Otto obudził się nagle i głośno i głęboko złapał oddech jakby co wynurzył się z wody. Poderwał się na łóżku i zobaczył budzącego go człowieka.
Nie wiedział co się dzieje. Gdzie jest. Dopiero gdy drzwi zamknęły się za budzącym zaczął łapać rzeczywistość.
- To był sen? Ja żyję czy nie?- Pytał sam siebie. Sięgnął ręką do miejsca gdzie ugodziła go strzał. Nie było jej a wkładając rękę pod koszulę nie znalazł żadnych śladów rany. Tylko bliznę już dobrze zagojoną.
- Jednak to chyba prawda.- Mówił dalej sam do siebie. - Ile musieliśmy tu spać?- Pomyślał jeszcze.
Wstał i przyłożył głowę do ściany gdzie były szpary przez, które było widać dziedziniec przed gospodą. Poznawał już okoliczne zabudowania i twarze miejscowych.
Zdał sobie sprawę, że niektóre twarze widział już martwe. Oni przecież nie żyli jeszcze. Zawiesił się w myślach. Ile czasu minęło?
Widdenstein nie powstrzymywał Oskara przed wybuchem gniewu. Sam wstał. Ubrał sie i udał za towarzyszem. Ciekawili go ci jeźdźcy. Kim byli? Co tu robili? To oni z odsieczą przybyli czy tak jak w głowie siedziało młodemu magowi chłopi sami sobie dali radę z pomocą Dziadygowej magii.
Schodząc po schodach Otto postanowił, że zapyta starca o to co się stało i by mu wytłumaczył. Nie chciał oczywiście robić popłochu, ale musiał wiedzieć.
Najpierw jednak trzeba było wyjść przed karczmę jak proszono. Oczywiście młody mag patrzył na wszystko i wszystkich swoim wiedźmim wzrokiem i był gotów wykorzystać wiatry magii krążące wokoło.