Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2017, 23:50   #31
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
- Pośpieszmy się jeśli nie chcemy do nich dołączyć- stwierdził łowca podchodząc do dalszych zwłok. Obróciwszy ciało zabrał się za wyciąganie swoich strzał.
Utopiec wyprostował się znad sterty ciał kładąc dłoń na rękojeści miecza.
- Zwierz… - mruknął. - Mam tylko nadzieję że nie z całą watahą. Pośpiesz się. Musimy ruszać.
Esmond skinął na potwierdzenie. Na tą chwilę nie zamierzał wtajemniczać rycerza w przebieg wydarzeń. Wątpił by mu uwierzył. Zebrał pozostałe strzały i trofea.
-Ich głowy na niewiele się zdadzą. W tym stanie mogą ich nawet nie rozpoznać.
- Trudno. Ale nawet jeśli nie ma za nich nagrody informacja że trakt jest bezpieczniejszy jest warta dowodu.
Gdy strzały i głowy zostały zebrane Hektor ruszył pierwszy w kierunku powozu.
Esmond nie widział teraz oszalałego ducha. Jeśli był w okolicy chował się przed jego wzrokiem. Gdy jednak odchodzili do uszu łowcy dotarł szept.
- On was zabije… on przybędzie i zabije…
Kątem oka mężczyzna dostrzegł ładną twarz okoloną brązowymi falowanymi włosami chowającą się w pniu drzewa. Ponownie ktoś zawył i twarz widma zmieniła się w maskę przerażenia milknąc zupełnie.

Kiedy panowie dotarli do wozu droga była już odsłonięta. Magini właśnie pakowała się do środka z nachmurzoną miną, która również widniała na twarzy starszego maga. Wszyscy wsiedli do środka, nawet utopiec. Jego wierzchowiec miał iść bez dodatkowego obciążenia jakim jest rycerz w pełnej zbroi.

Wycie raz po raz dochodziło do uszu podróżników. Czasem z jednej strony, czasem z drugiej. Siedzący na zewnątrz zauważali nie raz cienie przemykające pomiędzy drzewami i zaspami. Nigdy jednak nie dostrzegli co lub kto nęka ich. Nie umieli nawet powiedzieć czy to była jedna istota, czy też więcej.

Karzeł starał się nadać jatakom tępa czując narastający stres. Powoli zaczynało ciemnieć, a nie było widać końca lasu. Na domiar złego korony drzew zaczynały szumieć zapowiadając nadchodzącą wichurę.

- Uhu - mruknął Utopiec, po czym mlasnął głośno. - Daleko zajazd? Wolałbym kryć się pod dachem, niż tu na wozie.

Ristoff sięgnął do jednej ze skrzyń ustawionych po bokach i pod ławami. Wyciągnął zwitek papieru, podał go rycerzowi, oraz dziwny kamyczek. Potem wstał podtrzymując się o jedną z desek podporowych i szepnął kilka słów zapalając świecę w lampie podwieszonej u góry wozu.
- Rozłóż to ci pokażę.
Gdy utopiec rozwinął zwitek papieru i podróżnym wewnątrz wozu ukazała się mapa.


- Stąd wyjechaliśmy. - mag wskazał na Miasto Środka.- Pojechaliśmy tędy, przez ten zajazd. Następnie tą droga do rozjazdu i w tym momencie powinniśmy być gdzieś w tym miejscu.
Palec wskazał na drogę w lesie. Ciągnęła się ona prosto kiedy ta, którą pominęli, mocnym łukiem omijała tereny lasu ostatecznie zbiegając i przecinając z ich. Na skrzyżowaniu dróg na mapie był narysowany symbol przystanku dla wozów. Dopiero dużo dalej znajdowała się wioska. Przyglądając się mapie można było dostrzec w lesie niewielką odnogę prowadzącą do czyjejś posiadłości. Nie była ona podpisana.

Rycerz zmarszczył czoło i zerknął w stronę wyjścia z wozu.
- Te ziemie, tutaj… - wskazał na niepodpisaną posiadłość. - Wiadomo do kogo należą? Przez tą pogodę czuję się jakby bogowie powoli kierowali na nas swoje spojrzenie.
Wzdrygnął się jakby przeszedł go dreszcz.
- Myślę, że mają więcej rzeczy do roboty niż oglądanie się za nami. W końcu mają tylko jedną parę oczu, prawda? - mruknęła, machnąwszy dłonią w stronę wyjścia jakby chcąc wygonić jakiś zabobon z ich małych czterech niezbyt stabilnych ścian.
- Niepodpisane posiadłości zazwyczaj skrywają w sobie tajemnicę. - rzekła już żywiej, widocznie zainteresowana sprawą, bo dotychczas tylko siedziała nieruchomo w enigmatycznym zamyśleniu - Spieszy się nam? Może tam zajrzymy? Jeśli mapa wyszła spod ręki oficjalnego kartografa pracującego na zlecenie korony, to przy okazji będziemy mogli nanieść poprawkę do danych ewidencyjnych.
- Jeśli pogoda się pogorszy… raczej nie będziemy mieli wyjścia - odpowiedział ponuro rycerz. Nie podzielał entuzjazmu dziewczyny do penetrowania nieznanych posiadłości. Głównie dlatego, że nie lubił się wpraszać komuś pod dach. Ją natomiast przechodziły ciarki po plecach na samą myśl o być może jakichś tajemnych lochach pod posiałością. Los tylko wiedział co tam mogą odkryć!
Wyciągnąwszy ręce w stronę nieba jak jakiś kapłan i skierowując nań swój wzrok, powiedziała głośno jak do jakiejś modlitwy:
- Pogodo, pogarszaj się! - próbowała zachować poważny wyraz twarzy, ale parsknęła śmiechem po może dwóch uderzeniach serca.
- Gwarantuję ci, że to będzie świetna zabawa. Chyba że się wprosili tam bandyci, to może zrobimy coś dobrego dla świata i ich przepędzimy. - dodała już w normalny sposób, wciąż z wargami wygiętymi w uśmiechu.
W końcu im więcej będą wiedzieć o okolicy, tym lepiej, prawda? Przynajmniej ona nie pogardzi żadną wiedzą.
-Sądzę że bandytów wystarczy nam na jakiś czas- mruknal Edmond, do tej pory w ciszy czyszczący niedawno używane strzały- i tak mieliśmy bardzo dużo szczęścia. Nie mniej, przy obecnych warunkach pogodowych chyba nie mamy dużego wyboru.
- Niech będzie - powiedział mag śląc Lily ponure spojrzenie. Kobieta nie była pewna czy za pomysł, czy za prowokowanie bogów. Przecisnął się do przodu wozu i otworzył wyjście dla woźniczego.
- Jak zobaczysz skręt w lewo, jedź tam!- wykrzyczał poprzez klekot gałęzi i narastający wiatr. Wozem lekko zatrzęsło na nierównościach i żeby złapać równowagę każdy musiał czegoś złapać, o ile nie siedział. Ristoff syknął rozmasowując prawy nadgarstek po tym jak się na nim oparł.

Do uszu wszystkich dotarł jęk drewna. Byli chronieni tylko i wyłącznie przez drzewa, a te zaczynały ustępować nienaturalnie szybko narastającej wichurze. Powoli wszyscy słyszeli nic więcej jak dudnienie szalejącego wiatru. Nawet gdyby ktokolwiek ich wołał z zewnątrz nie usłyszeliby. Czuli jednak, że wciąż jadą. Nagle do uszu dotarł głośny jęk drewna, trzask i dudnięcie gdzieś za wozem.

- Na nieświeże cycki topielicy! - warknął rycerz równie rozeźlony co pogoda. - Musiałaś prowokować Bogów?
Uchylił połę plandeki, by zobaczyć co się dzieje za wozem i sprawdzić jak sobie radzi warg.
Rybożer żył, ale drzewo odgrodziło mu drogę od wozu. Hektor widział jak jego wierzchowiec starał się przejść pod pniem, ale się nie mieścił. Gdy starał się wskoczyć na pień nie był w stanie wystarczająco mocno się odbić z zranionej łapy i ześlizgiwał się. Oddalał się coraz bardziej z każdą chwilą jaką wóz jechał. A więc szczekał poprzez wiatr. Lecz i to ginęło. Drzewa jęczały i szumiały, śnieg z gałęzi był zwiewany utrudniając widoczność.

- Nie! - krzyknął utopiec po czym zwrócił twarz wgłąb wozu. -
Magowie do diaska! Pomóc psu trzeba!

Cały drżał z nerwów. Kurczowo trzymał za krawędź wozu gotowy wyskoczyć jeśli magowie nie podołają. Rybożer nie był z rycerzem zbyt długo, ale Hektor zdążył się z nim związać. Był gotów zostać w tyle i stawić czoła burzy byleby uratować wierzchowca.
- Tak jakby magia była w stanie uspokoić pogodę - Lily wzruszyła ramionami, postanawiając zapoznać się z sytuacją na własne oczy, zaciągając mocniej kaptur na głowę, by go przypadkiem nie zwiało. Znalazła się zaraz koło rycerza, przyjmując na siebie ostrą chłostę wiatru. Pewnie by nawet była z niej zadowolona, ale chwilowo miała co innego do roboty. W jej głowie zaczął się rysować już pewien plan, ale najpierw musiała się dowiedzieć co i jak. Jej oczy wyrażały jedynie chłodną jak najzimniejsza zima analizę. Zaklęła pod nosem widząc, że jej moc nie jest w stanie dosięgnąć towarzysza Hektora. Machnęła jednak hebanowym berłem, by przynajmniej spróbować chwycić przewrócone drzewo i je przesunąć. Nie wierzyła w swój sukces, jednak postanowiła podjąć takie działanie.
Esmond zaciągnął kaptur i dopiął kołnierz. Klnąc cicho pod nosem przygotował się do ewentualnego wyjścia. Jak gdyby warunki nie były wystarczająco uciążliwe, los zdołał się na nich zawziąć.
- Nie o pogodę chodzi, a o zwierzę! - warknął utopiec i skoncentrował uwagę na wargu. - Bokiem Rybożer! Szukaj! Szukaj pana! - krzyczał mając nadzieję, że wichura nie zabierze jego słów hen daleko.
Obserwujący mieli wrażenie, że rozmyty kształt warga przemieścił się w stronę lasu schodząc z drogi. Ewentualnie to nadzieja Hektora, że pies go usłyszał wmawiała mu, że zwierze usłyszało jego wołanie. Albo Lily zawirowała śniegiem starając się dosięgnąć drzewa. Lecz to podejrzewała już tylko ona.
- Zasłońcie wejście, jeśli zostawisz za sobą coś swojego Hektorze, to powinien nas znaleźć. Jakiś ślad, aby przetrwał w śniegu. Posiadłość nie powinna być daleko. Znajdzie nas. - zapewnił Ristoff zatrzymując gestem Esmonda. - Nie podoba mi się ta pogoda i nie chcę abyśmy musieli być w drodze dłużej niż to potrzebne. Warg się znajdzie.
 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 28-04-2017 o 21:55.
Jaracz jest offline