Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2017, 18:00   #182
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Czujne oko robiło to, co potrafiło najlepiej. Patrzyło. Wzrok Jaksy przeskakiwał po zebranych. Alkohol we krwi spijanych ludzi szumiał w głowie diabolisty. Myśli się kłębiły. Wspomnienia. Wspomnienia Bora i wspomnienia Jaksy. Z czasem zaczynał je oddzielać. Odzyskiwał swoją tożsamość. Był w stu procentach sobą w czasie rozmowy z Wilhelmem. Lecz teraz, gdy przyjemny szum rozkołysał jego błędnik, zapach świeżo ściętych smoleńskich brzóz uderzył nozdrza krzyżowca. Mięśnie niemal same napinały się pod elegancką koszulą w rytm uderzeń siekiery. Wspomnienia drwala. Tak wyraźne, choć tak odległe. Wzmacniane alkoholem, choć słabnące z każdą wypaloną świecą. Faeria barw ludzkich i wampirzych aur przyprawiała o zawrót głowy. W końcu zlały się w obraz maleńkiej tatarki. Po chwili rozwiała się. Przed okiem Toreadora pojawiła się Wścieklica. Gdzieś na języku czuł metaliczny posmak krwi Brujah. Jaksa zastanawiał się, czy nie iść do prywatnej komnaty blondynki po tym jakże dworskim balu.
Hałas skłonił jednookiego do odwrócenia się. W pierwszej chwili myślał, że oto rozkwitła kolejna pijacka zabawa. Jednak gdy zobaczył co miało miejsce wszelkie wspomnienia rozwiały się pozostawiając jedynie Wilhelma, który ciężkim tonem poucza o tym, iż winni być drużyną.

Jednooki wstał ociągając się i wziął w dłoń schowany w pochwie dwuręczny miecz. Jego trofeum. Insygnie pokazujące wszem i wobec co zyskał dzięki walce w dole. Jedynie Giacomo wiedział jak wiele stracił tamtej nocy.

- Nie będzie żadnej areny. To ten tutaj rzucił się z toporem na Milosa. W domenie waszego ojca. W domenie księcia.

Bożogrobiec z kamiennym wyrazem twarzy spoglądał wprost w oblicze wolfowe.
- Milos… zaczepiał go, więc sam sobie winien.- stwierdził twardo Wolf ignorują spojrzenie. Był bardziej blady i wyraźnie przestraszony.- I nie powinien swoich czarów na niego miotać. Nie dziwota, że Bjorn wpadł w szał.
Tyle że Wolf, raczej nie bał się ani Milosa, ani Jaksy. - Kniaź zły będzie.-
- Będzie - głos Toreadora w takich właśnie momentach potrafił być wyjątkowo nieprzyjemny dla ucha - o co poszło?
W czasie oczekiwania na odpowiedź jednooki rzucił swym czujnym okiem na aurę nie tylko rozmówcy, ale i Bjorna.
Niestety piwo wypite w krwi nadal mąciło rozum. Dostrzegł wampirzą aurę, ale przyszpilony kołkiem Spokrewniony nie wykazywał mocnych emocji. A słabych Jaksa nie dostrzegł.
- O waszą napaść… Myślisz, że tylko ja zauważyłem, żeście się uwiesili na nim jak rzepy na psie? Co pomyśli kniaź, gdy się dowie, że na jego słudze sojusznicy magyę wampirzą ćwiczą. Może to i nie sanktuarium, ale nadal dwór kniaziowski. Jakiś szacunek dla jego dzieci mieć wypada…- warknął gniewnie Wolf.-.... Ładnie to odpłacacie za naszą gościnę. Nie ma co.-
- Wyjmijcie z niego ten kawał drwa i przygotujcie. Kara go nie minie, jeno trzeba nam silnych w walce z Leszym.
Jaksa ruszył w ślad za Milosem. Wszak jako szeryf winien być bezstronny


Podróż powrotna zajęła Milosowi i jego grupie tyle samo czasu, co wjazd. Z Górą Milos i jego towarzysze pożegnali się tuż po opuszczeniu kniaziowych lasów. Tu też nastąpiło pożegnanie z Giacomo. Kalwin wyruszył z ludźmi Honoraty do jej sioła. A Milos wraz Tremere oraz Olgą skierowali się do karczmy w której to czekał na nich od kilku już pewnie nocy Chudoba. Oczywiście Zach mógł mieć za złe Włochowi, że ten nie chce go wesprzeć w boju. Ale Giacomo nie potrafił walczyć, większy pożytek był z kilku ludzi Wilhelma którzy bezpieczeństwa Francuza pilnowali.

Dotarli do celu koło północy i w końcu mogli nacieszyć swoje oczy
karczmą.


Milos był pewien że i Chudoba był tu już na miejscu. Miał kilka nocy na dokładne zapoznanie się z okolicą i zaplanowanie całej sytuacji. Duża przewaga. Ale za to Milos miał po swojej stronie Lasombrę i Tremere. Oraz swoich ludzi, ludzi Olgi, oraz… paru ludzi Wilhelma którzy przede wszystkim mieli osłaniać Lecroix’a który może i był potężnym magiem, ale w zwarciu tracił wiele ze swych atutów.
Zamyślona Olga przyglądała się karczmie, a potem Milosowi, a potem znów karczmie… i znów Milosowi.
- To twoja rozgrywka szachowa. Decyduj jak zagramy.- rzekła mu w końcu.


Narada przebiegała szybko i bez kłótni. Wszyscy skupili się na omówieniu strategii i poznaniu przeciwnika. Zosia więc siedziała z boku i nie przeszkadzała. Potwór...


… w postaci sztyletu wbitego w drewniany pieniek stanowił punkt główny ich "mapy", wokół którego planowali strategię. Manewry mające osaczyć bestię, bo kopanie wilczego dołu kniaź uznał za kiepski pomysł. Nie zdołają wykopać dość dużego. A żeby ubić stwora trzeba będzie go porąbać na kawałeczki i spalić. Włócznie, kusze, łuki, broń palna nie miały robić wrażenia na leszym. Jego miecze i topory.
- Jak duży?- gdy padło te pytanie, to kniaź ponuro wspomniał iż wysoki jest jak chata. I z kształtu przypomina zwalistego olbrzyma, z kształtu jeno bo w Leszym nic ludzkiego nie ma. Ani zwierzęcego. Leszy… był wyjątkowy.
Był też… nieopancerzony.
- Pewnych spraw nie da się wytłumaczyć. Trzeba je pokazać. Leszy to wyjątkowy vozdh pod wieloma względami. Jego ciało nie ma pancerza, ale jest… jak drzewo. Zwarte w sobie… skórę ma grubą. - widać Janikowski nie był w stanie oddać słowami tego co zobaczył. Wedle jego słów ma dwoje oczu, ale też na nich nie polega. Zaś minogów ma dużo. Mnóstwo… szybkich i atakujących błyskawicznie.
Wedle słów kniazia, potwór był duży i zwalisty… i tak wolny jak są powolne istoty o takiej posturze. Potrafił się rozpędzić w razie czego, ale zwrotności nie miał. Od tego jednak miał te minogi w nim ukryte.
Co do szybkości wysysania… ratunek należy uczynić szybko, bo jeśli wgryzie się pierwszy… kolejne dołączą błyskawicznie. I dlatego właśnie kniaź potrzebował silnych wojaków i najedzonych. Słabeuszom nie zdążą udzielić pomocy. I dlatego zerkał z dezaprobatą na Zosię, dziewczyna wydawała mu się przekąską dla Leszego. Drobniutka i delikatna.


Cała noc podróży… cały dzień leżenia w brudnej lisiej norze (przedtem borsuczej), ale dotarła tu…
Na wilcze terytoria.. cóż, terytoria sporne. Bo i kniaź do tych ziem miał pretensje.
Co akurat Martę nie dziwiło. Miszka był zachłannym Gangrelem.
A Soroka był tchórzliwym… Dziwne że Miszka go usynowił. A może nie on?
Może przyjął go do rodziny jak Bjorna czy Wolfa? Dla sprytu, którego brakowało Górze i jej braciom? Albo dla umiejętności czytania?
Soroka z pewnością nie był najpotężniejszym z kniaziowego klanu. I dlatego odradzał Marcie wędrówkę w głąb jaskiń. Któż wiedział co się w nich kryło oprócz legowiska w tej mrocznej pieczarze.


Za niskiej jak na stwora, który miał w niej mieszkać?
Przyglądając się jej i węsząc Marta wiedziała co tam jest. Zwłoki. Zasuszone zwłoki pozbawione krwi, stare i świeże. Leszy znosił tu swe posiłki.


Plan był prosty… Kniaź, Wilhelm oraz Jaksa mieli być przynętą. To na nich miał się skupić Leszy. Dlatego że dwójka z nich była zakuta w ciężkie zbroje które utrudniałyby poruszanie się śmiertelnikom. A Miszka… był po prostu potężny. Oni też mieli długie włócznie, którymi chcieli przebić Leszego i przyszpilić go do ziemi, by reszta mogła doskoczyć i wspólnie zarąbać mieczami owego stwora.
- Im szybciej go zabijemy tym lepiej. Im dłużej walka trwać będzie tym większą przewagę zyska.- wyjaśnił kniaź.
Cała wyprawa ruszyła za Bolesławem wchodząc głębiej w głuszę leśną, sam kniaź otrzymywał informację poprzez leśne ptactwo od tajemniczego Biesa.
Całą noc przeszli, na dzień zakopując się w poszyciu leśnym. Pół nocy kolejnej przemierzyli, nim Zosia dostrzegła nienaturalną ciszę. Nie tylko ona. Pozostali Gangrele też.
- Nadchodzi.- wyjaśnił kniaź.- Bądźcie gotowi.
I miał rację… Leszy nachodził.


Gigantyczna sylwetka przypominająca garbatego olbrzyma. I to jedyne co było w nim “ludzkiego”. Pysk nie przypominał żadnego zwierzęcia, ciało zbudowane głównie z roślinnej materii organicznej było trudne do zauważenia, gdy się czaił. Leszy… dobre imię dla tej bestii. Wcielenie gniewu i potęgi lasu spoglądało na nich płonącymi czerwienią oczami. Głód i szaleństwo odbijało się w nich.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 28-04-2017 o 20:54.
abishai jest offline