Will z trudem przedzierał się przez kolejne metry zarośli, a wokoło panował całkowity spokój. Z każdym krokiem, chłopak coraz bardziej zaczynał żałować decyzji o wzięciu takiej ilości broni i zaopatrzenia. Bo po co mu karabin, pistolet, nóż, pancerz i milion innych rzeczy do przedzierania się przez zarośla?
Jak to jednak w życiu bywa, chłopak szybko całkowicie zmienił sposób myślenia. W momencie gdy gangerzy przykucnęli w zaroślach i zaczęli bacznie się rozglądać, Will, mimo że całkowicie nic nie widział, również ukucnął za drzewem i popatrzył gdzie pozostali kierują swój wzrok. Dopiero wtedy wyłapal ruch między drzewami.
Nie było dobrze - gdyby zaczęli strzelać, Nowojorczycy mogliby przylecieć większą grupą, jeśli byli w pobliżu. Zajść ich z zaskoczenia też nie było jak, bo chyba nawet oni lepiej ich widzieli, ich w drugą stronę. Pozostawało ich ominąć
- Fuck... - rzucił chłopak szeptem - Nie wiem jakie tam dostaliście wytyczne od Guido, ale ja bym się z nimi nie nawalał... Jeden strzał i może ich się tutaj zlecieć cała masa. Gdybyśmy się wycofali ze sto metrów i spróbowali ich ominąć bokiem, to nawet jeśli by nas zauważyli, to nie byliby idealnie na wprost, tylko z boku - próbował chłopak szeptem wyjaśnić o co mu chodzi.
Na wszelki wypadek Will jednak mocniej złapał karabin i czekając na opinię pozostałych, spoglądał w stronę wrogów. |