Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2017, 23:57   #95
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Tablica zawierała całą masę informacji o zaginionych, zgubionych. Wyglądała na improwizowany punkt biura osób zaginionych i po chwili zagłębienia w ustawieniach. Brown 0 doszła do wniosku, że zajmowała się tym ochrona lokalu, nie wojskowi ani policja. Może próbowali zebrać ile się da, a potem dać to dalej? Niestety przeszkodził im atak. Nagrania pochodziły z przestrzeni dwóch ostatnich tygodni, a ostatnie nagranie sprzed 3 dni. Potem nie było już nic, ale Vinogradova i tak uparcie grzebała w panelu, zgrywając dane na nośnik Obroży. Jeśli zyska szansę, puści je dalej przez Centralę. Może oni znajdą sposób na wykorzystanie ich w skuteczny sposób.
- Doktorze jak się pan czuje? - żeby oderwać myśli od koszmaru zwróciła się do drugiego cywila, uśmiechając się do niego ponad ramieniem - Kiedy pan ostatnio coś pił? W tym upale łatwo o odwodnienie, proszę na siebie uważać. Elenio co robimy? Idziemy we dwoje? Samego cię nie puszczę… ale ciężko mnie nazwać wsparciem ogniowym. Może… chociaż będę pilnować ci pleców i ostrzegać jeśli coś się pojawi - teraz uśmiechnęła się niepewnie do żołnierza.

- Tak. Ze mną wszystko w porządku. - powiedział naukowiec też przygnębionym tonem widocznie niemo obserwując poczynania Vinogradovej. - Część z nich znałem. Chociaż z widzenia. - powiedział wskazując dłonią na zamarłą obecnie tablicę. - Większa część naszej księżycowej społeczności jest naukowcami albo jakoś jest powiązana z nimi. Jeśli nie pracuje przy jakimś projekcie naukowym to ma w rodzinie albo jest dzieckiem czy wnukiem a jak nie to większość pracuje wokół światka naukowego. Dlatego wszyscy czujemy się jak w wielkiej i różnorodnej rodzinie. - dr. Jenkins smutno westchnął znowu patrząc wciąż zmartwionym wzrokiem na wyświetlane hologramy twarzy, głów, sylwetek i spojrzeń.

- Jasne, z tu zostanę. Jestem już stary nie bardzo wychodzi mi bieganie. Ale wy młodzi idźcie, i trzymajcie się razem. I uważajcie na siebie. Ja tu sprobuję zobaczyć co dam radę tu zrobić. - dodał jakby dla otuchy czy zmiany klimatu rozmowy i usiadł na jednym z miejsc za konsoletą kierowniczą. Jego dłonie może nie poruszały się tak pewnie i płynnie po holo jak dłonie Mayi ale widziała, że obsługa komputerów nie jest mu obca. Poza tym panel sterowania kamerami był dość prosty, zwłaszcza, że część z tych kamer nie działała więc ekran pokazywał tylko pustą czerń.

- Dobra to może faktycznie pan lepiej tu zostanie doktorze. A my z Mayą przejdziemy się i zobaczymy co da się zrobić. - Elenio był chyba zadowolony z takiej propozycji podziału ról od obojga towarzyszy. - Jasne Mayu ja pójdę jako mięśnie i lufa ale przydałby mi się ktoś inteligentny. - wyszczerzył się beztrosko jakby sprzedawał swój najlepszy kawał i chwycił karabinek w obydwie dłonie sprawdzając czy Brown 0 jest podobnie gotowa.

- Zgrałam informację z tablicy na Obrożę. - Maya nie wiedziała co powiedzieć, nie była dobra w pocieszaniu i podtrzymywaniu na duchu. Uśmiechnęła się i próbowała znaleźć jakikolwiek pozytyw. - Prześlę je do Centrali, pchną je dalej. Jeżeli ktoś może je wykorzystać to z pewnością oni. Niech pan też na siebie uważa doktorze, bardzo pana proszę. Chce pan pistolet? Tak na wszelki wypadek. I niech się pan zamknie jak wyjdziemy - odpięła od pasa broń i położyła ją na stole przy monitorach.
- Przecież ty też jesteś inteligentny Elenio - zwróciła się do żołnierza z niepewną miną - Znasz się na tropieniu, zwiadzie. Umiesz obsługiwać drona i świetnie sobie radzisz nie tylko na polu bitwy. To ja tu będę kulą u nogi - westchnęła - Szkoda że nie ma z nami Zoe. Poradzilibyście sobie oboje, ja tylko… obiecuję, że postaram się jak najmniej zawadzać.

- Niee. Jeszcze bym się sam postrzelił. - machnął ręką naukowiec wstając by zamknąć drzwi za dwójką wychodzących młodszych ludzi.

- Ale za grzyba nie wiem co i jak trzeba zrobić by puściło co trzeba. - Latynos wskazał wesoło na panel przy otwartych drzwiach. Potem dał znać i ruszyli razem korytarzami klubu. Doktor Jenkins popatrzył chwilę za nimi.

- Powodzenia! - życzył im na drogę po czym zamknął drzwi do sterówki. Maya i Elenio poruszali się dość sprawnie, pokonując kolejne korytarze, mijając pomieszczenia i raz nawet zawalisko chyba od jakiejś bomby czy pocisku. Zdecydowali się je ominąć bo skok na drugą stronę, zwłaszcza Vinogradovej wydawał się bardzo ryzykowny.

Mijane pomieszczenia wszędzie nosiły echa pośpiesznej ewakuacji czy po prostu ucieczki. Porzucone ubrania, zgubione buty, leżące torby, czasem smugi i plamy krwi, raz natknęli się nawet na śmierdzącą już padlinę jakiegoś średniego xenos które stało się pożywką dla brzęczących padlinożerców. Cuchnęło tak bardzo, że Elenio zdecydował się je ominąć i pójść sąsiednim korytarzem. W końcu dotarli do rejonu gdzie wedle rozpiski ze sterówki powinny być magazyny. I sądząc po napisach faktycznie były. Ale też i oberwały jakimś pociskiem czy bombą bo korytarz do nich prowadzący zawalił się częściowo zostawiając niewielkie przejście przez które trzeba było się czołgać.

Nie dało się iść obok siebie, ani ukrywać za szerokimi plecami żołnierza. Vinogradowa wpatrywała się w wyrwę, ale od tego się ona nie powiększała.
- To co… panie mają pierwszeństwo? - uśmiechnęła się do Latynosa. Jeżeli coś po drugiej stronie żyło wpierw dopadnie ją. Dla pewności że tak się nie stanie, włączyła detektor, wpatrując się w niego uważnie.
- Myślisz że… długo znasz Johana? - zapytała znad ekranu.

- A jak tam coś nienażartego jest to co zrobisz? - Latynos uśmiechnął się i poczekał aż Vinogradova przeskanuje okolicę detektorem. Ten jednak pykał nudnawo, spokojnie i uspokajająco nie wykrywając żadnego ruchu w okolicy który uznałby za wart podniesienia alarmu. - Niby niezbyt długo. Poznałem go tutaj. Ale wiesz, jak chodzisz z kimś na akcje to szybko wychodzi kto jest kto. Johan jest w porządku. Karl zresztą też. - powiedział i przyklęknął wpatrując się w zawalisko przed nimi tworzące zagruzowany tunel. Owinął sobie pasek karabinku wokół nadgarstka i dobył pistolet w którym zapalił latarkę. Potem położył się na brzuchu szykując się najwyraźniej by wejść w tunelowaty załom.

- Postaram się stanąć mu w garde i wywołać niestrawność? - podrzuciła pomysł, chowając pikającą maszynkę i biorąc latarkę w ręce. Wepchała się przed mężczyznę, wzruszając ramionami - Lepiej żeby zjadł mnie niż ciebie, o ile tam siedzi. Poza tym co jeśli napotkamy zamek kodowy? Będziesz się wycofywał i puszczał mnie przodem? Nic się nie stanie, będzie dobrze - położyła mu rękę na ramieniu i spuściła wzrok - Tak, Johan jest w porządku. Bardzo miły i… wszyscy jesteście w porządku, cała wasza trójka.

Maya wepchnęła się przez umundurowanego Latynosa ale na ograniczonej przestrzeni początku gruzowiska siłą rzeczy miejsca było dość mało gdy już on ustawił się tuż przed tym pseudotunelem. Teraz więc Brown 0 właściwie wlazła i na niego i po nim. Ledwo się usadowiła ten złapał ją za ramię i pociągnął do siebie. Dziewczyna poczuła jak szoruje brzuchem pancerza po podłodze oddalając się od wejścia.

- Nie wygłupiaj się. To cholerstwo potrafi przybrać dziwne formy. Nawet gdy detektor tego nie wykrywa. Trochę tu takiego szajsu widzieliśmy. - głos i twarz Latynosa niby dalej była nonszalancka i beztroska ale tym razem wydawało się to pozą. Dłoń strzepnęła jakiś pyłek z naramiennika Vinogradovej. - Poza tym masz tą Obrożę czy nie to nie zmienia faktu, że szkoda by było takiej ładnej dziewczyny dla jakichś obleśnych potworów. - w głosie i oczach które teraz jakoś zawiesiły się na napierśniku ostatniej ocalałej z grupy Brown wdarła się jakaś radośnie złośliwa iskierka.
- Na przykład takich obleśnych potworów z Floty. - dodał jakby wymieniał jakiś powszechnie znany i odrażający typ potworów znany w galaktyce. - Myślę, że jak co, to już ja jestem wystarczająco obleśny by ćwiczyć utykanie w gardle czy coś podobnego. - głowa podniosła mu się do góry znów obdarzając Mayę figlarnym spojrzeniem i uśmiechem. - Wejdę tam pierwszy. Dobra? - dodał po chwili tego uśmiechania się do niej.

Wzmianka o obleśnych potworach z Floty wywołała u Brown o nerwowy chichot.
- Nie każdy z Floty to potwór, a tym bardziej obleśny. Bywają… bardzo miłe i… towarzyskie… osoby - uciekła spojrzeniem, a jej twarz zrobiła się czerwona jak burak. Pokręciła głową i bąknęła - Ty również jesteś wyjątkowo miły i… ktoś na ciebie czeka w domu, masz do kogo i gdzie wracać. Ja już nie mam nic - wzruszyła ramionami - Idę pierwsza.

Elenio uśmiechnął się gdy usłyszał odpowiedź. Ta część o potworach i niekoniecznie potworowatych chyba go rozbawiła. Zadowolenie zlazło z jego twarzy gdy usłyszał końcówkę wypowiedzi. Milczał chwilę wpatrzony w twarz okoloną czarnymi włosami.
- To nic nie zmienia. - powiedział w końcu. Znów zamilkł na chwilę. - Wiesz co normalnie to bym taką dziewczynę co mi sadzi takie teksty to w tej chwili wyśmiał, przewalił na plery i wlazł do środka zanim by się pozbierała. - powiedział w końcu po kolei wskazując na jej ramiona gdzieś na podłogę obok gdzie by pewnie wylądowała i na nią samą jakby tu teraz obok niego miała być jakaś inna dziewczyna. - Ale nie chcę się z tobą kłócić ani szarpać choć racji nie masz za cholerę. - dodał kręcąc głową na znak, że się z nią nie zgadza dalej. - Więc niech los rozstrzygnie. - powiedział sięgając po coś do kieszeni. Po chwili wyjął jakąś monetę. - Wyjdzie to co wybrałaś to ty idziesz nie to ja idę. - wyjaśnił pokazując jej trzymaną w palcach monetę.

- A ty znowu o tych penetracjach terenów? Co cię tak ciągnie do przewalania i dziur? - prychnęła i spaliła jeszcze gorszego buraka, kaszląc dla zamaskowania zmieszania.
- Taka prawda - dotknęła Obroży z obrzydzeniem i opuściła głowę. Nie mógł dać jej przejść i tyle? - Reszka, ale i tak uważam że niepotrzebnie chcesz ryzykować. Nikt nie spojrzy na ciebie krzywo za posłanie Parcha przodem.

- Ale za puszczenie przodem takiej ślicznotki już tak. - uśmiechnął się wesoło Latynos i podrzucił monetę do góry. Krążek powirował kręcąc sie do góry i spadł na czekającą dłoń żołnierza. Ten zwyczajowo zgarnął ją na drugą rękę aż pacnęła głośno jak przy klaśnięciu.
- Ojej. Orzełek. - powiedział śmiejąc się i chowając krążek w dłoni. Maya widziała że chyba faktycznie reszka nie wypadła ale Elenio schował tak szybko monetę, że nie była pewna. Ruszył zaraz do przodu z zapaloną latarką umocowaną pod pistoletem. Do przeczołgania się właściwie była odległość kilku kroków więc nie wyglądało na dużo. Żołnierz doczołgał się do przejścia i zatrzymał się na chwilę oświetlając wnętrze. Chwilę je tak oświetlał i obserwował.
- Wygląda na czysto. - powiedział i wczołgał się do środka. Zaraz potem pstryknęło światło które najwyraźniej wciąż działało. Gdy Maya dotarła na miejsce pomieszczenie okazało się typowym magazynem o wielkości pokoju mieszkalnego jakie zdążyła już tu zwiedzić. Tyle, że ten był wypełniony szafkami i regałami z częściami i narzędziami. Z lamp działała jedna ale i tak było raczej jasno niż ciemno. Zostawało przeszukać szafy i resztę by znaleźć potrzebne bezpieczniki.

Żadnych potworów, ani innych niespodzianek. Vinogradowa z ulgą wstała i otrzepała pancerz z pyłu. Tym razem czołganie nie zostawiło na niej śmierdzącego osadu i brudu. Wystarczyło trzepnąć ręką i znowu była czysta.
- Mówiłeś że trochę czasu spędziłeś z Johanem - powiedziała niby bez większego zainteresowania, byle nawiązać rozmowę, ale obrócona do szafek twarz Parcha pozostawała czerwona i piekła - Wiesz czy ma kogoś? Tam, gdzie mieszka… albo… gdzieś indziej. Myślisz, że sobie poradzą z Karlem i nic im nie będzie? Może… moglibyśmy z nimi porozmawiać przez komunikator. Spytać czy nic im nie jest… hej, Elenio, czy to to? - pokazała palcem na skrzynki i obłe, metalowo-szklane bezpieczniki.

- Jest chyba singlem jeśli o to pytasz. Ale ma i tam i tu i całkiem często nawet właśnie tutaj. - Patino roześmiał się słysząc pytanie dziewczyny. Przy “tutaj” wskazał gestem dookoła ściany i zakończył stukając w powietrze pod sobą wskazując na podłogę klubu. - A teraz poradzą sobie, nie bój się. Coś by było nie tak to by się darli i strzały by było słychać. - machnął uspokajająco ręką i podszedł do szafki wskazanej przez kobietę. - Tak, to to co nam trzeba. Jak to nie pomoże to znaczy, że jest rozpieprzone na amen albo problem leży gdzie indziej. - pokiwał głową patrząc zadowolonym wzrokiem na pudło trzymane w dłoniach. - Dobra to ja wezmę ze dwa, ty weź ze dwa i spadamy na dach. - powiedział biorąc szybko i pakując pudło i kolejne do bocznej kieszeni spodni. Tym razem wskazał na wyjście najwyraźniej dając kobiecie pierwszeństwo z wydostania się z tego pomieszczenia o jednym wejściu i wyjściu.

- Miejmy nadzieję, że to wystarczy - odpowiedziała zgarniając swoją dolę i patrząc pod nogi wróciła pod dziurę. Niby dlaczego miała się przejmować i dziwić Mahlerowi? Nie znali się, zamiast gadać robili coś innego. Było miło, ale bajka się skończyła. Wróciła codzienność kawałka metalu wokół szyi i wyroku.
- Tutaj… znaczy na Yellow też ma kogoś?

- No ja mówię o tutaj. Przecież wcześniej go nie znałem. - zauważył swoje żołnierz gdy przeczołgali się znowu przez gruzowisko tylko w przeciwną stronę. Spojrzał jednak z ukosa na idącą obok dziewczynę i dodał gdy chował pistolet i znów brał broń długą w swoje ręce. - Nie, że pannę czy co, tylko na dupy razem chodziliśmy. Nawet tutaj w klubie. Nie było czasu na coś innego jak masz w chwili szaleństwa przepustkę na parę godzin albo i nie. - powiedział i dał znak, że powinni ruszać dalej. Tak też zrobili, kierując się ku wyższym piętrom i wyjściu na dach. Przez całą drogę Maya milczała jak zaklęta, gapiąc się pod nogi i zaciskając szczeki. Mahler wyświadczył jej przysługę i dołączył do kolekcji dup. Tyle. Ale tak było chyba lepiej. Obroża na szyi potwierdzała to stwierdzenie, a smutek kiedyś minie.
Zawsze kiedyś mijał.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline