Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2017, 08:21   #16
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację


Scena 15 - ““Chlap, prask i trzask!”, czyli krasnoludzkie zaloty.



Rozmowy trwały i trwały, lecz w końcu przyszła pora na wieść o śmierci Grinmorka. Krasnoludzcy trubadurzy zasępili się na jakiś czas, ale nie trwało to długo, co tylko potwierdziło przypuszczenia Zeda, że nie był dla nich kimś szczególnie ważnym, czy lubianym. Wreszcie został poruszony temat nadchodzącego sądu oraz przesłuchań, a co za tym idzie konieczność znalezienia odpowiedniego przebrania.

- Oilio! Nasz Amandi nie tylko wirtuoz skrzypek, ale i iluzjonsta? No no no! – zakrzyknęła Staleara nagle tracąc zainteresowanie Zedem, kiedy usłyszała o planie dopracowania przebrania iluzją alkoimpa. - Pomożemy wam w tym, prawda chłopaki?! Ale! ALE! Amandi zagra z nami na wielkim święcie Moradina! Hoi! - krasnoludzica powiedziała to w sposób natychmiastowo pieczętujący jej postanowienie. Wszyscy w tym także wystraszony, choć widocznie podekscytowany perspektywą występu Amadaeusz doskonale już wiedzieli, że tak po prostu będzie.

- No! - Staleara klasnęła w dłonie - To postanowione! Później zrobimy próbę, a teraz wasze przebranie.

Dwalin i Balin po tych słowach zgodnie wytrwali w zamyśleniu patrząc na memlającego coś łosia, zaraz jednak ten drugi się odezwał:
-Mhm. Jak widzicie mamy tu trochę bałagan. Wiele z rekwizytów jest… mhphm. gdzieś tutaj, inne mamy w schowku. Poszukajcie tylko czego potrzebujecie, a na pewno się znajdzie.

- Ja będę druidem! - odparła dumnie kapłanka Selune, wskazując na mszana brodę. - Brodę już nawet mam! - W tym momencie porosty odkleiły się od prawego policzka półelfki, zwisając smętnie. - Albo i nie…
Yola pobiegła na bok, starając się naprawić swe przebranie, przy okazji szukając jakiś zielonych ubrań, co by dodać sobie ich kolorem więcej druidzkości.

Tymczasem Khogir, który w zasadzie niewiele miał do roboty, był wszak krasnoludem, brodę miał inną niż jego pierwotna wersja, a resztę mogła spokojnie załatwić iluzja Amadeusza, wymieniał od czasu do czasu kilka słów z Dwalinem. Trochę rozmawiał z nim o tym jak to się żyło na wygnaniu, a trochę obserwował poczynania towarzyszy, sącząc piwo. Najwięcej uwagi poświęcił krasnoludzicy. W której zachowaniu coś Khogirowi nie pasowało, choć nie wiedział jeszcze co. Być może sprawiała wrażenie jakby zastanawiała się nad tym co powiedzieć? To mogło być to.

- Ojojoj! - wypaliła nagle Staleara, po dłuższej chwili milczenia. - No a nasz złociutki się nie przebiera?! Jak to tak? Oui?! - twarz miała schowaną za denkiem pustego już kufla, który przyłożyła sobie do oka jak teleskop. Krasnoludzica powiodła denkiem po Zedzie, od nóg do głowy. Od głowy do nóg. - Taki materiał na krasnoluda, nie może się zmarnować! - odstawiła z łomotem kufel na stół i uśmiechnęła się szeroko do staruszka. Zed widział to w jej oczach. Doskonale zdawał sobie sprawę, że kobieta przymierza się do wytarmoszenia go za policzek.

-Czy zechciałabyś mi pomóc Staleaaapani STALEARO? - wykrztusił to z siebie wreszcie Zed. Nie mógł uwierzyć swojemu szczęściu, no i swojej śmiałości. Zupełnie nieświadomie, ale chętnie nadstawił Stalearze policzek do wytarmoszenia. Zaraz potem pomyślał, że właściwie ten policzek nie był mu do niczego potrzebny i nie będzie wnosił o odszkodowanie. Przez chwilę pomyślał jak teraz będzie jadł, ale za chwilę uspokoił się i postanowił, że od teraz będzie żył miłością. Żeby tylko podczas picia nalewki nie wylewały się… Nie minęło wiele czasu i zamiast starszego człowieka pojawił się sędziwy, budzący szacunek krasnolud. No może nie taki znowu stary, bo w trakcie przebierania wielokrotnie dostał po łapach za niby przypadkowe dotknięcia tam, gdzie u krasnoludzicy kończą się nogi, a plecy tracą swą szlachetną nazwę. Trochę tym rozgoryczony postawił wszystko, wraz z własnym życiem na jedną szalę i z całej siły klepnął w dorodny pośladek Staleary. Znów przerażony własną śmiałością zdążył pomyśleć tylko ~Yolu ratuj!~

Krępa bardka podskoczyła zdziwiona nagłym przejawem sympatii ze strony Zeda, a Yolanda skrzeknęła w przerażeniu, niczym podduszana ropucha. Półelfka nie znała się na krasnoludzkich amorach, toteż zaraz zmówiła zdrowaśkę do kapryśnej Sune, co by oszczędziła cierpień zadurzonemu biedakowi i wtedy zdarzył się prawdziwy cud.
Cud miłości, bo Stasia… oddała mężczyźnie z równą pasją, mało nie powalając go na kolana, gdy jej zgrabna dłoń trzasnęła go w tyłek zaciskając się na pośladku.
Kapłanka zdębiała, gapiąc się w niedowierzaniu całej scenie z otwartą buzią.
A krasnoludzica zachichotała zalotnie, mrugając do towarzysza oczkiem. Kraśne rumieńce wypłynęły jej na policzki.
- A niech stracę, przerobię cię na prawdziwego woja! - odparła dumnie, podpierając się pod boki.

Zed ze strachu był tak spięty, że cios o potwornej mocy przyjął na równie napięty pośladek bez większych konsekwencji. Coś tam mu wprawdzie chrupnęło niepokojąco i zrobiło mu się tak słabo, że prawie zemdlał, ale poza tym, zniósł to nad podziw dobrze. Nawet się przy tym nie zachwiał. Pomyślał przy tym, że może to przebranie za krasnoluda dodało mu część ich legendarnej odporności. Nie roztrząsając zbytnio tego problemu przeszedł do kontrnatarcia. Jego dłoń wystrzeliła wężowym ruchem i przytrzymała dłoń Staleary na swoim pośladku, zanim jeszcze ta zdążyła ją cofnąć. Zmrużył lekko oczy i spod świeżo nabytych, krzaczastych krasnoludzkich brwi głęboko spojrzał w oczy wybranki.
Swojej wybranki.
- Zechcesz Stalearo, oddać mi pierwszy taniec na zabawie? - Zapytał jak najniższym oraz najbardziej ochrypłym głosem, jaki tylko zdołał z siebie wydobyć, cały czas trzymając jej śliczną dłoń na swoim, nadal napiętym pośladku i cały czas patrząc jej twardo w oczy. Poza oczywistym tego powodem czyli chęcią zdobycia przychylności bardki nie bez znaczenia był fakt, że ręka spoczywająca na zadku dopóki tam jest, nie wykona raczej nagłego zamachu i nie spadnie właścicielowi tegoż na głowę, by ją zmiażdżyć.
Rozzuchwalony dotychczasowym powodzeniem Don Juan de Zed swoją wolną dłoń zacisnął na tym samym pośladku, od którego wszystko się zaczęło.



Jakiś czas potem, po jeszcze kilku trzaskach i praskach, gdy Yola znów zaczęła buszować w ubraniach, potruchtał do niej nieco przygarbiony Balin. Czas jakiś patrzył na coraz to nowe ubrania wyciągane przez kapłankę, wreszcie odezwał się, wyciągając miarkę z kieszeni.
- Mhphm! Panienka wybaczy. - Sędziwy krasnolud bez ceregieli zaczął mierzyć, jak z początku sunnitka myślała, wzrost Yoli. Zaraz jednak stało się jasne, że nie o wzrost chodziło, a długość warkocza półelfki. - Ostatnio modne wśród krasnoludzkich kobiet jest nie posiadanie zwykłej brody, a zaplatanie jej z włosów głowy. Dziwna to moda i ja… Mphm! … jaa taam nie pochwalam. Ale! Takoż i w Miradzie cieszy się ona rosnącą popularnością. Może poszlibyśmy w tym kierunku, zamiast porostów?

Balin wyprostował się, by ocenić wzrokiem całokształt kobiety, jakby podziwiając jakiś pomnik i odczekał na jej odpowiedź.

- Jak to tak? Zaplatane z włosów… tu z głowy? - półelfka wyraźnie się zaciekawiła bo nigdy o takowej metodzie nie słyszała. Być może dlatego, że nie była krasnoludzicą ale… bogowie raczyli znać całą prawdę o kapłance…
- No nie wiem, nie wiem… jak rozpuszcze to są za łopatki, ale… ale kręcą mi się... toteż jak za jaki pociągniesz to mi niemal do lędźwi dosięgają niektóre kosmki - odpowiedziała skwapliwie, łapiąc za tasiemkę, by zerwać ją z włosów i rozpuścić prawdziwą burzę rudych pukli, które zaraz się napuszyły, nadając w osobie Yolandy pewną kruchą delikatność i kobiecość, jak gdyby była jaką rusałką lub nimfą, a nie prawdziwą demonicą obżarstwa, tłukącą niejadków bacikiem po plecach.

- Będą idealne, niech panienka mi uwierzy! - Balin uśmiechnął się szeroko, ukazując swe zadziwiająco jak na swój wiek i olśniewająco białe zęby - Co do… Mhphm! Co do ubrań potrzebne będą pewne modyfikacje. Figura szanownej panienki różni się znacząco od krasnoludzkich standardów… - Balin przyłożył ponownie miarkę, tym razem starając się opleść kobiecinę w talii…

Natenczas Khogir chwycił w kieszeni schowaną, swą fajkę drewnianą. Długą i prostą, ręcznie struganą. Nabijając ziele, zainteresował się nagle rozmową Balina oraz Yoli. Rozmowie, która zdecydowanie zbaczała na niebezpieczny tor. Było jednak za późno by zareagować.
- Gordul! Bogowie uchowajcie! - zakrzyknął, kiedy zobaczył, jak miarka Balina nieuchronnie ląduje z talii półelfki w okolice klatki piersiowej.

- Talii to ja ni mam… tak samo jak tyłka i cycków - poskarżyła się smutno sędziwemu kransoludowi, podnosząc ręce by ułatwić mu zdjęcie miary z jej bioder i brzucha, ale gdy tylko dostrzegła, że dłonie mężczyzny zaczynają wędrować wyżej, zaraz pacła go w rękę dodając - Jak to tatko mawia… z tyłu plecy… z przodu plecy, jak u e-e-eyyylfiej księżniczki… to dlatego wziął se moją mateczke za żonę… ona maaa… maaa... aaa, nie powiem - zawstydziła się pieguska, uciekając wzrokiem od rozmówcy.

- Mhphm! Juści, juści nie jeden kubraczek tu mamy!

I Rzeczywiście, trupa teatralna była wyposażona we wszystko, co tylko potrzebne i jeszcze więcej. Na końcu do całości, swoje dorzucił Amadeusz, tworząc idealnie uwiarygadniającą przebranie iluzję dla nich wszystkich. Zed, Yola, a nawet łoś, byli wkrótce wypisz, wymaluj krasnoludami! (łoś trochę mniej). Khogir także zmienił swoje oblicze. Amadeusz pozostał z trupą teatralną, by przygotować się do występu, natomiast Khogir poprowadził swoich przyjaciół do sali, gdzie miała rozegrać się prawdziwa uczta. Jeszcze przed jej oficjalnym rozpoczęciem Khogir uciekł jednak na jakiś czas, by powiadomić straże, o potrzebującym pomocy Khogirze za murem miasta. Nie bał się o jego bezpieczeństwo. Sam przecież wyszedł z tego bez szwanku, miał więc jakąś niejasną pewność, że i tym razem tak będzie. Zresztą, pozostawili go przecież w protekcji ukrytego niedaleko Baryły. Khogir wrócił do sali, akurat… A! O tym może później.


 
Rewik jest offline