Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2017, 23:27   #96
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kevin "Cobra 222" Walker - pilot z fantazją




- Kiedyś byłeś “Cobra 222”? Może? Ehh.... - Walker nie powstrzymał się od pokręcenia głową co ładnie się kompletowało z dłońmi opartymi na biodrach. Ale doszedł do wniosku, że widocznie albo Adra uparła się mu nie dowierzać albo póki sama nie zobaczy na własne oczy to nie uwierzy. A bez latadełka nie miał nawet co demonstrować. Poza tym takie udowadnianie działało zawsze na niego jak płachta na byka. Trudno, trafi się okazja, może się Pathfinder przekona jak to jest z tą Cobrą a nie to nie.


- Dobra Adra nie ma sprawy. - machnął ręką dosłownie ale zaraz uniósł obie dłonie w uspakajającym geście. Nie miał zamiaru iść na udry z własnym strażnikiem. Poza tym wiedział, że gdyby coś mu się stało to ona za to beknie a on niekoniecznie. Nie chciał więc robić kłopotu im obojgu. - Póki pracujemy razem ty dowodzisz w kwestii bezpieczeństwa. Nie ma problemu. Ale bez tego szarpania i takich tam numerów dobra? W końcu może w stanie spoczynku ale jednak jestem oficerem. - miał nadzieję, że wspomnienie jego wojskowego stopnia do niej przemówi skoro chciała być taka sztywna.


- W porządku Kruszynko! Poszedłeś przodem bez broni, to Cię cofnęłam, ale następnym razem bedę bardziej delikatna - Adrana uśmiechnęła się drapieżnie i podeszła do Kevina.- Co to? - powtórzyła pytanie.


- Coś co raczej nie pochodzi z żadnej z naszych maszyn, ani urządzeń. - pilot stanął przy zielonkwawym zaciekom oglądając ją z bliska dokładniej. Potem spojrzał w górę ciekaw czy to coś ściekło czy spadło z jakiegoś pojazdu czy może sufitu, ale nic tam nie było. Zastanawiał się chwilę czy jakiś olej czy coś podobnego mogło zwietrzeć czy jakoś inaczej zareagować z otoczeniem by aż tak zmienić kolor. Rozejrzał się po garażu. Przydałoby się zebrać próbkę. Sam to mógł sobie gdybać a pokaże chłopakom, zerknął pod lupą od razu pewnie będą wiedzieć co to jest.

- Ja postaram się zebrać próbkę do zbadania. - powiedział idąc w stronę szafek z narzędziami. Potrzebował czegoś jak śrubokręt czy jakieś ostrze do zdrapania próbki no i jakiegoś pojemniczka aby tam to przechować do czasu oddania do badania. - A ty Adra, coś z tego wywnioskujesz? Skąd to bryzgło albo co? - zapytał zerkając na blond marine przez ramię. Ciekaw był jej pathfinderskich umiejętności. Może umiała dostrzec coś czego on nie umiał? Sam z siebie to miał jakieś takie głupie skojarzenia, że to krew lub inna wydzielina jakiegoś stworzenia. Co przy tak wielomiesięcznej pustce chyba nie byłoby takie dziwne. Jakby okazało się to słuszne to nawet wolałby, że to jest zaschnięte czyli stare bo wtedy znaczyłoby,że raczej nie ma tu tego co je zostawiło. Ale na wszelki wypadek cieszył się, że Adra tu z nim jest.


Adrana Gadhavi najpierw wzruszyła ramionami, a następnie, kiedy Kevin szukał narzędzi przykucnęła nad substancją, balansując na palcach stóp.

- Pewnie jakaś kobra nie posprzątała śluzu za sobą. - odparła znów szukając zaczepki, zaraz jednak dodała - Nie sądze by to miało jakieś znaczenie. Wygląda trochę jak zielony bełt. Wokół jest trochę drobnych zaschniętych odprysków, więc pewnie spadło z góry. - Adrana powiodła wzrokiem po suficie, ale podobnie jak wcześniej Walker, ona też nie dostrzegła tam niczego.


- Naprawdę chcesz to do tego załadować? - zapytała znów Pathfinderka, kiedy zauważyła Kevina ze śrubokrętem i woreczkiem po śrubkach i nakrętkach.


- Albo jakiś Pathfinder znaczył teren. - Kevin pokiwał zgodnie głową potwierdzając powaznym głosem wniosek Adrany i odpbijając złośliwostkę w tym samym stylu. - Ano. Chyba, że masz lepszy pomysł. Dam chłopakom może coś znajdą nawet jak to bełt. Jak nie to niewiele tracimy. - odpowiedział na jej chyba wątpliwości. Gdyby okazało się, że coś z próbką nie tak zawsze mógł potem przysłać speców by sami zebrali po swojemu jak trzeba. Nie napalał się na zbytnie rewelacje i jakby było jak mówiła ostrzyżona na krótko blondyna właściwie nie byłby zdziwiony. Klęknął przy podłodze i zaczął zdrapywać śrubokrętem wierzchnią warstwę. Co zdrapał ładował do strunowego woreczka z którego przed chwilą wysypał podkładki. - Długo służysz? - zapytał wsypując zdrapane drobiny do foliowego woreczka. Spojrzał nad nim ciekawie na kobietę w pancerzu marine naprzeciwko.


Pathfinderka z lekko tylko zarysowanym obrzydzeniem, obserwowała jak pilot zdrapuje zaschnięte plwociny.- Będzie z szesnaście lat. - Odpowiedziała po chwili, co zdecydowanie kolidowało z tym co widział przed sobą Kevin. Tym razem powstrzymała się od jakichkolwiek uszczypliwości, ale mężczyźnie nie mogło umknąć że z wyglądu Adrana liczyła sobie góra trzydzieści standardowych wiosen. - Chcesz to zanieść w podarku lekarzom? Mają teraz dużo pracy.


- Zaniosę, powiem co to i skąd to i niech sami ustalą sobie hierarchię i priorytety. Nie będę im się wcinał w robotę. - pilot odpowiedział zwiadowcy podnosząc się do pionu i zamykając woreczek. Potrząchnął nim trochę zastanawiając się czy starczy czy zdrapać jeszcze. Ale coś mu świtało, że pod ten mikroskop to starczą jakieś właśnie mikroskopowe drobiny więc chyba mieli w tym woreczku aż nadto. Wsadził woreczek do kieszeni kombinezonu. Właściwie tutaj obchód mieli już zaliczony. Mogli przejść się dalej.


- Szesnaście lat. Szmat czasu. - pokiwał głową idąc obok krótko ostrzyżonej blondynki w pancerzu. Zerknął na nią ciekawie. Albo dziwnie liczyła sobie ten staż albo miała ciekawą biografię. - Ja tyle nie wytrzymałem. Nie zostałem stworzony do noszenia munduru. Ale uwielbiam latać. A by latać tak jak chcę i czym chcę musiałem włożyć mundur. - właściwie nie do końca tak dokładnie było ale jednak tak to zawsze traktował. - To co Adra? Powiesz skąd jesteś? - zapytał zawodowego zwiadowcę idącego obok. Ciekaw był losów tego drugiego weterana z Tantalos IV.


- Szmat czasu... to prawda. W zasadzie jestem Harlanką, ale dawno mnie nie było w tych rejonach. A ty? - zapytała, jakby zupełnie zapominając, że Kevin Walker już jej o tym mówił i “męczył” tym dość długo. Zaraz jednak machnęła na to ręką - Zresztą nieważne… znaczy i tak teraz jesteśmy na Avalonie i na tym się skupmy. Udało się wam dowiedzieć coś o grupie Excalibura? Pułkownik Zavisha nie spocznie, póki ich nie odnajdziemy. Jestem tego niemal pewna.


- Ja jestem z Perły. Z takiego krańca galaktyki, że nawet jak powiesz pięć minut wcześniej to ludzie i tak zapominają. - Walker nie darował sobie by przegapić drobną złośliwostkę. Uśmiechał się przy tym nieco ironicznie nieco figlarnie. - A jak ty jesteś Harlanką to nie wiem czy w ogóle będziesz chciała się kolegować z takim prowincjuszem. - Kevin znów odzyskał dobry humor więc pajacował jak zwykle gdy miał dobry humor. W końcu krótko ostrzyżona blondyna idąca obok niego była z samej stolycy a ci często mieli się za niewiadomo kogo i patrzyli z góry. I im wyższej góry im dalej ktoś pochodził z tej stolycy. A przynajmniej taki był miejscowy dowcipasowy folklor na Perle.


- O! To już do kolegowania kolega przeszedł? - Podszczypnęła go tą uwagą Adrana, choć potem umilkła, głęboko nad czymś rozmyślając.


- Pułkownik Zavisha? Wysokie szarże widzę się zjechały. - dorzucił już spokojniej zastanawiając się jak odpowiedzieć na pytanie pathfinderki. - No cóż, oficjalnie to nie. Nie udało nam się nawiązać z nimi żadnego kontaktu. - zaczął od tego co było najprostsze i prawdziwe. - Ale na pewno jest na tej planecie albo orbicie ktoś jeszcze. Znaczy zanim przelecieliście. I to mało nam przyjazny. - dodał kolejny fakt. - Udało nam się z Tomem zawężyć jednak rejon w którym powinni wylądować ludzie z Excalibura. Niestety nie zdążyliśmy tego sprawdzić. - rozłożył ramiona w geście bezradności. Nie mieli wtedy sił, środków ani czasu by obskoczyć wszystkie pomysły jakie mieli. Czyli im też nie udało się namierzyć Excalibura o ile nie kitrali jakichś info dla siebie.


- Ex-pułkownik... - odpowiedziała ostrożnie Adrana - i… Fundacja doskonale zna rejon, gdzie miał wylądować zarówno Excalibur, jak i Nadzieja Albionu. W zasadzie mieliśmy tam lecieć, ale odnaleźliśmy wasz wrak. - Pathfinderka, mówiła to niby do Keva, ale czuć było, że po prostu głośno myśli. - Trochę dni zleci, by uporządkować kolonię, potem pewnie będą chcieli sprawdzić to miejsce. Być może nawet wyślą tam mnie i kilku chłopaków wcześniej, choć minęło już tyle czasu, że kilka dni nie czyni różnicy.


Do habitatu naukowego, nie mieli daleko, zresztą podobnie jak i do tymczasowej placówki dla chorych. Kolonia była wszak niewielka.- Dokąd teraz... kolego?


- No jak reszta zwiadu to tacy profeszynal jak ty to pewnie bułka z masłem. - Walker uśmiechnął się bo co prawda Adra potrafiła być irytująca ale skoro przetrwała jako Pathfinder Tantalos IV to musiała mieć albo kupę szczęścia albo zestaw umiejętności z bardzo wysokiej półki. Albo jedno i drugie. Jak reszta też reprezentowała taki poziom to nie było się o co martwić. Jakby się coś schrzaniło to raczej nie z ich winy.


- A powiedz Adra zamierzacie tam jak sie udać? Nie jakimś latadełkiem może? - jej słowa nagle pobudziły jego czujność. W sumie to jeszcze tutaj nie polatał sobie niczym sensownym bo jak było to się rozwaliło albo budżet nie pozwalał. No bo sterowiec to ciężko mu było uznać, za prawdziwe latadełko. Ale przecież byli ich goście i ich zabawki! Może oni coś mieli? W sumie zbyt blisko te lądowisko nie było więc nawet jak ostatni kawałek jakoś z buta czy pojazdem by się udawali to można było ich podrzucić lataczem. A potem czekać w pogotowiu jakby trzeba było ich alarmowo ewakuować czy coś. Przecież Walker był stworzony do takich misji a gdyby w grę wchodził jakiś latacz to i tak by musieli mieć jakiegoś pilota. A przecież on był full i profeszynal pilotem co latał nawet na tym czym ponoć nie dało się za grzyba polecieć. Na przykład czołgiem. Pytał więc z ciekawością i nadzieją w głosie. Tutaj przy rozkładaniu czy naprawie obozu to i tak właściwie mógłby pewnie pętać się pod nogami speców i robić za robola albo zwykłego kierowcę. Ruszył w stronę jednego z budynków.


- Gdybym miała to zrobić po swojemu? - Adrana zamyśliła się, a w miarę upływu czasu jej uśmiech rósł - To na pewno nie dzieliłabym się tymi informacjami z cywilbandą! - coś jednak, co pojawiło się na twarzy Adrany powiedziało Kevinowi, że tym razem nie żartuje. - ...i mówię całkiem poważnie, Cobra. Pamiętaj, że prawdopodobnie mamy tu wrogich psioników… i to cholernie zdolnych jeśli wierzyć słowom mieściuchów. Na szczęście to nie ja podejmuję decyzje, a nasza ex-pułkownik. Mam tylko nadzieję, że pułkownik wie jak uchronić się przed psionikami... i że nie przydzielą nam znów tej łajzy Conalla.


- A tak. Wrodzy psionicy. - Walker w pierwszej chwili dał się nabrać, że ona znowu i tak na serio z tą cywilbandą. Ale po chwili zorientował się, że jednak odpuściła i to taki żarcik był. To też się uśmiechnął bo chyba znaczyło, że zaczynają się dogadywać. Właściwie zrobiło się nawet całkiem sympatycznie. Ale psionycy. No tak to gdzieś mu dotąd umykało po obrzeżach tych wszystkich wydarzeń. Kojarzył, że się temat pojawił tu czy tam ale jako skrajnie dla niego obcy nie interesował się tym zbytnio. Nadal wolał by zajęli się tym inni choć rozumiał, że taka egzotyczna siła mogła stanowić trudny dla niego do oszacowania problem.


- Conall jak ma mi zająć miejsce w kokpicie to na pewno jest łajzą. - za to wdzięcznie przeszedł do znajomych i swojskich, lotniczych i pilocich tematów. - A co tak spartolił ostatnio? - pozezował na Adrę ciekaw skąd ta zauważalna u niej niechęć do innego pilota.


- Mieli jęzorem przynajmniej tyle co ty, a jeszcze pierdoli głupoty. - odparłą oszczędnie Adrana, choć miała w pamięci to, jak Conall Blaksley panikował podczas abordażu wraku Nadziei Albionu. - Twoje miejsce mówisz? Ciągnie cię do latania, co? Nigdy nie przestaje się być wojskowym, tak jak nasza pułkownik, czy ten wasz gubernator. - zagaiła o dziwo sama z siebie. Dotarli już do drzwi habitatu naukowego.


- Oj to trochę nie tak dziewczyno. - Kevin roześmiał się szczerze gdy usłyszał pomysł Pathfinderki idącej obok. - Latałem na długo nim włożyłem jakikolwiek mundur. - wyjaśnił jej ten detal ze swojej biografii. - Dla mnie nie latać to jak jakieś kalectwo. Niby wszystko masz i dobrze się czujesz ale jednak jesteś niekompletny, czegoś ci brakuje. - wyjaśnił jej jak widzi sprawę. Po prawdzie to był właśnie sens życia właściwie tożsamy z odnalezieniem Argonautów które to dwa cele zlały mu się w jedno, wytrwałe dążenie do celu.


Adrana otworzyła drzwi Kevinowi, puszczając mu oczko - Teraz możesz iść pierwszy, złotko. - dodała zachęcająco.


- Dziękuję, bardzo, szalenie jesteś dziś szarmancka. - pilot uśmiechnął się lekko kiwając głową w ukłonie. Skoro bawili się w uprzejmości tylko z odwróconymi rolami to mogli się pobawić na całego. Zrewanżował jej się więc eleganckim chyba podziękowaniem.


Adrana roześmiałą się głośno. - Pośpiesz się bajerancie, bo zarobisz kopa w dupę!


Przy otwartych drzwiach wewnątrz habitatu, w pomieszczeniu na prawo, trwało właśnie jakieś zebranie. Walker rozpoznał wśród nich doktora Melathiosa, profesora Krugera, a także Toma Mervin i dwóch ludzi ze statku Argos. Adrana wiedziała, że potężny gość stojący w korytarzu przed wejściem to Thorr, zaś drugi, siedzący wraz z wymienionymi wcześniej to mechanik Nae. W zasadzie, to Kevin także miał okazję już ich spotkać. Thorr nawet na nich nie spojrzał, kiedy przechodzili obok niego.


- Cześć. - przywitał się pilot lekko kiwając głową. Z wyprawy do garażów i sprawdzania maszyn dzięki ostatnim śmieszkom i heheszkom z Adrą wrócił całkiem zadowolony i radosny. Ale widok tego mięśniaka na wstępie i te szacowne i przede wszystkim poważne grono naukowo - decyzyjne jednak go zauważalnie zastopował.


- Wracamy z garażu. - wskazał na siebie i eskortującą go blondynę. - Sprawdziłem jedną brykę i wygląda w porządku. Na tyle na ile może być po paromiesięcznym staniu w garażu. Pozostałe też myślę są w podobnym stanie. - zaczął od tego co wydało mu się najważniejsze. - No i naprawdę zakosili nam te bryki co była mowa. - potwierdził też braki w ich parku maszynowym na wypadek gdyby koloniści czy goście potrzebowali tego naocznego potwierdzenia przez innego kolonistę.

- Ale znalazłem to na podłodze garażu. -
wyjął mały, foliowy woreczek z drobinkami zebranymi z podłogi lekko nim trzepocząc w palcach. - Wyglądało jakby ktoś puścił pawia. - wyjaśnił kładąc woreczek z próbkami na stole. - Może i faktycznie tylko paw. Może nawet kogoś od nas. Ale może nie. Przyniosłem na wszelki wypadek, może coś znajdzie się ciekawego. - nie mówił zbyt pewnie bo nie czuł się zbyt pewnie. Zebrał próbki raczej w ciemno, licząc, że może coś z tego wyjdzie. Znaczy coś więcej niż jakieś przetrawiony posiłek i kwasy żołądkowe. Może to jakieś stworzenie? Może zachowała się jakaś toksyna którą im podano? Może jeszcze coś innego? Może czas dało się określić? No a może nic. Skąd miał wiedzieć? Nie wiedział, dlatego przyniósł.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline