Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2017, 20:00   #71
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Gdy półelfka zapoznawała z nowo przybyłymi do wieży uciekinierami, Harvek podszedł powoli do dziewczyny i rzekł z uśmiechem.- Dobrze cię widzieć całą i zdrową. Obawiałem się, że wpakujesz się w jakieś kłopoty… a czas obecny raczej nie sprzyja wyciąganiu twojego kuperka z miejscowego aresztu.
- Ha... - Zająknęła się Jen, na widok mężczyzny -Harvek?? - Spytała zaskoczona. Upuściła łuk na ziemię, po chwili i odczepiła kołczan, który również wylądował niedbale na podłodze - Harvek!!! - Rzuciła się ku niemu, skoczyła wprost na niego, oplatając kark mężczyzny rękami, a nogami owijając go w pasie(!), po czym zaczęła całować go w policzek niczym szalona.
- Harvek! Myślałam, że Cię już nie zobaczę! Harvek, myślałam, że nie żyjesz! Harvek nawet nie wiesz, jak się cieszę! - I tak dalej... i tak niczym, jakaś durna młódka, nie zwracając uwagi na otaczające ich towarzystwo…
-Nie tak łatwo mnie zabić choć wielu próbowało.- mężczyzna po przyjacielsku potargał jej włosy dłonią. Jentrana w końcu zaś się opanowała, w końcu bowiem do niej chyba dotarło, że robi okolicznym gapiom niezłe przedstawienie. Odstąpiła więc od mężczyzny, po czym klepnęła go po przyjacielsku w ramię.
- To ten… gadaj co nowego - Mrugnęła do Harveka.
-Sprowadziłem nam gości, uciekinierów bez dachu nad głową. Muszą się gdzieś podziać, a wieża jest dobrym azylem. A ty może znajdziesz wreszcie męża, który utemperuje twój charakterek.- odparł pół żartem, pół serio Harfiarz. I poważniej dodał.- Źle się dzieje w całych Marchiach. Prawo jest bardziej surowe dla osób o swobodnym podejściu do cudzej własności.

Jen wymownie odchrząknęła.
- Zapamiętam sobie, i postaram się trzymać w przyszłości z dala od kłopotów… choć niczego nie obiecuję - Uśmiechnęła się bezczelnie.
- Ktoś z ciebie powinien zrobić porządną kobietę.- pogłaskał ją przyjacielsko po włosach.-Bo potrzebujesz kogoś kto by cię trzymał przy ziemi. Może znajdziesz go wśród uciekinierów? To porządni ludzie i nie bujają w chmurach jak ty.
- Tere-fere - Odpowiedziała dziewczyna... i spędziła z Harvekiem jeszcze dłuższą chwilę rozmawiając o tym i owym, i oboje cieszyli się z tego spotkania, choć widocznym było, iż ich relacje, czy może i reakcje, jakie między nimi panowały, były na ścieżce ojciec-córka, choć nie byli ze sobą spokrewnieni...

***

Jakiś czas później, gdy płonęło ognisko, a towarzystwo bawiło się mniej lub bardziej... Gdy Jen kiwnęła na Silke głową, a ta za nią ruszyła “na stronę”, Półelfka stanęła dosyć blisko niej, rozglądając się na moment na boki, po czym odezwała ściszonym głosem:
- To jak, chcesz spróbować ziółek? - Uśmiechnęła się wielce tajemniczo.
- Jeszcze pytasz?! Pokaż szybko co masz - Silke nie trzeba było wiele namawiać; zerkała tylko dość nerwowo w stronę ognisko nie mogąc zdecydować się kogo bardziej nie chciałaby teraz spotkać: krasnoludów czy małą Rhyldę.
- Pokazywałam, jak byłam mała - Cicho zaśmiała się Jen, po czym na chwilę, tajniackim ruchem, pokazała małą sakiewkę, pewnie wypełnioną owymi ziółkami. Szybko ją jednak schowała, po czym odezwała się do ucha Silke, wielce konfidencyjnym tonem:
- Urywamy się w jakieś ustronne miejsce? - Powiedziała, a wiedźma wyczuła wyraźną woń alkoholu w oddechu Półelfki.

Silke spojrzała na swoją rozmówczynię trochę krzywym wzrokiem. W jeszcze bardziej ustronne miejsce? - pomyślała oceniając na ile propozycja Półelfki była dziwna. Z jednej strony ziółka nie brzmiały aż tak kusząco by decydować się na podejrzane sam na sam, ale z drugiej… było takie miejsce, które chciała zwiedzić w bardziej kameralnym towarzystwie. - A byłaś w podziemiach tej wieży? - spytała ostrożnym tonem.
- Tak, byłam. Ale podziemiami trudno to nazwać, raczej piwnicą… no może loszkiem - Uśmiechnęła się.
- I co, nic tam nie ma? Mój kruk ma jakąś obsesję na punkcie tego lochu… - zdziwiła się czarownica.
- No jak nic nie ma… portale są - Szepnęła Jen, mrugając do Silke.
- To chodźmy tam? - zaproponowała czarownica.

Półelfka zaprowadziła więc wiedźmę gdzie trzeba, a na schodach do piwnicy odpaliła pochodnię, panowały bowiem tam straszne ciemności, a chyba żadna z nich w takich warunkach nic nie widziała… zeszły więc schodkami w dół, i po kilku dłuższych chwilach Silke sporzała z naburmuszoną miną na Jentranę.

Okrągła sala z zamurowanymi kamiennymi portalami, do tego kamienna podłoga. Ani śladu jakiś run na 9 portalach, będących na pierwszy, trzeci i dziesiąty rzut oka zamurowanymi kamiennymi łukami, wyglądającymi jak dziwaczna ozdoba architektoniczna, bowiem cegła wyraźnie łączyła się pobliskimi murami. Więc w sumie nic, jedno, wielkie nic.

W tym czasie Półelfka usiadła na jakieś niewielkiej, pustej skrzynce, po czym zaczęła napełniać fifkę zawartością sakiewki. Zamrugała przy tym wielce niewinnie do Silke, lekko wzruszając ramionami.


Silke obserwowała cały rytuał z umiarkowanym zainteresowaniem; jej ojciec i bracia zajmowali się w Everlund między innymi rozprowadzaniem przeróżnych specyfików, więc widok przygotowań był dla niej czymś codziennym. Bardziej zastanawiała się nad tym, czy proponowane przez Jentranę ziółka były prawdziwą, naturalną odmianą przywożoną aż z Cormanthor, czy też pędzonym gnomią magią tanim odpowiednikiem... Gdy Półelfka kończyła nabijać fifkę, z dużej kieszeni płaszcza Silke wystawił nagle swą czarną główkę Pogwizd i ryknął - Bąbelki! - po czym schował się z powrotem.
- Jemu chyba wystarczy sam widok - stwierdziła z zażenowaniem przyglądając się pupilowi - Nie zwracałabym uwagi na to, co mówi…
- To jak, chcesz? - Jen po kilku dymkach wyciągnęła fifkę w kierunku Silke - Marnie to wszystko tu wygląda co? Gdzie tam jakieś magiczne cudności, światełka, runy… no ale przecież o niczym takim nie mówiłam, prawda? - Wyszczerzyła na moment ząbki, broniąc swojej propozycji zaciągnięcia tu wiedźmy.
Nic nie odpowiadając Silke wyciągnęła rękę po fajkę i zaciagnęła się. Trzymała dym kilka sekund w płucach - tak zawsze radzili bracia! - po czym odpowiedziała głosem, jakby dusiła się: - Czy mar-nie? - dziewczyna pokasływała jeszcze trochę i klepała się pięścią w pierś, ale wkrótce wszystko wróciło do normy - Na pierwszy rzut oka zwyczajnie, żadna tam starożytna magia. Ale jeśli to portale, to… Umiesz ich używać? Czy do tego potrzebny jest Harvek?
- Z tego co wiem, potrzebny jest klucz. A tym kluczem może być praktycznie wszystko… Harvek chyba wie, jak wygląda, ale powiedzieć nie chce… albo i nie wie? Sama nie wiem, jakoś go o to nie spytałam - Wzruszyła ramionami z rozbrajającym uśmiechem, po czym wzięła fajkę od Silke i sama znowu się zaciągnęła.
Silke tymczasem zaczynała czuć pierwsze efekty. Czuła, jakby jej ciało odrobinę stężało, a w przełyku utkwił jej jakby lodowy sopel, który sprawiał że dziewczyna czuła się jak unieruchomiona. Poza tym… wiedźma czuła się jednak jakoś tak… dobrze. Zupełnie jakby wypiła alkohol, i miała rausz, ale taki pozytywny, wprawiający w dobry nastrój. Po chwili uruchomienie ustało, wiedźma rozsiadła się wygodniej na posadzce i zaczęła mówić:
- Wiesz Jen, czuję się jakbym od samego początku tej wędrówki cały czas szukała odpowiedzi. Skąd wzięła się moja magia, komu służymy z Pogwizdem… Tak, jakby za każdym rogiem miała kryć się jakaś tajemna zapadnia, która zaprowadzi mnie nie wiadomo gdzie. Chyba dlatego tak chciałam zejść do tej piwnicy… No cóż - czarownica rozejrzała się z rozczarowaniem, po czym kontynuowała - Chyba pora w końcu przestać się zadręczać i po prostu pożyć. Widziałaś tych przystojniaków którzy ściągnęli tu z uchodźcami? Chociaż… - i tu zlustrowała Półelfkę spojrzeniem uśmiechając się tajemniczo - Mam pewne podejrzenia co do ciebie i Harveka, hm?

Półelfka uśmiechnęła się tajemniczo, po czym pyknęła kolejnego dymka. Przez chwilę oddawała się tylko tej czynności, skupiając na doznaniach wywołanych ziółkami.
- Nie dało się ukryć co? - W końcu odpowiedziała Silke, uśmiechając się od ucha do ucha - Zresztą, niespecjalnie miałam ku temu powody… jednak, muszę Cię po raz kolejny rozczarować, nic między nami nie było. Nasza znajomość to bardziej na linii ojciec-córka, kilka razy jednak zdażyło się nam nieco bardziej frywolnie zachowywać, jednak wszystko skończyło się na dziecinnym podszczypywaniu i wygłupach... - Jen znów pociągnęła fajkę. Następnie ostrożnie ją odłożyła na skrzynię, z której się ześliznęła na podłogę. Spojrzała na kobietę, mrużąc oczy, po czym zaczęła się do siedzącej Silke zbliżać na czworaka, niczym jakiś kot, zachodzący swoją ofiarę, hipnotyzując spojrzeniem.
- Przystojniaki powiadasz? - Szepnęła przekrzywiając głowę w bok, nie spuszczając jednak wzroku z Silke - Co mnie tam owe przystojniaki, ja już znalazłam swoją zdobycz - Uśmiechnęła się drapieżnie, będąc już blisko kobiety. Ich głowy były niemal na tej samej wysokości, a Półelfka o wiele za blisko, niż wypadało.
- Boisz się, wiedźmo? - Szepnęła prosto w jej twarz.

Silke zupełnie się nie bała. Opanował ją niepohamowany śmiech; odchyliła głowę do tyłu i zaczęła chichotać wrednym chichotem wiedźmy. Chwila zawahania ze strony Jentrany i czarne kosmyki czarownicy wystrzeliły jak dwa grube bicze. Owinęły się pewnie wokół klatki piersiowej Półelfki po czym uniosły ją z nadludzką siłą na wysokość ponad półtora metra. W oczach Silke płonął złośliwy ognik którego wcześniej w nich nie było; czarny kruk podskakiwał i podkrakiwał wokół całej sceny w swoim ptasim transie. Mając dobry widok z góry Jentrana mogła stwierdzić jasno: towarzystwo na posadzce nie było przy zdrowych zmysłach. Silke spojrzała prosto w oczy znajomej i odrzekła:
- Nie boję się skarbie… Ale mam już kogoś na oku. Słyszałaś? Ktoś mnie chyba wzywa - Silke z obłędnym wyrazem twarzy przyłożyła do ucha rękę, po czym ostrożnie odstawiła łotrzycę na ziemię i zaczęła zbierać się do wyjścia. - Pogwizd!? Zbieramy się stąd.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline