Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2017, 15:50   #11
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Hell's Kindergarten



Mieszkanie Naomi w Woodbridge, południe
Sodoma i Gomora wespół z Armageddonem tańczyły taniec śmierci przy dźwiękach istnego pandemonium. Dzieciarnia umyta, ostrzyżona (w przeważającej części na łyso), w czystych ciuchach robiła tyle radosnego hałasu, że dźwięk videofonu przedarł się jedynie po szóstym czy siódmym razie.
Dwójka dość radosnych, dwudziestoletnich opiekunów ogarniała z Chellową bandą kuchnię i chyba brakowało im wolnych rąk przy ciekawskich cwaniaczkach. Jeden starszy facet siedział ze starszymi dzieciakami w pokoju Aliego, omawiając miasto i pokazując jego układ na interaktywnej mapie. Dwie pielęgniarki zajmowały się najmłodszymi dziećmi i niemowlakami, których najwyraźniej Sol nie wypuścił spod swojej pieczy.

Brianna jak to zwiadowca była przy drzwiach pierwsza i dopadła wchodzących z szerokim uśmiechem.
- Luuuuc!!!! - pisnęła a w ciemnych oczkach kombinatorki błysnęła radocha. - Ty wiesz ile tutaj jest sprzętu?! I żarcia? Jadłam jabłko i ten no… anamanas!!!!
Ali schowany za nogami ojca stał jak wryty na widok tego piekiełka. Zacisnął kurczowo rączkę wokół uda ojca, a minka mu się wydłużyła.
- A to jeszcze jeden? Nie wygląda na Chellowca. Skądeś go wytrzasnął, Luc? - Brianna zaczęłą obchód próbując stanąć z Alim twarzą w twarz ale chłopczyk unikał tete a tete, chowając się to za jedną to za drugą ojcowską nogą.
- To Alisteir, mój syn. - Solos położył chłopcu rękę na ramieniu. Mową ciała starał się pokazywać to o czym mówiła Eve, wskazywać kto tu dla niego jest najważniejszy, ale bez przesadnej ostentacji aby nie pozamiatać mu relacji z Bri i innymi dziećmi nadmiernie go faworyzując. Nieufność i rezerwę zakładał, ale aż taka zamknięta reakcja małego trochę go zdziwiła. Wszak nie tak dawno bardzo szybko złapał kontakt z dzieciakami z Jersey, pogranicza nCat, rywalizując nawet z jednym chłopcem. No ale ta banda Chellowców a dzieciaki mieszkające w pobliżu Mo… Różnice były dość mocne.
- Jak się zgodzi to pomoże mi was nauczyć paru rzeczy. Są sprawy co się wam przydadzą, na których się zna lepiej ode mnie - przesadzał jedynie lekko.
W kwestii konsol i sieci nauka D. z pewnością nie poszła w las, solos zastanawiał się czy jeszcze kilka miesięcy terminowania u runnerki i to Ali shakuje mu ustawienia odwracając uprawnienia platform sieciowych by to on mógł czytać wiadomości-widma z korespondencji ojca. Przy okazji stawiając się w jakiejś kwestii niżej od Aliego chciał zbudować mu zręby autorytetu, wskazując też, że to od chłopca zależeć będzie co dalej.
- Wiesz, że oni nie wiedza co to konsola i sieć Ali? - zwrócił się do niego z lekkim uśmiechem. - Jak będziesz chciał to pokażesz im pewne rzeczy jak D. Tobie? Co?

Blondynek spojrzał w górę na ojca z lekkim niedowierzaniem ale i odrobiną niepewności, a potem spojrzał na ciekawską burneteczkę i wsunął łapki w kieszonki swojego kangurka. Wydął policzki i skinął głową na zgodę.
- Chcem - odpowiedział z dużą dozą ostrożności jednak podchodząc do Brianny, która się tym jednak niespecjalnie przejmowała. Chwyciła starszego od siebie malca za rękę i pociągnęła w stronę hałaśliwej gromadki.
- Eeeej! To jest Aleister! Syn Luca! - wrzasnęła ile bozia w płucka jej pary dała. Ali nieco hamował jej zapał, rzucił ojcu przez ramię nieco spanikowane spojrzenie, ale ten wystawił tylko uniesionego kciuka i kiwnął głową z zachętą.
Małego pochłonęło tsunami dzieciarni Chell.
- Wrzuciles go na głęboką wodę - skomentowała lekko rozbawiona Mazzie.
- Niech ogarnia swój nowy gang - odrzekł i pomachał Solowi i Sashy by się zbliżyli.

Bez smrodku Nody i wielkiego koltuna nastroszonych włosów dziewczyna wyglądała jak ofiara obozu koncentracyjnego albo chudsza siostra Twiggy. Jej oczyska patrzące różnymi kolorami przy opitolonej na króciutko głowie sprawiały magnetyzujące wrażenie. Chudość nastolatki podkreślały legginsy i koszulka, która w teorii powinna być dopasowana. Sol nie różnił się wiele. Zniknął jednak przybrudzony zarost, płytka rana na czole była opatrzona, a chłopak wyglądał jakby odżył i nabrał nieco więcej pewności siebie w nowych ciuchach.
- Czczczeeeść - zaczął ze swoim standardowym, ciepłym uśmiechem. - Co sssssłyychać?
Sasha jak zwykle nie odzywała się za dużo, stojąc za plecami chłopaka.
- Stwierdziłem, że wpadnę zobaczę jak dajecie sobie radę. Możliwe, że nie będę mógł tu zaglądać przez jakiś czas. - Wyciągnął ku nim paczkę papierosów. - Jak na razie idzie? Jest ok?
- Na razie raczej tak.
- Sasha pokiwała wolno łepetyną.
- Iiileee mamamy czaaasu? - spytał z to z uwagą młody przywódca biorąc fajka.
- Czasu na co Sol? - Heen odpalił papierosa sobie, chłopakowi i Mazz. Obserwował przy tym z odległości Aliego wziętego w wir Chellbandy. - Nim będziecie mogli wyjść?
- Nnnieeee, doodooo kieeekieeedy się mamamy wyyynieść.
Słowa Sola minęły Heena bo wlaśnie Ali z jednym chłopców zaczęli się tłuc. Właściwie to Ali wypłacił plaskacza, gdy tamen pchnął go w typowy Chellowski sposób próbując pokazać swoją dominację. Gromadka malców natychmiast zaczęła formować kółeczko. Ali wyglądał na wkurzonego i przestraszonego, nie bardzo czając o co chodzi, ale dwójka opiekunów natychmiast wkroczyła do akcji rozdzielając dzieciaki. Nie wyglądało jednak by chłopcy zostali kumplami, bo obaj rzucali zezłoszczone spojrzenia. Ali wyrwał się opiekunowi odsuwając poza zasięg jego ramion zaczerwieniony i zły. Rozejrzał się by sprawdzić gdzie jest Luc, po czym nie słuchając opiekuna odwrócił się na pięcie i ruszył wprost do Reportera.
- Co się stało? - spytał solos też zbliżając się. Minę miał pełną spokoju, choć we łbie grało mu czyste “no ja pier…”. Zerknął przy tym przelotnie na Bri. - Niezłe zapoznanie…
- Głupi gnojek! -
prychnął Ali wbijając ręce w bluzę. - Idziemy jus? - spytał wbijając wzrok w trampki.
- Ano głupi - zgodził się Luc kiwając głową. - Te maluchy były od urodzin zamknięte w czymś w rodzaju śmietnika. Nawet dom widzą po raz pierwszy tutaj. Dobrze zrobiłeś nie dając się. - Przelotnie zmierzwił chłopcu czuprynę i uśmiechnął się. - Póki nie naucza się, że można inaczej będzie im pewnie odbijać.
Sol zdusił śmiech i złapał w locie pędzącą ku nim Briannę.
- Noonooonoo toooo do kiekiedy mammammamy czas? - ponowił pytanie.
- Na razie jest ok. Dziewczyna co tu mieszka prędko nie wróci, a myślę, że do tego czasu uda się załatwić jakąś chałupę dla was, lub coś w tym stylu
- Ooook. Tytytyle, że nienie za barrrrrdzo wiawiawiadomo cccco dalej rorobić. Siesiedzieć na tytytlku dziwwwwwnie. -
Przezrzucił Briannę przez ramię dla zabawy.
- Niestety, z tym faktycznie problem. Musicie najpierw nauczyć się tu funkcjonować, sami widzicie, że tu zupełnie inaczej. A ja i dr Eve w tym czasie musimy zrobić rozpie…. eeee… musimy zadziałać, aby Ci co zamknęli Chell dostali po dupie. I byście mogli normalnie już sobie żyć. Tu trzeba trochę cierpliwości.
- Dadadmy raaade, a jajakby cccco to w rozeozorzpiedduuuuusze popomóc możeeemy.
- A kiedy wrócicie? -
pisnęła czupurna zwiadowczyni Chell, a Alisteir spojrzał na Rudą i pociągnął ojca za nogawkę niecierpliwiąc się.
- Postaramy się wpaść jak najszybciej. - Soloska odpowiadając dziewczynce uśmiechnęła się do malca ciepło.
- Zaraz idziemy BigAl - Lucifer znów zmierzwił włosy synowi. - Zamienię jeszcze dwa słowa z panem lekarzem i zmykamy, co?
Mały Heen skinął głową przyzwalająco i pogrążył się w wyjaśnieniach Briannie co też ma na bluzie.
Luc wyjął z kieszeni telefon dany mu przez D. i dał Solowi.
- To łączność, tutaj ma ją każdy. Ali zanim wrócę pokażesz im jak to działa?


Obserwując kątem oka syna, Mazz, Bri, Sola i Sashę podszedł do mężczyzny wyjaśniającego dzieciakom niuanse miasta.
- Jak rokowania doktorze? Ciężko?
Lekarz roześmiał się lekko wyciągając dłoń do powitania.
- Greg Short - przywitał się. - Ciężko ale idzie do przodu, więc jest nadzieja.
- Będą się nudzić. Tam gdzie byli mieli ciężko, syf, ale pewną swobodę. Tutaj na razie tylko to mieszkanie. Myśli pan, że wytrzymają?
- Na pewno… nie. Ale planujemy rozwiązania alternatywne. Zajęcia w Sunny Hill, dla starszych zajęcia w VR, zajęcia w plenerze. Stopniowo oczywiście
- Dobrze, muszę jeszcze skontaktować się z panną Withers, jest w fundacji?
- Powinna być. Ale najlepiej potwierdzić u jej asystenta lub recepcji.
- Dzięki.


Nim wrócił do Mazz i Aliego wybrał numer Halo.
- Co tam? - usłyszał w końcu dosyć radosny głos w słuchawce.
- Musimy pogadać Halo. Myślę sobie, że jeżeli oni bardzo chcą mnie, nas i to co możemy rzucić policji, to mogą spasować w kwestii wymogów. Z drugiej strony my nie mamy czasu, ale jak zawołamy, że się łamiemy i chcemy wejść mogą… no na gorszych warunkach. Krótka piłka Halo. Jak myślisz czy czekać, czy nie?
- Chyba raczej nie ma na co. Jesteś w kącie z czasem, nie? Planu innego nie bardzo. Myślę, żeby walić szybko i ugrywać ile się da.
- Załatwisz spotkanie na dziś?
- Postaram się. Odezwę się jak będę coś wiedział.
Halo rozłączył się akurat na czas by solos mógł zarejestrować jak jego synek z wolna wyciąga łapkę z kieszeni i podaje Briannie skrywanego żelka. Dwie małe głowy pochylone w spisku przez chwilę naradzały się po czym mała władowała słodycz do buzi. Przez chwilę męłła go z zadziwioną minką pod czujnym okiem chłopca. Mazz zezując na to rzuciła Lucowi spojrzenie powstrzymując przy tym śmiech. Zwiadowczyni Chell chyba nie została fanką gumi-misiów, męcząc się najwyraźniej z konsystencją, przełknęła jednak żelatynowy kawałek dzielnie. Ali uśmiechnął się leciutko i w końcu rozejrzał się wkoło jakby sprawdzając czy nie zostali przyłapani.

Lucifer rozejrzał się jakby niczego nie zauważył i porobił kilka zdjęć za pomocą cyberoka. W końcu zbliżył się do Aliego, Mazz, Bri, Sola i Sashy.
- Będziemy się zbierać, łączność w razie czego przez ten telefon tylko nikomu nie mówcie, że macie ze mną kontakt. Nawet opiekunom tutaj, czy Eve Whiters, ok?
- A numer do Ciebie? -
pisnęła Sasha chcąc popisać się nowozdobytą wiedzą.
- Gdy zadzwonię później to się wyświetli, będziecie mogli go zapisać.
Lekka konsternacja na twarzy dziewczyny świadczyła, że nie do końca wie co Luc ma na myśli.
Sol jednak wkroczył z odsieczą:
- Aaaaa jaaakiś kokokontaaakt zazastęęępczy? Jajajakbyyyyyśmy nienienie mog-li Cię złazłazłapać?
- Jak opanujecie sieć, na razie tylko to. Alisteir by was może nauczył, ale przecież chce iść, prawda? -
Odwrócił się do chłopca.
- Tak. - Mały zdecydowanie kiwnął łebkiem.
- Następnym razem zatem. Czegoś jeszcze potrzebujecie?
- Chyba nie. A kiedy przyjdziecie znowu? -
Brianna poderwała łebek do góry przyglądając się solosowi.
- Nie wiem, wszystko dzieje się szybko. - Solos przetarł twarz dłonią. - Postaram się zajrzeć, ale kiedy to ciężko stwierdzić.
- To ja będę czekać. A Ali ma numer telefonu? -
spytała rezolutnie.
- Nie, chyba że skonfiguruje sobie sieciowy do połączeń z telefonami z poziomu netu… - Luc wnet zrozumiał z kim rozmawia. - ...to znaczy, że może mieć jak będzie chciał.
- Ali będziesz chciał? -
mała spojrzała na synka Heena z nadzieją.
- …. - przez chwilę Ali miał zwiechę i stał z otwartą buzią po czym kiwnął ponownie głową. - Ok. Też zadzwoniem - odparł zaglądając ponownie na ojca. - To wtedy sobie zapiszesz.
- Dobra, to zmykamy. Będę się starał żeby wszystko poszło jak najszybciej, ale na razie cierpliwość Sol. I jeszcze jedno… -
Lucifer zbliżył się do jąkały i stojącej obok niego Sashy.
- Pamiętacie jak mówiłem, że tutaj nikt nie będzie chciał krzywdzić i można sobie żyć w spokoju mając co jeść gdzie mieszkać i żyć całkiem spoko?
- Noooom -
nastolatek kiwnął głową - papapamiętamy. A co? - Zaczął przejawiać zaniepokojenie.
- Wszędzie zdarzają się mendy. Będzie tu w mieście awantura. Ci co trzymają Chell, zamknęli tam ludzi… Dostaną po dupie. Mogą chcieć zrobić numer. Zapewnię wam ochronę, ale musisz być przygotowany aby jak dam znać to zabrać dzieciaki w bezpieczne miejsce. Przyślę transport, załatwię takie miejsce. Może nawet do tego nie dojdzie, ale musisz zdawać sobie z tego sprawę. Ok?
- Ok. Aaaa b-b-b-brbroń? -
dopytywał już cicho.
- Na razie bez. Jakby miały być problemy, to zorganizuję coś.
- Mhhhmmm -
mruknął cicho. - Jaaaakiś okokokres masz konkreeetnie na mymymyśli?
- Jeszcze nie wiem nic na tyle by precyzować. Może kilka dni, może kilka tygodni.
- Bębębędziemy czeczeczekać. A… nie momożesz zazabrać choć najnajnajmłodszyyych? Teteteraz? -
Sol kminił najwyraźniej różne opcje.
- Nie, ale niemowlaki może Eve weźmie pod stałą opiekę w Sunny. Tam gdzie was badano.
- Dodobra zazazapyyytam Eve jejejeszcze dzidziś. -
Nastolatek wyprostował się w końcu. - Czeczeczekamy naa teeeeleffffon.
- Ok. Ostatnia sprawa. Ta parka co dołączyła to pewna? Nie wywiną jakiegoś numeru?
- Nie. Jonah i Ora to zazwyczaj spokojna dwójka. A czemu pytasz? -
odpowiedziała Sasha.
- Starsi niż reszta, to więcej odpałów, ale jak są ok to super. Dobra, zwijamy się. Pamiętam o łączności z Nodą. Zorganizuję Ci jakąś.




- Dobra, macie jakieś plany albo chęci gdzie pójść gdy mamy jeszcze trochę czasu? - zwrócił się do Mazz i Aliego gdy wyszli z mieszkania Naomi.
Malec radośnie otwierał już usta, gdy Luc dodał:
- Poza D.
Heen Jr nadął się teatralnie i założył kapturek na łepetynkę.
- Ej… a może do kina? - rzuciła Mazz. - Hmm?
Malec nieco się ożywił:
- A mają filmy o dinozaurach?
Solos spojrzał na oboje. Odrobina normalności, być może ostatnia przed zejściem do podziemia. Policja jeszcze nie zaczęła chyba węszyć, do Kiry i Edka zdążą. I jeszcze...
- Coś pewnie mają - odpowiedział po chwili milczenia. - Okey, to niech będzie kino. A po drodze skoczę przy okazji w jedno miejsce.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline