Franek za dużo w walce nie uczestniczył. Przemienił się pro forma, by obdarzyć łaskami alfę, pozwalając staremu wilkowi czynić wszelkie honory. Jego zjeżona, szara sierść, powoli układała się na karku, a długie, żółte kły drapieżnika znikały za opuszczającymi się faflunami.
- To… ja będę pompować wodę… - zaoferował warkliwie, wciągając w pysk dyndającą stróżkę śliny, która mu się utworzyła od nadmiernego warczenia.
Kładąc uszy po sobie i machając wesoło ogonem, zaczął napełniać wiadra i konewki, źródlaną krystaliczną.
SZAST PRAST i wkrótce wspólnymi siłami, ugasili uciążliwy ogień.
- Babcia miałaś mi ciuchy pilnować… - poskarżył się z wyrzutem, widząc, że jego portki i koszulka leżały w nieładzie na ziemi. Na szczęście tulipanowy duszek, siedział grzecznie obok, trzymając w eterycznych łapkach, coś na kształt rózgi, pilnując by psotliwe konwalie i róże, nie podkradły wilkołaczego odzienia.
Cahalith uśmiechnął się czule do stworka i korzystając z okazji, że większość zebranych była zajęta czym innym, skupił swe moce nadane przez Gaję i wrócił do swojej nieowłosionej i znacznie przystojniejszej formy, szybko nasuwając na zgrabny tyłek szorty.
Wkrótce dołączył ponownie do watahy, w samą porę, by usłyszeć pytanie Babci Kwiatek. - - Możemy rozpuścić… ewentualnie znałem kiedyś wilkołaka, co potrafił zdekompostować każde ciało… ja niestety tej umiejętności nie odziedziczyłem, toteż mogę jedynie zaoferować, że pobawię się w małego chemika… - odparł nieco zblazowany weterynarz, przyglądając się wywleczonemu ciału, które w groteskowy sposób przypominało mu gumowe manekiny z tanich horrorów. Niesamowite jak łatwo było przejść z żywego człowieka… do nienaturalnie sztucznego wraku.
- Choć… przydałby mu się przynajmniej jakiś mały pogrzeb… wierzący nie jestem, ale… jakoś tak… był zwykłym człowiekiem, co z tego, że złym… - wbrew pozie jaką obrał, krył sobie wiele pokładów empatii oraz szacunku do drugiej istoty.
__________________ "Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab" |