Rogers z błąkającym się na twarzy półuśmiechem wyglądał przez okno pojazdu Szybkiej Kolei Cytadeli. W zasadzie opuszczając Prezydium wzbijali się w niczym nieograniczoną przestrzeń kosmiczną, choć gwiazd nie było widać. Światło bijące zarówno z pierścienia, jak również Okręgów tłumiło blady blask niewielkich punkcików.
Wkrótce budynki przypominające gipsową makietę zaczęły rosnąć w oczach coraz bardziej przypominając strzelający w górę las filarów. "W górę" to jednakże dość dziwne pojęcie, gdy ma się świadomość, że pionowo nad głową znajdują się identyczne, celujące w podróżnika własnymi szczytami.
Okręg rozciągał się, zaś w dole spacerowały dziesiątki tysięcy małych mróweczek. Z każdą sekundą zyskiwały coraz bardziej odznaczającą się wyprostowaną sylwetką oraz dwunożnym chodem.
Wysiadając z promu przeszli pod wielką tablicą powitalną. Naprzeciwko znajdowała się restauracja oraz przytulona do niej kawiarnia.
-
Pewnie handlują też czerwonym piaskiem albo innym świństwem - skomentował Rogers z kwaśną miną, przebijając wzrokiem multikulturowe społeczeństwo w pośpiechu przemykające im przed nosami.
Niemniej nie dysponowali dowodami potwierdzającymi przypuszczenia porucznika.
Dalej znajdował się sklep z pamiątkami. Ten jednak z całą pewnością posiadał szerszy asortyment. Aycilla uchwyciła moment, w którym salarianin za ladą konspiracyjnym ruchem przesunął coś po ladzie. Batarianin przejął przesyłkę i zniknął w tłumie.
-
Nic się tu nie zmieniło. Lepiej chodźmy znaleźć tego... Otarlo - dokończył po sprawdzeniu nazwiska na swoim omni-kluczu.
Mieszkanie ich celu znajdowało się całkiem niedaleko. Dwa przejścia między budowlami pozwoliły dotrzeć do właściwego pionu. Ominęli pracującego Opiekuna i podążyli trzy poziomy w dół.
-
Na koniec upewnijcie się, że już po nim - mruknął mężczyzna tuż za drzwiami mieszkania Felixa Otarla, które lada chwila miały się otworzyć.