Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2017, 22:12   #558
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
We współpracy z Zombi i MG

San Marino bez noży, toporków, gnatów i jeszcze większej ilości noży czuła się goła. Brakowało jej ciężaru kościanego pancerza, czarnego płaszcza i okutych blachą butów. Biała kiecka w żaden sposób nie chroniła przed nagłym atakiem, ale chociaż była krótka, więc w bitce nie powinna zawadzać. Lekka, przewiewna, majtała się jej powyżej połowy ud przy każdym kroku. Czuła się nieswojo, dziwnie i nie na miejscu, jakby ktoś ją wyciął ze starego magazynu i po złości wkleił w plener z błota, robali i wczesnej powojennej wiosny. Otoczył dla kontrastu całą gromadą ludzi w czarnych skórach, wymieszanych z wszelkiego rodzaju wojskowym szpejem. Pozbawił narzędzi do ochrony i obrony… ale wystarczyło jedno spojrzenie Petera, żeby utwierdzić w przekonaniu, że było warto. Kolejnym zaskoczeniem był Rewers i jego propozycja. Jadąc w transporterze cały czas słyszała ją w głowie. I nie tylko ją.
- To ważny dzień, ważna chwila. Ciesz się nią, My się cieszymy. Ja się cieszę. - Głos szeptał jej do ucha bez przerwy, uspokajając i podnosząc na duchu. Rozedrgany cień kiwał się przy włazie, przelewając się pod sufitem jak kłąb czarnego dymu. - Dawno tak uroczo nie wyglądałaś.
“Chciałabym abyś to ty ze mną tam poszedł” - zacisnęła szczęki i skubała liść jakiegoś zielska z bukietu byle tylko zająć czymś ręce.
- Przecież będę dziecko, zaraz obok - usłyszała słowa otuchy, ale i tak ciężar na piersi nie malał.
“Wolałabym… żeby było tak jak kiedyś” - przyznała nie podnosząc wzroku.
- Umarli milczą do czasu który za nich przemówi - Opiekun westchnął, ale szybko wrócił do pogodnego tonu - Całe życie trawimy samych siebie, a jednak w chwili śmierci wciąż pozostaje zbyt wiele niezużytego. Nie możemy cofnąć czasu, przywołać przeszłości. Ona nie wróci, minęła. Nie patrz wstecz, patrz do przodu. Jestem tu, nigdzie nie pójdę. Zawsze będę.

Rozmowę przerwało szarpnięcie maszyny, po którym nastąpił zastój. Stanęli, potem szybko wysypali na powietrze. Most łączył oba brzegi. Po jednej stronie stali Runnerzy, po drugiej Nowojorczycy, a na środku miejscowi. Słyszała jak Boomer nadaje, potem wręczyła jej i Plamie po welonie. Otero nie powinna go nosić, ale głupio jej było odmówić i zrobić najemniczce przykrość.
- Dzięki, zapomniałyśmy o tym - przyjęła starą firankę i miętoliła ją w dłoniach, gapiąc się to na Plamę, to na Tweety i na Emmę.

Dobrze było wreszcie ściągnąć z grzbietu habit, bojówki i pozbyć się ciężkich butów oraz torby medyka, na rzecz czegoś mniej militarno-roboczego. Odświętnego i pozbawionego naleciałości otaczającego ich aktualnie świata, gdzie człowiek zawsze musiał być gotowy albo do obrony, albo do udzielenia pomocy jak na porządnego lekarza przystało. Co prawda ze zwrotem “porządny” Savage zapewne by polemizowała, lecz w tej chwili rozterki egzystencjalne zeszły na najdalszy możliwy plan.
- Tweety, Boomer… tak sobie pomyślałam - zaczęła, kiwnięcie głowy dziękując Boomer za podarunek. Uśmiechała się szeroko, choć między Bogiem a prawda, radosny grymas nie schodził z jej twarzy od dobrej pół godziny. - Zostaniecie naszymi druhnami? Druhny to zwykle rodzina panny młodej i jej najbliższe przyjaciółki. Ich liczba umowna. Podaje się, że maksymalna liczba to dwanaście. Przynajmniej kiedyś tak było - wzruszyła ramionami, przestając zanudzać okolicę nieistotnymi szczegółami. Liczyło się samo pytanie. Spoglądała na towarzyszące jej kobiety, dzieląc uwagę między nie, a drugą stronę mostu.
- Kapitan Richardson? - zdziwiła się, mrużąc oczy w daremnej próbie dostrzeżenia większej ilości detali u żołnierza przy hummerze. - Została ostatnia sprawa. Trzeba z nimi porozmawiać, podziękować za przybycie. Lepiej powinnam z nimi porozmawiać - Westchnęła cicho i poprawiwszy opadający na twarz kosmyk włosów, ruszyła w kierunku Nowojorczyków.

- Ojej no pewnie! - Boomer zgodziła się od razu wyrzucając ramiona przed siebie i obejmując uściskiem najpierw jedną a potem drugą pannę młodą. Tweety uśmiechała się grzecznościowo ale spojrzenie zbytnio rozumiejące nie było u niej.

- A co robią takie druhny? - zapytała mrużąc oczy jakby chciała sobie przypomnieć co się na tych ślubach i weselach robiło z tymi druhnami. - Zaraz! To jest ta impreza?! Tam co się laski spotykają przed ślubem i upijają razem!? No to pewnie, że chcę! Zaraz zorganizuję jakąś berbeluchę! - twarz Tweety nagle się rozpromieniła gdy w końcu skojarzyła odpowiednią nazwę z odpowiednim świętem czy zwyczajem czy co to tam kiedyś było. I najwyraźniej dobrze jej się kojarzyło z zabawą a jak zabawa to dziewczyna z Det była jak najbardziej na tak.

- Ty tu zostań może jeszcze Alice. Pogadaj z dziewczynami. Ja spróbuję z nimi porozmawiać. - powiedział Tony wtrącając się w rozmowę gdy w końcu wytoczył się przez zdawałoby się nagle strasznie małe drzwi transportera. Spojrzał ciepło na cztery kobiety poświęcając najcieplejszy odcień spojrzenia tej najniższej i najdrobniejszej. Potem spojrzał nad ich głowami w stronę parkujących pojazdów. Guido zaparkował vana właściwie po prostu stając na środku drogi. Land Rover prowadzony przez Nixa zrównał się z nim i zatrzymał obok. Na razie obydwaj zostali w samochodach skorzy do nie żarcia się ze sobą nawzajem i uszanowania zwyczajowej strefy buforowej jaką stworzył przed wyjazdem dowódca Pazurów.
- Bardzo ładne welony ci wyszły Boomer.
- szef czy były szef położył swoją wielka łapę na ramieniu najemniczki w pokrzepiającym geście. Pochwała wywołała rumieniec zadowolenia na twarzy Boomer. W końcu kursantom i podwładnym rzadko udawało się wywołać taką pozytywną reakcję u słynnego szefa Pazurów.

- Prawda, że wyszły pierwszorzędnie? - lekarka szybko podchwyciła temat rękodzieła Emmy, uśmiechając się do niej pogodnie. Po chwili przeniosła uwagę na Tweety - Tak... co prawda wieczór panieński nam minął na dość antynomicznych działaniach, jednak napicie się teraz nie zaszkodzi. - westchnęła, ukrywając zdenerwowanie. Nigdy nie brała ślubu, zwłaszcza pośrodku wojny i do tego z kimś, kto zaraz po ceremonii miał jechać pospołu z jej ojcem atakować pływające, militarne fortece. Od rana spychała niepokój na najdalszy możliwy plan, ten jednak nie dawał się ot tak spacyfikować. Wciąż podnosił łeb, wystawiając go zza horyzontu na podobieństwo złowrogiego cienia, kojarzącego się jednoznacznie z kształtem zostawianym na spękanym piachu przez kołującego sępa.
- Tato może chodźmy oboje? - tym razem zwróciła się do olbrzyma, obejmując go w biodrach i oparłszy policzek o bluzę munduru na wysokości jego brzucha, patrzyła na chmurną twarz wiszącą między chmurami te parę pięter wyżej - Albo dołączę do ciebie zaraz. Chciałabym się dowiedzieć co z Gabrielem. Poza tym warto by zacząć próbować doprowadzić do pertraktacji, ale fakt. W tej dziedzinie z wojskowymi ty sobie poradzisz najlepiej. Wywiedz się też proszę jakie nastroje panują wśród żołnierzy Armii po wczorajszym posłannictwie Milly - mimo ciepłego głosu i uśmiechu, zielone oczy patrzyły poważnie i czujnie. Szamanka wszak miała iść do obozu wroga. Zebranie informacji o tym czy podobna wizyta nie przysporzy jej dodatkowych nieprzyjemności... cóż. Lepiej było zapobiegać niż leczyć.

- Tylko pamiętaj o co prosiłam - nożowniczka prychnęła na blondynę umazaną smarem i zazezowała na jej obrzyna. Tweety była jej wsparciem na wszelki wypadek, dobrze żeby nie schlała się i mogła jeszcze w kogoś albo coś trafić. - No ale strzemiennego nie ma co sobie żałować. Tak iść do nich na trzeźwo… właśnie. Ty - szybko się odwróciła, podchodząc pod wielkiego najemnika. Zadarła łeb do góry, gapiąc się na niego jakby węszyła szwindel i podpuchę. - Jak Mówca ma ci mówić? Na “szefa” nie licz, ma już jednego. A jak na poważnie chcesz prowadzić go do Kapłana to chujowo sobie panować. San Marino… Emily - wyciągnęła rękę.

Olbrzymi Pazur wydawał się chwilę zaskoczony pytaniem szamanki w tym razem mało dla niej standardowej bieli. Jednak też wyciągnął swoją prawicę.
- Tony - odparł po tej chwili zastanowienia i San Marino poczuła mocny, solidny ale nie miażdżący uchwyt dłoni.
- Alice zostań tutaj. Pójdę porozmawiać z szeryfem i zobaczę na czym stoimy. Jeśli będzie w porządku to was zawołam. - przybrany ojciec Alice zwrócił się do niej gdy uporządkował kwestię imienno - tytularną z San Marino. Wskazał przy tym na trójkę szeryfowców stojącą mniej więcej na środku mostu. Żołnierze z NYA nadal stali po swojej stronie tak samo jak reszta Runnerów po swojej. Rewers odwrócił się i ruszył na most.

- No dobra to nie ma co tak tego na sucho brać nie? - Tweety była za to chyba w świetnym humorze. Z nie wiadomo skąd skombinowała butelkę, co prawda bardziej pustą niż pełną ale za to z promilami. Wyciągnęła szkło w stronę obydwu panien młodych dając im pierwszeństwo w uczczeniu tego święta.

Runnerzy rzeczywiście mieli magiczne właściwości kołowania dóbr wyskokowych z powietrza. Destylowali alkohol na poczekaniu, a w kieszeniach posiadali wrota do innego wymiaru, wypełnionego skrętami, bądź towarem pochodnym. Savage z rozbawieniem spoglądała na butelkę, odwracając gonitwę myśli od spraw gardłowych. Tak, dobrze będzie się napić. Kiwnęła w podzięce głową, przyjmując szkło i upiwszy niewielki łyk, oddała je nożowniczce. Procenty zapiekły w gardło, na moment zabierając oddech, lecz przy okazji przyjemnie rozgrzewały.
- Zapomniałam o toaście, wybaczcie - zmitygowała się, robiąc przepraszająco minę - Odczuwam pewien… dyskomfort psychiczny na myśl o.. ekhem - odkaszlnęła w zwiniętą pięść, uciekając wzrokiem do vana i kręcącego się przy nim czarnowłosego Runnera - Nigdy nie znalazłam się w podobnej sytuacji, brak procedur określających odpowiednie zachowania oraz reakcje. Co prawda… czytałam kiedyś jak to ma niby wyglądać, ale tak na żywo… dziękuję że tu jesteście - na koniec zwróciła się do pozostałej dwójki kobiet w skrajnie różnych uniformach.

- Weź się już tak nie spinaj i nie przejmuj - San Marino wzięła flachę i zamiast niej wcisnęła rudzielcowi w rękę skręta - Za bardzo się przejmujesz i za mało jarasz. Zajaraj, będzie git. To nic strasznego. Idziesz do Kapłana, on ci mówi co masz powtarzać i tyle. Żadna filozofia. Też się za pierwszym razem denerwowałam niepotrzebnie, więc jaraj - parsknęła, pociągając solidnie z gwinta - No to trzeba wam dać po kwiacie - dała Tweety butelkę i białego mieczyka. Drugiego podała Boomer - żeby tam było coś wspólnego i.. no ja pierdolę… - westchnęła.

- No właśnie, weź wyluzuj, Czacha dobrze mówi. - Tweety pokiwała blond głową i chwyciła butelkę przechylając ją bez wahania i pociągając zdrowy łyk. Po nim skrzywiła się trochę i podała coraz bardziej suche szkło Boomer. Ta kończyła wpinać sobie kwiat w kieszeń kurtki mundurowej i też capnęła butelkę. Chwilę wpatrywała się w nią niewidzącym wzrokiem z zamyślonym wyrazem twarzy. Tweety w tym czasie zaczęła z werwą przypinać sobie swój kwiat. - No pij. Zaraz się wyśle Lenina to zorganizuje coś jeszcze. Więc nie bój się, że ostatki nie? - blond kierowca pozezowała na czarnowłosą najemniczkę. Ta uśmiechnęła się i w końcu też osuszyła butelkę do końca.
- No. Daj to. - Tweety zgarnęła z powrotem pustą już butelkę. Po czym bez wahania uniosła w górę machając nią nad głową. - Leeeniinnn! Wóda się skończyła! Znajdź coś! - wydarła się radośnie kierowca i na dowód pustego szkła cisnęła je o asfalt rozbijając dokumentnie. Od strony czarnego vana dało się zauważyć jakieś zamieszanie ale głównie śmiechy i uśmieszki. - Właśnie Brzytewka a póki co to zajaraj. - blondyna zachowywała się jak naspidowany chomik z ADHD i w dłoniach zaraz wyczarowała paczkę fajek z którymi poczęstowała pozostałe kobiety zaczynając od Brzytewki. - Ale ci się chłop trafił. Sam Guido. No ja jebię. Nie sądziłam, że go jakaś kiedyś nad ołtarz zaciągnie. - szczebiotała wesoło blondynka nadal pozwalając się cieszyć chwilą z typową detroicką intensywnością.

Stosując się do rady, lekarka odpaliła skręta i zaciągnąwszy się od serca, wypuściła dym ku górze. Czynność powtórzyła jeszcze dwukrotnie nim się odezwała.
- Jeszcze nie mów hop - zaśmiała się, a część spiętych mięśni karku rozluźniła się przyjemnie, choć temat był mało wesoły - Kto wie co Guido wymyśli po drodze, albo w trakcie. Czasem, a nawet często... - zacięła się, szybko jednak znalazła odpowiednie stwierdzenie - Umie zaskakiwać. Mam tylko cichą nadzieję, że tym razem niczego nie wywinie we zakresie własnej, wesołej inwencji twórczej. Tata i tak ciągle się martwi - zakończyła dość koślawo, popalając skręta w zadumie.

- Weź wódę i tego złamasa Hektora - San Marino w tym czasie zajmowała się robieniem dobrego wrażenia, szczerząc się do okolicy i udając że nie czuje się nieswojo bez broni i pancerza. Gapiła się na kierowcę prawie bez złośliwej uciechy - Jak go schlasz i nafaszerujesz prochami to też pójdzie z tobą przed ołtarz, a potem rano jak wytrzeźwieje będzie po ptokach - pokiwała głową zgadzając się z własnym pomysłem.

- E tam! - Tweety machnęła pogardliwie ręką na obawy i dumania Brzytewki. - No weź co? Przecież w końcu jarasz nie? No weź się tak nie spinaj co? Co to za Runner co się przy jaraniu spina? Noo weeźź noo! - uhahana blondyna machała zamaszyście dłońmi i na koniec wzięła swojego skręta w zęby i wolnymi dłońmi pogilgotała boki rudego Runnera ubranego tym razem na biało.
- No wyluzuj! - krzyknęła wesoło kierowca puszczając wreszcie Alice i robiąc wyczekujący gest dłońmi jakby czekała na natychmiastową reakcję u drugiej Runnerki.

- Co się martwisz jakbyś jakaś nie teges była? Jakby Guido coś miał do ciebie to by cię dawno spławił. I się nie bawił w taką durną ciuciubabkę. Szacun by mu spadł na dzielni za taki numer. No ja jebię zajaraj porządnie i się zaciągnij i napij… - blondyna nawijała jak najęta po kolei tokując kolejne tematy dopiero gdy doszła do “napij” przypomniało jej się chyba, że tak na sucho stoją. - Leeeniiinnn! No gdzie ta wóda?! - wrzasnęła na całe gardło, że znów pewnie słychać ją było nie tylko w czarnym vanie. Tam zaś było widać jakieś zamieszanie chyba właśnie z Azjatą w czarnej kurtce w roli głównej.

- Szef się martwi. - odezwała się nagle Boomer. Dla odmiany w przeciwieństwie do Tweety mówiła cicho i w zamyśleniu. - Ale jakby coś miał na serio to chyba by powiedział. No ale dla mnie to szef zawsze był. Jak tu jechaliśmy nic nam nie mówił, że masz kogoś. Tylko, że zostałaś w zimie porwana i trzeba cię odszukać i odbić. - powiedziała z wahaniem najemniczka patrząc głównie na Alice.

- Ej Czacha, a ty jak tego swojego wyrwałaś? Sztywny jakiś taki i w ogóle jak nie nasz ale też w sumie całkiem niezły jak dla oka. - Tweety odbierając zamieszanie przy vanie za pozytywne wróciła znów do pozostałych dziewczyn i ślubnych tematów.

- Sam się wyrwał, nie miał wyjścia - San Marino wzruszyła ramionami najniewinniej jak tylko się dało. Szczerzyła się przy tym bezczelnie - No niezły jest, a bez tego munduru jeszcze lepszy. O tak, wtedy jest najlepszy - parsknęła, a jej oczy powędrowały do Pazura przy terenówce - Wyrobi się, nie ma tragedii. Są gorsi od niego, choćby Dalton - przypomniała sobie rozmowę z Bliźniakami w piwnicy i skorzystała z ich wniosków. - Nie brak mu odwagi, można na niego liczyć. Honorowy, zabawny i ciepły. Grzeje lepiej od wódki, to ważne.

Po niespodziewanym ataku frontalnym Savage przez dłuższą chwilę pozostawała w przygarbionej pozycji, z łokciami ściśle przyciśniętymi do boków. Dyszała przy tym, chichocząc co chwilę i parskając niczym wyciągnięty z wody kociak. Dość prędko jednak się opanowała, zerkając uważnie na Emmę.
- Tata za dużo się martwi - westchnęła, zaciągając się wedle zaleceń i spochmurniała - Paradoksalnie miał do tej pory wszelkie podstawy aby zakładać najgorsze. Poprzednio i jeszcze poprzednio - deja vu, utarty schemat i powtarzanie ciale tego samego scenariusza, więc założył z góry sprawdzoną teorię. zwykle gdy nie nosisz broni, to znajduje się ktoś, kto stwierdzi że może sobie ciebie pożyczyć, lub przetrzymywać wbrew woli. Tu było inaczej - rozpogodziła się, a miedzy piegami pojawił się nieobecny uśmiech - Zapewne wolałby za zięcia dystyngowanego, porządnego wedle przedwojennego znaczenia owego słowa gentlemana. Być może kogoś z organizacji pani Harper, jednak Guido nie da się nie lubić, gdy już się go bliżej pozna. Jest taki kochany i uroczy. Troskliwy, z poczuciem humoru. Bystry, inteligentny i zaradny… - westchnęła przeciągle i pokręciła głową chcąc się otrząsnąć z zamyślenia i wrócić na planetę Ziemia - Lepiej skleję dziób, zanim narobię mu więcej siary.

- Naprawdę?! - blondyna wyszczerzyła się drapieżnie chciwie chłonąc szczegóły jakie San Marino wyjawiła o swoim narzeczonym. - I jaki jest bez munduru? - chciała wiedzieć dokładniej. - A Dalton no weź. - machnęła ręką. - Ale ich sprał. Aż się nie spodziewałam. Myślałem, że chłopaki go załatwią na strzała czy dwa. No to chyba nie będą się z nim kolegować dość długo. - pokręciła głową dając znać jak widzi sprawę z kłopotliwym szeryfem. Jej uwagę odwrócił ruch od vana bo odbiła się sylwetka komunizującego Azjaty i dumnie maszerowała w ich stronę ze zdobyczną butelczyną.

- Nix na pewno by go załatwił. - Boomer też spojrzała w stronę nadchodzącego cwaniaka z butelką nawiązując do nocnych walk z szeryfem. - Ale on jest Pazurem więc pewnie by go nie zaatakował. Ale jakby trzeba było to na pojedynki jest bardzo dobry. - dodała najemniczka patrząc nadal albo na nadchodzącego Lenina albo na ludzi przy samochodach. - A Guido nie jest taki zły. Dał mi te okulary. - powiedziała zdejmując z włosów ciemne okulary i oglądając je w dłoniach i przy okazji też pozostałe kobiety mogły je obejrzeć dokładniej. - I powiedział, że jestem Zajebista. - na twarzy Pazura rozgościł ciepły uśmiech gdy sobie przypomniała pewnie tą zaskakującą krótką rozmowę z ostatniej nocy. - Nikt mnie nigdy tak nie nazywał wcześniej. - wyznała czerwieniejąc się trochę i zerkając niepewnie na pozostałe twarze skupione przy transporterze. Wyglądało na to, że to zrobiło wczoraj na niej większe wrażenie niż podarunek z samych okularów jakie sprawił jej mafiozo. - I Nix naprawdę świetnie wygląda bez munduru. - dodała na koniec kiwając głową zgadzając się z opinią San Marino.

- Skąd wiesz? Też z nim spałaś?
- Tweety od razu wyczuła nowy, ciekawy watek i zaatakowała Boomer pytaniem. Ta od razu się zaczerwieniła do reszty i fuknęła ze złością.

- Nie twoja sprawa! - syknęła nagle rozeźlona, składając ramiona na piersi.

- No co tylko pytam nie? Bo wiesz, Guido to wszyscy znają, wiadomo, że jest zajebisty, no ale ten twój to no w ogóle świeżynka, nie? - Tweety nie wydawała się zbita z tropu i patrzyła najpierw na Boomer potem na Czachę i na końcu na Brzytewkę. Wydawała się bawić świetnie zwłaszcza, że Lenin właśnie doszedł z butelką.

- Tweety, nie trzeba z kimś spać, aby widzieć go bez ubrania - ruda gangerka uśmiechnęła się pod nosem, wyrzucając dopalonego skręta i przydeptując go butem - Też widziałam Nixa bez ubrania i fakt, może się pochwalić całkiem niezła muskulatura, niezwykle harmonijną i bez zbytniego przerysowania… jak ci wszyscy kulturyści sprzed wojny, faszerowani sterydami pochodzenia zwierzęcego i najczęściej dla zwierząt przeznaczonego. Przyrost masy mięśniowej… ekhem… tak - odkaszlnęła w rękaw, wracając do bardziej zrozumiałych tematów - Clue. Racja, konkrety. Nad rzeką pływał po kwiaty na grób pastora, więc zdjął ubranie, aby potem nie siedzieć w mokrym. Jest wczesna wiosna, łatwo o przeziębienie. Choć jak na mój gust ma za mało tatuaży - tym razem to ona uśmiechnęła się szeroko, biorąc od Tweety normalnego papierosa - Guido ma ich całą masę, są niesamowite. Zwłaszcza te od świętej pamięci Kevina. Miał niesłychany talent w palcach, lubię je oglądać. Najczęściej kiedy śpi, bo jak nie śpi, a ściągam mu koszulę… cóż. Wtedy zwykle kończy się w jeden i ten sam sposób - poczerwieniała na policzkach, spoglądając z nagłą uwagą na żar na końcu fajka - Nix da sobie radę, potrzebuje tylko czasu żeby pokazać co potrafi. Jest w porządku.

Nożowniczka za to skupiła się na żółtym komuchu, zabierajac mu flachę ledwo się pojawił w zasięgu rąk.
- Gdzieś ty się szwendał? - burknęła z jawną pretensją, zezując na niego spode łba - Specjalne zaproszenie mam ci wysyłać? Już myślałam że pójdziesz w pizdu walczyć z kapitalizmem i cie moje hajtanie minie, kurwiu.

- Towarzyszko, załatwiłem dla naszej sprawy najlepsze dostępne zasoby. - powiedział uroczyście Lenin wręczając San Marino butelkę. - Niestety te rozwydrzone piwożłopy wszystko osuszają na bieżąco. - westchnął zauważalnie wskazując kciukiem na czarną maszynę z której przyszedł. Westchnienie było na tyle wymowne by wiadomo było ile się napracował by je zorganizować.

- Fajnie Lenin ale spadaj. To jest dziewczyńska impreza. - Tweety bez ceregieli spławiła Azjatę jak na jej możliwości i zwyczajowe relacje między tą dwójką poczynając sobie całkiem śmiało. - A ty weź tego bo widzisz? Wyjarałaś jednego i już przez chwilę dało się z tobą normalnie pogadać. Ale znów zaczynasz pieprzyć po swojemu. Więc kurwa zajaraj jeszcze bo widzisz, że pomaga. I napij się bo też pomaga. - blond kierowca i mechanik od razu przeszła do sprawy jaką miała do Brzytewki zwracając jej uwagę na choć chwilowo akceptowalny poziom urunnerowienia jaki właśnie u niej zauważyła.

- No Guido pewnie, że ma dziary. Kto by nie miał nie? A ten twój nie ma? - zapytała zerkając na Czachę i chłonąc kolejne szczegóły. - Poza tym no zaraz. To tylko ja go nie widziałam bez ubrania? Ejj… To niesprawiedliwe… - blondyna która nagle chyba uświadomiła sobie ten fakt równie nagle posmutniała.

- A Paula znacie? Jaki on jest? - do rozmowy wtrąciła się Boomer korzystając z okazji, że Tweety się chwilowo chociaż uciszyła.

- Paul to złamas - San Marino wypaliła ledwo się napiła i podała szkło po kole - Ale dobry złamas. Jest spoko, chociaż czasem wkurwia jak wrzód na dupie i się żre z tym drugim złamasem co to myśli że jak za młodu go trzymali w dole z szambem i mu skóra pociemniała, to teraz może sobie pozwalać na więcej niż powinien… złamas - prychnęła i rozłożyła ramiona, żeby uderzyć dłońmi o kolana - Zdolny jest, łazi jak sierściuch, chociaż z fryza to wyliniały. Ogarnięty no i jak się z nim dłużej siedzi to mimo wszystko nie chce się go udusić, a to rzadkość. A Śliczny jasne że ma dziarę! Może go namówię żeby ci pokazał - wyszczerzyła się do blondyny.

- Jest ujmujący na swój specyficzny sposób. Dobry z niego chłopak - Alice za to wydawała się poważna i spoglądała na najemniczkę spod rudej grzywki. Już rozmawiały na ten temat przy terenówce i winie. Teraz grono dyskutantów się powiększyło, a alkohol zyskał procenty, lecz detale się nie liczyły. Przyjęła podejrzanie wyglądającego skręta i uniosła pytająco brew - Są bez Tornado, prawda? Na nie… nie reaguję najlepiej. Dziękuję Tweety. Potraktuję twoje słowa jako komplement.

- Naprawdę?! - ucieszyła się blondyna słysząc pomysł San Marino. - A namówisz go by do pokazywania się cały rozebrał? - zapytała z nadzieją patrząc na szamankę. - I no pewnie, ze bez tornado, no weź zobacz kolor, od razu widać, że bez, z tornado są czarne albo prawie a tu masz dobre, runnerowe zioło. - kierowca przypomniała sobie też, że rozmowa zeszła przy okazji też i na produkt firmowy Runnerów z jakiego chyba najbardziej byli sławni i rozpoznawalni na tle innych gangów. Runnerowe zioło było takim samym znakiem firmowym jak gajery i czerń u Schultzów.

- No bo ja nie wiem. - Boomer zachowała skupiony i poważny wzrok i głos patrząc w zamyśleniu na wciąż trzymane okulary. - Wtedy przy komisariacie… - zaczęła i urwała zaraz znów patrząc na nie. - Nie wiem dlaczego to zrobił. Naprawdę nie wiem. Miałam związane ręce. A ich było z pięciu szy sześciu. Nie dałabym im rady. Nie wiem co by wtedy było gdyby nie on. Znaczy wiem… - scenka sprzed komisariatu chyba znów stanęła przed oczami najemniczki. Zachowanie Paula w tamtym momencie nadal widocznie było dla niej zaskakujące.

- Rany co tu nie kumasz? Wziął cię za swoją foczę. Inaczej by cię zostawił. A ich i tak nie lubiliśmy bo oni byli od Hollyfielda i się w chuj wozili w zimie. - Tweety prychnęła machając nonszalancko ręką i wypijając długi łyk z butelki. Tak gwałtownie jak przechyliła w jedną tak i podobnie uczyniła ze szkłem w drugą stronę i spojrzała gdzieś przed siebie nieruchomiejąc na chwilę wzrok. - Ale wtedy to też nie skumałam. Strasznie to wyglądało. Nie wiedziałam co jest grane. Myślałam, że ich znowu wszystkich popierdoliło i to zdrowo. - powiedziała w zamyśleniu przetrzymując przy sobie butelkę. - Alee jak jesteś z Paulem to jesteś ustawiona! - blondynka nagle jakby sie przebudziła i trzepnęła wolną ręką w ramię Boomer. - Paul to niezły kozak. Kumpluje się z Guido i Taylorem i z Vip… No kumpluje się i wszyscy go lubią. No ich obu. Będziesz miała szacun na dzielni jak się będziesz z nim wozić. - trzepnęła ją pocieszająco drugi raz. - I co się tak głupio pytasz? Jak jesteś z Paulem to on cię nie da ruszyć. No tak jak wtedy właśnie. Zresztą jak z nim będziesz to nikt cię nie ruszy. Tak jak i dziewczyny też. - wskazała brodą na dwie panny młode. - No znaczy nie od nas. - doprecyzowała dokładniej. - Ehh… Mnie to się Hektor podoba… - wyznała w końcu i na usta wypełzł jej rozmarzony uśmieszek. - Ale on w ogóle mnie olewa… - ramiona jej oklapły tak samo więc i trzymana butelka. W końcu więc znów ją gwałtownie przechyliła pociągając kolejny długi łyk.

- No właśnie - Otero dźgnęła Boomer paluchem w żebra - Ty też weź zajaraj i zluzuj. Będzie git, co tak dygasz? Jak ten złamas zacznie coś odpierdalać masz przyjść i powiedzieć, jasne? - zmrużyła oczy, potrząsając głową, ale włosy upięte w ozdobiony kwiatami warkocz zamiast rozsypać się po twarzy, pozostały na miejscu.
- A ty masz problem - odwróciła się do mechanik, unosząc ręce do góry w geście dezaprobaty - Zdyb go samego, wyskocz z łachów i tyle. Sam poleci jak cycki zobaczy. Powiedz że mu obciągniesz, a zaraz zyskasz uwagę tego jełopa. No i wypad od Ślicznego. Dziarę ci pokaże, ale na waleta to już za późno go oglądać - prychnęła, łapiąc ostatniego łyka - A teraz zbieramy dupska. - wskazała łysego Pazura który machał do nich ze środka mostu.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline