Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2017, 13:02   #94
Lunatyczka
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację


Kołysała kieliszkiem obserwując jak jasnego koloru trunek rozlewa się powoli po ściankach naczynia. W tej prostej czynności było coś hipnotyzującego i odprężającego. W końcu uniosła puchar do ust i upiła odpowiednio schłodzonego wina, wilżąc pełne wargi. David spał w pokoju obok, co przyjęła z niejakim zadowoleniem. Należał mu się odpoczynek, a ona sama dawała sobie świetnie radę. Lulu, mieszkanie Davida uznawała za swoje, więc spała zwinięta na posłaniu przy drzwiach wyjściowych, zaś Jack czuła się tu odrobinę nie na miejscu dlatego siedziała trochę sztywno na kanapie. Nigdy wcześniej nie była w mieszkaniu należącym do Lovana, niezależnie gdzie mieszkał. Zauważyła, że nie zdążył się tu jeszcze do końca urządzić, dwa nieopisane, kartony, stały zapakowane pod jedną ze ścian. Szczęściarz, miał co tutaj nadać paczką. Uśmiechnęła się nieznacznie do tej myśli i poczekała, aż laptop wybudzi się ze stanu uśpienia. Miała zamiar włączyć sobie film i pobyczyć się na kanapie, skoro już zjadła to co dla niej zostawił, a nawet po sobie pozmywała.

Przeglądanie mieszkań do wynajęcia skończyła jakąś godzinkę temu, w międzyczasie wzięła prysznic i wypakowała z walizki ciuchy, które miała zamiar ubrać jutro do pracy. Czarna prosta bluzka z lejącego się materiału z dekoltem w serek, białe spodnie i biały żakiet, a do tego czerwone szpilki. Musiała wyglądać dobrze, drugiego dnia, a tak w rzeczywistości pierwszego oficjalnego dnia pracy, szczególnie jeśli, tak jak mówił Jakiro, miała poznać koordynatorów poszczególnych regionów. Musiała wypaść profesjonalnie, bo jej wiek, nie sprzyjał poważnemu odbiorowi jej osoby, a panna Dove, była tego świadoma.

Postanowiła jednak przez chwilę nie myśleć o dniu jutrzejszym i skupić się na chwili obecnej. Otworzyła folder z filmami i wybrała swój ulubiony film wszech czasów. “Malowany Welon” z Edwardem Nortonem i Naomi Watts, w rolach głównych. Zawsze płakała a tym filmie, ale dzisiaj miała zamiar po prostu się przy nim zrelaksować. Piękne zdjęcia, romantyczne scenerie, zapadająca w ucho muzyka i ciekawa historia, sprawiały, że był to film niemal na każdy nastrój i na każdą porę. Tylko na chwilę uciekła spojrzeniem ku zamkniętym drzwiom, za którymi spał, zasłużonym snem jej szef. Uśmiechnęła się mimowolnie, wracając spojrzeniem do ekranu, wygodniej układając się na kanapie. Upiła odrobinę wina po raz kolejny przeżywając historię Kitty i Waltera.


Dove akurat nalewała kawy do styropianowego kubka, bo jeszcze nie zdążyła nabyć swojego własnego. Myślała nad tym co powinna zrobić dzisiejszego dnia i jak najszybciej załatwić bieżące kwestię, by nie było konieczności zostawać po godzinach. Musiała mieć czas na znalezienie mieszkania i obejrzenie kilku potencjalnych domów i wciąż miała nadzieję, że uda jej się to zrobić dnia dzisiejszego. Mimo wszelkich znaków na niebie i ziemi, które jasno mówiły jej, że nie ma opcji, by dzisiaj wyszła z biura o normalnej godzinie, łudziła się że uda jej się. Układała już w głowie dokładny plan przebiegu dnia kiedy jej rozmyślania zostały przerwane przez pojawienie się nieznajomej. Przyjrzała się blondynce z uśmiechem i cicho zaśmiała pod nosem, gdy ta przyznała, że szuka Jacka Dove. Ta pomyłka zdarzała się, częściej niż ktokolwiek mógł przypuszczać, więc Dove nawet nie mrugnęła gniewnie. Zamiast tego odezwała się przyjacielskim tonem.
- Hey - odstawiła kubek z kawą obok ekspresu i ruszyła w kierunku bondynki. - dobrze trafiłaś - dodała wyciągając w jej kierunku dłoń - Jack Dove, miło mi Cię poznać.
Beckett miała już uścisnąć jej rękę gdy spostrzegła, że przecież trzyma w dłoni telefon. Prędko go schowała w tylnej kieszeni spodni i dopiero wtedy krótko uścisnęła rękę Dove. Wyraźnie było widać po jej twarzy, że było jej głupio z powodu tej pomyłki.
- Ah, sorry nie chciałam urazić... - zaczęła się tłumaczyć, zdradzając zestresowanie kogoś kto jest pierwszy dzień w pracy. - Jack to pewnie skrót od Jacqueline? Jak Sam od Samantha - dodała zaraz.
Dove zaśmiała się, tak całkiem szczerze. Nie czuła się też urażona w najmniejszym stopniu. Uścisnęła rękę blondynki z przyjacielskim uśmiechem na ustach.
- Nie zupełnie nie. Jack to po prostu Jack, w stanach często używa się tego imienia dla obu płci - wyjaśniła podchodząc do ekspresu - Poza tym, tata chciał syna, wyszłam ja, ale imię zostało - puściła jej oczko - kawy?

Kobieta uśmiechnęła się z ulgą, że nie uraziła rudowłosej. Nawet nieco się rozluźniła.
- Tak tak, poproszę. Czarną, mocną jeśli można. Jeszcze nie ogarnęłam się po zmianie strefy czasowej, choć mój nocny tryb życia powinien był temu zapobiec - odparł jej zdobywając się na żartobliwy ton. - Także ten... - Isa znów rozejrzała się niepewnie po gabinecie, w końcu położyła laptop na brzegu biurka, od strony dla "petentów". - Podobno ty masz mi wskazać moje stanowisko pracy - dodała.
Jack mruknęła potakując i nastawiła ekspres na dobra americanę. Poczekała, aż woda przeleje się przez kawę w kolbie i spłynie do kubka, po czym wzięła dwa styropianowe kubeczki i podeszła do swojego, zawalonego papierami, biurka. Postawiła mocną czarną, przed Isą, a sama wzięła białą lurę, którą nazywała kawą. Usiadła w swoim fotelu i zaczęła szukać teczki z imieniem i nazwiskiem informatyczki.

- Z ciekawości, kto Cię do mnie skierował? - spojrzała na nią z ukosa przerzucając teczki.
Bondynka zabrała laptop z biurka Dove i usiadła na fotelu dla interesanta. Położyła komputer sobie na kolanach by w końcu sięgnąć po kubeczek z kawą. Z przyjemnością zaciągnęła się jej zapachem, jakby miało to jej przywrócić siły witalne, by w końcu spojrzeć na Jack.
- Zgłosiłam się do oddziału w Londynie, akurat szukałam pracy to sobie pomyślałam, że może Światło będzie chciało kogoś z moim wykształceniem - wzruszyła ramionami Beckett i upiła spory łyk kawy, po którym od razu się skrzywiła. - Mocna... W każdym razie... Przeszłam rekrutację pozytywnie i chyba niepotrzebnie zaznaczyłam, że miejsce pracy może być jak dla mnie dowolne - stwierdziła z lekkim rozbawieniem. - Sądziłam, że mnie wyślą co najwyżej do Glasgow, a nie na drugi kontynent... - zaśmiała się już bardziej otwarcie.
- Łączę się w bólu. Co prawda z Ameryki Północnej miałam bliżej, ale to wciąż zmiana kontynentu. - wyciągnęła w końcu właściwą teczkę i otworzyła ją, chcąc przekonać się co kryje w środku. Nie wiedziała do czego miałaby skierować kobietę, a ona widocznie tego od niej wymagała.


Znalazła. Beckett Isobel, lat 25, panna, bezdzietna,
narodowość: nowozelandzka,
wykształcenie: wyższe informatyczne,
ostatnie miejsce zamieszkania: Londyn.
Obdarzona.
Załączone było zdjęcie i opis kryształu w kolorze jasnego żółtego. Posiadaczka jednej mocy nazwanej "fazowaniem", rozmiar formy zbroi: 2,3 metra.
Typowe akta "jedynki".

Jednakże była załączona dodatkowa kartka ze stęplem "poufne". Opisane było w niej, że pani Beckett zapierała się iż "nauczyła się" nowej mocy. Po sprawdzeniu jej po przemianie, okazało się, że jej rozmiar urósł do 3 metrów. Pani Beckett zaprezentowała nową moc, która objawiała się pod postacią zdolności do przenoszenia się w inne miejsce po dotknięciu jakiegoś metalowego elementu. Zarzekała się również, że "nigdy nikogo nie zabiła".
Testy psychologiczne jasno mówiły, że kobieta nie kłamie. Lecz Dove, wiedziała, że można było się do nich przygotować tak, by odpowiednio je zaliczyć.
W podsumowaniu było opisane by Dove sprawdziła ją, gdyż istniało niebezpieczeństwo, że Beckett była kretem. Zalecono by pani Beckett nie była świadoma bycia poddaną działaniu mocy Jack, gdyż istniało prawdopodobieństwo, że podobnie jak testy, kobiecie może udać się oszukać również Chezę.

Lekturę akt przerwało Dove rytmiczne stukanie. Podnosząc wzrok zobaczyła rozglądającą się na boki Isobel, odruchowo w nerwach uderzającą paznokciami o laptop.
- Och, przepraszam... - żachnęła się Beckett, że może to być denerwujące i zaraz zaprzestała tego, kładąc dłonie na komputerze.
- Wybacz, kilka nieprzespanych nocy i już się zapominam w czytaniu - Jack posłała jej uśmiech, zamykając teczkę. Musiała to rozegrać sprytnie, nie mogła po prostu się przy niej przemienić i wejść jej do głowy, nie mogła też zacząć jej dopytywać o wszystko. Musiała ją poznać, zdobyć zaufanie i sprawiać wrażenie, że ona również darzy nowozelandkę zaufaniem.
- Informatyk tak? Lubiłam pracę za biurkiem, trochę do tego tęsknie - rzuciła w eter, do ust unosząc kubek z kawą. Upiła odrobinę beżowego napoju i przyjrzała się kobiecie.
- Widziałaś się już z szefem? Nie mam informacji, gdzie Cię skierować, ale dział IT, myślę, że będzie dla Ciebie odpowiedni.Jednak dla musiałbym to skonsultować z górą - na te słowa uniosła kubek w górę i zaśmiała się pod nosem.

- W sumie to jestem programistą - uszczegółowiła Isa. - Więc mam nadzieję, że nie skończę jako osoba od sprawdzania czemu drukarka nie działa albo wgrywania aktualizacji Adobe - dodała, nieco przygryzając wargę. - Przepraszam, nie chciałam żeby o zabrzmiało tak obcsowo... Po prostu znam języki programowania jak C++, C#, JavaScript, Python czy choćby PHP bardzo dobrze i w sumie szkoda by było, żebym taką grubą kasę dostawała tylko za zajmowanie się pierdołami - wytłumaczyła się Beckett i na koniec nieśmiało uśmiechnęła. - O, na przykład wczoraj jak się nudziłam w hotelu to napisałam apkę która sama przeszukuje mi ogłoszenia wynajmu mieszkań i tłumaczy na angielski - pochwaliła się Isa, a mówiąc o tym wyraźnie się ożywiła. - Także od razu z pracy będę jechać oglądać.
- Znajdziemy coś dla Ciebie, jakieś odpowiednie miejsce nie martw się - ruda posłała jej ciepły uśmiech upijając czegoś, czego nikt przy zdrowych zmysłach, nie nazwałby kawą.
- A co do mieszkania.. Jeśli chcesz mogę Ci pomóc? Sama jestem w trakcie poszukiwań, a znam hiszpański. Nie znam też jeszcze miasta, więc możemy razem pojeździć po Buenos Aires i pooglądać co bardziej ciekawe oferty. Mogłabym robić za tłumacza dla Ciebie - zaproponowała, bo to była idealna okazja by lepiej przyjrzeć się pannie Beckett.
- Super! - Isa szczerze się ucieszyła z jej propozycją. - Jej nawet nie wiesz jak mnie to cieszy - wyciągnęła telefon z tylnej kieszeni. - Mam już kilka fajnych ofert, chcesz zobaczyć? - zaproponowała Beckett z szerokim uśmiechem.

Panna Dove pojrzała na trzy zegarki wiszące na ścianie, każdy z nich pokazywał godzinę w innym miejscu świata, ale nie podpisała żadnego z zegarów nazwą miasta. Wystarczyło, że ona wiedziała, który jest właściwy. Miała jeszcze chwilę czasu, nim zacznie się dziać coś poważnego.
- Jasne, z chęcią zobaczę, ale mam nadzieję, że nie będziemy musiały się bić o jakieś mieszkanie - zażartowała.
- Spokojnie, jedyne na czym mi zależy to dobry net - odparła Isobel. - Ale basen na strzeżonym osiedlu też by był fajną sprawą. No a w razie draki to nawet by mi nie przeszkadzało posiadanie współlokatorki - dodała radosnym tonem głosu
- Ja niestety jestem w pakiecie, razem z moim psem, więc raczej współlokatorstwo odpada w moim wykonaniu - obdarzona mruknęła do blondynki.
- Ale to co? Po pracy, jakiś szybki obiad i jedziemy coś oglądać, o ile uda nam się umówić na spotkania z właścicielami? - zapytała z pogodnym wyrazem twarzy.
- Masz psa? - Beckett wyraźnie się zainteresowała. - Bardzo je lubię. Miałam kiedyś dobermana, był przekochany - wytłumaczyła się od razu. - Tak, koniecznie musimy się dziś spotkać. Mieszkam teraz w hotelu, tu niedaleko.
- Suczkę, springel spanielkę - wyjaśniła i mruknęła w zastanowieniu - Zostaw mi te ogłoszenia, które Cię interesują, to gdy będę dzwonić do swoich, podzwonię też dla Ciebie i po pracy powinnam mieć listę miejsc, do których możemy jechać, zgoda? - posłała jej ciepły uśmiech znów upijając kawy.
- Springery mają takie urocze mordki - rozczuliła się blondynka. - Jasne, to świetny pomysł - ucieszyła się na propozycję Dove. - Podasz mi maila?
- Taak, jasne - i tak miała dostęp do jej maila służbowego, nie mogła tego uniknąć, choć nie podobała jej się ta opcja, biorąc pod uwagę dane, jakie zawarte były w teczce panny Beckett. Wzięła czystą kartkę papieru i naskrobała na niej swój służbowy adres skrzynki internetowej podając go później pani informatyk - Jak tylko będę miała chwilę, zajmę się tym.
- Fajnie - odparła Isa biorąc kartkę. Złożyła ją kilka razy i schowała do kieszeni. - Także... To do działu IT którędy? - spytała nie wiedząc czy wstać czy zostać w miejscu.
- Hmm.. - zamyśliła się odstawiając na blat, pusty styropianowy kubek po kawie - wiesz, że nie wiem, ale wydaje mi się, że na końcu korytarza, tak, chyba tak. - Wstała ze swojego fotela - pójdę z Tobą i tak muszę się w końcu zorientować, gdzie, co jest, bo wczoraj nie miałam na to czasu.

Beckett wstała ze swojego miejsca, łapiąc w ostatnej chwili komputer w ręce, by nie upadł na podłogę.
- Prowadź w takim razie - odparła Isa po zapanowaniu nad zagrożeniem uszkodzenia laptopa. Kobieta wyprostowała się i czekała na Jack.
Panna Dove wygładziła materiał bluzki i ruszyła do drzwi, w ostatniej chwili podnosząc pusty kubek z biurka i wyrzuciła go do zamaskowanego, stojącego pod niewielkim stolikiem, na którym stał ekspress do kawy, kosza na śmieci. Nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi, najpierw przepuszczając Isę w drzwiach. Wyszła zaraz za nią, zamykając za sobą drzwi, rozejrzała się po korytarzu próbując przypomnieć sobie, gdzie widziała zmierzających mężczyzn wyglądających jak stereotypowi przedstawiciele subkultury informatyków, potocznie nazywanych nerdami. Ruszyła też w tamtym kierunku z ukosa przyglądając się blondynce.

[MEDIA]https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/c/c8/Buenos_Aires%2C_Puerto_Madero.jpg/750px-Buenos_Aires%2C_Puerto_Madero.jpg[/MEDIA]

Kiedy kobiety spotkały się, po pracy zapadał już zmrok, a Buenos Aires rozświetliło się miliardem świateł. To był pracowity dzień, dużo nerwów, dużo stresu, dużo kubków kawy, dużo przerzuconych dokumentów. Chyba nigdy nie miała, aż tak pracowitego dnia, oczywiście nie licząc tych kilku dni, które spędziła po ataku na Chicago. Dlatego niejakie zwiedzenie miasta i szukanie kilku mieszkań na wynajem Jack uznała za doskonałą okazję do odprężenia się i zapewne tak by było, gdyby nie fakt, że w rzeczywistości ona wciąż była w pracy. Musiałą się pilnować, nie zdradzać na swój temat za wiele, unikać tematów osobistych, a jednocześnie starać się być swobodną w rozmowie i dopytywać o życie Beckett w nienachalny sposób. Gdzieś pomiędzy jednym mieszkaniem a drugim wysłała smsa do Davida

Cytat:
Jestem z Beckett. Będę później. Jeśli byłbyś tak dobry, proszę wyprowadź Lulu, odwdzięczę się lunchem jutro.
Całą resztę opowie mu wieczorem, muszą też ustalić, gdzie najlepiej przypisać panią informatyk, tak by nie poczuła się niedoceniona, a jednocześnie, by nie mogła narobić za dużych szkód. Mogli to jednak omówić przy kolacji, którą miała zamiar kupić, nim wróci do mieszkania Lovana. Z niezrozumiałych dla siebie powodów, miała ochotę jak najszybciej załatwić oglądanie mieszkań, które i tak jej się nie podobają. David miał wygodną kanapę.
 
Lunatyczka jest offline