Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2017, 19:04   #19
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Jechali długo. Charlie, raz na jakiś czas rzucała mu nazwę ulicy, ewentualnie zwracała uwagę na jakieś konkretne miejsce. Jakiś znany pub lub restaurację. Do tego było zatrzęsienie sklepów. W pewnym momencie usłyszeli głos woźnicy za plecami.
- Jakie konkretnie miejsce?
- New Palace Yard. - Charlie odpowiedziała bez zastanowienia, a dorożka odbiła lekko w lewo. - Przespacerujemy się trochę w stronę domu i pokażę ci kilka ważnych miejsc.
- Bardzo chętnie - po prostu odpowiedział.

Dorożka zatrzymała się na rozległym placu. Opuścili pojazd i Charlie zapłaciła. Tutaj nie kręciło się już tyle osób co w bardziej “rozrywkowych częściach miasta, ale na pewno było więcej ubranych w specyficzne stroje.


- To jesteśmy w politycznym centrum Anglii. - Kobieta uśmiechnęła się i chwyciła wampira pod ramię.


Stanęła tyłem do kierunku z którego przyjechali i wskazywała Gaherisowi kolejne budynki, wystające ponad murem. - To jest Westminster Abbey...
- A co to za dziwaki? - spytał kobietę patrząc na tamtych, fantastycznie ubranych ludzi.
- Ah… ci… ponieważ znajdujemy się niedaleko rezydencji królowej, krąży tu jej ochrona. Pilnują porządku tak samo jak robi to Yard. - Znów w jej głosie pojawiła się ironia, gdy wymieniała nazwę straży, które widział już wcześniej.
- Yard pamiętam, ale ci. Niby mają jakieś dzidy przypominające łopaty, ale wystrojeni są jaskrawo oraz wątpliwe, żeby kogokolwiek mogli ochronić. Winchester Abbey, hm, ważne opactwo? - spytał.
- Podobno, mimo tych kolorowych strojów, to bardzo dobrze wyszkoleni żołnierze. Nie jest łatwo dostać się do służb, jej królewskiej mości. -

Charlie odprowadziła wzrokiem niewielki oddział i zerknęła na wampira.
- Westminster Abbey. West bo na zachodzie. To bardzo ważne opactwo, kiedyś pytałam cię czy znasz Wilhelma Zdobywcę. To pierwszy król Anglii, który został tu koronowany, jakoś w XI wieku.
- Artur był koronowany na pewno nie tutaj - zaprotestował. - Jego ojciec także nie. Rozumiem jednak, że chodzi o waszych, właściwie naszych, królów będących przodkami obecnej monarchini - przypuścił.
- Jej wysokość Wiktoria, jets 50-tym władcą koronowanym w tym opactwie, a co do przodków… powiedzmy, że przez tyle wieków różne osoby zasiadały na tronie Wielkiej Brytanii.
- Artur nie miał dzieci - rzekł smutno. - Przynajmniej oficjalnych. Wcale więc się nie dziwię, że wielu przejmowało tron. Hm, jednak rozumiem, że nie Opactwo stanowi centrum rządu.

Charlie wskazała mu na inny gmach, wokół którego stały rusztowania.
- To jest Pałac Westminsterski. Wciąż trwa remont po pożarze sprzed kilkunastu lat. Tutaj zasiada Parlament Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii.
- Jaki lament? - wtrącił. - Dziwna nazwa.
- Parlament. - Charlie uśmiechnęła się. - Wy mieliście swoich rycerzy okrągłego stołu, którzy doradzali królowi, my mamy Parlament.
- Przecież mówię.
- Oh, mówisz, mówisz… mam kontynuować? - Widział, że kobieta jest w dobrym nastroju. Raz na jakiś czas ktoś zatrzymywał się i im się przysłuchiwał. Jednak po chwili ruszał dalej, jakby takie opowieści w tym miejscu nie były niczym dziwnym. Tymczasem jednak Gaheris spojrzał na nią zastanawiając się, o co jej w ogóle chodzi. Spytał co to ten “lament”. Potwierdziła, więc stwierdził, że przecież mówi to słowo. Jej zaś odechciało się odzywać. Dziwne. Potrzebował jej oraz lubiał, więc postanowił się zamknąć. Może słowo to jest niewłaściwe, kiedy używają go po prostu mężczyźni?

- P-A-R-lament składa się z Izby lordów i Izby Gmin. Rządzi on, wraz z królową, Wielką Brytanią. - Charlie kontynuowała zerkając na niego. Wydawała się być zaciekawiona. - Izba Lordów jak się pewnie spodziewasz składa się z Lordów.
- Lordowie, hm oczywiście znam. Właściwie rzadko, ale niektórzy nazywali tak królewskich urzedników oraz wielkich panów. Gmin też wiem. Chłopstwo oczywiście, jednak co oni robią w izbie?
- Wiesz… to nie do końca jest chłopstwo. - W głosie Charlie pojawiła się ironia. - Powiedzmy, że to ludzie wybierani przez lud, którzy walczą o nasze prawa.
- Aaaaaaaaa - aż się zachłysnął - niby moje prawa także?
- Nie zdziwiłabym się jakbyście wystawiali tam swoich. Cześć z tych typków to prawdziwe sztywniaki. Choć bardziej spodziewałabym się was w Izbie Lordów… banda krwiopijców. - Dodała szeptem.
- Czyli pasują, ale jak rozumiem, to ludzie. Nie wampiry. Rozumiem, że jacyś dranie, skoro tak ich właśnie zowiesz?

- Przejdziemy się? - Rzuciła i od razu pociągnęła go w kierunku, z którego przyjechali. - Nie za bardzo można wypowiadać takie opinie publicznie. W tym kraju ściany mają uszy. Ale jako, że jako kobieta nie mam nic do gadania, ani w polityce, ani w wielu innych sprawach, troszkę marudzę.
- Moja mama by się z tobą nie zgodziła w tych sprawach. Ale skoro mogłoby tutaj być trochę zbyt wiele ciekawskich uszu, lepiej rzeczywiście, pochodźmy sobie, popatrzmy - wampir uruchomił Nadwrażliwość chcąc zerkać na aury osób przechadzających się po ulicy. Charlie prowadziła go najpierw szeroką ulicą, którą wjechali na plac, aż wyszli na rozległy otwarty teren, otoczony reprezentacyjnymi budynkami.


Wampir nie widział za bardzo odczuć istot, które mijali, ale jednego był pewien byli to ludzie. Soczystość ich aur nie pozostawiała wątpliwości. Charlie zatrzymała się dopiero gdy znaleźli się naprzeciwko wielkiej bramy. Gdzieś na horyzoncie majaczył wielki pałac, który wampir widział tylko dzięki wyostrzonym zmysłom. Mimo to Charlie patrzyła w dal, najwyraźniej doskonale wiedząc co się znajduje za tymi wszystkimi ogrodami.
- Tam mieszka królowa i rodzina królewska, gdy przebywają w Londynie. To Buckingham Palace. - Uśmiechnęła się i przez chwilę przypominała rozmarzone dziecko. - Podobno jest niesamowity. Przy nim mój dom wydałby ci się obórką.


- Nie wiem, kiedy będę, zabiorę cię lub przynajmniej opowiem. Gorzej, że jednak nie dostrzegam tutaj żadnego wampira. Masz jakiś pomysł, gdzie jeszcze moglibyśmy pójść?

Charlie posmutniała, ale tylko na sekundkę, gdy powiedział pierwsze zdanie. Po chwili uśmiechała się jak zazwyczaj.
- Przejdziemy się w stronę domu. Znając wasze zwyczaje żywieniowe, zakładam, że bywacie tam gdzie są ludzie. - Pociągnęła go za ramię i ruszyła dalej.
- Wobec tego prowadź kuzynko, bowiem szczerze mówiąc, nie wiem, gdzie jest co. Ponadto chyba będę się chciał skupić na rozglądaniu. Aaa, przypomniałem sobie, pani Dosett planuje przygotować jakąś potrawę z królika. Więc szykuj się na dobrą kolację.
- Oh… na pewno będzie przepyszna, skoro robi ją dla ciebie. - Charlie szła spokojnym krokiem nie rozglądając się jakoś szczególnie, widać było że zna te rejony. - Wierzę, że prędzej czy później znajdziesz swoich. Niby to duże miasto, ale czasem mam wrażenie, że wszyscy się tu znają.
- Wielkie miasto - poprawił kobietę. - Jestem przytłoczony, jak chyba na pierwszym turnieju, który zresztą wygrałem - dodał skromnie. - Och wiesz, to nie tak, że chcę się od ciebie wyprowadzić, ale mając kontakty wampirze jakoś potrafiłbym się bardziej zrewanżować. Ponadto książę mógłby mieć mi za złe, jeśli się nie opowiem oraz nie przedstawię. Teoretycznie każdy mający łeb inteligentniejszy niż koński będzie wiedział, że się staram skontaktować, ale siłą rzeczy jest to bardzo utrudnione. Jednak nie znam tutejszego wampirzego władcy, czy raczej jest rozsądny, czy jednak nie.

- Niestety w tym ci nie pomogę. Nie wiem na tyle dużo by choćby próbować coś sugerować. Ta część miasta żyje nawet w nocy, więc ci ją pokazuję. Są jeszcze doki i kilka mniejszych ośrodków porozrzucanych, po różnych dzielnicach. - Charlie zerknęła na niego. - Nie oczekuję od ciebie żadnego rewanżu, jak już mówiłam miło jest mieć kogoś kto chce posłuchać.
Prowadziła go dalej, aż weszli na bardzo szeroką ulicę, niemal całkowicie wypełnioną sklepami. Część z nich mimo późnej pory była otwarta, a puby wręcz tętniły życiem.


- Witamy na Haymarket street. - Uśmiechnęła się i poprowadziła go w coś co można by nawet nazwać lekkim tłumem.
- Naprawde dziwaczne macie te nazwy ulicy - rozebrał słowo na części. - Ale mnóstwo osób!
- Pewnie kiedyś był to plac, na którym handlowano zbożem i się lekko rozrósł. - Charlie wzruszyła ramionami. - Większość nazw bierze się z takich rzeczy. Ulica Solna i tak dalej. Jest też Oxford Street czyli ulica prowadząca na Oxford. Do tego dodaj lata zmian w języku i masz to co widzisz.
- Szkoda, że nie ma ulicy wampirzej, albo coś podobnego - powiedział trochę melancholijnie, jednak zaraz uznał się za pocieszonego, bowiem naprawdą oglądając tych wszystkich ludzi dowiadywał się wiele, zaś ciekawość gnała go każąc pozyskiwać jak najwięcej informacji na temat XIXego wieku.

- Nie znam nazw wszystkich ulic w Londynie. Przemieszczam się tylko po jego zachodniej części, kiedyś trochę po wybrzeżu… - Zauważył, że Charlie ugryzła się w język. - Ale jest tego tyle, że niektóre ulice mogą nosić nawet fantastyczne, z naszej perspektywy, nazwy.
- Pewnie, biorąc pod uwagę wielkość tego miasta, chyba nikt nie zna tylu ulic. Hm, może poszlibyśmy na jakiś miejscowy bazar? Tam się mogą kręcić wampiry. Albo tam, gdzie są jacyś grajkowie - zaproponował nie patrząc na jej ugryzienie się. Pojęcia nie miał na temat tego nabrzeża, dlatego nawet gdyby mu wyjaśniła, nie pojąłby, jaki to problem, jeżeli jakikolwiek.
- Bazary są zamknięte o tej godzinie. - Charlie ucieszyła się ze zmiany tematu. - Moglibyśmy wejść do jakiegoś większego pubu, ale damy nie powinny się zapuszczać to nich o tak późnej porze. Jak będziesz chciał jutro będziesz mógł się tu wybrać sam i pokręcić bardziej, będziesz mógł wejść do dużo większej ilości miejsc niż ze mną.
- A nie ma jakichś karczem, gdzie panie także mogą chodzić? - spytał rozumiejąc, że oczywiście niektóre rozrywki muszą być wyróżnione, choćby owe puby.

- Nie ma tego dużo. U mnie jest to jeszcze o tyle problem, że jestem guwernantką i lepiej by nie zobaczył mnie żaden z pracodawców. Bo wiesz… panie udają się też do pubów tyle, że nie są to damy z towarzystwa. - Charlie rozejrzała się po okolicy. - U Wiltona powinien być jakiś koncert, możemy tam na chwilę przysiąść, a ja może napiłabym się wina.
- Koncert? Czyli - spojrzał na nią - rozmaitej gamy grajkowie oraz śpiewacy. Ooo, świetne, lubię muzykę, nawet trochę gram na harfie oraz śpiewam. Zawsze pomagało mi to na dworze. Chodźmy, jeśli … wiesz jeśli chcesz, możesz oraz stać cię, bowiem utrzymujesz nas - dodał poważnie.
- Panna Dosett cały czas wypytywała mnie po co mi pieniądze. - Charlie uśmiechnęła się lekko cierpko. - W końcu na coś się przydadzą.
 
Aiko jest offline