Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2017, 22:13   #5
Gienkoslav
 
Reputacja: 1 Gienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputacjęGienkoslav ma wspaniałą reputację
Plecak już od rana leżał spakowany. Kołysanie kutra zmuszało martwy bagaż, do rytmicznego obijania o ścianę. Pomieszczenie, które zajmował Rononn było bardzo wąskie. Właściwie, poza za krótkim posłaniem, kopcącą lampą na olej, i regałem na narzędzia, nie mieściło się tutaj nic więcej. Monter jednak przywykł do takich warunków. Owszem, wystawały mu nogi, owszem musiał niekiedy spać zwinięty jak embrion zwłaszcza gdy przybyło paczek kurierskich, ale mu to nie przeszkadzało. Uroki pracy na mokrym bagnie jakim była Missisipi i jej dopływy. Za gęste żeby pić, za rzadkie by po tym chodzić.
Na środku pokoju, w przeżartej rdzą podłodze ziała dziura wielkości pięści. Rononn miał ją załatać, ale dzisiaj schodził na ląd więc olać to. Stawał się szczurem lądowym. Kapitan nie był przeciwny temu pomysłowi. Ba, można by pokusić się o stwierdzenie, że nawet temu przyklepnął. Monter nie wiedział jednak, czy to przez pożegnanie z Adelaidą, czy przez kaprys Szczękościska, ale akurat dzisiaj nie było dla niego za dużo pracy na łajbie.
Ot siadł rozrusznik i dryfowali przez chwilę z prądem, błahostka. Stary spaliniak. Dławiło się biedactwo i czasem trzeba go było poklepać brechą. Jak niemowle po jedzeniu, żeby sobie 'bekło'. Z reguły działały jeszcze magiczne słowa "No odpalaj stara wymięta pizdo", ale to potrafił tylko pierwszy mechanik pokładowy. Rononn nawiasem mówiąc był drugim. Takim jakby, na doczepkę.
Innym razem, gdzieś koło pory obiadowej, gdy największy skwar lał się z nieba, a parująca breja tworzyła śmiertelnie trujące opary, musiał naprawić Mikiemu ubijaka. Pokładowy kucharz dorwał gdzieś, od jakiegoś kuriera czy łowcy skarbów, któremu zbrakło paliwa, mikser. Taki przedpotopowy, znaczy przed tym jak świat umarł. Podłączało się takie do generatora prądu i można było mieszać bez wysiłku. Bajer, bardziej dla famy niż praktyczne ale Mike się uparł i już.

Do Pendelton przybili gdy największy skwar nieco zelżał, ale jeszcze dawał się we znaki. Miłe kołysanie pokładu osłabło, poddając się jedynie niewielkim falom przesianym przez falochron i pomosty. Bez sprzeciwu każdy oddał się standardowej procedurze szorowania pokładu, oczyszczania śruby wirnika i innym zadaniom sugerującym całej załodze, że tego dnia już nigdzie nie wypłyną. I nie dziwota. Pendelton było ostatnim, lub pierwszym w zależności od kierunku trasy, przystankiem przed/po długim odcinku Arkansas bez żadnej enklawy na brzegu. Nie licząc oczywiście półkoczowniczych obozowisk mutków. Całej załodze należał się wypoczynek i przynajmniej kufel miejscowego trunku. Uzupełnienie zapasów również było czymś poszukiwanym. Gdy skończył szorować płaty napędowe słońce sbliżało swe kroki ku lini horyzontu. Wreszcie. Schodził na ląd.
Może przeżarty kwasem i rdzewiejący trap nie był zachęcający, jednak nie pierwszy raz Rononn po nim schodził. Już nie po towary, ale żegnając się z "Adelaide" na dłuższy czas.


Okolica miasteczka niewiele się zmieniła od ostatniego rejsu. Ot przybyło więcej postaci czekających na odprawę. Spokojnym krokiem monter zbliżał się do jedynego przybytku w którym można było przysłowiowo umoczyć pyska czy zalać robaka. Stawiał powolne kroki. Brak kołysania mocno dezorientował błędnik Rononna. Wedle słów kapitana, przez trzy noce na pewno ciężko mu będzie się porządnie wyspać.
Spacer nie trwał długo. Tawerna zbijała interes na ludziach oczekujących na prom czy inną formę przeprawy oraz na nierzadko odwiedzających przybytek "marynarzach". Gdy sięgał ręką by zdjąć maskę przezciwgazową, utrudniającą komunikacje handlowe na poziomie skutecznym, zza drzwi wybiegła jakaś laska. Wyraźnie wkurwiona. I to mocno. Odprowadził ja wzrokiem na tyle, na ile pozwalały oczy bez potrzeby obrotu głowy. NIe zawracał sobie jednak tym dłużej głowy i skierował się do otworu budynku. Przechodząc przez próg Ronnon musiał się nieco pochylić, uroki posiadania niemal 2 metrów wzrostu.
Na widok kotłującej się pary Rononn osłupiał. Lekki uśmiech drgał mu na ustach do momentu, aż nie zaczął kojarzyć tej kociej osobniczki, nie do końca zgrabnie radzącej sobie w zwarciu. W końcu para rozdzieliła się, a monter dostrzegł szczegóły.



-Siostra? - jęknął z niedowierzaniem i zażenowaniem. Wcale się nie spodziewał jej tutaj spotkać. Niemniej, widok stroju Ewy już tak bardzo Rononna nie dziwił. Młoda zawsze musiała coś odwalić inaczej nie byłaby sobą. -Na cholerę ty tu jesteś? - Zdjął swój płaszcz i podszedł do nagiej kobiety trzymając ubranie w wyciągniętej ręce. Pomimo wyraźnych oznak zetknięcia z knykciami, monter rozpoznałby tą twarz wszędzie.
Po zdjęciu płaszcza, wiele osób mogło dostrzec sylwetkę Rononna. Przy 2 metrach wzrostu, był on istnym patyczakiem. Owszem, jakiś tam mięsień wymagany do pracy w swojej profesji miał, ale generalnie był chudzielcem. Właściwie to wyglądał na niedożywionego, przynajmniej przy pierwszym spojrzeniu.
 

Ostatnio edytowane przez Gienkoslav : 22-04-2017 o 17:35.
Gienkoslav jest offline