Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2017, 18:17   #100
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
W trakcie drogi

Roland z uwagą przysłuchiwał się słowom Aurory. Co prawda nieszczególnie obchodziły go historie i prywatne cele jego towarzyszy, jednak w tej opowieści wiedźmiarz mógł odnaleźć pewne powiązania. Stwierdził, że może warto będzie zainteresować się tematem.
- Możesz mi opowiedzieć więcej o tej klątwie? Skąd się wzięła, co to za demon, kto jest za nią odpowiedzialny? Być może mógłbym ci w pewien sposób pomóc.
Dało się słyszeć, że Aurora mlasnęła. Mimika jej twarzy pozostała jednak dla Rolanda zagadką. Nie wiedział, czy odgłos ten wydała z jakiegoś konkretnego powodu, coś na co wpłynęło jego zachowanie bądź słowa, czy po prostu było to zwyczajnym, “ludzkim” odruchem.
- Wiele osób próbowało mi wmówić, że się z tym urodziłam, ale ja wiem, że to nieprawda. Wychowywała mnie grupa osób, którym do bycia prawym obywatelem było bardzo daleko. Mieli w planach najazd na wiele wiosek i miast, przejąć duży obszar i zarządzać po swojemu. Potrzebowali jednak do tego narzędzia, którym stałam się ja. Przewodzili grupie nieumarłych, różnych plugactw, diabełków, impów i , tak właściwie, wielu stworzeń tego i sąsiedniego planu. Po pierwszej klątwie zyskałam moce, które nie spełniły ich oczekiwań. Potrafię leczyć, przywracać, ożywiać; nie niszczyć. Myśleli, że jeśli poświęcą mnie drugi raz, dostanę więcej mocy… Zamiast tego zrobili mnie bardziej bezużyteczną. Z czasem niby zrozumieli, że takie zdolności też są na wagę złota… Cóż, kiedy otworzyli portal, aby przywołać więcej złych istot, przeszłam przez niego. Wiem jedynie, że to, co we mnie siedzi, pochodzi z tego planu. Żeruje na mnie, karmi się mną i rośnie w siłę za każdym razem, gdy obrywam. Obawiam się, że nim to coś znajdę, może być już wystarczająco nażarte, by wyleźć przez portal i rozpieprzyć znaczną część naszego świata - odparła kobieta, zakańczając wszystko bezradnym westchnięciem.
- W dodatku na tym planie nie jestem zbyt lubiana i nie ufają mi, ponieważ nie mam znamienia. Spotkałam się już z ludźmi, którzy chcieli mnie zabić bo stwierdzili, że jestem niewolnicą demonów. Ja się leczę, a one leczą się gdy zostaję ranna. Błędne koło - wzruszyła ramionami, nie wiedząc co więcej może mu przekazać.
Z każdym kolejnym słowem Aurory Roland bladł coraz bardziej. Grupa ludzi najeżdżająca na wioski i miasta. Przewodzili grupie nieumarłych i innych dziwactw. Przez ułamek sekundy wiedźmiarz ponownie poczuł odór krwi i spalenizny. Usłyszał jęki rannych i umierających. Oraz ten ostatni moment, kiedy oddał życie by uratować swój dom... Czy to było możliwe? Czy naprawdę przypadek połączył go z osobą, która była w pewnym sensie częścią tej tragedii? A może to nie przypadek…
Roland jednak szybko ponownie pohamował swoje emocje, nie chcąc niczego zdradzać swojej towarzyszce. Przynajmniej nie teraz.
- Nas nie musisz się obawiać. W końcu fakt, że nie posiadasz znamienia dobrze o tobie świadczy - zaczął Roland. - Kiedy znajdziemy chwilę wolnego czasu, pomyślę jeszcze nad tą klątwą i postaram się znaleźć jakieś rozwiązanie. Niczego nie obiecuję, ale lepsze to niż nic. Ale z pewnością razem z nami łatwiej będzie ci znaleźć lekarstwo.
Aurora uśmiechnęła się pod nosem, nic jednak nie odpowiedziała. Usłyszał jedynie pomruk niedowierzania. Bazylia w milczeniu przysłuchiwałą się opowiadaniu Aurory. Nie widziała powodu komentować tego co mówiła. Kiedy jednak ta skończyła mówić, wojowniczka odezwałą się.
- Roland? Możemy pogadać?
Twarz wiedźmiarza zwróciła się w kierunku, z którego nadszedł głos diablicy. Egipskie ciemności panujące w tunelu pozwoliły mu dostrzec jedynie zarysy czerwonoskórej. Niemniej Bazylia dzięki swym wrodzonym zdolnościom mogła dostrzec dokładnie trwające przez jedynie kilka sekund zdziwienie na jego twarzy. Chwilę później jednak powróciła nań obojętność.
Kiwnął głową.
- Niech będzie - powiedział, wyswobadzając się delikatnie z uścisku Aurory. - Za chwilę was dogonimy.
Bazylia poprawiła przewieszonego przez ramię Rognira i położyłą drugą dłoń na ramieniu człowieka.
- Żebyś się nie zgubił - wytłumaczyła zaraz zmieniając temat. - Wszystko w porządku?
Roland uniósł brwi, całkowicie zbity z tropu jej pytaniem.
- Skąd to pytanie?
- Mam wrażenie, że jesteś jakiś taki inny. Znaczy… pochmurny. - odpowiedziała Bazylia.
Wiedźmiarz parsknął, ledwo powstrzymując śmiech.
- Jesteśmy w piekle. Wybacz, że nie tryskam entuzjazmem na prawo i lewo, ale okoliczności raczej nie sprzyjają temu.
- Hmm… no ale chcemy się stąd wydostać nie? Jak będziemy tu pasować to pewnie tu wrócimy nie?
- Robię tylko wszystko, by wyciągnąć nas z tego przeklętego miejsca. Robię wszystko byśmy mogli jakoś przetrwać. - Roland mówił to wszystko w całkowicie neutralny, pozbawiony wyrazu sposób - A poza tym… Nie widzisz tego? Ta cała góra i jej strażnicy. Chciwość, Zawiść, Pożądanie i cała reszta, która jeszcze stoi nam na drodze. Nie możemy im ulec, tak samo jak nie możemy ulegać emocjom, które reprezentują. W piekle wszelkie uczucia i emocje tylko szkodzą i powodują większe cierpienie. Aż w końcu czara cierpienia zostaje przelana. To stało się z Johanną. A to dopiero początek drogi. Skąd mam wiedziedzieć, że Shade albo ty też w pewnym momencie się nie złamiecie. Już teraz ograniczają Cię uczucia do tego anioła.
- Nie czuję się ograniczona. Nie czułam się ograniczona jak nieprawdziwie kochałam Rognira - Bazylia pokręciłą głową po czym zamilkła wyraźnie starając się coś sobie poukładać w głowie. - Raczej miałam więcej powodów aby działać. Hm… to fajne i niefajne jak tak się ma dużo emocji. Ciekawe, trudne i skomplikowane, ale chyba to lubię wiesz?
Kobieta uśmiechnęła się choć w ciemnościach można było tego nie dostrzec. Przyciągnęła wiedźmiarza do siebie misiowym uścisku.
- W sumie nie podziękowałam ci jeszcze. Dzięki.
Mało powiedziane, że Roland nie spodziewał się takiej reakcji Diablicy. Ciężko mu było określić, czy jej działania i słowa są prawdziwe, czy jedyne spowodowane są nadszarpnięciem jej rozumu przez pożeracza dusz.
Tak czy siak mężczyzna nie próbował się wyrwać, choć również nie odwzajemnił uścisku. Stał jedynie uwięziony tak przez diablicę do czasu aż ona sama nie uwolniła go.
- Nie mam pojęcia za co mi dziękujesz, ale nawet gdyby był powód, to nie musisz tego robić. Wspólnie idziemy przez to piekło i musimy działać razem by przetrwać tu. Każdy z nas tak naprawdę robi to tylko i wyłącznie dla siebie. Nie ma potrzeby dziękować za takie coś...
- Hmm - mruknęła diablica uruchamiając swoje zwoje mózgowe. - W sumie. Możemy to zmienić nie? Bo w zasadzie to jakoś tak nie wiem co zrobię jak Raziel odleci. No bo w końcu nie może zostać i nie chce aby został. To go skrzywdzi… Czekaj, a ty nie mówiłeś, że dla ratowania innych sprzedałeś swoją duszę? Znaczy zrobiłeś coś dla kogoś. Także w zasadzie teraz też robisz dla nas, nawet jak robisz też dla siebie. Ani wtedy nie musiałeś i teraz nie musisz. Chyba nie? No, to w zasadzie tak jakby więcej niż tylko dla siebie. Ci pod górą robili tylko dla siebie. Nie mieli racji. Ale ty masz, bo pomagasz, chociaż wcale nie musisz. Mądry jesteś i gadać umiesz, pewnie byś przegadał te wszystkie demony tutaj i bez naszej pomocy. Dlatego dzięki, że mimo wszystko pomagasz. No. Chyba. Chyba tak to chciałam ująć - diabelstwo poklepało mężczyznę po ramieniu w przyjaznym geście.
Wiedźmiarz starał się jak mógł, ale nie był w stanie pojąć w pełni sensu wypowiedzi Bazylii. Zrozumiał jednak najważniejsze i uśmiechnął się smutno.
- Nie jestem tak dobrą osobą, za jaką mnie uważasz, Bazylio - powiedział. - Powinniśmy dogonić resztę. Porozmawiamy na ten temat innym razem…
- Dobra. Tylko nie zgub się w tych piekłach do tamtej pory, proszę - Bazylia przyspieszyła kroku prowadząc mężczyznę aby o nic się nie potknął. Wracając do reszty diabelstwo było nieco zamyślone. Miała jednak wrażenie, że jak zacznie mówić, to nikt jej nie zrozumie. Dlatego też dołączyła do Tazoka na początku pochodu i dalej prowadziła grupkę.

***

Diabelstwo spojrzało złowrogo na anielicę, która to odrzuciła je na gruzy. Wstając zamierzało rzucić się na białowłosą, lecz Tazok okazał się szybszy młócąc pięściami. Amelia była jednak kompletnie zapatrzona w Bazylię i nie zamierzała dać czerwonoskórej chwili wytchnienia. Zaczęła się potyczka na wąskim przejściu. Bazylia z Tazokiem związali się walką z anielicą, a reszta albo strzelała, albo im pomagała czarami. Wyjątkiem była Johanna, która była powstrzymywana przez Azmodana, mimo swoich wysiłków.

Anielica szybko pokazała swoją wyższość doprowadzając diabelstwo do utraty przytomności. Żadne czary Rolanda nie chciały zadziałać i tylko Tazok dotrzymywał anielicy kroku. Nie byłoby to jednak możliwe gdyby nie leczenie Aurory bezpiecznie trzymającej się z tyłu. Wszystko zmieniło się kiedy Johanna postanowiła w końcu wyrwać się spod wpływu demona i użyła nieznanych innym sztuczki znikania. W tym momencie jednak Roland uznał, że czas i na jego asa w rękawie. Wykrzyczał inkantacje a z koniuszków jego palców wystrzeliły łuki elektryczności w kierunku Amelii. Choć samej anielicy nic nie zrobiły ujawniły pozycję Johanny. Pomiędzy kobietami nastąpiła szybka wymiana ciosów. Widząc swoją kochankę w niebezpieczeństwie Azmodan w końcu dołączył do walki. Z jego ust spłynęło zaklęcie wiążące wolę anielicy z jego własną.

- Odleć stąd i zostaw nas w spokoju raz na zawsze! - rozkazał Azmodan zwracając się do Zawiści. Ta spojrzała na niego z nienawiścią i syknęła pod nosem ze złości. Wydawało się, jakby miała zamiar rzucić się do lotu i powalić mężczyznę z zamiarem rozszarpania go na kawałki jednak zamiast tego, zwyczajnie w świecie posłuchała rozkazu. Anielica wzniosła się na swoich wielkich, czerniejących skrzydłach i odleciała, pozostawiając po sobie liczne rany, krew i złe wspomnienia.
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 30-04-2017 o 00:01.
Asderuki jest offline