Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2017, 19:48   #13
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
It's a Trap!




Mieszkanie Mazz w Bronx, późne popołudnie
Drogę powrotną Luc ledwo pamiętał, lecz zdając się na androida w taksówce właściwie nie musiał. Wyjechał windą na piętro mieszkania Rudej. Udało się mu nawet zrobić dwa kroki w stronę wejścia, gdy otrzymał przychodzące połączenie od Halo.
- Jesteś gotowy? Za pół godziny w centrum przy Times Square.
- Tak, ale jest sprawa. Wchodzę nie sam…
- No z Mazz. Wiem. -
Ptasie Radio zabawił się w Pana Oczywistość.
- Edek, Kira… jego Kira. Oni też zagrożeni. Montuję zespół.
- Uprzedzę. Ale to nie ode mnie zależy.
- Wiem, ale myślałem, że do nas dołączysz w zespole wchodzącym w M.
- Dobra, najpierw pierwsza rzecz. Załatw wejście. Resztę dogadamy.
- Pogadaj z małą, ona wciąż nie wie, że Ty też.
Pół godziny. Matrix się nie pierdolił, nie dając czasu na przygotowanie się. Mieli jechać do Edka i Kiry aby obgadać szczegóły, ale wychodziło na to, że nie ma czasu, tym bardziej, że trzeba było zrobić coś z Alisteirem, bo na rozmowy z Melissą brać go nie chciał. By zawieźć go do Mo, nie było czasu.
Solos cofnął się do windy i wybrał numer Mazzy.
- Mhm…? - spytała głosem seksownego kociaka. - Za ile lecimy, utrzymanku?
- Halo ustawił spotkanie na mieście. Tylko, że nie wiem co z Alim.
- I co? Oczekujesz, że ja rozwiążę kwestię opiekunki? -
zabrzmiała na lekko zirytowaną.
- A mogłabyś? - Solos udał odetchnięcie jakby kamień spadł mu z serca, lecz zaraz kontynuował już na poważnie: - Jestem w windzie, a on jest duży dzielny chłopak. W sumie zostawał z szalona matką, to gorzej niżby miał zostać sam. Jak oceniasz możliwość wyrwania się by go zostawić? Bo jak wejdę to nie odpuści i będzie chciał jechać.
- To zabierz go do Mo. -
Ruda nie brzmiała jak wcielenie zadowolenia i chyba nie chwyciła żartu.
- Spotkanie za pół godziny. Nie zdążymy obrócić ani do Mo, ani żeby uszczęśliwić tym Twojego bra… - urwał. - Daj mi chwilę muszę gdzieś przedzwonić.

- Edek? - odezwał się gdy punczur odebrał. - Jest z Tobą Kira?
- Śpi właśnie. A co?
- Mamy spotkanie z M. Ruda też chce być, myślałem, że może i Ty, a ja bym podrzucił Kirze na ten czas Alisteira?
- Eeeeee... nie wiem. Zapytam? Oddzwonię.
Rudy rozłączył się by dokonać narady z barmanką, zaś Heen stał jak ostatni głupek w otwartej windzie. Do mieszkania wchodzić nie chciał na wypadek gdyby opcja z zostawieniem Aliego samego była opcją jedyną.
Na szczęście punczur oddzwonił niedługą chwilę później.
- Kira się zgodziła w ramach wyjątku. Powiedziała, że ma wystarczająco dużo dzieciarni w klubie, nie chce poza robotą też być niańką. Koniec cytatu. - Heen mógł sobie wyobrazić tę wypowiedź słodkiej barmanki zakończoną markowym dmuchnięciem w grzywkę.
- Już ja chyba wiem o co jej chodziło z tym ogarnianiem dzieciaków Ed, oj chyba wiem. Będziemy za niedługo.
Rozłączał się już podchodząc pod drzwi, które otworzył szybko.
- Zbierajmy się, nie ma dużo czasu - rzucił do Mazzy. - Chodź Ali, trzeba coś załatwić na mieście.
- Ok. -
Malec zsunął się z pamiętnej sofy i zaczął gmerać przy bucikach. Ruda zaś miała na sobie dłuższy płaszczyk z ciemnego, opinającego ciało materiału. Nie odezwała się, tylko ciaśniej zacisnęła pasek. Zaczekała na malca i wyprowadziła do windy posyłając Heenowi po drodze mordercze spojrzenie.
- O co chodzi? - spytał gdy zjeżdżali na dół. Był zdziwiony i zaskoczony jej reakcją.
- Nie teraz - odparła chłodno.




Kirunia i Edek czekali na małego. Dziewczyna ubrana w luźne ciuchy domowe, najwyraźniej rozkoszowała się “dniem lenia”. Bez makijażu, lekko rozczochrana, popijała piwo.
- Cześć. - Spojrzała na malca z uśmiechem. - Zostaniesz ze mną na chwilę jak oni pójdą sobie w cholerę? Pokażę Ci fajny symulator.
Ali na hasło ‘symulator’ pokiwał radośnie chociaż nadal trzymał się blisko ojca. Spojrzał w górę i znowu na Kirę.
- To koleżanka z pracy mamy - Luc odpowiedział zgodnie z prawda. Zresztą nawet nie naciąganą. - Ja, Mazzie i Edek musimy coś załatwić i zaraz wracamy.
- Mhm -
mruknął malec, a Kira machnęła ręką.
- My się znaaaamy. - Ponownie uśmiechnęła się do małego i pociągnęła go w głąb mieszkania. - Lećcie i dajcie znak szybko. - Spojrzała poważniej na Edzia.
- Ok, jak tylko załatwimy to jesteśmy z powrotem.




Times Square, późne popołudnie
Dojechali na miejsce we względnej ciszy. Względnej bo Edek nie mógł z ekscytacji przestać mówić, podśpiewywać, pogwizdywać. Ruda natomiast siedziała w ciszy pozwalając taksówce przemykać pomiędzy coraz gęściej zapchanymi ulicami.

Times Square niegdyś pełen glamouru był nadal symbolem wielkiego amerykańskiego snu. Teraz jednak poza ogłoszeniami o wydarzeniach kulturalnych, kontrolę nad co chwilę zmieniającymi się reklamami przejęły megacorps. Hologramy, czy też reklamy 4d informowały przechodniów o najnowszych lekach przedłużających okres aktywności, nowinkach medialnych czy też wtłaczały papkę do mózgów przechodniów na temat najnowszych trendów żywieniowych. Trendów kreowanych przez same megacorps lecz podawanych w ładnych, lśniących opakowaniach, przyciągających uwagę zobojętniałych konsumentów.
Teraz po oczach waliła reklama nColi - nowej, ulepszonej, zdrowszej i jakże niezbędnej do ludzkiego funkcjonowania. Sama reklamówka służyć mogła jako źródło energii elektrycznej starczające do oświetlenia nCatu i pomimo niezbyt późnej pory rozświetlała na czerwono chodnik, przy którym wysiedli.
- Może rozdzielmy się ubezpieczając nawzajem? Nic nigdy nie wiadomo… - Lucifer rzucił patrząc po obojgu towarzyszach.
- Ok, a ile mamy czasu? - Rudy solos rozejrzał się ponad głowami przepływającego obok nich tłumu.
- Kilka minut jesteśmy prawie na styk.
- No to rozglądnijmy się. Nie stójmy jak kaczki do odstrzału. -
Edzio kiwnął irokezem, a Mazz przytaknęła zgodnie. Nim jednak skończyli uzgadniać dalsze kroki, Luc odwracając się kątem oka zauważył po swojej prawej dwóch mężczyzn obserwujących ich i powoli zbliżających w ich kierunku.
- Uwaga. Na trzeciej - odezwał się cicho nie zmieniając pozycji ani kierunku w którym był odwrócony. - Cholera… niezłe sobie wyznaczyli miejsce, gdy nie wiadomo czy police już coś nie działa - dodał podirytowany.
- Hm na dziewiątej też - mruknęła Mazz niby nonszalancko odpalając papierosa.
- Może się przesuńmy w stronę wejścia do metra? - Edek dodał odwracając się z wolna plecami do towarzyszy.

Luc faktycznie zauważał kolejnych podejrzanych: jednego faceta przeglądającego czytnik, drugiego, który przypadkiem poprawiał buta, jakąś laskę rozmawiającą przez łącze i niby zawieszającą spojrzenie w ich okolicy.
- Jak to zasadzka, to metro będzie idealną pułapką. Oni mogą być z M., obstawa. Jeżeli okaże się, że to police, to po ryjach i każdy na dopale w inną stronę - reporter rzucił półgębkiem odpalając papierosa i rozszerzając jeszcze bardziej kąt widzenia cyberoka. Ustawił czułość na maksimum obserwując tych dwóch co zbliżali się z prawej, choć wyglądał jakby podziwiał holoreklamę wyświetlaną obok i zachęcającą ich trójkę do skorzystania z oferty biura “wycieczkowego” wysokiej klasy VR. Holograficzna Japonka z determinacją zachwalała ofertę “odwiedzin” kraju kwitnącej wiśni.

...najnowsza technologia, wrażenia dla wszystkich zmysłów...

- Mhm… ale to się nie trzyma kupy. Tu? Zasadzka? Teraz? - zamruczała Ruda wydmuchując dym i prztykając niedopałkiem przed siebie.
Na bezczela.
Jak koledzy zacieśniający się wokół to NYPD, mandat za zaśmiecanie był daleko w kolejce tego co miało ich spotkać.

Dwójka, którą spostrzegł Luc po raz pierwszy zaczęła się powoli zbliżać wciąż zachowując pozory zupełnej niewinności. Ich ruchy jednak były zbyt wyćwiczone, zbyt płynne by Luc nie rozpoznał dobrego treningu.
- Zacieśniają się… - mruknął Ed - przebijamy się? Na 11 jest przesmyk, można między autami ruszyć.
- To zawodowcy. Jak masz gdzieś przesmyk znaczy że chcą byś tam pobiegł. - W ciele Heena rozlał się ni to pomruk, ni to wizg, gdy dopalacz neuralny zaczął się ładować. Spojrzał uważniej na tych dwóch, potrafił wyczytywać ludzkie emocje. Zawodowcy, spięci jak na akcję jakby lada chwila mieli ją rozpocząć, a nie jedynie w trybie ubezpieczania się lub kogoś innego na wszelki wypadek. Ich ruchy były coraz bardziej znamionujące…
...uległych gejsz i technosamurajów porwie Cię.
Uwięzi w świecie niesamowitych doznań...

- Cholera… Szturmujemy tych dwóch, po przebiciu rozpryskujemy się, ja lecę Broadwayem. Punkt zborny przy ZOO w Central Parku.
- Dwójka z dziewiątej rusza -
zaraportowała Mazz - w naszym kierunku. Skąd…
- Moi też… -
przerwał jej Edek. - Ruszajmy…

Luc odwrócił się i nonszalanckim krokiem skierował w kierunku tych dwóch z prawej idąc pierwszym z całej trójki.
Nie czekaj, to Twoja szansa by...

Nie dowiedział się jaka otwierała się szansa w skorzystaniu z oferty “Key-Tour”, bo nim zrobił dwa kroki wybił się z obu nóg.
- KAAAA MAAATEEEE! - wrzasnął wybałuszając oczy niczym porządnie nadepnięta żaba i wywieszając język jak diabeł na średniowiecznych ikonach. Jego twarz wykrzywiła się w maskę zastygłej żądzy czynienia bardzo dużej i bardzo nieprzyjemnej krzywdy. Czasu na całą hakę nie było, tylko na tyle nim po odbiciu Sandevistan nie przeniósł go w świat zupełnie innych prędkości.
Jeden z dwójki wstrzymał lekko krok na widok upiornej miny nowozelandczyka, drugi zaś zszedł lekko z bezpośredniej linii trzymając się nieco z jego lewej strony. Ten, który wstrzymał kroku, dość młody, a zdecydowanie młodszy od swojego towarzysza, zebrał cios pięścią w szyję, gdy próbował złapać oddech podkuty bucior mocnym depnięciem trafił go w podbicie stopy.
Starszy z napastników też był na dopaleniu neuralnym i błyskawicznie skrócił odległość dziwnym, giętkim, nieco małpim skokiem, o włos mijając stopą twarz Luca. Siła uderzenia jednak wylądowała na ramieniu i Heen usłyszał głuchy trzask pękającego obojczyka. Zamiast choćby złożyć się do kolejnego ciosu przeciwnik natychmiast zniknął z pola widzenia solosa w dzikim i pozbawiającym go równowagi uniku przed ciosem punczura, który też na dopale podążał za nReporterem. Powietrze aż zafurczało gdy punk ciął w przelocie wysuniętymi dziesięciocalowymi szponami swojej “łapki”.
Edek nie pierdolił się w tańcu i szedł na ostro.
Mazz też nie patyczkowała się z nadbiegającymi posiłkami i osłaniała towarzyszom plecy od zagrożenia biegnących ‘zasadzkowiczów’ z drugiej strony. Ciche pyknięcia w pierwszej chwili nie zdziwiły nikogo, nie zwróciły uwagi.


...przygodę swego życia....


Hologejsza nie rezygnowała, co dziwić nie mogło. Wszak hologramowi ciężko było zorientować się, że nagle znalazł się w centrum dzikiej walki. Wyświetlana w powietrzu, uśmiechnięta Japonka przesuwała się w powietrzu za Luciferem póki jeszcze nie opuścił niewielkiej strefy personalnej reklamy.
Młody walnięty przez Heena upadł, poczerwieniał i zsiniał próbując łapać powietrze. Wytrzeszczone oczy wskazywały na znaczne trudności w tej zdawałoby się prostej czynności. Publika w postaci przechodniów nie koncentrowała się jeszcze na ich próbach przebicia się, ale solos ledwo to rejestrował. Mieli wolną drogę, więc włączył painkillera i wciąż na dopalaczu smyrgnął do przodu ponad starającym się łapać dech chłopakiem, zanim jego partner otrząśnie się po szarzy Edka i spróbuje odciąc im drogę. Po kilku krokach w biegu obejrzał się szybko i zobaczył Rudą lecąca za nim i bez przymierzania strzelającą w kierunku dwójki ścigającej ich: mężczyzny i kobiety. Trzeci z mężczyzn gdzieś zniknął. A może to on nie wychwycił go w tłumku? Punczur był kilka kroków za Mazz i Luciferem, który kierował się na Broadway, lecz sam najwyraźniej planował skręcić w Zachodnią 46stą. Ludzie już się rozpierzchali, tylko Hologejsza z e spokojem zaczęła namawiac na wycieczkę tego co leżał i wciąż nie mógł złapać powietrza.

Brak bólu nie zmylił Lucifera, pamiętał trzask kości i wiedział że z ręki na razie nie będzie miał pożytku. Kluczem była ucieczka w tłumie, a nie choćby próba obrony. Upewniwszy się, że Mazzy i Ed chwilowo są bezpieczni i mogą spieprzać na własną rękę, rzucił się w jedną najsłynniejszych ulic nUSA. Martwił się o nich, szczególnie o Rudą, ale tak jak na Fili w takich momentach nie było czasu na rozkminianie za dużo o kimś innym, bo rozproszenie myśli, działań, zawahanie mogło rzutować na wszystkich. Miał nadzieje, że napastnicy skupią się na nim, wszak punczur i drobna soloska nie byli zagrożeniem dla szczytów nNYPD.
To jednak kreowało zasadniczy problem…
Jak skupią się na nim za mocno, to i tak daleko nie ucieknie.
Myśli te przebiegały mu przez głowę błyskawicznie gdy wbiegał między ludzi na Broadway jacy dopiero przystanęli i próbowali ogarnąć co w ogóle się stało.

Błyskawicznie oceniał sytuację: światła, auta wstrzymywane przez automatyczne kontrolery, auta przepuszczane by zwolnić ruchliwą arterię miasta i na chwilę dać wytchnienie kierowcom.
Tłum ludzi z jednej strony, fala przechodniów z drugiej.
Za sobą nie zauważył nikogo ścigającego go, co jednak nie znaczyło, że nikogo takiego nie było. Skulony przemykał dalej starając się wybierać osłony ludzi aby urwać się ewentualnej obserwacji.
Instynkty go nie zawiodły. Moduł boostujący zmysł wzroku zaimplementowany do cyberoka po raz kolejny wykazał swoją wartość, lub też przeciwnik nie przewidział iż jego ware ma tę opcję. Heen dostrzegł starszego mężczyznę przedzierającego się za nim.
Spokojnie.
Pewnie.
Nieustępliwie.
Jak zdeterminowany najemnik.
Zaledwie kilka metrów od uciekiniera.
Ręce opuszczone luźno wzdłuż ciała.
Skupienie.
Wszystko to mózg solosa analizował w ułamkach sekund by w końcu dojść do wniosku, że śledzący go zapewne nie zarejestrował faktu odkrycia go. Lucifer nie zwolnił i wciąż szybko przeciskał się między ludźmi, jednak robił to już bardziej naturalnie, jak człowiek po prostu śpieszący się gdzieś a nie uciekinier. Oglądał się przy tym oszczędnymi obrotami głowy ale pozwalał się jedynie prześlizgiwać wzrokowi po starszym mężczyźnie tak jak po innych przechodniach w markowaniu wypatrywania innego zagrożenia. Jego ruch śledził na szerokokątnym ujęciu cyberoka. By dodatkowo uwiarygodnić pozę uznania iż nic mu już nie grozi wybrał numer do Kyle’a, aby zainicjować rozmowę, którą ‘opiekun’ mógłby zauważyć.
I wtedy dwie rzeczy wydarzyły się niemal równocześnie.
Pierwsza, natychmiastowe ścięcie czy też zerwanie połączenia do brata - sygnał zastąpiły standardowe pipczenia.
Druga, śledzący go mężczyzna zbliżył się niemal na wyciągnięcie ramienia.

- Odbierz Kyle! - warknął do siebie, wybierając ponownie połączenie. Jeżeli mu je ścięli, znaczy, że kontrolowali to czy próbuje się do kogoś dodzwonić, a mogli mieć łączność z tym z tyłu informując go o tym. Postanowił zatem grać dalej i jednocześnie znów odpalił Sandiego. Zrobił przy tym płynny manewr lekkiego odbicia aby ominąć jakąś parkę idącą leniwie Broadwayem i odgrodzić się nimi od prześladowcy. Jedynie na chwile, aby dopalacz mógł przygotować się do aktywacji. Dalej też oglądał się wypatrując czegoś daleko za plecami ‘opiekuna’ aby kontrolować jego ruchy. Zamiast odebranego połączenia jednak uzyskał ponowny dźwięk szybko powtarzający się.
I wiadomość przychodzącą:
Cytat:
Od: <brak>
@LVDHeeN
Temat: <brak>
Skręć w najbliższą przecznicę, 44 Zachodnią. Teraz.
Sandi był gotowy, można było aktywować go i pieprznąć nieświadomego typa, ale jedną rękę miał niesprawną. Facet niby wyglądał na starszawego, ale mogła to być charakteryzacja.
Nie było zresztą czasu na namysły.
- Cholera - zaklął i skręcił jednocześnie odpalając plik jammujący blokady połączeń jaki dał mu Halo przed wyprawą na 22th nNYPD.

Z mężczyzną depczącym mu po piętach wszedł we wskazaną ulicę. Mniej ruchliwą ale nie całkowicie opuszczoną. Gdy tylko się w niej zagłębił, z zaułka wyjechał ciemny mini-Nexus.
Drzwi vana uchyliły się i Luc dostrzegł na tylnym siedzeniu rude pasma. Melissa kiwnęła ręką pośpieszając reportera. Tymczasem śledzący go starał się powstrzymać jego kroki. Już mniej dyskretnie i mniej subtelnie. Przyspieszył znacznie i wybił się w powietrze. Jeżeli jednak chciał złapać Lucifera to mógł srogo się zawieść. Solos odpalił dopalacz i popędził w stronę auta jakby goniło go tysiąc diabłów. Wręcz rozmył się w powietrzu, a prześladowca pochwycił jedynie powietrze. Faktycznie był zawodowcem, bo nie stracił równowagi i zareagował błyskawicznie wyciągając gnata. Nim wycelował drzwi zamknęły się głucho za Heenem wskakującym do jadącego samochodu na potoczną “panterkę”.
Pisk opon, autem zarzuciło, a od szyb odbiło się kilka pocisków.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 26-04-2017 o 20:23.
Leoncoeur jest offline