Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2017, 00:09   #163
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Jacob przystanął i rozejrzał się. To było dobre miejsce na zasadzkę. Spojrzał w górę na rosnącą nad nim, grubą gałąź. Uśmiechnął się szeroko.

- Fantastycznie. Razem z agentami Black Cross wejdę w sam środek zasadzki. Będzie nas czworo, więc ja będę drugi licząc od początku lub końca. Po prawej stronie, na górze umieścimy pnie zwalonych drzew. Gdzieś powinny się jakieś znaleźć. Kiedy będziemy przechodzić, najpierw zepchnijcie pień z jednej strony, a potem z drugiej. Wtedy rozpoczniecie ostrzał pierwszego i drugiego. Manuel zza tamtego zakrętu zajmie się ostatnim - zaproponował Cooper. Krzyżowcom miały być postawione coraz cięższe zadania. Nawet jeśli udałoby się przynajmniej jednemu uskoczyć przed pierwszym z pni, to nadlatywał drugi. Jeśli mimo wszystko również ta próba zostanie pokonana, to czekał z całą pewnością pełna równowaga przepadnie jak sen złoty. Krzyżowcy będą łatwym celem dla strzelców na wysokości oraz Manuel widzącej ich plecy zza ściany lessowej. Jeśli wszystko się powiedzie, to powinni zasypać przeciwnika zbyt dużą ilością zagrożeń w zbyt małej ilości czasu, aby zdążyli podjąć jakiekolwiek działanie. A jeśli dopisze szczęście, to problem rozwiązany będzie bez wystrzału.

- Jak przeciwnik nie umiera od śmiertelnej rany, to trzeba zniszczyć implant w udzie - przypomniał na wszelki wypadek.

- Co mamy wyryć na twoim nagrobku, jakieś ulubione epitafium? - Arcon powiedział to śmiertelnie poważnie, nie chcąc ugodzić kompana. Można było nawet poczytać to pytanie jako wyraz troski. - Zostawisz jakiś “testament” lub wskazówki dokąd mamy podążać, gdyby plan nie powiódł się w 100 procentach? Nawet, zakładając, iż będziemy strzelać celnie to sporo ryzykujesz...

Więcej, niż bym się po tobie spodziewał - pomyślał młody poławiacz. Strącił kilka insektów, które przyczepiły się do jego spoconego przedramienia.
Manuel poszła we wskazane miejsce i chwilę je doglądała. W jej oczach dało się odczytać łut uznania. Ze strony dość wyrachowanej kobiety można było to już uznać za jakiś komplement.

- Nasz lurker ma rację. To spore ryzyko, ale domyślam się że masz jego świadomość. Serio, jeśli powinniśmy wiedzieć coś newralgicznego, lepiej powiedz to teraz. No i powinniśmy ustalić jakiś sygnał do ataku. Osobiście stawiałabym na coś subtelnego. Gardłowe okrzyki oraz machanie kończynami raczej odpadają.

Cooper uśmiechnął się tak szeroko, że gdyby nie uszy, kąciki ust niewątpliwie przybiłyby sobie piątkę z tyłu jego głowy.
- Mnie już dawno na miejscu nie będzie. Ale od początku. Wrócimy z Manuel do Krzyżowców w stanie… sugerującym co robiliśmy przez tyle czasu poza ich troskliwą opieką. W obozie przekonam ich do przechadzki bez broni. Oczywiście nie odrzucą wszystkiego, pozostawią arsenał ukryty i będą świadomi, że ja również tak zrobię. Niemniej jakieś pozory zaufania wszyscy będziemy czynić i wszyscy będziemy wiedzieć, iż to tylko pozory. Dlatego będziemy się wzajemnie obserwować i nic więcej. Dojdziemy do tego miejsca uzbrojeni tylko w ostrza, przy pewnym łucie szczęścia. Kiedy pierwszy pień poleci w dół, będą mieli pewność, że to pułapka, lecz by nas dopaść, muszą z niej wyjść. W tym wypadku ominąć miażdżący pień. Mną nie będą się przejmowali, bo w końcu możliwości ucieczki mam dokładnie takie same jak oni, a jak tylko im się uda, to mnie rozszarpią - rzekł beztrosko.

- Tylko nie wiedzą, że ja mam pewną zabaweczkę - dodał, wciskając pistolet abordażowy za pasek lufą do góry.

- Oni będą próbowali uniknąć lecącego pnia, a ja w tym czasie skorzystam z alternatywnej opcji - wskazał palcem na gałąź znajdującą się nad nim.

- Dzięki takiemu ustawieniu mojego środka transportu, wystarczy, że nacisnę spust, by wystrzelić w górę. Jeśli nawet zorientują się, iż się im wymykam, to wykonywanego ruchu, w tym wypadku uniku, nie łamie się tak łatwo. Chwila zawahania i z uniku wychodzi przyjęcie uderzenia ze strony niegdyś żywej natury. Zanim odzyskają równowagę, poleci drugi pień, zaś ja będę już poza zasięgiem - wyjaśnił nieco bardziej szczegółowo.

- A najlepszy sygnał to taki, którego nie ma - spojrzał za siebie i cofnął się o krok. W trakcie marszu musiał przyjąć poprawkę na opóźnienie w reakcji na nadlatujące zagrożenie. Czyli o krok. Następnie cofnął się o jeszcze jeden. W tym momencie musiała nastąpić inicjacja zrzucenia pnia.

- Jak znajdę się w tym miejscu, to pułapka w ruch. Najlepiej do tego celu użyć dźwigni. Powinno pójść gładko. Ma ktoś zapasową broń? - zapytał ostatecznie.

Malfoy potwierdził, że posiada łatwą do ukrycia, małą kołkownicę. Używał jej podczas prac warsztatowych, lecz twierdził że wiedząc gdzie nią wymierzyć, mogła ona przynajmniej spowolnić przeciwnika.
Jeszcze przed powrotem Jacoba i Manuel do obozu, grupa która miała pozostać na miejscu, zweryfikowała swój osprzęt.

Richard posiadał zdobyczny, modyfikowany pistolet skałkowy. Strzelbę plazmową dał Malfoy’owi, który lepiej znał się na budowie i użyciu tego typu broni. Eloiza posiadała sztylety do rzucania. Okazała się być całkiem pojętna, pokazując na najbliższym drzewie że umie trafić w coś innego niż powietrze. Denis zaś zabrał harpun, którego dotąd nie miał okazji wykorzystać. Podobnie jak Jacob miał ukryty atut, jednakże w przeciwieństwie do historyka, nie zdradził się nim jeszcze przed towarzyszami.

Następnie każdy wskazał, którą pozycję zajmie, aby Cooper i Manuel byli tego świadomi. Ruda pilotka podeszła wreszcie do samego historyka.
- Jestem gotowa kiedy i ty. Wracajmy do obozu, ściągnijmy tych drani tutaj i skopmy im tyłki. Tylko pamiętaj - trąciła jego ramię palcem - wszelkie akty odbywamy tylko hipotetycznie! I tak dość, że jesteś dzisiaj moim trzecim zalotnikiem.

- Trzecim? - zapytał rozbawiony, przytwierdzając solidnie pistolet abordażowy, po czym odebrał od inżyniera kołkownicę.
  • Miniaturowa kołkownica [1]
- To dowodzi tylko braku skuteczności moich poprzedników, na tym polu - odparł żartem z pojedynczym mrugnięciem. Chyba żartem. Broń znalazła swoje miejsce w szerokim rękawie niewygodnego stroju mieszkańców Xanou.

- Na przygotowanie wszystkiego będziecie mieli oczywiście dwa kwadranse. Zatem do zobaczenia niedługo i graj, muzyko - powiedział i ruszył w drogę powrotną.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline