Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2017, 18:18   #63
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Tak rozmawiając stanęły na korytarzu czekając na markiza. Chłopak przyszedł względnie szybko. strój męski bowiem, jakby nie było, znacznie prościej zakładało się niźli kobiecy. Ucałował narzeczoną w policzek.
- Dobry wieczór - ponownie przywitał ghulicę
- Dobry wieczór - odparła Gilla uprzejmie oraz uśmiechnęła się sympatycznie do markiza Colonna.

Ruszyli wspólnie prowadzeni przez Gillę do sali, gdzie poprzedniej nocy dwie kobiety zostały szczęśliwymi matkami. Teraz były już przeniesione do swoich pokojów, gdzie normalnie mieszkały, czuły się bowiem słabo, lecz lepiej, wedle prawideł natury. Stało tutaj obecnie łoże, na którym był złożony nieprzytomny mężczyzna. Jednak żył, widać było wyraźnie dech na jego szerokiej piersi. Przy nim stała jego córka wpatrująca się niespokojnie, zaś obok Kowalski badający gorączkę leżącego i dumający nad sytuacją Alessio. Dalej na stoliku stała strzała, czy raczej bełt wbity we framugę lektyki.
Agnese powoli weszła do pomieszczenia i zerknęła na córkę piekarza.
- Zostaw nas proszÄ™, na chwilÄ™ samych.
Dziewczyna skinęła potwierdzając oraz chciała wyjść.
- Gillo, za pozwoleniem signory, ale może mogłabyś jej towarzyszyć? - zauważył nagle Kowalski, który oderwał dłoń od czoła nieprzytomnego piekarza. Agnese uśmiechnęła się i skinęła głową, by zrobiła to o co prosi ją Kowalski. Gilla chyba zrozumiała, zresztą wszyscy, bowiem kiedy dziewczyna wyszła, Kowalski starannie zamknął drzwi, później zaś wyszeptał kilka łacińskich słów pod nosem.

Polak przetarł czoło.
- Wybacz signora, że pozwoliłem sobie poprosić Gillę, by pilnowała tej małej, ale zdecydowanie średnio jej ufam.
- Ja też
- powiedział Alessio zaciskając wargi - ma w sobie krew mojego gatunku. Niedużo, ale ma i to krew tej gorszej części - przyznał nie objaśniając, co to owa gorsza część. - Ponadto wcale nie jest spokrewniona z tym piekarzem. Oczywiście, całkiem możliwe że pani piekarzowa sobie zrobiła odskocznie, ale skoro tak, to …
- … może chodziło tak naprawdę o to
- dołożył Kowalski - żeby wpuścić ją na teren pałacu. Nie twierdzę, że tak jest, ale zwyczajnie jakoś zaczynam chyba mieć paranoję. Przy okazji - spojrzał na markiza - rozumiem, że możemy swobodnie rozmawiać - uśmiechnął się do Agnese. - Cóż, witamy w gronie dziwaków.
- Dziękuję, ale dlaczego dziwaków? Mi się podob
a - markiz głównie słuchał, ale tak wywołany do odpowiedzi zaprotestował.
- Tak też pomyślałem, szlachetny panie, tak też pomyślałem - uśmiechnął się Kowalski. - Przy okazji, zbadałem tamten bełt. Mógłby cię, signora zranić lub zabić. Jest wypełniona energią magiczną. Taką czystą, my nazywamy ją po prostu Pierwszą. Nasza gromadka także stosuje ten chwyt. Pamiętasz walkę w Bracciano, kiedy tamten obrywał niektórymi pociskami, innymi nie. Te skuteczny były nasączone właśnie Pierwszą.
- Co do dziwaków nie zdążyłam jeszcze dla Alessandro opowiedzieć o was, ale wszystko kiedyś się wyjaśni
. - Agnese wytężyła zmysły nasłuchując czy z zewnątrz nie dochodzi do niej głos Gilli. Miała pewne obawy o to czy ghulica zapanuje nad faerie. - Dużo rzeczy jest mnie w stanie zranić. Co z nim? - Wampirzyca wskazała podbródkiem na piekarza.
- Ktoś mu namotał w głowie
- istna lalka, przynajmniej wtedy. Dlatego właśnie uważam, że to jest robota maga. Odkryłem jego pieczęć … - i wtedy Agnese usłyszała rozpaczliwy krzyk ghulicy wewnątrz swojego umysłu.

Wampirzyca dosłownie wyrwała na zewnątrz. Niczym błyskawica, wraz z drzwiami, przy okazji, które po prostu rozpadły się pod jej pędem. Chyba nawet lepiej, bowiem za nią wypadła cała reszta, najpierw zaskoczona, ale potem rozumiejąc, że coś jest nie tak. Agnese jednak wyprzedziła ich solidnie.

Pomieszczenie służące za lazaret i izbę porodową znajdowało się na parterze. Drzwi wychodzące z tego pokoju prowadziły prosto na korytarz, potem zaś, kolejne pod arkady wewnętrznego dziedzińca. Były otwarte, więc wampirzyca przeleciała przez nie pędem wypadając prosto na obsadzony przyciętą równiutko trawą plac, ozdobiony szpalerami drzew, przede wszystkim palm, które tworzyły niewielki, splatający się na szczytach gąszcz. Wokoło dziedzińca na większości przestrzeni rozciągały się arkady.


Element, który widocznie architekt projektujący pałac bardzo polubili, miały bowiem kilka poziomów. Co więcej, musieli także podziwiać pradawną sztukę antycznego Rzymu, tak jak Medyceusze we Florencji, bowiem na samym środku znajdował się pomnik w stylu pradawnym otoczony wodą niewielkiego stawiku.


Przepiękne właściwie miejsce, które Agnese wcześniej znała, ale mając wiele spraw, nie zajmowała się jego urodą. Zresztą teraz także tego nie czyniła biegnąc ku Gilli. Jakoż zobaczyła ją bez problemu. Spośród jej ludzi był jeszcze Eduardo z Pisy oraz ta, która spowodowała sygnał wezwania. Obydwoje mieli ściągnięte obawą oblicza, ale też pełne determinacji.


Dziewczyna widziana poprzednio na ulicy oraz przy swoim niby-ojcu wyglądała już całkiem inaczej, niezupełnie kobieco. Owszem zachowała ogólny kształt sylwetki, także wzrostem przypominała dorosłą, dobrze zbudowaną dziewoję, ale część jej ciała pokrywała gruba skóra, niczym hipopotama przypominająca kolorem szlam. Nogi, ręce, szyja, podbrzusze, plecy … wszystko pokrywał gruby, jak się domyślała Agnese, skórzany pancerz, który częściowo zachodził nawet na duże piersi, mocno poruszające się, podskakujące wraz z każdym gwałtowniejszym ruchem owej istoty. Odstające uszy mogły być jakąś przesłanką, dotyczącą krwi faerie, ale kto wie. Także rogi. Istota dzierżyła w dłoni bat i właśnie kiedy Agnese wpadała użyła go przeciwko Eduardo. Dwójka jej sług, człowiek i ghulica próbowali walczyć przeciwko temu czemuś. Zachodzili tamtą z dwóch stron, ale obca chyba średnio się przejmowała. Trzasnęła batem i gdyby Eduardo nie zanurkował pod stojący przy ścianie stół, prawdopodobnie skończyłaby się jego przygoda. Bat jednak trafił w gruby blat rozwalając go na pół, zdołał także sięgnąć ramienia mężczyzny rozcinając kawałek mięśnia bryzgającego krwią, ale to był drobiazg, biorąc pod uwagę, co mogło się stać. Tymczasem Gilla próbowała się rzucić od tyłu do ataku. Ghulica trzymała w ręku, jak zwykle, swój solidny miecz. Nawet trafiła w plecy, w ową skórę, ale oręż zamiast zagłębić się, po prostu odbił się niczym zabawkowa broń dla maleńkich chłopaczków. Agnese wyszeptała kilka słów, znów czując jak świat wokół zwalnia. Ruszyła w stronę bestii nim ta zdążyła się jeszcze odwinąć na ghulicę. To coś musiało mieć jakiś słaby punkt. Najprawdopodobniej były nim owe niechronione pancerzem części ciała. Przynajmniej wyglądały względnie miękko. Oczywiście takie stwory prawdziwie raniła jedynie odpowiednia broń albo naturalne części ciała innej podobnej istoty. Zerkała na okolicę, szukając czegoś czym mogłaby zaatakować. Pod ścianą pomiędzy arkadami stała stara rodzinna zbroja zdobiąca korytarz.


Niedaleko niej leżało kilka hełmów, kilka włóczni oraz parę halabard. Nimi ewentualnie można było spróbować, aczkolwiek nie było się co łudzić za bardzo. Te rany, ewentualnie zadane taką bronią, bolały, jednak nie mogły być groźne. Prawdziwie niebezpieczne zaś mogły być jej kły, bowiem cios istoty takiej jak wampir, musiał boleć oraz ranić takiego stwora. Agnese wiedziała, że musi zatrzymać to coś do momentu, aż przybędzie tu Kowalski ewentualnie jego ekipa. Chwyciła jedną z halabard i wycelowała w jedno z odsłoniętych miejsc. Broń zagłębiła się w cielsku demona. Czarna krew bluznęła z brzucha istoty, dla której czas się zatrzymał tak samo, jak dla wszystkich innych. była paskudna w zapachu oraz dymiła niczym ognisko, które zalano jakimś błockiem. Końcówka halabardy stopiła się wręcz, zaś drzewce po prostu upadło na ziemię dziedzińca. Tymczasem Agnese chwyciła koniec bata, który również zamarł leżąc bezładnie i ruszyła wokół bestii, chcąc owinąć jej nogi jej własną bronią. Błyskawicznie pognała wokoło i udało jej się. Czuła potworny ból w dłoni więc wolną ręką oderwała kawałek sukni i owiniętą w niego dłonią chwyciła bat. Zadziałała przynajmniej na momencik. Na tyle, żeby dorwać tamtą. Rzeczywiście, pomysł zadziałał, żeby spróbować utłuc istotę jej własna bronią. Pędząc przyskoczyła do nogi próbując owinąć je wokoło łydki, aczkolwiek wiedziała, że tam jest ta opancerzona skóra. Gdy bat owinął się wokół nóg Agnese puściła w obieg więcej krwi i pociągnęła go mocno. Bat zacisnął się na łydce robiąc krwawe smugi, niestety nie udało się je przewalić bestii. Musiało tamtą zaboleć, choć rany nie były głębokie.

Czas gwałtownie przyspieszył. Tamta syknęła niczym wąż i gwałtownie pociagnęła bat, chcąc uderzyć nim atakującą ją wampirzycę. Ponieważ wszystko przed chwila działo się w zawieszeniu czasowym stworzonym potężną mocą, gwałtowne pociągniecie bata owiniętego wokoło jej łydki, szarpięcie potężne, uczynione największą mocą nagle zwaliło ją samą na glebę ku zaskoczeniu Agnese, Gilli, Eduardo oraz całe wbiegające na dziedziniec towarzystwo. To przypominałoby komiczną sytuację, w której ktoś próbuje biec nie wiedząc, że ma zawiązane sznurówki.
- Sssss! - wściekłe zaskoczenie oraz ból zranionej łydki chyba rozdrażniła tylko tamta istotę, ale też powstrzymały na chwilę, kiedy musiała się pozbierać.

Agnese oderwała kolejny kawałek drogocennej sukni chwyciła drugą dłonią bat i podskoczyła do bestii zaciskając jej własną broń na jej szyi. Jednak nie wyszło, tamta spróbowała odepchnąć jej dłoń, uderzyć wampirzycę, która usiłowała uniknąć potężnego ciosu pazurem, bowiem paznokcie dziewczynki przemieniły się na dwucentymetrowe szpony potwora. Niemniej będąca w skrajnie paskudnej sytuacji przeciwniczka nie potrafiła wyprowadzić potężnego ciosu. Wampirzyca zablokowała go przedramieniem uchylając się bez problemu przed szlachtującym ciosem.
 
Kelly jest offline