Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2017, 00:05   #19
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
- Powoli. Skoro sam Suweren ma problem z atakami stworów z podziemia, nie bardzo widzę, jak prosty wojownik samojeden mógłby pomóc - Katon z powątpiewaniem spojrzał na Rashada, po czym kontynuował - Grododzierżco, na jaką pomoc lokalnie możemy liczyć z waszej strony, jeśli podejmiemy się działać w waszym imieniu? Potrzebuję biblioteki, bo moją bronią jest wiedza. Jeśli jest takowa, mogę zacząć działać od razu. Z kolei moi towarzysze potrzebowaliby choćby podstawowej broni i rynsztunku, niezbędnego w wojownikom. I jakieś lokum dla odpoczynku i planowania działań. Zdaje się, że jednak tu zostaniemy i odwdzięczymy się za okazane zaufanie - elf patrzył spokojnie w oczy Hetalana czekając na konkrety.

Na słowa “prosty wojownik” Rashad spojrzał się na Katona z irytacją, ale nic nie powiedział.

- Potrzebna ci mała lekcja... Geografii - grododzierżca rozlał łyk piwa na stół i zaczął mazać palcem. - Tu są Góry Majestatyczne. Tu jest Byrny, tu Thunderhold, a tu Miasto-Państwo. Suweren nie jest zagrożony atakami - buforem między Górami a Miastem-Państwem jest Księżycowe Wrzosowisko, które zresztą sprawia, że żadna karawana nie jedzie od Byrny do Miasta-Państwa. Cały handel odbywa się naokoło, przez rzekę Stillring i Ujście Roglaroon. Tak jest dłużej, ale bezpieczniej. Traktatu Rorystone używamy tylko w stronę Thunderhold. Jestem poddanym krasnoludzkiego króla, nie Suwerena.

- Dlaczego więc Suweren miałby być wdzięczny, skoro ani jego ziemie nie są zagrożone, ani wy panie nie jesteście jego poddanym? Rozumiem mgliście, że chodzi o politykę, lub interesy? Wybaczcie, ale patrzę z perspektywy elfa... w dodatku uczonego, niezbyt biegłego w sprawach kupieckich czy dyplomatycznych. Nie jest tajemnicą, że jesteście zdaje się sojusznikami Suwerena… jednak wciąż nie widzę bezpośredniego powodu, dlaczego miałby on być zainteresowany wynagradzaniem kogokolwiek za rozwiązywanie lokalnych problemów… - Katon wzruszył ramionami.

- Bo krasnoludowie i my jesteśmy jego zapleczem surowcowym. Jedna z naszych kluczowych dostaw do Miasta-Państwa... Zniknęła. Kiedy wypłynęła, akurat wtedy zaczęły się kłopoty z Podmrokiem. Zamówienie było naprawdę duże. Sześćset mieczy dla nowego regimentu i tak dalej... Podejrzewam, że szykowali się do jakiejś zaplanowanej operacji. Albo... Do odparcia ataku. Jak my upadniemy, Miasto-Państwo pójdzie za nami. A za Miastem-Państwem cały region.

- Pojmuję. Każdy tu jest od kogoś zależny, i jeśli jeden element się osłabi, rozleci się wszystko… - czarodziej obiecał sobie w duchu znaleźć jakąś mapę. W sumie nigdy nie interesował się geografią ziem centralnych.

- A demony Viridistanu nigdy nie śpią - zerknął na Rashada. - Wracając jednak do kwestii waszego ewentualnego zaangażowania... Tak. Mogę wystawić wam glejt, który pozwoli wam uzyskać stosowne zaopatrzenie u miejscowych kowali i handlarzy. Tylko kupujcie proszę u naszych, nie u gnomów...

- A wsparcie? Jeśli takie okaże się potrzebne, choć mam nadzieję, że nie, to - uśmiechnął się - Pierwszy Regiment Brygady Stillring dowodzony przez Grondmossa chętnie zemści się za poległych towarzyszy. Czterdziestu wojowników, najlepszych jakich mam. Możecie nocować w warowni, tylko wymyślcie sobie jakąś... No wiecie. Jakąś groźną nazwę. Jak ludzie dowiedzą się, że nająłem twardych najemników z drugiego końca świata, to może chociaż na chwilę przestaną się martwić.

- Biblioteka? - grododzierżca wrócił do jednego z wątków poruszonych przez elfa. - Co najwyżej spisy ludności, inwentaryzacje warowni i tym podobne... Ale, ale! Nebellor Szary, go powinniście poznać. To nasz kowal, broń kuje, ale biegły jest w sztukach magicznych i potrafi jedno połączyć z drugim. Prawdziwy diament - słychać było z tonu głosu, że Hetalan zaczął coraz optymistyczniej patrzeć w przyszłość.

- Gdybyście uznali, że to za mało to... Gdzieś na północnym zachodzie w Górach Majestatycznych jest bractwo. Nazywają się Konklawe Mgły i Wiatru. Czarodzieje, prawdziwi mędrcy, patrzą w gwiazdy i wróżą. Z układu ciał niebieskich są w stanie przepowiedzieć przyszłość. Raz na rok któryś do nas zawita, co zawsze jest wielkim świętem - Hetalan nie krył zachwytu dla możliwości tamtejszych magów. - Szlak Rorystone tam nie prowadzi, potrzebowalibyście przewodnika, choć byłaby to niebezpieczna wyprawa, biorąc pod uwagę aktualne problemy.


- Szkoda, że nie przeniosło z nami Orryna - powiedział Anlaf - pewnie wiedziałby coś więcej o zwyczajach svirfneblin. - widząc, że część nie do końca kojarzyła o co mu chodzi rozwinął - przez jakiś czas podróżował z nami pewien gnomi czarodziej. Spotkaliśmy go jeszcze na wyspie. Nawet raz o ciebie pytał - uśmiechnął się do Katona.

- Możliwe. Choć nie znam żadnego Orryna - elf próbował sobie przypomnieć jakichś znajomych gnomich czarodziejów, ale nikt nie przychodził mu do głowy. W Tuli widział ich nie raz, choć nie miał interesu by zamienić z nimi choć kilka zdań.

Oscar na wspomnienie o Orrynie nachylił się do Anlafa i powiedział cicho:

- Apropos tego… musimy później pogadać, gdy znajdziemy chwilę - po czym zwrócił się już do ogółu zebranych. - Nie mam nic przeciwko temu, by nas postrzegali jako najemników z różnych stron świata. Groźną nazwę powiadasz? Cóż… do niektórych tutaj najbardziej pasuje “rozbrykane kuce” - zadrwił patrząc w stronę Rashada - Albo “upstrzone pawie”...

Algrad kiwał tylko głową osuszając trzeci kufel. Informacje i tak daleko idąca współpraca władyki była miłym zaskoczeniem dla krasnoluda.

- A co z Thunderhold? Może moi rodacy coś będą wiedzieli więcej? - Mówił na głos Algrad.
Jeszcze chciał coś powiedzieć, ale pomysły Oskara aż zemdliły go.

- Myślę, że król śpi spokojniej niż my, choć trakt Rorystone jest tak niebezpieczny, że wszystkie wieści docierają do nas z opóźnieniem i zniekształcone. Moja warownia, jedyna w okolicy, na wypadek wojny, nie dajcie bogowie oblężenia jest w stanie pomieścić tylko mieszkańców Byrny, czyli jakieś półtora tysiąca, i do tego jeszcze z dwie setki ludzi. Na zgromadzonych zapasach wytrzymalibyśmy góra dwa miesiące. A we wioskach wokół Byrny mam kolejne pięć tysięcy głów, o które muszę zadbać...

- Ty! Błękitnooki. Może byś się skupił na rzeczach ważnych. Bo póki co to dupy ci w głowie i obrażanie tu zebranych. Może okazać się, że w przyszłości uratują twoje zdegenerowane ciało i duszę. Więc myśl by nazwa była właściwa.- Krasnolud mówił spokojnie i patrzył na nordyka w oczekiwaniu.

- Proponuję “Srodzy”. Krótko i dość tajemniczo. - Przeniósł wzrok po zebranych.

- Większość ludzi i tak nas nie zobaczy, a nawet jakby plotki poszły to tylko część widocznie oddziału widzieli. Gdzieś są ci “Srodzy” jeszcze. - Popatrzył na nordyka dając wyraźnie, że o niego mu chodzi.

Skandyk westchnął. Gdy ostatni raz walczył z widmem, stał ramię w ramię z Rashadem, co w pewnym stopniu przekonało go do arystokraty. Może i krasnolud miał rację… ale Oscar był daleki od przyznania mu jej. - Jestem cały czas skupiony na konkretach. Ale jeżeli tak cię to drażni to zostawię sobie docinki na później - wzruszył ramionami. - Co do nazwy, osobiście postawiłbym na coś dwuczłonowego. Niech będzie i “srogie”. Może roboczo “Sroga Dłoń”? Sugeruje, że działamy wspólnie, jako jedno narzędzie.

- No i zacząłeś wreszcie myśleć o czymś innym niż dupy. - Uśmiechnął się do Oscara. - Toast za nazwę. Ktoś przeciwny?- Uniósł kufel w kierunku Nordyka i popatrzył po reszcie.

- ”Sroga pięść” może? - Odparł Rashad, który tym razem zignorował zaczepki, cenił sztukę szermierczą i odwagę Oscara, a jego żarty mniej go denerwowały niż złośliwość i czepialstwo Anlafa. Nie takie rzeczy już słyszał, Viridistańska arystokracja miała naprawdę cięty język.- Rozumiem więc, że przyjmujemy mądrą ofertę naszego szlachetnego gospodarza? Zwrócił się do reszty.

- Z praktycznego punktu widzenia patrząc, jedyną alternatywą jest odejść z gołym dupskiem w środku zimy w nieznane, więc tak. Poza tym chętnie odwdzięczę się za okazane zrozumienie i wyposażenie - uśmiechnął się Oscar i wzniósł kufel w odpowiedzi na toast. Pociągnął dużego łyka. - A “pięść” też brzmi dobrze.

- Zatem za “Srogą pięść”! I za naszego dobroczyńcę Hetalana! - zakrzyknął gromko Anlaf wyciągając kufel w stronę reszty towarzyszy.

- Tak jest - Rashad przyłączył się do toastu.

Hetalan uśmiechnął się szczerze.

- Ciszej, ciszej, dzieci śpią- wziął łyk piwa. - Na mnie zresztą też już pora - zaczął wstawać od stołu.


- I za zwycięstwo - powiedziała Amira już ciszej wznosząc kufel.

- Przy okazji panie Hetelanie, wcale bym się nie zdziwił jakby Viridistan rzeczywiście maczał palce w tej intrydze. Ja i Amira jesteśmy wprawdzie z tamtych stron, właściwie jesteśmy mieszanej krwi Viridistańsko-Orichalańskiej, ale Zielony Cesarz zdradził nasz ród Al-Maalthirów, na jego rozkaz zginęli nasi rodzice i rodzeństwo… więdz więc że nienawidzę tego dwulicowego tyrana i chętnie wypije toast mu na pohybel, a na cześć twoją i króla Thunderhold.

- A i faktycznie zgadzam się, że musimy porozmawiać między sobą… dodał po chwili przerwy i spokojnego picia.

- Będzie na to czas. Kto wie, jeśli okażecie się godni zaufania króla Thunderhold, może szybko awansujecie. Tylko bez oszustw - popatrzył na was z uniesionym palcem, stojąc w drzwiach - rzeka Stillring pomieści jeszcze niejeden worek.

- Służba pokaże wam pokoje, przekaże jutro glejt zaopatrzeniowy i przygotuje do... Wyjścia do ludzi - grododzierżca puknął dwa razy pięścią we framugę drzwi. - Dobrej nocy.

- A - cofnął się. - Jeszcze jedno... - zmarszczył czoło. - Jeśli zginiecie... Czy ponownie powstaniecie z martwych?


- Nie planujemy się tego dowiedzieć - roześmiała się Amira.

- A ja przeciwnie - Katon uśmiechnął się widząc miny swoich towarzyszy - choć oczywiście, nie empirycznie ma się rozumieć.

Hetalan westchnął.

- Oby gwiazdy wam sprzyjały - kiwnął głową i odszedł. Służba zaprowadziła was do pokoju nad kordegardą, w którym mogliście odpocząć.


Shillen potrząsała już prawie pustym kuflem i uśmiechnęła się pod nosem. - Czyli przyjdzie nam upuszczać krwi moim pobratymcom, czemu nie? - powiedziała na głos jednak bardziej do siebie niż do siedzących przy stole towarzyszy. Miała nadzieję, że wśród Mrocznych Elfów, których będzie miała zabić znajdzie się ten, który zdradził jej ojca. Oczami wyobraźni widziała, jak zadaje mu niewyobrażalne cierpienia i jak ten prosi ją o szybką śmierć, której ta nie ma zamiaru mu przynieść. Postanowiła, że gdy go dorwie będzie napawać się każdą sekundą zemsty, niczym najlepszym virdistańskim winem. Podniosła głowę znad kufla, popatrzyła na towarzyszy i przeciągnęła się ziewając. - Nie wiem jak was, ale mnie powrót do świata żywych trochę zmęczył. Padam z nóg.

- Ja nie jestem jeszcze senny, dużo mamy do przemyślenia - odparł będący w nastroju zadumy Rashad - ja zrozumiałem że to nie jest wcale inwazja twoich pobratymców, tylko coś wygnało ich na powierzchnię nieprzygotowanych do zimy... co jest niepokojące, myślałem że drowy należą do najbardziej potężnych istot w Podmroku... myślisz że oni by chcieli z tobą rozmawiać Shillen?

- Najbardziej jednak nurtuje mnie pytanie jak dostaliśmy drugą szansę i wróciliśmy zza grobu… - kontynuował Rashad - to chyba nie jest przypadek że znaleźliśmy się w grobowcu założyciela tej osady i czempiona Prawa, co by wskazywało że powinniśmy w dobrej wierze pomóc Hetalanowi, jest też kwestia tego co stało się z fragmentem tego Siedmioczęściowego Berła i czy ma to jakiekolwiek teraz znaczenie… według Elcadii, kapłanki Mitry która też z nami podróżowała na Planie Ognia, nie wszyscy ją z nas poznali, ten artefakt był bardzo ważny…

- Wszystko zależy od tego jakich drowów byśmy spotkali. To tak jak z ludźmi, jednych tolerujesz, innych nie - westchnęła Shillen - Jest paru takich, których jak tylko bym zobaczyła to nawet bym się nie witała, tylko wypruła im flaki. Z jakiegoś powodu w końcu opuściłam podziemia, ale to nieistotne w tej chwili - machnęła ręką.

- Czy to ważne Rashad? Dlaczego? Ważne, że tu jesteśmy, żywi i najwyraźniej mile widziani - Katon parsknął i podrapał się po brodzie. - Też zwróciłem uwagę na słowa Hetalana. Drowy uciekające przed czymś. Mogły pośrednio wymusić migrację gnomów, albo i nie. Gnomy to może być inna sprawa, choć zastanawiające są praktyki które tu robią, i fakt, że wszystkie te wydarzenia dzieją się niejako w tym samym czasie. Zajmiemy się tym. Przede wszystkim zaś, miło was widzieć, przynajmniej większość z was. Oskar… bogowie muszą cię chyba kochać. Anlaf, nie spodziewałem się już cię ujrzeć, choć widząc, że ty też wylądowałeś nagi w tej krypcie chyba nie kupiłem wam wystarczająco dużo czasu. Skorpioliszek was dopadł? Wspomnieliście coś o Planie Ognia? Amira też tu jest… nie zdobyliście chyba tego miecza? Chyba, że to ten rapier? - czarodziej był autentycznie ciekaw jak potoczyły się losy jego towarzyszy niedoli z Wyspy.

- Czyniąc długą rzecz krótką, zostaliśmy porwani przez jakiś dziwny kult małpiaków zarządzanych przez młodocianego smoka i sprzedani ifrytom, ja do haremu a Rashad na arenę. Nie wiem jak zginął ale jeśli chodzi o mnie to pstryk w jednej chwili uciekam przed Azerami i pstryk w tym samym momencie budzę się naga w krypcie. Jeśli chodzi o rapier nie widziałam go wcześniej, ale mój krewniak zawsze wiązał ze sobą swoją broń więc nic dziwnego, że pojawiła się tu za nim - odpowiedziała Amira.

- Sprawą trzeba się zająć. Tu o moich krewniaków chodzi i o poddanych króla. Jako syn dowódcy wojskowego klanu Mahakar nie zostawię tej sprawy na los. - Zwrócił się do starych jak i nowych kompanów.

- Drowy czy gnomy musiały mieć powody by z butami tak wchodzić. Jednego czy dwóch bym zrozumiał, ale nie całe rodziny. Coś się stało w ich dotychczasowym domostwie, ale co? Trzeba się wypytać jakoś. - Oświadczył.

- Żeby nie było żem niekulturalny. Jam jest Algrim Brokdag z klanu Mahakar z Thunderhold. Kowal i wojownik klanu i wierny poddany Króla. A was jak zwać? - Zwrócił się do nieznanych do tego czasu zebranych w sali.

- Katon - elf kiwnął głową w stronę krasnoluda.

Rashad wydawało się że jakby zmieszał się i zbladł nieco na pytanie o jego miecz, po chwili jednak przywołał na twarz cień uśmiechu i odezwał się do Katona i Algrada:

- Mi też miło ciebie widzieć Katonie, twoja wiedza i magia będą nam bardzo pomocne. A ty Algradzie wybacz mój brak manier, Rashad Al-Maalthir, rozumiem że jakoś już musiałeś poznać moją krewniaczkę Amirę... uzupełniając jej wypowiedź, uciekliśmy wtedy przed skorpioliszkiem, lecz zaraz napotkaliśmy w ruinach podstępną sfinksicę Ontussę, z którą ten skandycki barbarzyńca Hargar wdał się w spór i która teleportowała nas na Rozpalone Niebiosa na Planie Ognia... przy okazji wyobraź sobie że Tlan podobno było na Planie Wody, istne szaleństwo… Rashad westchnął i kontynuował zimnym, sztucznie pozbawionym emocji tonem:

- W każdym razie Hargar zginął w walce z Ontussą, a my podróżowaliśmy kilka dni po Planie Ognia... spotkaliśmy tam aasimarkę Elcadię, która miała przy sobie jeden z kawałków tego Berła o którym wspomniałem, twierdziła że to artefakt na który poluje władczyni demonów, Królowa Chaosu i który próbowała zebrać na polecenie wietrznych książąt z Aaqa... znaleźliśmy potem dziwną czerwoną dżunglę gdzie przebywały małpoludy Behtu i Ibu wyznające władcę demonów Mechuitiego - ja i Minerva dostaliśmy się do niewoli, ona została zjedzona przez małpy na moich oczach a ja sprzedany ifrytom z Mosiężnego Miasta gdzie zmusili mnie do walki na arenie dla ich uciechy, zginąłem w boju z gigantem, w walce pozwolili mi używać tego wykutego przez Azerów ostrza… jednak zanim przywódca kultystów Mechuitiego, płomienny smok Herazibrax, sprzedał mnie ifrytom, byłem świadkiem jak przyniesiono mu zwłoki Elcadii wraz z pojmaną Amirą, jak rozumiem próba ataku reszty naszej grupy na Wieczną Kuźnię, siedzibę smoka, okazała się porażką... Smok chełpił się że w zamian za pomoc w uwolnieniu z więzienia na Planie Ognia jego przeklętego pana, odda fragment berła Królowej Chaosu… - Rashad znów nie potrafił powstrzymać widocznego niepokoju i wydawał się być myślami gdzie indziej, uspokoił się dopiero gdy oparł dłoń na rękojeści pięknego miecza - ale racja, dostaliśmy od bogów drugą szansę i to jest najważniejsze… jednak możemy się już położyć myślę…

- Ja nazywam się Shillen - odezwała się elfka - kilka lat wcześniej byłam zmuszona opuścić swoją enklawę z powodu… drobnych wewnętrznych nieporozumień. Później tułałam się trochę po świecie i zaciągnęłam się na pokład kapitan Bellit. Reszta już mniej więcej tak jak pozostali członkowie załogi.

- Jedna sprawa - Skandyk uniósł dłoń - początkowo myślałem, że podzielę się tym tylko z Anlafem, ale coś czuję, że powinienem wtajemniczyć was wszystkich. W końcu wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Skorpioliszek, Elcadia, jakieś małpy, Plan Ognia… nawet ten kurdupel! - wskazał na Algrada. - Bez urazy… W życiu ich nie widziałem na oczy, a jednak… - Oscar zawahał się chwilę - pamiętam to wszystko. Dokładnie tak, jakbym sam tam był. Stwór z pięcioma głowami i ogonem skorpiona, miałem wrażenie jakby mnie porwał. Elcadia? Imię kojarzy mi się z młodą dziewczyną, wyższą od nas tu wszystkich. Na dodatek potrafiła “przyzwać” skrzydła, wyglądała tak, jak zawsze sobie wyobrażałem walkirię. No i miała fajny tyłek. Nie wiem jak to wyjaśnić, ale gdy ich wspominacie, obraz w mojej głowie robi się coraz jaśniejszy.

- Trochę cię rozumiem Skandi - odezwała się elfka - Też czuję się jakbym była na tym Planie Ognia. Owa Elcadia też coś mi mówi, nigdy jej nie widziałam, ale czuję z nią pewną więź…

- A mi chce się… palić. I swędzi mnie skóra, jakbym wpadł do jakiejś lawy - czarodziej mruknął niby do siebie, ale tak, aby jednak wszyscy słyszeli.

Rashad który już położył się i przykrywał kocem na te słowa podniósł głowę i zmrużył oczy:

- Dziwne rzeczy mówicie, kolejna zagadka, ja brałem udział w walce ze skorpioliszkiem u boku Mawashiego, skakalismy mu we dwójkę na plecy by unikać zmieniającego w kamień spojrzenia i ścinać te paskudne łby... faktycznie było tak Oscarze, że skorpioliszek porwał Mawashiego, ale go upuścił uciekając… zresztą chyba go znaleś z załogi Królowej tak?

- Czekaj, chcesz mi powiedzieć, że to był ten stary zgred co łamał wiosła otwartą dłonią? - Oscar przypominał sobie Mawashiego z ostatniego rejsu.

- Hahaha, tak właśnie ten zgred. - zaśmiała się drowka. - Po rozbiciu się Królowej wałęsałam się z nim i Rahnulfem po Wyspie zanim napotkaliśmy kilku ludzi z naszej załogi i tą dwójkę - wskazała na kuzynostwo. - Właśnie… Rahnulf… Brakuje mi tego kudłacza.

Amira zamrugała powiekami ze zdziwienia, to było za wiele jak na jej zmęczoną głowę. Dwie osoby na raz w jednym ciele, to było przynajmniej dziwne, ale czy nie równie dziwne było to, że przeżyli mimo wszystko? Cóż pomyślę o tym jutro - pomyślała i poszła spać.

Rashad pokręcił głową oszołomiony i spojrzał na układającą się obok niego do snu Amirę… - ja nie mam żadnych takich odczuć, jakbym miał wspomnienia innej osoby… nie wiem czy nawet siedząc całą noc to rozwikłamy, proponuje spróbować trochę snu złapać, bo pewnie służba Hetalana obudzi nas z rana, a grododzierżca oczekuje chyba, że zesłani mu na pomoc znikąd bohaterowie wezmą się do roboty, a nie będą spać cały dzień - powiedział z nutą ironii próbując zająć w miarę wygodną pozycję, na szczęście podczas podróży przywykł do spania bez luksusów.

Shillen widząc, że większość kładzie się już do snu postanowiła pójść w ich ślady. Usiadła na jednym z łóżek by pogrążyć się w transie.

- Katon? - Anlaf zwrócił się do czarodzieja sprawdzając czy ten jeszcze nie zasnął - Nie podziękowałem ci jak dotąd, za ratunek przed tym skorpioliszkiem. Mam u ciebie spory dług, ale może trafi się kiedyś okazja by chociaż częściowo go spłacić. Ta cała sytuacja z drowami jest naprawdę podejrzana - druid ułożył się wygodnie, po czym naszła go wątpliwość czy po powrocie znów nie zacznie go nawiedzać tajemniczy głos.
 
Lord Melkor jest offline