| - Tylko pamiętaj, co ci powiedziałem - strzelił chłopca stajennego w ucho dla pewności. Będzie czuł plaska, to i słowa Leonarda zapamięta. - Nakarm wszystkie konie, owies, siano, znajdź jakieś marchewki, jabłka. I wyszczotkuj je porządnie, nie na odwal się, tylko kurwa dokładnie. I wywiedz się, skąd można wymiennie konia do wozu wziąć, ten ledwo dycha. Zrozumiałeś? No to spierdalaj.
Rzucił mu pod nogi dwa srebrniki. Miał ciężką łapę, a opanowania za grosz, ale łachmytą-harpagonem przecież nie był.
Wylazł ze stajni i odetchnął głęboko, jakby z czeluści piekielnych wyczołgał się co najmniej na averlandzką łąkę. Prawda była taka, że po chuja w sumie to zrobił, bo na zewnątrz jebało końskim gównem tak samo jak wewnątrz.
Bolała go dupa. Czas był już zebrać zaoszczędzone pieniądze, wydzierżawić trochę dobrej ziemi, zebrać trochę robotnych ludzi i założyć gospodarstwo. W życiu mężczyzny w końcu przychodził na to moment i Schumann czuł w kościach, że u niego już puka do drzwi. Był tylko jeden szkopuł.
Nie miał pieniędzy. Drzwi w sumie też nie.
W Isku zaś było równie chujowo, no i po prostu - brzydko - jak to bywało w reszcie tego zafajdanego kraju. Miał kurwa dość, mutantów, orków i spierdolonych miejscowych.
Popatrzył prosto w oczy srającemu dziadowi proszalnemu. Wypróżniał się na środku placu, znaczy się - chyba placu, po prostu niezabudowana kupa gówna po środku tego wszystkiego. Dziad nie speszył się, a na jego twarzy widać było całe szczęście tego świata. "Takiemu to dobrze", pomyślał i wtoczył się na podwórko karczmy.
A tutaj ładnie było, widocznie dziadów proszalnych odganiali zawczasu. Podmuróweczka, pleciony płotek, no bajka. Tylko namalować i pierdolnąć na fasadę jakiejś kamienicy. A nuż się jakiś idiota skusi, przyjedzie i wdepnie w to samo gówno co Leo. Aż mu się kurwa wewnątrz cieplej zrobiło.
Wszedł do środka.
- Dwie kolejki od razu - klepnął oberżystkę w tyłek, z przekory bardziej. Nawet na nią nie popatrzył. - Ja tam kurwa łopaty do rąk nie biorę, zmarły ani mój brat, ani kurwa swat. Oo, a kogo to wiatry z dupska Taala przywiały? Colonsky, stary druhu! No, dobrze cię widzieć, wreszcie ktoś normalny.
Zaczął rozdziewać się się całego złomu, który nosił na sobie. Na szynkwasie wylądowały kolejno łuk i kołczan, tarcza, miecz, lina, wreszcie plecak. Zrzucił z siebie upierdolony płaszcz, dla zasady trzepnął w niego kilkukrotnie otwartą dłonią i wywiesił na pierwszym co wystawało ze ściany.
- Jeszcze coś do jedzenia! - zawołał za odchodzącą karczmareczką i usiadł wreszcie na dupsku. - Wasyl, ja ci powiem tak - nigdzie się stąd nie ruszam, choćby mnie kurwa wołami ciągnęli. Żadne zwiady, inne gówna. Będzie rozkaz, sprawa jasna, a tak to nikt mi nie karze. Jak chcesz w tym błocie się bujać, szukać guza, droga wolna. Jesteś dowódcą, ten tego, oddziału, ruszajcie raźno. Ja chcę sobie podjeść i popić, pochędożyć, byle nie owce jak miejscowi. Odlać się, ale nie w krzakach, bez ryzyka dostania toporem przez łeb. Rzekłem.
Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 24-04-2017 o 20:42.
|