Chlapał z nikłą przyjemnością jakieś cienkie piwo, a niepokój wertował jego wnętrzności niczym wkręcany w trzewia nóż. Nic nie widział po drodze, niczego nie zauważył, nikt go nie śledził. Ale jak to? To dziwne uczucie, które dławiło go w dołku, a natychmiast wybuchło w postaci drgawek, systematycznie wylewających z kufla niesmaczne piwo - chlap chlap, po troszku na nieoheblowany stół. Zawdzięczał ten wybuch pulchnemu Colonskiemu, którego to postać rozbudziła w nim zadarte po wieczność już blizny minionych dni, jątrzące się przy każdej możliwej okazji. Czuł to w kościach, że nigdy już nie będzie tym samym Tankredem.
Uspokoił drgającą rękę i prawie krzyknął do kapłana Adelmusa. - Będę kopał, żaden problem! - ledwo powstrzymał się od uniesienia ręki niczym nastoletni ochotnik. Opanował trochę swoje emocje i kontynuował. - W młodości byłem grabarzem, pochowałem setki istnień, czasem nawet prowadziłem podstawowe obrządki, bo rodzinie nie starczyło na kapłańskie usługi. Może to i bezbożne było, ale we mnie wiara jest silna, a i bogowie winni inaczej popatrzeć na Wołodię, kiedy go grabarz z doświadczeniem ziemią kryć będzie.
Byleby w miejscu nie siedzieć, byleby doszczętnie nie zwariować.
Ostatnio edytowane przez Szkuner : 21-04-2017 o 11:34.
|