Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2017, 18:19   #76
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Erven z powrotem w mieście

W tym samym czasie w mieście.
Większość mieszkańców została już zabrana za most prowadzący do Garollo.
Mostu pilnowała Herbia oraz dość młody, niezwykle przystojny i lekko podchmielony rycerz

Wyglądała przez balustradę na wodę, z bardzo niesmaczną miną.
Erven podszedł do młodego rycerza który był pod wpływem i powiedział.
- W tym stanie nie zawojujesz. Pozwól, że spróbuję pomóc.
Z tymi słowami położył dłoń na jego ramieniu i wyszeptał zaklęcie oczyszczające. Mocy powinno starczyć. Zresztą, i tak to będzie lepszy użytek z niej niż jakiś inny. W magii zalecało się mieć czysty umysł.
- Bądź ostrożny. - rzekł młodzieniec. Ciekawe co miał przez to na myśli?
W każdym razie magia zaczęła przynosić efekt. Choć trzeba przyznać, że działała dość topornie, były chwile w których zużywano jej więcej. Tak jakby coś niewidocznego ją pochłaniało lub też rozpraszało. Erven czuł także jakieś nieprzyjemne uczucie czyjejś obecności.
Erven przeczuwał, nie, wiedział, że to jego mistrz wewnątrz usilnie starał się przejąć władzę. Kiedy skończył z magiem, a ten był już uzdrowiony z alkoholu, z kroplą potu na czole powiedział zmęczony.
- Jest wojna. Wszyscy położyliśmy swe życia na szalę.
Po tych słowach oparł się plecami o balustradę.
Serce maga zabiło mocniej, przez ciało przeszedł dreszcz. Widocznie mistrz upominał się o ciało.
- Wyglądasz blado. - rzekł rycerz biorąc głęboki wdech - Odpocznij po tamtej stronie. Dzięki tobie czuję się już lepiej. A! Jeśli jesteś wrażliwy na magię oddal się dalej. Magowie źle znoszą naszą obecność, szczególnie gdy używam mocy.
Słaby uśmiech zawitał na twarzy Ervena.
- W tym stanie w którym jestem nie wiem co się wydarzy. Oddalę się i trochę pomedytuję.
Powiedział i odszedł na drugą stronę. Pora była zamienić parę słów z demonem. Krótkich słów, bo trwała walka. Nie miał luksusu czasu.

Erven, rozmowy z demonem

W oddali od zgiełku bitwy, zdrową odległość zza mostem, Erven usiadł na gołej ziemii i zamknął oczy. Parę minut później był już w transie i odwiedzał swoje wewnętrzne królestwo umysłu. Nie było przyjemne. Było ciemno, wilgotno i chłodno.
- Czy jest coś co chcesz mi powiedzieć? - zapytał “w myślach” swojego “mistrza”.
- Nie Ervenie. Dlaczegóż? - zapytał demon wyłaniając się z mroku.
- Próbujesz przejąć kontrolę. - powiedział chłodno - Nie tak się umawialiśmy.
- A jak się umawialiśm? Czyżbyś nie wiedział, że im bardziej będziesz słaby, tym bardziej będziesz pożądał mej mocy. Tym bardziej ja będę zyskiwał kontrolę?
- Byłem w pełni władzy i mocy. Myślisz, że umknęło mojej uwadze to czerpanie energii i moje nagłe osłabienie? Współpracuj, a otrzymasz własne ciało. Nie teraz, lecz w przyszłości kiedy ogarnę odpowiednie prawidła. Póki co zgadzamy się w jednym. Upadek tego świata jest nam nie na rękę. Pamiętaj o tym.
Po tych słowach zerwał więź i wrócił do świata przytomnych. Lepiej jeśli demon będzie współpracował, jeśli nie… to inaczej porozmawiają, ale to w przyszłości. Na tą chwilę nie planował w żaden sposób korzystać z jego mocy, ani się z nim kontaktować. No, chyba, że będzie to niezbędnie konieczne, ale bądźmy szczerzy… “mistrz” z demona raczej kiepski. Czego nie mógł powiedzieć o “pasożycie”.

Echo i bitwa o miasto
Natomiast w mieście, siostry wojny starały się w jakikolwiek sposób zaradzić złej sytuacji. Widmowe szkielety pojawiające się z ziemi za sprawą Arcywidma, zdołały już załatwić sporą część ochotniczej armii. Bliżej doświadczonych wojowniczek wciąż były osoby zdolne do walki. Do tego wszyscy walczący, byli już praktycznie na środku pola walki.
- Nie widać końca sis! - zakrzyknęła Five rozcinając któregoś z kolei demona.
- Może i demony to nie problem ale to widmo to... - dodała One.
- Smocza krew? - zapytała skromnie Three.
- A tych dwóch co się zbliża? - Zapytała Zero, rozcinając jednego, a miażdżąc drugiego szkieleta widmo.
- Demoniczna rasa. Wyczuwam duże problemy. - Odparła Two wywijając olbrzymim mieczem rozszerzonym o wodne ostrze.
- Four! Możesz zaczynać! - Krzyk zero niósł się przez pole walki do ostatniej z sióstr.
Będąca na uboczu brunetka o stalowym ramieniu, jednym susem wskoczyła na dach, jeszcze całego, budynku. Stalowym ramieniem wycelowała w środek pola walki gromadząc energię.
- Reinhart gotuj się...! - Zapewne część wypowiedzi ugrzęzła w huku starcia z samym arcywidmem.{Zero}

Na pole bitwy właśnie wkroczyli Ozyrys i Gahuagr. Oceniając co silniejszych wrogów.
- Czujesz? - zapytał niższy demon
- Pytasz o smoczą krew, Selphyma [czyt. Selfim] czy o to, że zapach Riviery zniknął? - odrzekł Ozyrys.
- No wiesz… chciałem się pochwalić!
- Żyjesz stanowczo za krótko, by mi zaimponować. Leć, zajmij się nim. A ja zaczekam na Anioła.
- Załatwił Rivierę…
- A ja nie jednemu z nich oberwałem skrzydła. - rzekł ciężkim i dumnym tonem przerośnięty kozioł - Ród Zaafiela nigdy nie był silny, a widmu może zagrozić tylko ta dwójka.
- Jasne jasne. - mniejszy demon wzleciał nad miasto i zaczął kierować się w stronę mostu. Przy okazji zasypując miasto kulami ognia.
Większy demon ustawił się stabilnie w kierunku nadciągającego anioła krzyżując ręce na piersi.
- Choć! Pokaż jak silne jest młode pokolenie…
Anielica usłyszała wyzwanie Ozyrysa. Nie zamierzała jednak na nie odpowiadać. To czemu pozwoliła podejść do miasta stanowiło dla ludzi problem. Tym czymś było widmo. Ostentacyjnie wzbiła się wyżej i skręciła aby ominąć przeszkodę.
- Zawiodłem się. - orzekł demon
Rozpostarł skrzydła i przywdział swoje dwa ostrza. Bardzo szybko zgromadził spory ładunek mocy między rogami, wystrzeliwując w stronę anielicy dość obszerny strumień trującej mocy.
Anielica zatrzepotała skrzydłami robiąc piruety w powietrzu tak, że moc przypiekła jej nieco piór na plecach. Glowa wołu zamuczała żałośnie czując opary trucizny. Ludzka twarz splunęła toksyną pozbywając się oparów. Leciała dalej. Do widma, to był priorytet.

***

Zero zaklęła niezadowolona.
- Wszyscy wycofać się! Four, Dawaj!
Czwarta z siórstr uwolniłą zgromadzoną moc tworząc podmuch ognia którego nie powstydziłby się prawdziwy smok.
Wszyscy zaczęli wycofywać się na most w akompaniamencie ataków zaporowych i zaklęć leczniczych.
Dwa olbrzymie białe węże utworzyły dodatkowe drogi ucieczki przez rzekę.
Gdy wszyscy zdołali się już ulotnić i rzeka stanowiła granicę między wrogami a sojusznikami (pomijając Echo), siły wroga dalej parły na przód.
- Reinhart! - Zakrzyknęła One, jako ostatnia przekraczając most.
Biały rycerz stojący na końcu mostu utkwił swe pełne mocy spojrzenie w nadciągającym wrogu.
- Mam cię Selphymie! - Krzyknął zwycięsko Gahuagr lądując na moście w pozycji rycerskiej z tarczą w dłoni i płonącym mieczem w drugiej.
Rycerz wycelował w niego palcem i odparł z pełna piowadą
- Nie teraz.
Demon ewidentnie się zasępił. Ruszony jakimś przeczuciem spojrzał w górę rzeki.
- Spirit Magic. Wolf Avalanche.
Fala wody wybrzuszająca się na kilka metrów, jak wspomniana lawina, parła przez rzekę niszcząc przeszkody. Pochłonęła cały most, razem ze stojącym nań demonem. Spieniona fala przybierałą postać białych wilkow pedzących cała watachą.
- Chcecie bym ‘zbudował’ nowy most? - zapytał Erven unosząc lekko brew ku górze.
- A to nie miałem go zniszczyć? - Zapytał Reinhart, jakby dopiero teraz zastanawiając się jak brzmiał rozkaz.
- Nie wiem jaki miałeś rozkaz, ale Echo blednie, a to zły znak. - powiedział chłodno Erven po czym zaczął szeptać zaklęcie, ale...
- Zaczekaj! - Rzekła twardo Zero - Zniszczyliśmy most, bo widmo nie może przejść przez rzekę. To miasto jest już stracone.
Erven skarcił kobietę wzrokiem i powiedział chłodno.
- Nie wiem czy się przyglądałaś, ale widma już nie ma. Jest za to Echo i demony po drugiej stronie. Zostawisz ją na ich pastwę? Tworzę most, a wy się pospieszcie!
Po tych słowach zaczął szeptać inkantację i kamienny most połączył dwa krańce rzeki.
- Pacan! Five, Four, Two. Ubezpieczać. Nie walczcie z demonem.
Mroczny mag prychnął i uniósł lekko dłonie ku górze. Pradawne słowa opuszczały jego usta. Teraz, kiedy demoniczna forma opuściła jego ciało mógł ze spokojem sączyć energię magiczną z otaczającej ich nocy, śmierci i zniszczenia.

***

Anielica nadleciała nad widmo. Rozpościerało się ono szeroko po miasteczku. Echo nie czekała aby zobaczyć co kolejnego zrobi. Oblekając swoje ciało w światło z uderzeniem wylądowała na widmie aby zacisnąć swoje dłonie niczym imadło na nim. Trzymając cień w dłoniach anielica wysiliła mięśnie wszystkich ośmiu skrzydeł aby wyrwać istotę zła z ziemi. Centymetr po centymetrze, metr po metrze Echo unosiła się do góry rwąc cień od ziemi, który niczym ciągnąca się, gumowata maź nie zamierzał puścić.
- RAAA! - zakrzyknęła Echo wytężając swoją fizyczną formę do granic możliwości. To co robiła zakrawało o niemożliwość i na pewno nie zostało niezauważone. Ciężko jednak było nie obserwować tego choć przez chwilę w niedowierzaniu kiedy wielka czarna linia w końcu puściła u swych korzeni i anielica wraz z czarną mazią odleciały siłą impetu w tył. Widmo wielokrotnie większe od i tak dużej anielicy miotało się niczym ryba wyjęta z wody będąc oderwanym od swojej podstawy. Echo miała problem z utrzymaniem jeszcze żyjącej bestii, która w końcu skorzystała z przewagi i oblepiła anielicę dookoła. Kula mroku zaczęła ją dusić, zacieśniając swoje cieniste cielsko dookoła. Kulka malała i malała zacieśniając się gęstniejąc z każdą chwilą aż ustała. Wisiała w powietrzu czarniejsza od nocy. Nagle wybrzuszyła się w kilku miejscach, aby zacząć pękać od przebijającego go światła.
Wybuch poniósł się echem i oślepił blaskiem. W jasności ponownie ukazała się Echo ze wściekłą miną. Kawałki widma rozrzucone opadały dookoła. Anielica dyszała plując resztkami widma. Miała ochotę rozerwać na strzępy najbliższego demona jaki się napatoczy.
Powoli jednak, biała poświata zaczęła blednąć. To “brama” źródła mocy zaczęła się zamykać. Postać, jakby obleczona mgłą powoli wracała do swojej naturalnej formy. A wycieńczenie dawało się we znaki. Jeszcze chwila, jeszcze odrobina... anielica opadła na ziemię, atakując kolejne demony. Walczyła z resztek pozostałej siły. Nie miała gdzie uciec. Most runął pod naporem wody wraz z jednym z demonów. Zapewne nie zdołało go to zabić, ale skutecznie odsunęło od walki. Pozostał jeszcze...
Stuknięcie. Coś zatrzymało atakującą lwicę.
Zielona włócznia przebiła ciała dwóch demonów i przyszpilił skrzydło do ziemi.
Pozostała resztka demonów otoczyła anielicę, lecz nie zbliżała się. Zbiegowisko, rozstąpępowało się, robiąc ścieżkę dla wyższego demona.
Ozyrys stanął przed anielicą, spoglądając na nią z góry.
- Skończyłaś Pchło?
Echo prychnęła starając aby mięknące nogi nie odmówiły jej posłuszeństwa.
- Zależy jak bardzo chcesz abym i w ciebie wbiła swoje pazury - jak na pokaz wysunęła pazury ze swoich łap. Echo nie udawała. Miała mało siły ale w swoim przekonaniu ciężko jej było odejść od walki. Mimo że wcześniej tylko rozmawiała z demonami. Upadek musiał pomieszać jej w głowie.
Demon zbliżył się nonszalancko do anielicy. Przechwycił jedną łapę, druga wbiła się w twarde umięśnione ramię. Kolanem złamał nos kobiecej twarzy.
- Myślisz że napsułaś nam krwi? Myślisz, że strata widma coś znaczy? To ledwie przedsmak wojny. - Demon był niewzruszony atakiem anielicy. Bez mocy światła, jej szpony był jak zwykle sztylety, w kontakcie z drzewem.
Echo wypluła krew która spływała jej z nosa.
- A jednak zdajesz się być rozeźlony - a może to był wpływ Ervena. Ciężko powiedzieć, ale Echo właśnie postanowiła zadrwić z przeciwnika, który ewidentnie mógł ją teraz zabić. Nawet przez jej twarz przemknął jej cień uśmiechu.
- Heh
Westchnął demon, jakby w irytacji. Zgadła, choć starał się tego nie okazywać. Siłą naparł na trzymaną łapę doprowadzając do jej złamania. Szpony z drugiego, siłę zostały wyszarpnięte rozpruwając część przedramienia. Jeden z pazurów się ułamał na co Echo zareagowała krzykiem.
- Wasz... - pokiwał przecząco głową - Ludzki mag, jego działanie, osoba, jest jak cierń. Choć wyczułem w jego magii nutę naszego brata. Będziemy mieć to na uwadze.
Do okręgu zbliżył się dwa demony, przynosząc wieści o tym co miało miejsce na moście. Mówiły szybko i bez ogródek, w demonicznym. Echo rozumiała co drugie-trzecie słowo, wiedziała jednak że wieści nie są dobre dla demonów.
- Ts... - Demon prychnął tym razem kopiąc Echo w “spojenie” jej ludzkiego i lwiego ciała.
Echo się zakrztusiła plując krwią.
- Typowy demon. Nawet zabić normalnie nie umie tylko męczy swoją ofiarę. Żadnego honoru - sapnęła napinając mięśnie skrzydła aby wyciągnąc je od góry. Ból, ból to była tylko cielesna przeszkoda. Podniosła się na tylnie łapy aby łatwiej jej było to zrobić, i szybciej.
Nie mógł przyznać że się z nią po prostu drocz. Odreagowuje całą bitwę. Zapewne, sam nie wiele walczył w tym starciu. Widocznie, słowa echo dały mu do myślenia. Jego mina stała się znudzona.
- Nic nie osiągnęliście tą walką. - spojrzał na anielicę siłującą się z włócznią zarazy - Ludzkie plony trawi już zaraza, zmarli zaczną powstawać, w miastach zapanują bunty, grabieże i szaleństwo, aż w końcu wszystko pochłonie ogień... Nawet... Riviera powróci... jak tylko Zaafiel uzna to za potrzebne.
Gdy tylko skrzydło zostało oswobodzone, zimne ostrze przebiło ciało Echo. Ostrze z deadrytu, jednego z pomniejszych demonów, jednego z obserwatorów.
Oba demony - informatorzy byli przedstawicielami marionetek obserwatorów. I jak się okazało. Postaci za kurtyną są co najmniej dwie. Jeden z demonów miał intrygujący znak rozpoznawczy.

Drugi nosił nieznany demoniczny herb (na duszy), inny niż pozostałe 3 korony.
Ozyrys spojrzał zaskoczony na pomniejszego demona i bez słowa urwał obu głowy.
Widocznie marionetka przestała być już potrzebna, druga niestety otrzymała rykoszet.
- Głupota.. - orzekł chwytając za skrzydło anielicy - Nawet twe skrzydła nie warte są zabrania. - dodał zawiedziony
Mocnym szarpnięciem, z obrotem rzucił echo na jedno z domostw wyrywając jej garść piór.
Dom zawalił się pod siłą wstrząsu, zasypując ranną anielicę belkami i deskami. Część wbiła się w jej ciało, część w skrzydła. Przez zawalony dach dało się ujrzeć odległe nocne niebo.
- Mistrzu… Coś czuję, że do ciebie dołączę - szepnęła cicho anielica czując nagły przypływ sarkazmu. Nie miała siły się ruszać. Jej fizyczne ciało było w opłakanym stanie, lecz nie miała już mocy aby zmienić się w cokolwiek. Mogła tylko leżeć, a jej życiodajna krew przesączała się do ziemi. Demony mogły chcieć skazić pola, ale jej krew mogła je uleczyć w pewnym stopniu. Ból powoli docierał do umysłu anielicy. Cielesność była bardzo bolesna. Echo jęknęła starając się nie ruszać, bo cokolwiek nie zrobiła ból przeszywał tylko coraz mocniej. Umieranie nie było przyjemne. Ale przynajmniej pomogła ludziom, pozbyła się widma, które zagrażało im wszystkim. Powinni sobie poradzić. To przyprawiło twarz anielicy o lekki uśmiech.
Wzrok się rozmywał, gwiazdy rozpływały. Maleńki bucik stanął na jej rannym ciele. Praktycznie nie czuła jego masy... praktycznie jej ciało przestawało cokolwiek odczuwać. Choć to wcale nie musiał być rzeczywisty obraz.
- Boli cię? - zapytał maleńki delikatny acz zatroskany głos - Joś, joś. - Maleńka dłoń gładziła ją po włosach.
Echo zamrugałą zaskoczona. Ktoś tu był? Anielica szukała wzrokiem osoby, którą odczuła.
- Co..? Kto? Khm, tak bolało…
Dziewczynka przykucnęła na ciele anielicy. Podparła brodę wątłymi rączkami. Z jej pleców wyrastał piękny pióropusz, białych jak chmury, skrzydeł. Warkocz złotych włosów opadł na jej ramię.

Patya, najmłodsza z wielkich tronów. Najmniejsza z siostrzyczek. Cnota nadziei. Niemożliwe by zstąpiła na ziemię, ale w sumie stoi na Echo a nie ziemi.
- Bólu bólu, odejdź. - rzekła niczym dziecko, a rany zaczęły się goić.
- P-panienka Patya - szepnęła Echo rozpoznając wyższą hierarchią siostrzyczkę. - Dziękuję. Czemu zawdzięczam zaszczyt? - mimo wszystko w pewnych sprawach Echo miała przysłowiowy kij w zadku i zwyczajnie nie potrafiła obejść zwrotów grzecznościowych.
- Patya! - uparła się dziewczynka by wołać ją zdrobniale, choć statusem góruje.
Cóż poradzić... taka była od zawsze.
- Siostrzyczka Echo... nie może jeszcze odejść. - mówiła powoli tak by każde słowo było wyraźnie wypowiedziane, co przy jej maleńkim głosiku czasem brzmiało poważnie - Jeszcze nie teraz. Niebo wciąż potrzebuje siostrzyczki. Potrzebuje zmian...
Dziewczynka uniosła się niczym piórko na wietrze, delikatnie jakby wcale jej nie było. Zaczynała otaczać ją biała poświata a ciało traciło barwy. Wracała tam skąd przybyła.
- Echo, odpocznij. Siostrzyczka zajmie się resztą.
Obecność innego anioła uspokoiła anielicę.
Świadomośc Echo odpływała ze zmęczenia. Mogła zasnąć bez zmartwień. Bo ostatnim co ujrzała była moc małego aniołka.
Olbrzymi krąg światła na niebie.
Sanktuarium.


***

Nim Erven dotarł do miejsca starcia coś zniszczyło jeden z jeszcze stojących budynków. Na środku osady znajdowała się pozostała grupa demonów z Wyższym na czele.
Krzywy uśmiech zawitał na twarzy Ervena kiedy ten łączył fakty. Anielicy nie było na widoku. Być może znajdowała się w tym budynku… teoretycznie ten demon wyższy miał dość siły by nią efektownie cisnąć.
- Wygląda na to, że jesteśmy w porę… - zauważył leniwie po czym zaadresował demony w prawicy trzymając miecz, a w lewicy różdżkę - ...macie coś do powiedzenia?
- Głupota - rzekł demon wypuszczając resztkę trzymanych piór. Uwalniając tym samym potężne pokłady rządzy krwi. Najzwyklejsze zastraszenie ale skala robi swoje. Demony dookoła niego zdawały się przybrać na sile, jednak to on wystąpił na przód.
- To chyba wyzwanie - rzekła Five ściągając z pleców swój duży miecz. Po charakterze widać że też jest maniaczką walk.
- Nie. - stwierdził zawiedziony Erven - Jest silny, ale duma kroczy przed upadkiem.
Prychnął rozbawiony. Tak, w tej walce można było stracić życie…
- Macie jedyną i ostatnią szansę… - powiedział donośnie w kierunku demonów - ...mamy przewagę liczebną. Odejdźcie, a ocalicie życia… - tutaj paskudnie się uśmiechnął - ...raczej.
Na twarzy wyższego demona namalował się uśmiech. Jego przeciwnicy nie obawiali się wielkiej mocy. Uniósł swoje oba ostrza w stronę Ervena. Na broni oraz w kilku miejscach w przestrzeni nad nim uformował się zielone włócznie.
- Chodź.
Erven odwrócił głowę do kobiet, ale nadal nie spuszczał demona z oczu.
- Wygląda na to, że mnie polubił… Kto chce może się dołączyć. Nie mogę wam wydać rozkazu, ani wam zabronić. Liczy się tylko neutralizacja zagrożenia i odzyskanie Echo. Jakieś pytania?
- Czyli mamy iść na całość bez ograniczeń? - dziewczęta wyszczerzył się drapieżnie. - Nie każmy więc na siebie czekać. - orzekła Five
Twarz Ervena wykrzywiła się złowieszczo. Nadeszła pora pokazać dziewczętom dlaczego aspirował do miana arcymistrza… bo w tej walce nie miał zamiaru się ograniczać. Dokładnie tak jak w przypadku walki z Generałem w finalnych momentach a nawet i bardziej. Tylko tutaj stawką było życie. Jego życie, życie jego oddziału i życie Echo. Cała reszta była bez znaczenia.
Ruszyli do ataku, tak jak demon wystrzelił swe włócznie.
Nikt jednak nie wiedział o tym co miało miejsce w zawalonym budynku. Nikt z walczących nie spostrzegł olbrzymiego kręgu światła na niebie.

Ludzie stojąc na po drugiej stronie rzeki, zauważyli go już po aktywacji.
Na ziemię, o okręgu większym niż całe miasteczko, spadł słup światła.

I wtedy mroczny mag zareagował instynktownie. Takie światło na pewno zabije demony i pewnie i go włącznie ze względu na demona wewnątrz… nie wahał się ani sekundy. Rzucił proste zaklęcie i zapadł się pod ziemię by wyłonić się w znacznej odległości za rzeką. Stał obserwując sytuację.
Walczących otoczyła nagła biel. Budynki, demony, nawet ubrania i broń zaczęły się się rozpadać.
Gdy, trwające kilka dobrych minut, światło znikło, po mieście pozostał pusty plac. Siostry wojny stał nagie jak się urodziły, nieopodal na ziemi leżała śpiąca echo. Z demonów nie został nawet popiół. Czy Ozyrys, także zginął? W miejscu w którym stał pozostała jedna z jego broni.
Za rzeką, stał dumnie rozebrany Reinhart z dziwną miną spoglądając przed siebie. Widocznie on i część wycofujących się oddziałów znalazło się w zasięgu.
- To chyba po wszystkim. - orzekł, gdy kawałek gałęzi dotknął jego lędźwi.
- Nie waż się odwrócić - rzekła Zero zakrywając jedną dłonią piersi - bo ta gałąź... - ukłuła go w pośladek..
Erven widział ich jak na dłoni. Choć byli dość daleko to mimowszystko nadal ich widział. Słabo, ale jednak. Jeszcze raz zapadł się pod ziemię i wyłonił za grupą tak by widzieć ich od tyłu.
- Tego się nie spodziewałem… - mruknął - ...jakoś… pomóc? - zapytał lekko rozbawiony.
- Nie Patrz... - rzekła Zero machając wrogo gałązką.
- Hmm… - Erven mruknął wyraźnie zadowolony - Taki piękny widok, a takie okrutne rzeczy mówią… eh.
Zaczął szeptać zaklęcia. Ot prosta sztuczka gry cieni. Coś w rodzaju płaszczy z nich uplecionych które znalazły się na rozebranych i zakryły co jeszcze niedawno było tak na widoku.
- Ale muszę przyznać.. - powiedział z wielkim namysłem - ...że ktoś tutaj ma naprawdę ponętną rufkę…
- Jeszcze jedno słowo a wpakuję ci ten kij, tak głęboko że zaczniesz się zastanawiać nad swoją orientacją... - burknęła.
- Oj przestań. - rzekła Herbia w swoim normalnym stroju z wielkim uśmiechem.- Trzeba było wejść pod moje stworzonko. - wskazała kciukiem na olbrzymiego białego węża robiącego za parasol.
- Co z anielicą? - Zapytała odziana w płaszcz z cienia Ervena łuczniczka zwana Xerneą.
Erven spojrzał w kierunku Echo która leżała całkiem nieopodal i podszedł do niej sprawdzając puls. Wyczuwalny, stabilny. Klatka piersiowa się unosiła…
- Stabilna i bez ran. To światło musiało ją uzdrowić.
- Zbieramy się! - okrzyknęła Zero - Do Garollo! Nie mamy już tu czego szukać.
- Dosłownie… ja już znalazłem co chciałem... - powiedział z zadziornym uśmiechem Erven - ...tylko znajdźcie jakieś przyzwoite ubrania. Te cienie zaczną znikać wraz z pojawieniem się słońca…
Uśmiechnął się szeroko do dziewcząt i ściągnął swój czarny, wyszywany jadeitową i srebrną nicią płaszcz, z herbem rodowym na lewej piersi.
- Mam jeden. Kto chce? - zapytał. Ciekawiło go co się teraz stanie…
Zero spojrzała na niego z wyrzutem, tak jakby czytała mu w myślach. A może nieświadomie Erven się uśmiechnął…
- Yare yare… - powiedział Erven - ...nie patrz tak na mnie. Mam jeszcze koszulę i kamizelkę, i choć mógłbym powtarzać to zaklęcie w nieskończoność to na dłuższą metę robi się to męczące…ah, jeszcze jest koc...
Wzruszył ramionami.
- Jak dotrzemy do Garollo to kupię wam porządne ubrania i jakąś broń, ale na tą wyprawę nie brałem jakiejś większej fortuny, więc cudów nie oczekujecie…
- W drodze do Garollo, ktoś ma nas przywitać. Powinni mieć coś do okrycia. Jak tylko odpoczniemy, zawiadomię Generała Agauna o potrzebnym wyposażeniu. Rycerstwo ma o tyle dobrze. A teraz ruszamy! - Oznajmiła podchodząc i przyjmując płaszcz z wdzięcznością.
Pozostałe siostry jakoś zagospodarować sobie liście i inne temu podobne okrycia. Wyjątek stanowiły Five, której najwidoczniej golizna nie przeszkadzała i Three, która całkiem wymazała swoją obecność.
Erven w tym czasie podszedł do leżącego miecza demona i go podniósł planując zabrać go ze sobą. Nie był zbrojmistrzem, ale skoro przetrwał to musiał mieć Moc… taką, czy inną. Tak czy inaczej, był to cenny nabytek.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline