry, a oczy mu się rozszerzyły jakby zobaczył nie wiadomo co niesamowitego. Lub wpadł na genialny pomysł. - Ej! No właśnie! Ale teraz jeszcze nie jesteś pohajtana nie? - zauważył chytrze Latynos i wyszczerzył się do niej bezczelnie.

- No tak! - Paul w lot odgadł intencje i pomysł kumpla i od reki zapalił sie do niego. - No właśnie, teraz jeszcze nie! To dawaj San, chodź z nami póki jeszcze można! - białasowy Bliźniak też zapalił sie do tego pomysłu jak i ten latynoski.

- Źe co?! Że z wami złamasami i kaleczniakami teraz mam iść się rżnąć?! - San Marino oburzyła się święcie, posyłając obu pacanom morderczy wzrok spode łba - Teraz, na godzinę przed hajtaniem? Może jeszcze mam stanąć przed Kapłanem z waszymi resztkami w dupsku i ryju, co? Tutaj, wśród masy świadków, ze Ślicznym w okolicy? - dopytała warcząc nisko.

- Nie no coś ty… - Hektor wydawał się nawet jakby obrażony posądzeniem o coś co chyba wydawało mu się, że San Marino go posądza. - Nie będziemy się rypać tu na tym piecu. Skoro ma być ślub należy nam sie trochę luksusu i spokoju. - wyjaśnił Latynos spokojnie rozkładając dłonie.

- Właśnie. Ten twój się kręci na górze i tutaj to można pójść do piwnicy. Albo do transportera się tam zamknąć. - Paul o reki znalazł rozwiązanie z takiego niby problemu jak widziała Czacha.

- A jak pójdzie za nami i zobaczy jak mnie zapinacie kwadrans przed ślubem to ślubu nie będzie - prychnęła, splunęła na wiszący na ścianie obraz i rozłożyła bezradnie ręce - W piwnicy jest Anitka i Billy Bob. No i nie wiem czy ogarniacie, ale muszę się ogarnąć. Umyć, doprowadzić do porządku. Przygotować z Plamą. Takie tam, babskie kiecki i pierdy… dlaczego kurwa wam się w zestawieniu Śliczny nie podoba? Będzie moim mężem, a wy braćmi. Rodzina, nie? Wszystko zostanie między nami.

- Nie pójdzie! - Hektor wydawał się być całkowicie spokojny o obawy Mariny. - Ten złamas zwinął klucz do piwnicy. - wskazał kciukiem na siedzącego obok Paula i w głosie pobrzmiewała mu wyraźna duma z tego uczynku kumpla.

- No i tam nie jest tylko to jedno pomieszczenie z tamtą dwójką. - Paul też podchodził dość lekko do technikaliów jakich obawiała się San Marino.

- Chcesz się przebrać? Po co? W tym wyglądasz zajebiście. Ta czerń i czachy i w ogóle… - Latynos wskazał ogólnie przejeżdżając po sylwetce odzianą w czerń i czaszki szamanki.

- I nie przesadzaj z tym podobaniem. Możemy go znieść. A jak chce coś więcej to niech się wykuje. Jak każdy. Jak Brzytewka, ty, my no każdy kto do nas przyszedł. A nie, że chce i się należy. Tak to nie działa. - białas pokręcił głową dając znać, że nie tak prędko da sie przeskoczyć to co ich dzieli z Nixem.

- Nie ułatwiacie mu tego. Dobra, teraz jak będziemy pohajtani to oboje pracujemy na wspólne konto. On i ja. Ale jeszcze nie jesteśmy… i chcę was obu - burknęła, podnosząc się na nogi. Obcięła obu gangerów oceniającym spojrzeniem, a potem machnęła głową w kierunku wejścia do piwnicy.

- Zajebiście! - syknęli nawzajem jeden przez drugiego i zerwali się z tego pieca jak rącze koniki. Dopiero droga do piwnicy była o wiele mniej płynna ale za to pełna ekscytacji i entuzjazmu. Pokonali schody i znaleźli się w korytarzu. Drzwi do jednej z bocznych piwnic stanęły otworem. Wewnątrz były jakieś worki z paszą czy ziarnem lub czymś podobnym. W każdym razem były dość pękate, w miarę miękkie choć szorstkawe no i suche. Paul zamknął drzwi na klucz. Wewnątrz panował półmrok i to z tych mroczniejszych bo światło dnia wpadało tylko przez małe, piwniczne okienko. Ale za to byli sami. Nie licząc licznych przytłumionych kroków dochodzących z góry. Obydwaj mężczyźni wydawali się być zniecierpliwieni, podekscytowani i uszczęśliwieni. Hektor już czekał przy workach na San Marino, Paul dopiero podchodził od drzwi po ich zamknięciu.

- To zostaje między nami i nigdy nie wychodzi… do niego. Nawet w kłótni - nożowniczka pospiesznie zrzuciła płaszcz i gmerała przy zapięciu spodni, podchodząc do Latynosa. Mówiła szeptem, w przelocie zapuszczając żurawia na okienko. Pogięło ją na starość - Hektor ty pierwszy. Po kolei.

- No pewnie! Nie boj się Marina wszystko zostanie w rodzinie! - wyszeptał gorączkowo Latynos od razu zdejmując pośpiesznie swoją kurtkę. Cisnął ją z impetem w okno i ta stuknęła o szybę zatrzymując się na parapecie okna. Mężczyzna zaczął od razu zdejmować z siebie bluzę a w międzyczasie drugi z nich doszedł do nich.

- No jasne nic się nie bój San. Ale chyba z tym, że pierwszy to nie myślałaś o tym, że to z nim co? - powiedział Paul stając za plecami nożowniczki i kładąc jej swoją sprawną ręką na jej barku. Tą którą miał na temblaku objął ją w pasie na tyle na ile zdołał. Jego twarz przybliżyła się przez jej włosy ku jej uchu. I tak już było właściwie całkiem ciemno i wzrok pomagał rejestrować tylko jakiś ruch i jaśniejsze plamy odkrytego ciała.

- Pierwszy niech ściąga spodnie - obróciła się, oplatając bledszego złamasa ramionami i przyciągając do siebie. Jej usta w ciemności szukały jego ust, wpijając się w nie gwałtownie. Prowadziła go do worków i Latynosa, przy okazji pomagając z rozpięciem paska i suwaka. Jedną łapą zajęłoby mu to długo. Zbyt długo.

- No pewnie! - syknął radośnie Hektro i sądząc po brzęczących, metalicznych odgłosach jakie San Marino słyszała za swoimi plecami musiał na wyścigi zdejmować te spodnie. Zastopowało go po chwili nieco boleśniejsze syknięcie gdy pewnie doszedł przy ich ściąganiu do zranionego miejsca.
W tym czasie Paul nie próżnował. Obejmował jedną ręką kobietę wpijając się w jej usta równie silnie, mocno i gwałtowanie jak ona w jego. Zupełnie jakby się mieli ostatni raz w tym życiu całować. Dłoniom ramiona i plecy szybko nie wystarczyły i chociaż tą sprawną Paul wysłał na front czarnowłosej kobiety. Przez jej pancerz jednak ani ona ani on pewnie nic specjalnego nie czuli.
Hektor jednak nie zostawił ich na długo samych. Złapał dłońmi za biodra Mariny i przyciągnął do siebie. Wczepiony w nią Paul też więc przekicał razem z nią. Dłonie Latynosa szybko przesunęły się na przód spodni szamanki zaczynając pospiesznie rozpinać je i rozsuwać.
- Zdejmij to. - mruknął zniecierpliwionym tonem Paul poruszając pancerzem kobiety który tak utrudniał im obojgu dostęp do otwartej zabawy.

Było ciemno, nie dało się dostrzec szczegółów. No i nie miała przy sobie byle jakich złamasów.
- Nie będziesz mi życia układać - nożowniczka warknęła zaczepnie, ale po chwili na podłogę poleciały fragmenty pancerza, grzechocząc kośćmi o kamienne klepisko czy co to tam było. Za pancerzem poszedł kaftan i podkoszulka. Dolną część garderoby zostawiła w rękach Hektora, swoje zajmując rozpakowaniem Paula.

Paul westchnął z ulgi i radości gdy kobieta nim się zajęła a i dała się sobą zajmować. Dokładniej dawała się zajmować tymi dwoma niesamowicie interesującymi frontowymi miejscami tak fajnie się ugniatającymi ku obopólnej przyjemności. Białas miał co prawda tylko jedną rękę do tych zabaw ale szybko pochylił się by jego usta, zęby i język też miały współudział w tych zabawach.

W międzyczasie Hektor zdołał ściągnąć cały dół ubrania Mariny aż do jej kostek. Zaśmiał się rubasznie gdy trzasnął otwartą dłonią w jej nagi obecnie pośladek. - Oj z tej strony też jesteś fajna Marina. - roześmiał się przyciszonym głosem. Też się jednak śpieszył i niecierpliwił. Jego dłonie buszowały po plecach, kręgosłupie i łopatkach kobiety. Jednak gdy zamiast takiej jędrnej i gładkiej skóry jaką do tej pory widział i czuł u niej gdzie indziej natknął się na zniekształcenia i blizny chciwe i drapieżne dotąd dłonie zaczęły przesuwać się wolniej, ostrożniej i delikatniej. Szybko i taktownie Latynos przesunął je coraz bardziej na jej żebra, boki i brzuch. Tam gdzie jego dłonie znów natknęły się na zdrowe, żywe ciało dłonie odzyskały poprzedni rezon i pewność siebie. Z jej brzucha zjechały na podbrzusze i jeszcze niżej w dół badając te najciemniejsze i najgorętsze miejsce. Latynos się niecierpliwił i oddychał szybciej i szybciej tak samo jak i pozostała dwójka. Szamanka czuła jego twarz i oddech tuż przy swoim krzyżu.

- Z… złamas - wydyszała z udawaną pretensją, zaciskając uda przez co ciekawska ręka została zakleszczona między nimi i po części już wewnątrz nożowniczka. Poruszyła biodrami i nagle bez ostrzeżenia wylądowała gangerowi na kolanach. Sapnęła i zdusiła jęk zadowolenia, żeby nie wzbudzać zbytniego zainteresowania reszty domu. Wyciągnęła za siebie rękę i oparła się o nią. Drugą przyciągnęła Paula, prychając - Macie być cicho. Pełna konspira.

Hektor sądząc po prawie bliźniaczym długim i siłą stłumionym sapnięciu dał się zaskoczyć nagłym manewrem czarnowłosej szamanki. Jednak sądząc po barwie tego sapnięcia było to dla niego bardzo przyjemne zaskoczenie. Jego górę wygięło nieco do tyłu ale zaraz wrócił do pionu.
- Pewnie Marina. Pełna konspira. Pamiętaj. - syknął w końcu Latynos do ucha kobiety. Sprawnymi dłońmi złapał ją w biodrach przygotowując ich oboje do wspólnej galopady.

Paul też chyba był zaskoczony nagłym obniżeniem perspektywy nożowniczki ale szybko się dostosował. Ponieważ jego dotąd ulubiony element kobiecej anatomii jaki był dla niego dostępny w postaci dwóch jakże interesujących do badania i zabawy piersi po tej zmianie nie był dla niego zbyt swobodnie dostępny pochylił się trochę i zajął się prawie całkowicie po ciemku twarzą i ustami San.

San Marino pospołu z Hektorem zaczęła wstępną jazdę. Bardzo szybko jednak natrafili na dość poważną przeszkodę w postaci krępujących kostki spodni. A przynajmniej chyba Hektorowi tak się wydawało. - Ściągnij jej to! - syknął na Paula i ten pochylił się ściągając jakoś tak jedną i pół ręki prawie całkiem po ciemku spodnie szamanki. Efekt może z tego wszystkiego byłby nawet zabawny gdyby obydwaj nie podchodzili do sprawy tak poważnie i gwałtownie. W końcu jednak Sam Marino została wyzwolona z ostatniego więżącego ą ubrania i była wreszcie wolna i swobodna. Zabawa mogła się więc zacząć bez skrępowania.

Przez prawie całkiem ciemne pomieszczenie przebiegały coraz szybsze jęki, oddechy, stłumione sapnięcia i klaszczące uderzenia nagiej skóry o nagą skórę. Wzrok był prawie bezużyteczny. Choć było widać zarys ciał, grę żywych, światłocieni poruszających się w rytm ruchów i oddechów, blady zarys skóry kontrastujący z czarnymi cieniami i ciemnymi workami. Szorstkawy materiał samych worków, trochę się ugniatający pod dotykiem czy uderzeniem, a trochę nie, chropawy czy nawet zdzierający czasem naskórek gdy naga, mokra od potu skóra poszorowała po nim. Zapach tak charakterystyczny dla wszelkich piwnic. tutaj ledwo wyczuwalny ale nie dający się zignorować. Zapach tej paszy czy co to tam było w tych workach. Dudniący odgłos kroków nad nimi. Presja by zachować dyskrecje i ciszę po części krępująca po części dodająca niepowtarzalne wrażenia do całej sytuacji.

- Odwróć się. - szepnął Latynos. Pomógł Marinie zmienić pozycję tak, że teraz była zwrócona twarzą do niego. Choć i tak widziała tylko pojedyncze kreski, plamy i linie z jego tonącej w mroku twarzy. On sam wyłożył się na całą długość na tych workach więc teraz znaleźli się w klasycznej pozycji do ujeżdżania ogiera. Za to widziała więcej z jego torsu choć też wszystko zmieniało się w mozaice cieni z gościnnymi elementami światła. No i teraz miała też swobodny dostęp dłońmi do jego torsu.

Paul też wydawał się być zadowolony z takiej zamiany. Stanął znowu tuż za plecami siedzącej na Hektorze San Marino.
- Saann... Ciiii... - szepnął podnieconym szeptem do jej ucha. Nie była pewna czy jest jakoś specjalnie głośno, głośniejsza od nich czy Paulowi coś się znowu uwidziało. Ale poczuła jak jej coś zakłada przekłada. - Otwórz usta. - szepnął białas i gdy otworzyła poczuła w nich kawałek materiału. Zrolowanego jak wałek. Chyba koszulka. Pewnie jej a może i Hektora.
- Zaciśnij. - Paul instruował ją dalej. Gdy zacisnęła jakoś zaczął wiązać jej ten wałek z tyłu głowy improwizując w ten sposób knebel. - Teraz pobrykamy. Wyzwól się. Mamy tylko ten jeden raz. Lubię jak jesteś taka naturalna. - szeptał dalej Paul kończąc najwyraźniej wiązać ten knebel. Sam znów zaczął sunąć dłońmi w stronę jej piersi. Bawił się nimi chwilę. Czuła wyraźnie różnicę miedzy jedną wolną dłonią i drugą na której miał bandaż zniekształcający jego dotyk. Rodeo znów się zaczęło przerywane czasem gdy Paul odchylał w tył głowę San by ją pocałować przez ten koszulkowy knebel czy posmakować jej twarzy i szyi.

Knebel. Zakneblowali ją po to aby nie darła ryja, albo pamiętaj co mówiła o przegryzaniu gardeł. Grunt, że zaczepka zadziałała. Pomysł był dobry. Nie do końca moralny, ale dobry. Teraz San Marino wiedziała to i widziała jasno mimo ciemności. Odpowiedziała jakiś syk przez kulę materiału i ponaglana podskakującym pod nią i macającym za nią Bliźniakiem, znalazła oparcie w gołych barkach przed sobą. Ścisnęła je aż paznokcie przecięły skórę, kotwicząc jej ręce w stabilnym chwycie. Mogła tylko sapać przez nos, rozwiewając pojedyncze czarne kosmyki które opadły jej na twarz. Pocałunek Paula był jak sygnał do startu. Zerwała się do gwałtownego galopu, używając jako chabety ciemnoskórego gangera. Podskakiwała i dobijała się do niego z całej siły lejąc na to, że za parę godzin oboje będą sini.

W mroku piwnicy worki trzeszczały i ugniatały się. Któryś nawet się zsunął od tego ludzkiego rodeo co sprawiło też i przesunięcie i moment zachwiania się uczestników tej zabawy. Trójka kochanków zlała się w jeden rytm ciężko dysząc, jęcząc, stękając i pocąc się wspólnie. Latynos zastękał i zazgrzytał zębami gdy paznokcie Mariny wbiły mu się w żywe ciało. Ona sama zareagowała podobnie gdy Paul najwyraźniej miał dość bycia na uboczu i wpakował się bez pytania do zabawy na trzeciego. Pozostała dwójka na chwilę znieruchomiała gdy ten ostrożnie zagłębiał się w San ale gdy to zrobił zabawa w rodeo zaczęła się ponownie. Tym razem jednak w wersji na dwa ognie.

Jęki spod knebla zmieniły się w wycie, szamankę przygięło, ale złamas z tyłu po cwaniacku ją przytrzymał i nie dał się wyrwać. Zabolało, cała trójka znieruchomiała, a potem powoli wrócili do przerwanej czynności. Miałą ochotę udusić wygolonego debila za wpakowanie się tam gdzie go nikt nie zapraszał, ale przy każdym ruchu Latynosa wkurw jej przechodził. Popchnęła go żeby się położył, wypięła kuper do Białasa. Napięta i przepełniona ryczała przez knebel, a ciemność przed oczami pogłębiła się. Była tylko czerń i połączone w jedno ciała.

Mrok pęczniał i potężniał. Wirująca i skacząca plama światła wpadającego przez i tak częściowo zasłonięte okno była gdzieś tam, na krańcu postrzegania wszechświata a i tak fikała jak stroboskop. Był za to ruch, żar, pot i przyjemność. Kumulatywna, zespolona, dzielona i co raz bliższa momentowi kulminacyjnemu. Trzy ciała, połączone w jedno dzieliły ze sobą ten sam moment. Jeden jakby wywołał reakcję domina u pozostałych elementów. Zaczęły się spazmy, wbijanie palców i paznokci w skórę, w ciało, w chropawe worki, w coś co się z nich wysypywało, na przemian zduszone i wyzwolone jęki i oddechy, i tam, wewnątrz, w środku, coś co współdzielili razem, coś gorącego i wilgotnego. I w końcu po tej nagłej burzy przyjemności, jęków, spazmów, ruchów zapanował bezruch i cisza. Jakby mrok piwnicy pochłonął trójkę kochanków. Ale byli tam. Byli tam nadal odczuwający wciąż ten moment bezwolnej błogości. Oddechy i ciała uspokajały się. Paul zaczął rozwiązywać knebel i w końcu znów uwolnił usta San.

Nożówniczka przez pierwsze minuty nie ogarniała co się dookoła dzieje. Rozpłaszczona na klacie Hektora kończyła się trząść i pojękiwać pod nosem. Złapała z ulgą powietrze kiedy zaśliniona szmata opuściła jej usta. Miauczenie wzmogło się w chwili w której najpierw Paul, a potem ten drugi wyszli z niej, co odczuła jako dziwną, opuchnięta i pulsującą pustkę. Gdzieś na krawędziach świadomości przebiegła myśl, że gdyby Nix ją teraz zobaczył pękło by mu serce… ale do kurwy nędzy. To były ich rodzinne sprawy. Trojaczków.
- Ni chuja - wymamrotała przez szczękające zęby - To nie był ostatni taki wyskok.

Obydwaj Bliźniacy też pozwolili sobie na chwilę odpoczynku po tej błyskawicznej i zaskakującej galopadzie. Hektor przyciągnął czule leżącą na nim kobietę i pocałował zaskakująco delikatnie w usta. Zupełnie jakby zapomniał, że przecież jest esencją południowo krwistego maczo. Paul też zaległ obok nich na workach. Grzebał chyba coś w kurtce w której cały czas był aż dogrzebał się do paczki. Z niej z leniwym, upartym mozołem wygrzebał trzy skręty i na moment zrobiło sie trochę jaśniej gdy pstryknął zapalniczką. Ta zaraz zgasła ale do nozdrzy doszło ich dym żarzącego się zioła. Po chwili Białas przesunął się na bok wręczając pozostałej dwójce po skręcie. Też jakoś nie zapomniał by przy okazji nie pocałować San. Długo jednak na zranionym ramieniu nie wytrzymał więc opadł na plecy obok Hektora. Worki tu były jednak trochę krzywe więc i on leżał trochę pod skosem mając za to chyba lepszy widok w na pozostałe dwa żary.

- No. Kurwa było nawet lepiej niż z Viper. - powiedział rozmarzonym głosem Hektor zaciągając się pierwszym buchem.

- No. Musimy to zrobić jeszcze raz. Wiele kurwa razy. Mówię wam kurwa jesteśmy rodzeństwem jednej krwi, nic kurwa nie jest od tego silniejsze. Będziemy razem do końca. I wtedy to kurwa nawet tego Plakatowego mogę strawić i go zostawić w spokoju. - Paul też wydawał się być słodko i rozbrajająco wylewny, pełen miłości do świata w którym nawet widział miejsce dla całego Plakatowego no nawet przy boku San. Choć pewnie nadal wolałby by ją bez Plakatowego.

- No chyba, że on zacznie. - Latynos wskazał żarem skręta na leżącego obok niego Bliźniaka. Tamten mruknął potakująco zaciągając się po raz kolejny. Otuleni aromatem palonego zioła, świeżo zadowoleni i zaspokojeni Bliźniacy wydawali się nawet gotowi odpuścić Nixowi skoro ich trzecia Bliźniaczka widziała sprawy przez ten sam pryzmat co i oni.

- Zrobicie to dla mnie, dacie mu spokój chyba że sam wyleci z pięściami? - wielkoduszność rodzeństwa rozczuliła San Marino. Objęła Paula ramieniem i położyła głowę Hektorowi na klacie. Tego pierwszego głaskała po ramieniu, drugiego po brzuchu i dumała, ale tu nie było nad czym dumać.
- Weekendowe wypady - powiedziała równie leniwym głosem co oni - Rodzinne, bez ogonów. Albo i w tygodniu. Co najmniej raz na tydzień. Obrobicie mnie bez dodatkowej pomocy. Było zajebiście - westchnęła rozmarzona, zaciągając się zatkniętym między wargi fajkiem. - Lubicie wiązanie?

Atmosfera rozczulających emocji jaką odczuwała Bliźniaczka chyba udzieliła się też i Bliźniakom. Też wydawali się skorzy do śmiechu i radości. Zwłaszcza jak San Marino sypała świetnymi pomysłami jak z rękawa, jednym za drugim. Po części widziała po części wyczuwała ich uśmiechy i zadowolone kiwanie głową. Paul ujął jej dłoń i pocałował. Hektor który miał w zasięgu jej piersi zaczął sunąć kciukiem po ich boku wystającym między jej a jego torsem.
- No. Dogadamy się. - mruknął z zadowoleniem Latynos wydmuchując ziłowy dym.

- Wiązanie? Jasne San. Wiązanie jest w pytę. - pokiwał głową Paul uśmiechając się jakby już miał przed oczami tą scenkę.

- Z Plakatowym spoko. Jak jest jak teraz i ma tak być to wiesz Marina my mu nic nie teges. No chyba, że sam zacznie albo powiesz, że ma być mu jakiś teges. - Hektor zgodził się z propozycją szamanki leżącej na nim i wciąż leniwie bawił się wystającym kawałkiem piersi.

- Spoko. Możemy mu odpuścić. - Paul też wydawał się być u szczytu ugodowości.

- No chyba, że podpadnie Guido i Guido będzie kazał zrobić mu teges. - żar fajki Hektora nagle znieruchomiał tak samo jak jego kciuk na piersi Mariny. Paul też nagle zamarł i przez chwilę znieruchomiał. Guido. I szef i kumpel. Przyjaciel. A coś raczej jasne było od wczorajszej nocy jakie relacje łączą jego i młodego Pazura. Obaj Bliźniacy znieruchomieli i zamilkli gdy myśleli o takim scenariuszu.

- No jak Guido będzie kazał zrobić mu teges to się zrobi chujowo. - powiedział poważnie Paul wiedząc aż za dobrze co znaczył rozkaz Guido w bandzie.

- Zrobi się chujowo w chuj. - zgodził się równie poważnie Latynos biorąc w końcu macha ze swojego skręta. - Ale Marina jest naszą siostrą krwi. krew nie woda. - powiedział wydmuchując gandziowy dym w piwniczną ciemność.

- No. Trzeba będzie coś wymyślić. Ale będzie chujowo w chuj. - zgodził się Paul też biorąc kolejnego bucha.

- Ale kurwa widzisz Marina? Lepiej go pilnuj tego swojego Plakatowego bo sama widzisz jak się może chujowo narobić. - Hektor uniósł głowę jakby próbował przeniknąć ciemność i spojrzeć leżącej na nim kobiecie w oczy co w tych warunkach miało raczej symboliczne znaczenie.

- Będę go pilnować - obiecała szczerze poruszona. Chcieli kombinować żeby pomóc Ślicznemu nawet w sytuacji kiedy Guido wyda rozkaz. Coś mokrego zapiekło ją w kącikach oczu, pewnie przez ten dym. Przetarła twarz i dodała - Pogadam z Plamą, poproszę… ona umie mówić. Może coś wymyśli żeby szef nie był taki na niego cięty. Nakładkę mu… Nixowi… że ma nie szukać dymu na siłę i nie prowokować, bo pociągnie mnie za sobą. Przecież was w chujowiźnie nie zostawię. Jak coś pierdolnie to razem w tym wylądujemy. On zawsze taki jest? Guido.

- Jasne. Po prostu niech nie fika. - skinął czarną głową Latynos i opuścił ją z powrotem na worki przez chwilę sufitując mrok i zaciągając się kolejnym buchem.

- Zależy o co pytasz. - Paul zdecydował się odpowiedzieć na pytanie o szefa bandy. - Jak coś uważa, że jest jego to jest jego. Zawsze gorączki dostaje jak ktoś mu w tym bruździ. Ale jak jest jego to i dba o to. Jak robisz dla niego cokolwiek okey wymaga. Ale też i słucha. Możesz być takim cieniasem jak Billy Bob i masz coś możesz iść do Guido. Dlatego go wszyscy lubią. Jak jesteś z nim to wiesz, że cię nie zostawi. - zaczął opowiadać w ciemnościach Paul a właściwie jego głos.

- No a Plakatowy mu nabruździł. Też bym sie wkurwił za taki numer. Tak wleźć komuś w rejon, w sam środek, i sprzątnąć kobietę sprzed nosa. Wkurwiające w chuj. No i kurwa przy wszystkich. Jakbyś w nocy nie powiedziała, że jest twoim facetem no i Brzytewka się za nim nie wstawiła to by go Guido obskoczył. A jakby sam coś durnego zrobił to by go załatwił. - głos Latynosa przenicował kolejny buch i dopowiedział swoje.

- Poszło o Brzytewkę. Bo jeszcze jakąś tam laskę to chuj. Pewnie by go tak nie żarło. No ale Plakatowy powinął samą Brzytewkę. A nie widziałem by za jakąś laską Guido tak latał jak za brzytewką. A w końcu on je zmienia co tydzień, miesiąc czy kwartał w po prawdzie to brał jaką chciał a i tak same mu się pchały. No ale z Brzytewką jest inaczej. Ale ona jest inna. - głos białasowego Bliźniaka przejął pałeczkę też obficie zraszając ją chmurą zielskowego dymu.

- No. Teraz pewnie Guido żałuje, że wczoraj go nie rozwalił. Ale ten Plakatowy też jest inny. Widać, że nikt od nas. I swoje wie. To też wkurwia. No i rzuca się. W sumie jak oni we dwóch zostaną jak teraz razem to zostanie tylko jeden. To sie nie kalkuluje. Najlepiej to by ten Plakatowy nie pętał się pod okiem Guido. Bo widać, że oni mają spięcia ku sobie. To kwestia czasu aż coś pierdolnie między nimi. - ciemnoskóry Bliźniak pokręcił głową raczej chyba nie widząc nadziei na pokojową wspólnej egzystencji tych dwóch.

- Guido pewnie wróci do Schronu w końcu. To lepiej by ten Plakatowy został tutaj albo gdzieś tam pojechał w przeciwną. Ale póki jesteśmy tutaj to jakoś no trzeba ich pilnować. Oddzielać czy co. Będzie ciężko jak obaj jadą na te kutry. Ty idziesz do Nowojorów. A my zostajemy tutaj. - wygolony Bliźniak zafrapował się gdy podsumował na głos ich przydział ról jaki im wypadł w udziale na najbliższe godziny.

- No ale pamiętaj Marina. Guido musi mieć powód by kogoś kazać stentegować. Ktoś mu musi dać ten powód. Za same nielubienie to nie pamiętam by kogoś nam kazał stentegowąć. Dopiero jak ktoś mu robi koło pióra. No albo nam wszystkim. Inaczej to zobacz nawet ten Dalton. Przecież nie przeżyłby zimy za to co stało się z Custerem i jego ludźmi. Z Plakatowym też tak pewnie będzie. Zwłaszcza jak coś z Brzytewką by znowu wyszło. Drugi raz to mu Guido na pewno nie daruje. - Latynos znów uniósł głowę by podkreślić ten fakt. Wskazał też go dodatkowo machając żarem ze skręta.

- A co niby ma wyjść z Brzytewką i Ślicznym? Lubią się, kumplują. Jest dla niego miła, a on jest miły dla niej. - San Marino syknęła, wypluwając wypalonego faja na ziemię - To nie Śliczny ją powinął, tylko jej stary. On wydał rozkaz, a Śliczny go wykonał. Niech się szef gryzie z jej starym… dobra no, wlazł i ją powinął - westchnęła i powoli się podniosła, w przelocie całując obu degeneratów w usta - A teraz obaj lezą razem i nie będzie nikogo żeby ich rozdzielać. Chyba że Plama, ona idzie z nimi? Dawajta, zbieramy się póki nikt nie przylazł.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline