Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2017, 03:18   #187
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
[quote=Campo Viejo;712107]



Sommerzeit, 2522 roku K.I.
Wielkie Hrabstwo Wissenlandu,
okolica Heisenbergu

Lato było w pełni. Słońce grzało, komary gryzły, trawy wypalone słońcem to żółciły, to brązowiły się tu i ówdzie plamami, spragnione deszczu. Woda w rowach melioracyjnych jak i w rzekach niski poziom trzymała i nikogo to nie dziwiło.

Spoceni i bruni od kurzu gościńca Chłopcy ze Strilandu zmierzali do małego miasteczka Heisenberg u podnóża Gór Szarych, których ostre skały ze śnieżnymi stokami dominowały horyzont na zachodzie i południu. Pogórze falowało mieszaniną lasów i wydartych z nich pól uprawnych. Podróży towarzyszyła wieść, że Heisenberg jest przeklęty klątwą Gigantów. Nie trudno zatem domyślić się powodu wizyty zaprawionych na imperialnych szlakach wędrowców. Ze wszystkich podróży ów rejon był najdalej wysuniętym krańcem względnie bezpiecznego Imperium Sigmara. Dzikość natury, surowość starych gór, które oddzielały ludzi od Lasu Lorien i towarzyszące krainie opowieści trącały nutą niepewności i podekscytowania grając na awanturniczej żyłce Stirlandczyków.

Podobno w okolicy Heisenbergu było tajemne przejście do Lasu Lorien między krasnoludzkimi twierdzami Karak Hirin i Khazid Grimaz.

Podobno Góry Szare, naturlana granica miedzy Bretonią a Imperium, były ziemią niczyją, gdyż krasnoludy interesowały nie góry, lecz to, co skrywały w sobie pod powierzchnią. Przeto górskie jaskinie, przełęcze i doliny dawały schronienie bandom zbójców, mutantów, knującym nekromantom i plemionom zielonoskórych orków i goblinów.

No i rzecz jasna podobno mieszkały tam Giganty wyparte przez ludzi w niedostępne domeny górskich masywów Starego Świata, jak i niegościnnej Norski targanej mroźnymi zimami i Chaosem.

Podobno w Heisenbergu umierali ludzie, z początku dzieci i starcy, a z czasem nawet krzepkie chłopy i ich twarde małżonki. Na szlaku mówili o tym napotkani domokrążcy, kupcy, a bliżej miasteczka potwierdziło kilka śpieszących się jak najdalej od swych domów zamożnych rodzin na wozach objuczonych dobytkiem. Dzień drogi przed Heisenbergiem Chłopcy ze Strilandu dostrzegli taki wóz w rowie. Splądrowany, uszkodzony, nadpalony, z całą rodziną wyrżniętą do nogi. Ciała ojca i syna, starca i dwójki maluchów leżały tam gdzie padły od krwawych ciosów, a nagie sylwetki matki i córki tam, gdzie były zaciągnięte na ubocze. Zbójcy w swej brutalności nie bali się bogów plądrując i gwałcąc na trakcie nim zniknęli w dziczy górskiego lasu. Podobno okolica nękana była przez zielonoskórych, lecz strzały sterczące z piersi trupów i buty wozu niczym szczególnym nie różniły się od ludzkich. Po drodze Stirladczycy widzieli jeszcze inne ciała, lecz już nie ludzi, a zwierząt. Tu i ówdzie przy drodze lub na pastwisku gniło truchło padłego bydła. Niejeden wieśniak w polu lamentował skarżąc się na pomór bydła i liche plony.




Wynurzając się z lasu, wjechawszy na krawędź wzniesienia, stojąc na szerokiej drodze, przed oczami Chłopców ze Strilandu rozpostarł się otwarty teren pól uprawnych po obu stronach traktu i rzeki wypływającej z murów miasteczka, które z żarze upalnego popołudnia drgało w oddali.

Na przedsionkach Heisenbergu, w czerwonym namiocie biwakował osobliwy jegomość z osiłkowatym sługą. Połamane koło było przyczyną postoju energicznego, jak się okazało alchemika, o imieniu Jan Vahn. Mężczyźni rozpaliwszy ogień przy drodze gotowali strawę. Uważnie przyjrzawszy się podróżnym i najwyraźniej uspokojeni obecnością krasnoluda jak i czarnych szat Morryty, zaprosili Stirladczyków.

- Jam Jan Vahn, wierny miłośnik uczonej sztuki alchemicznej. A to Brecht Jugen, kum, ochroniarz i asystent w jednej osobie. - chudzielec z binoklem przy oku przedstawił się za obu.

Wskazany osiłek przy ognisku wyszczerzył się, pełnią żółtych zębów spod bujnej brody, od ucha do ucha.

- Powitać. - kiwnął czupryną łamiąc gałązkę przy kociołku.

- Zapraszam na strawę. - rzekł Jan jowialnie. - Mało gościnne strony. - rozpostartym ramieniem zagarniając okolicę. - My brać wędrowna musimy trzymać się razem. Kim jesteście kochani i co was sprowadza w to opuszczone przez bogów miejsce?

Dym z pól unosił się strużkami tu i tam w oddali, a wiatr niósł smród zgnilizny i palonego mięsa.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 01-05-2017 o 03:20.
Campo Viejo jest offline