- Przed nami drabina. Powiedział cicho Bosch, zbliżając się do wyjścia z ukrytego korytarza i dokładnie je sobie obejrzał.
Upaprane jakimś świństwem ściany i zapierający dech w piersi smród nie mogły prowadzić do niczego dobrego. Na dodatek zapach świeżej krwi zniknął zupełnie. Czyli nie dochodził stąd. Więc co to było za miejsce? Jeden ze zrujnowanych domów? A może coś innego? Był tylko jeden sposób żeby się przekonać. - Sadząc po przeraźliwym smrodzie i tym paskudztwie pokrywającym wszystko tutaj to nawet bym się zgodził. Oswald odpowiedział Randulfowi. - Albercie, potrzymaj mój worek. Włażę tam. Podał tobół alchemikowi, schował miecz i już ze sztyletem w dłoni zaczął ostrożnie wspinać się po drabinie. Na klapę postanowił naprzeć najpierw delikatnie i nieco ją uchylić, aby zerknąć co może na niego czekać po drugiej stronie.
__________________ Our sugar is Yours, friend. |