Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2017, 11:13   #153
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Venora wymierzała kolejne razy tępym, ćwiczebnym mieczem w słomianego chochoła. Po jej skroni i plecach spływały krople potu. Rycerka ciężko dyszała, lecz mimo to nie czuła się bardziej zmęczona niż poprzedniego wieczoru, czy też jeszcze dzień wcześniej. W duchu podejrzewała, że to mógł być efekt uboczny wskrzeszenia. Wszak nie odbyło się ono za sprawą kapłana, a czegoś znacznie potężniejszego, co swe źródło ma w samych niebiosach.
Nagle zauważyła jak kilku młodych chłopców przebiega za jej plecami w kierunku bramy do świątynnego kompleksu. Venora przerwała na chwilę ćwiczenia i powiodła wzrokiem za młodzikami, którzy ostatecznie zatrzymali się kilkadziesiąt metrów dalej otaczając grupkę gości na koniach. Venora wytężyła wzrok i przyjrzała się gościom klasztoru, lecz były to dla niej kompletnie nieznajome twarze. Czworo osobistości. Człek o jasnych włosach i krzaczastym wąsie, liczący dobre pięćdziesiąt wiosen. Obok niego mężczyzna niemal połowę młodszy, opancerzony w półpłytową zbroję, trzymający jedną rękę na rękojeści dwuręcznego miecza owiniętego w płótno i przytwierdzonego gdzieś między bagażami rycerza a końskim siodłem.

Zaraz za nimi białej klaczy dosiadała jasnowłosa kobieta w ciężkim pancerzu, z dwoma mieczami u pasa.
Na końcu przez bramy na grzbiecie bojowego kuca przejechał krasnolud zakuty w stal od stóp do głów, trzymając oparty o bark dwuręczny młot. Cała jego twarz była zasłonięta przez maskę, będącą elementem hełmu, z pod której wylewała się długa, brunatna broda.
Chłopcy wartko złapali wierzchowce gości za wodze prowadząc w kierunku gmachu, gdzie zamieszkiwali najważniejsi członkowie świątynnej społeczności. Venora już miała się odwrócić i ćwiczyć dalej, gdy została zauważona przez jedyną w oddziale kobietę. Tajemnicza wojowniczka ponagliła wierzchowca w kierunku Venory, podjechała na odległość kilku kroków i zatoczyła koło wokół młodej paladynki, nie odrywając od niej wzroku, po czym wróciła do swoich.


Niedługo później czworo intrygujących gości zniknęło w kwaterze głównej, a Venora wróciła do ćwiczeń.
Ze słomianym chochołem walczyła do czasu aż młodzi adepci nie zostali zwołani przez starszych rangą na kolację, pozostawiając prace w ogrodzie czy stajni na następny dzień. Venora przetarła dłonią czoło i ciężko dysząc odłożyła miecz do wiklinowego kosza, w którym zazwyczaj zostawiano ćwiczebną broń po treningu.
Rycerka udała się obmyć i nieco odświeżyć i choć zmrok jeszcze nie zapadł udała się do swojej kwatery.
Niedługo po tym jak doprowadziła się do porządku w komnacie rozległo się pukanie. Jak się szybko okazało był to Albrecht, trzymający w ręku grubą księgę z okutą żeliwem okładką.
-Witaj Venoro rzekł wchodząc do jej celi -Spójrz co udało mi się wygrzebać wręczył jej ciężki jak cholera tom -Trochę mnie zaintrygował ten język, w którym Morimond napisał list. Poszukałem, pogrzebałem i udało mi się natrafić na księgę zapisaną tym dialektem wręczył Venorze księgę -Niewiele z tego rozumiem, ale uznałem, że może przynajmniej będziesz chciała rzucić na nią okiem-
Paladynka z żywym zainteresowaniem wzięła w ręce księgę. Nieco mniej zadowolona była ciężarem lektury, pod którą ręce jej się aż ugięły. Położyła ją na swoje łóżko.

- Dziękuję ci serdecznie - odparła kapłanowi. - Lecz sama nic z tego nie wyczytam - stwierdziła ze smutkiem, gdy otworzyła księgę gdzieś na jej środku.
-Tak się składa, że z tyłu jest spisany alfabet, przełożony na starowspólny rzekł z błyskiem w oku -Gdybyś posiedziała nad tym parę dni, udałoby ci się go przetłumaczyć, a potem możesz powoli się go nauczyć, być może jeszcze kiedyś ci się przyda wzruszył ramionami.
- Oh… - zaskoczył ją tą informacją. Zaciekawiona spojrzała na koniec tomiszcza. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej widząc spis znaków. Pomysł by nauczyć się tego pisma bardzo jej się spodobał. - To wspaniały pomysł - przyznała Venora. - Mogłabym zabrać książkę ze sobą? - zapytała go. - W domu rodzinnym będę miała mnóstwo czasu na naukę.
-Oczywiście. Pamiętaj, jedynie że to własność świątyni, nie moja prywatna. Uważaj na nią proszę- odpowiedział.
- Oczywiście - skinęła głową i zaraz obdarzyła go ciepłym uśmiechem. - Jestem ci winna już co najmniej dwie przysługi - stwierdziła z wdzięcznością w głosie. - Właśnie... Wiesz może kim są ci rycerze, którzy dziś zajechali do nas? - zapytała mając nadzieję, że Albrecht jest bardziej poinformowany od niej.
-To drużyna Marret. Są Rycerzami Kielicha. Łowcy demonów. Najwyraźniej twoje raporty zaniepokoiły górę i postanowili wezwać specjalistów od przybyszów z dolnych planów stwierdził lekko zarumieniony kapłan.
Panna Oakenfold słyszała o tej grupie. Potocznie nazywano ich łowcami demonów i znani byli z niezwykłej skuteczności w zwalczaniu ich. Venorę zastanowiło czy to rzeczywiście jej raporty sprawiły, że zostali oni wezwani, czy może to regentka osobiście ich przysłała tu, by zebrali wsparcie dla purpurowych, którzy mieli ruszyć do przeklętego miasta. Nie mogła jednak tego powiedzieć kapłanowi, gdyż brat wyznał jej to w tajemnicy. Zdziwiło ją w jednak, że Albrecht się zaczerwienił, gdy mówił jej o tym. Nie zamierzała jednak dociekać.

- Ciekawe... Kobieta, która z nimi przyjechała się chyba mną zainteresowała, bo aż podjechała do mnie gdy trenowałam na placu. Choć może to tylko zwykła ciekawość, w końcu w zakonie Helma jestem jedyną kobietą wyszkoloną do walki.
-To właśnie Marret- stwierdził Albrecht -Legendy mówią, że jest potomkiem Astralnego Devy i ludzkiej kobiety. Jest aasimarką, lub po prostu niebianinem- dodał, nie odrywając od Venory oczu.
- Aasimar? - powtórzyła po nim w zamyśleniu rycerka. Planokrwista istota, która miała wśród swych przodków niebianina lub też same bóstwo. Nagle ta kobieta zainteresowała Venorę zdecydowanie bardziej, niż to miało miejsce jeszcze chwilę temu. W końcu była to osoba o korzeniach, podobnych do tych, o które podejrzewano ją samą.
- To niesamowite, że sama dowodzi tą grupą - przyznała z fascynacją w głosie.
-Wręcz przeciwnie. Niebianie mają dar do przyciągania i skupiania wokół siebie ludzi. Każdy z jej kompanów miał swoją misję, lecz jak widać Marret połączyła ich w całość. Raz ponoć udało im się zwyciężyć demona Glabrezu w Dolinie Radła…- pogładził się po czole.
Venora była pod rosnącym wrażeniem słysząc to co mówił Albrecht o Marret i jej towarzyszach. Paladynka na własne oczy widziała ich opancerzenie oraz broń, choć tą ostatnią niedokładnie.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline