Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2017, 19:28   #10
Wisienki
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Tratwą płynęli przez dłuższy czas. Z mgły powoli zaczął wyłaniać się brzeg wyspy, gdzie stało kilka chatek w pobliżu strumienia, który kaskadami wypływał z wnętrza wzgórza. To nim ongiś kompania Thornina Dębowej Tarczy uciekła z elfickiego więzienia i popłynęła dalej, wraz z Leśną Rzeką, w stronę Ereboru. Zbliżyli się do tego miejsca i trafili pod bramę, za którą znajdowała się wysoka skalna ściana. Przez opuszczoną kratę przepływał strumień, który prowadził w głąb Leśnego Królestwa, a po okalającym bramę murze przechadzało się kilku wartowników, którzy na widok Lindara otworzyli wrota, pozwalając im podpłynąć jeszcze bliżej. Wtedy właśnie odezwał się kwatermistrz:
- Baldor, jego syn, Narniel i Aerandil mogą płynąć dalej, ale was nie jestem pewien - zwrócił się do pozostałych członków wyprawy. - Będziecie mogli nocować pod gołym niebem, pod okiem wartowników, ale do Sal Thranduila wstęp wam wzbroniony. Gościnność i zaufanie to luksus w tych ciężkich czasach, na który trzeba sobie zapracować - powiedział pozbawionym gróźb czy emocji głosem. - Kiedy karawana będzie gotowa, ruszycie dalej. Na czas postoju przyślę wam wino i jadło.
- Dziękujemy za wino i jadło, ale w miarę możliwości preferowalibyśmy piwo, masz rację zaufanie to luksus, a jeśli zostało raz nadwyrężone to nawet późniejsze działanie może nie dać rady w pełni go odbudować - powiedziała Famira zdobywszy się na szczyt swych dyplomatycznych umiejętności i powstrzymując żar wewnętrznego ognia. W istocie miała chęć przyłożyć mu w zęby za kolejną potwarz, kolejną zniewagę którą dodał do długiego ciągu krzywd wyrządzonych krasnoludom przez długouchych. Nie zrobiła tego jednak gdyż pochodziła z dobrej i szanowanej rodziny, której dobrego imienia nie mogła zszargać bijąc gospodarza w trakcie pierwszego spotkania. Nie będzie się również płaszczyć jak jakiś elfi piesek. Nie chcą jej gościć i dobrze, towarzystwo tych aroganckich bubków źle jej robi na żołądek, a w swoim gronie lepiej można się zabawić. Niewiele więc myśląc przyklękła i ucałowałą dzieciaka w oba policzki
- Pamiętaj młody co mówiłam Ci wcześniej - szepnęła na pożegnanie.
Jeśli Lindar zrozumiał ukryte w słowach krasnoludzicy przesłanie, to nie dał tego po sobie znać, zachowując kamienną twarz, kiedy zatrzymywał tratwę u brzegu prowadzącego w górę wzgórza strumyka. - Tutaj wysiadacie - stwierdził obojętnym tonem głosu, nawet nie racząc awanturników, do których mówił, spojrzeniem.
- Nie obawiajcie się, jesteście tutaj całkowicie bezpieczni. Poślę kogoś, aby przygotował wam namiot i może też się piwo znajdzie… - dodał na koniec.
- Zaiste, wdzięczni jesteśmy - powiedział Erland. - Znana na całym świecie gościnność elfów znalazła swe potwierdzenie. I to miłe, że wartownicy będą pilnować naszego bezpieczeństwa. A nuż byśmy gdzieś poszli i zabłądzili.
- Swego czasu krasnoludy i elfy ufali sobie na tyle, aby handel uskuteczniać, pamiętasz Lindarze? Piękne czasy bogactw i dobrobytu, gdzie żadna ze stron nie patrzyła na siebie krzywo. Gdyby nie przeklęty Smaug, pewnie do dziś nie miałbyś z tym problemu, prawda? “I gdy wielka paszcza zionęła ogniem tysiąca piekieł, spłonęło więcej niż deski i mury. Zgliszcza przyjaźni rozsypały się po całym Ereborze i poległy u jego stóp. Feniks z popiołu nie rozwinął swych skrzydeł.” - Rayna przywołała wspomnienie, cytując fragment zasłyszanej powieści i patrząc za elfem, który wydawał się być pewien podjętej decyzji. Krasnoludzica miała ochotę przygadać mu tak, aby poszło w pięty, wytknąć to jak nie pomogli w walce, jak odwrócili się do jej ludu plecami, a teraz pieprzył coś o zaufaniu. Typowy, długouchy przemądrzalec! Na pewno by mu powiedziała co myśli, gdyby nie to, że zauważyła zmęczenie u swojej siostry. Chciała, aby Famira mogła wygodnie odpocząć, w sumie to im się to należało
- Jedna noc, podczas której nawet ruszać się nie będziemy, ino chrapać i nabierać sił, nie powinna stanowić problemu dla kogoś, kto potrafił znosić nasze towarzystwo całymi dniami, wymieniając się kosztownościami, orężem i dobrami. Chociaż mnie i siostrę moją, Lindarze. O nic więcej nie proszę, na wzgląd za dawne, dobre czasy - zakończyła krasnoludzica.
Elf spojrzał na kobietę wyraźnie zmieszany i być może był też pod wrażeniem, choć początkowo dobrze to ukrył.
- To fragment wiersza, wplecionego w dłuższą opowieść i zaiste przez jeszcze wiele lat będą nas te słowa prześladować, ale nie spodziewałem się znajomości poezji po kimś kto… Nie ważne. Wybacz, najwyraźniej za mało wiem o krasnoludach, co też mi właśnie udowodniłaś - stwierdził, siląc się na delikatny uśmiech.
- Niech więc będzie. Bądźcie naszymi gośćmi i niech przyjaźń między naszymi plemionami kwitnie, aby móc wreszcie zatrzeć krzywdy z przeszłości - powiedział już znacznie bardziej otwarcie, po czym schylił się tak, aby mogła go usłyszeć wyłącznie Rayna.
- Za tamtych też poświadczysz? - Wskazał Sagę i Erlanda. - Godni są zaufania?
Rayna wzruszyła niechętnie ramieniem i równie konspiracyjnie odparła elfowi.
- Nie są mi braćmi ni siostrami, cóż więcej rzec można. Ręki uciąć sobie nie dam, ale za mą siostrę Famirę, to i głowę poświadczę - odparła szczerze krasnoludzica, bo i taką była osobą.
Aerandil do tej pory tyłem zwrócony w kierunku towarzyszy podróży, w obserwacji pogrążony wydał wreszcie dźwięk z własnego gardła. Oznaczał on podjęcie decyzji, nad którą kontemplował w milczeniu. Pod rozwagę wziąć musiał czy mógł na imię własne wziąć hazard poręki i jednoznacznie pewien nie był.
Niezaznajomieni z językiem Dzieci Gwiazd w pieśni Pierworodnego wychwycić mogli imię Elu Thingola oraz Beora w towarzystwie określenia Doriath. Pozostali widzieli odległe czasy. Dni, w których nieprzyjacielem Elwego był Morgoth, a sprzymierzeńcami potomkowie Beora oraz Gonnhirrimowie. Jasnym było nawiązanie do Czarnoksiężnika.
- Zapracować ciężko, kiedy okazji ku temu brak. Dajmy ją i zobaczmy jak zostanie przez Dzieci Słońca i Aulego wykorzystana - zakończył Aerandil nie ruszając się choćby na cal.
- Dajże spokój elfie - Saga odezwała się do kompana nieco marudnym tonem. - To przywleczenie kupca z jego malcem czym było? Naszym obowiązkiem i powinnością? Bez nas nic by nie zostało ani z niego, ani z towarów. Na tych murach wiele wart by się zmieniło zanim by się zorientowali. Do tego czasu tamci wszystko by roztrwonili. "Zapracować", też mi coś - mruknęła pod nosem, a po tym zwróciła się do kwatermistrza - Na twoim miejscu bardziej niepewna byłabym przewoźnika.
- Jestem tylko uczciwym myśliwym, żyjącym z tego co da mu las. Może mnie już nie pamiętacie, ale podczas polowań wielokroć nasze drogi się krzyżowały i nigdy do konfliktu między nami nie doszło. Myślę, że możecie mi zaufać - wtrącił się Erland.
Lindar z rezygnacją zwiesił głowę, bo choć słowa kobiety w ogóle na niego nie działały, to pieśń oraz wspomnienie dawnych, bezkonfliktowych kontaktów z myśliwym przemówiły mu do rozsądku. Lindar kijem odepchnął tratwę od brzegu i wydawało się, że prąd rzeki zniesie ich z powrotem w dół, przez bramę, ale w tym samym momencie stała się rzecz niezwykła, wymykająca się wszelkim logicznym wytłumaczeniom. Prąd rzeczny niespodziewanie zmienił bieg, mocno przyśpieszył i z drobną pomocą trzymanych przez elfów tyczek, tratwy zaczęły się piąć w górę wzgórza, wprost do wyrytej w pionowej skale jaskini, u wejścia do której zwisały stalaktyty niczym kły z paszczy smoka.
- Nie znam waszych motywów - odezwał się w końcu Lindar do Sagi. - A jest mi wiadome, że zamieniliście się miejscami ze strażnikami, którzy, podobnie jak wy, poprzysięgli bronić kupca. O ile o nic złego nie mogę podejrzewać Aerandila i Narniel, bo są mi bliscy, ale ciebie nie znam. Rzadko też widuje się uzbrojone kobiety z waszego plemienia, co dodatkowo wzbudza moje wątpliwości - powiedział elf, kiedy wpływali do wnętrza rozległej jaskini. Chwilę później zatrzymali się przy drewnianym pomoście i po zejściu na suchy ląd głos zabrał Baldor.
- To ona jedna odstraszyła tych banitów. Reszta wydawała się gotować do walki, ale rad jestem, że nie doszło do rozlewu krwi.
- Litość to cnota - odparł Lindar, po czym ukłonił się przed blondwłosą kobietą. - Proszę mi wybaczyć moją podejrzliwość, ale w dzisiejszych czasach trzeba zachować czujność. Wygląda na to, że będę mógł dziś spać spokojnie - zażartował na koniec, po czym z resztą elfów zaczął rozładowywać towary.
- Mądra litość to cnota, ale litość bez mądrości to nic więcej jak głupota kończąca się strzałą w plecach, śmiercią w męczarniach tych nad którymi się zlitowano, lub kolejnych którzy staną się ich następnymi ofiarami - szepnęła Famira do siostry, chcąc ukryć pod tymi słowami zranioną tą sytuacja dumę.
- Nic dodać nic ująć. Me wyjęcie oręża również było odstraszeniem, wszak gdybyśmy z siostrą chciały rozłupać czaszki, to byśmy nie pytały, a waliły po łbach ile wlezie - Rayna puściła oczko do Famiry i uśmiechnęła się delikatnie.
Saga nie kontynuowała tematu. Nie przejawiała, ani wcześniej ani w teraz, chęci do ciągnięcia rozprawek na temat cnót, prawości i wartości. Znużona podróżą nie miała też ochoty nazywać rzeczy po imieniu. Przybrała swoją jakże krytyczną minę pasywnie przyglądając się pracy innych.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline