Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2017, 00:21   #98
potacz
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=SDmbGrQqWog[/MEDIA]

Zaczęło padać.

Cyborg pluł sobie w brodę. Dał się zaskoczyć, puściły emocje.
Po spotkaniu Thorra, zachował się jak szczeniak, spanikował. Wina spadała na szok wybudzeniowy, nie mniej, powinien się kontrolować.
Zaklął soczyście pod nosem. I westchnął. Uznał w duchu, że teraz mają większe problemy na głowie. A Thorr'em zajmie się jak przyjdzie na to czas. Może ten okularnik miał rację? Może należałoby spróbować dialogu?

David Iliescu, towarzysz Dante był wyjątkowo milczący, poświęcając jednak bardzo dużo czasu na to by przyjrzeć się swemu podopiecznemu.
- Do zwrotu. - uśmiechnął się w końcu wręczając Frankowi ciężki pistolet.
- Służyłeś w systemie Vedurak? Słyszałem, że swego czasu była tam cała kompania z Heliona.

Spojrzawszy na swojego przymusowego kompana, uznał, że chłopak musiał sporo przejść. Paskudna blizna na twarzy dodawała mu bojowego charakteru. Nie mniej, uśmiech którym go przed chwilą obdarzył wyjawił skrawego dobrego serca. Albo przebiegłości. Nie mniej, na razie postanowił się nie odzywać. Musiał zebrać myśli.

Zaczęli spacerować dookoła tego, co kiedyś było tętniącym życiem obozem.



Podczas milczącego spaceru oraz zbierania myśli do kupy, usłyszał szczebiot znanego już sobie głosiku. Odwrócił się na dźwięk swojego imienia.

- Dante! - jak zawsze, słodki w brzmieniu głosik Plutonii Orbann podążył za żołnierzem, który wciąż w towarzystwie Davida Iliescu spacerował po kolonii. Plutonia podbiegła do cyborga, okazując tym samym, że choroba pokriogeniczna zupełnie jej nie dotknęła i że doskonale radzi sobie z mętlikiem myśli, jakie na pewno każdy z nich miał w głowie. W ślad za nią, niczym cień kroczył nieznany mu żołnierz z ekipy Argos’a.

- Co się tutaj obijasz, hę? - odezwała się znów, gdy zbliżyła się na dystans pół kroku. Była niska, również jak na kobietę. - Pan Cabbage już zaprzągł nas do pracy. Wygląda na to, że będziemy musieli regularnie polować, by nas wszystkich wyżywić. - uśmiech na twarzy Plutonii rósł w miarę jak oczekiwała na reakcję żołnierza. - Mamy też inne pomysły... - Dziewczyna postąpiła jeszcze trochę w jego stronę - ...ale pomyślałam że ten ci się spodoba i że nam pomożesz. Chodź! - chciała go złapać za rękę i poprowadzić do wnętrza jednego z habitatów, ale rozmyśliła się tuż przed złapaniem cybernetycznej dłoni. Swą reakcję złagodziła lekkim uśmiechem - Chodź! Pomożesz nam.

Wewnątrz habitatu, oczywiście oprócz wszędobylskich strażników, którzy jednak wyglądali już zdecydowanie mniej wrogo, niż na początku (jakby nie było, wykonywali przecież tylko swoją pracę), były głównie osoby z działu żywieniowego. W przeciwieństwie do Plutonii, przewodnicząca Ama Ala była wyraźnie nie w humorze, przedstawiła jednak Dante jak miała się sytuacja.

Dotychczasowym źródłem ich pożywienia były zbierane owoce Benaku, Kosmiczne Ziemniaki duże ilości mięsa upolowanego w pierwszych dniach na planecie (prócz ograniczonych, sprowadzonych racji żywieniowych), jednak fakt, że najwyraźniej “przespali” w kriokomorach całe lato sprawił, że o tych pierwszych mogli już zapomnieć, podobnie jak o zapasach, które ktoś najwyraźniej zabrał. Pojawiły się pomysły by zacząć łowić ryby, zastawiać sidła lub zwyczajnie wyznaczyć osoby odpowiedzialne za polowania.

- Szanowni Państwo. Potrzebuję informacji na wasz temat. Czy ktoś już polował? Ma doświadczenie w pułapkach na zwierzęta? Czy mamy tu jakiś zapalonych rybaków?
Po uzyskaniu tych informacji, Dante poprosił o czas do jutra, aby przeprowadzić dalsze badanie personelu i zorganizować sprzęt.
Pierwszym z nich było odszukanie lornetek bądź dla całego zespołu tropicieli. Kolejnymi było znalezienie stalowych linek bądź drutów na wnyki, broni na zwierzynę, oraz haczyków rybackich bądź materiałów i ludzi gotowych je zrobić.

Po wszystkim Dante podszedł do swojego ochroniarza. Uznał, że jeśli nie mogą się rozstać, to należałoby się mimo wszystko poznać. I być może uda im się polubić.


- Wypadałoby się poznać przed rozmową. Frank jestem, a Ty jak słyszałem, David. - wyciągnął rękę do swojego anioła stróża, ważąc w drugiej dłoni podarowany pistolet. - Vedurak... -rzucił po uścisku dłoni, wracając do pierwszego zadanego mu pytania -Owszem. Między innymi. Ale najpierw, masz, trzymaj. - rzekł, oddając pistolet - Tym pistolecikiem nie za wiele zdziałam. Jeśli mógłbym Cię prosić, to załatw mi nóż oraz sztucer, bądź karabin ale koniecznie z dobrą optyką. Będziemy tego potrzebować jeśli chcemy zacząć jeść jak porządni koloniści.

- David Iliescu - przyznał milczący żołnierz - Ten pistolecik to część mojego wyposażenia - człowiek z paskudną blizną na twarzy zabrał z powrotem swoją własność i schował z tyłu za paskiem. Po chwili milczenia uniósł przewieszony przez szyję karabin, który trzymał w pogotowiu, dając znać że będzie teraz mówić o nim - Tego ci nie dam. Taro będzie ustalał warunki korzystania z naszej broni z waszym gubernatorem. Spróbuj u niego, masz powód.

- To zacznijmy naszą wizytę u pana Taro. Czy u was...


- Gubernatora - wtrącił w pół zdania Iliescu, widząc że został źle zrozumiany. - Wasz gubernator będzie decydować o tym kto z kolonistów będzie miał prawo do posiadania broni.*

Dante zachłysnął się własną śliną. Starał się najlepiej jak mógł ukryć durną minę wywołaną słowami. Sprawa uzbrojenia właśnie w tym momencie okazała się o wiele prostsza do rozwiązania niż zakładał.

- A zatem, w drogę do Komandora Cabbage.

Minęła dobra godzina, a podczas chodzenia i szukania środków do polowania i ogólnego kłusownictwa wybił czas zbiórki, Dante spojrzał na przybyłych ludzi których wysłał z misją poszukiwawczą po rzeczy pomocne w polowaniu.

Dante formując jednoczeście przez komunikator Komandora, że planują jutro wybrać się na poszukiwanie zwierzyny w promieniu 3 kilometrów od obozu. Poinformował jednocześnie, że chciałby się z nim za chwilę spotkać, aby omówić jedną bardzo ważną kwestię.

Zostało zrobić jeszcze tylko jedno.
-Sofitres. - rzucił przez komunikator - Jedziemy albo idziemy jutro na tropienie jedzenia. Mam małą grupę. Chcesz dołączyć?
Polowanie bez Profesorka, to nie polowanie. I mimo specyficznego sposobu bycia, lubił tego wielkiego bufona.

"Nie ma co się żalić. Co było, i nie jest, nie pisze się w rejestr. Jesteśmy tu żeby przeżyć, a to kurwa umiem robić doskonale." -pomyślał w duchu.
To był jego sposób na powybudzeniowe wątpliwości.

 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."

Ostatnio edytowane przez potacz : 29-04-2017 o 14:36.
potacz jest offline