Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2017, 09:49   #43
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Chaaya obudziła się następnego dnia wyspana, wypoczęta i wyjątkowo rozleniwiona. Leżąc w pieleszach obserwowała świat za oknem, który powoli wyłaniał się spomiędzy mlecznobiałych oparów.
A więc było jeszcze dość wcześnie, skoro mgła unosiła się tak nisko między budynkami.
Jarvis leżał tuż obok, wtulony w jej nagie plecy. Tancerka nie była pewna czy ten śpi, czy drzemie, czekając na jej wybudzenie. Odgłosy z pokoju obok świadczyły o tym, że Nveryioth był już na nogach i szykował się do pracy. Starał się zachowywać cicho, by nie zbudzić sąsiadów po obu stronach swojego mieszkanka.
Bardka przymknęła oczy, ziewając przeciągle i wsłuchując się w odgłosy kroków w pokoju obok, skrzypnięcie drzwi… kolejne kroki i ciche stęknięcia schodów, gdy smok kierował się do wyjścia.
~ Miłego dnia ~ zawołała sennie za swoim partnerem, a ten tylko prychnął kwaśno, najpewniej zazdroszcząc kobiecie nadmiaru wolnego czasu.

W budynku znowu zapadła cisza, przerywana tylko oddechem czarownika obok, oraz pokrzykiwaniami gondolieroów za oknem, którzy niemal po omacku lawirowali między kanałami, starając się zawieźć swoich klientów jak najszybciej i jak najbezpieczniej do wyznaczonego im miejsca.
Kobieta pogładziła palcami po oplatającym ją przedramieniu mężczyzny, okrywając ich szczelniej kołdrą, bo powietrze w pokoju było nader rześkie, po czym przełączyła się w tryb czuwania, rozmyślając nad swoimi planami i dalszymi poczynaniami.
~ Śpisz Starcze? ~ zaczepiła czerwoną obecność, na dnie swojej duszy, bez większego powodu, ot z ciekawości i chęci nawiązania z Pradawnym być może jakiejś głębszej relacji niż tymczasowe naczynie bez uczuć i emocji.
~ Nigdy nie śpię… po prostu skupiam się na planowaniu ~ odparł dumnie.
~ I co takiego wymyśliłeś? Chcesz bym coś dziś zrobiła? ~ spytała niezobowiązująco.
~ Posunięcie się do przodu w sprawie Vantu byłoby miłe ~ mruknął gad spokojnym tonem głosu.
~ Prawdziwy z ciebie myśliciel… nie powiem ~ odpowiedziała rozbawiona błyskotliwością wypowiedzi smoka.
~ I podglądacz… was… choć z przymusu. ~ Westchnął smętnie i dodał poważniej. ~ Muszę oszczędzać się, by dłużej móc panować nad twym ciałem, gdy sytuacja będzie tego wymagać.
~ Wolałabym byś tego nie robił… albo przynajmniej był delikatniejszy niż ostatnim razem… ~ szepnęła nieco posępnie tawaif, moszcząc się wygodniej w uścisku czarownika, największą uwagę poświęcając na własnych pośladkach, wpasowanych w biodra kochanka.
~ Właściwie… to czy mogłabym cię o coś poprosić? ~ spytała nagle, a jej myśli powędrowały ku amazońskiemu mieczu.
~ Twoje ciało nie jest idealnym dla mnie celem do kontrolowania, więc nie martw się o to. Nie zamierzam przejmować nad nim kontroli, dopóki nie będzie ku temu ważnej przyczyny. Na przykład zagrożenie naszego życia ~ odparł Starzec, a Chaaya poczuła muśnięcie ust na swoim barku i ożywienie czarownika poniżej pasa. ~ Jaka to prośba?
~ Mój miecz potrzebuje… rozpoznania… identyfikacji ~ sprostowała, gładząc Jarvisa po dłoni obejmującej jej talię. ~ Wydaje mi się, że nie wykorzystuje w pełni jego potencjału, a co za tym idzie… w walce jestem narażona na większe niebezpieczeństwo.
~ To da się uczynić. Coś jeszcze? ~ zapytał obojętnym tonem.
~ Opowiesz mi o tych, którzy nas ścigają? ~ spróbowała swego szczęścia, martwiąc się o kraj i jego mieszkańców z którego, pochodziła.
~ Są tylko marionetkami prowadzonymi przez głupców. Za nimi zaś stoją demoniczni władcy. Aldinach pewnie jest ci znana? Pani Jadowitej Śmierci… czyż nie tak ją zwie twój lud. Ta która włada skorpionami i której imienia nie należy wymawiać pośród morza piasku? ~ stwierdził spokojnie czerwonołuski. ~ Zostałem jej... sprzedany.
~ Jako… niewolnik? Jak to się stało? ~ spytała wyraźnie wstrząśnięta tym co usłyszała.
~ Niewolnicy… Tym są Synowie Plagi, tym są opętane istoty, tym są dusze w Piekielnych wymiarach i Otchłani. Tymi będą wszyscy śmiertelnicy, jeśli władcy Synów Plagi zatriumfują ~ odparł cierpko Pradawny i dodał po chwili ciszej. ~ Ja nie chcę o tym mówić. To zbyt osobiste.
Chaai było wyraźnie żal smoka. Chciała się z tym kryć, ale Starzec był za silny, by taka słaba istotka jak ona, mogła się przed nim obronić. W pewien sposób, poczuła dziwną więź łączącą ją ze skrzydlatym. Wszak im obojgu odebrano wolność i ciała. Ją wykupił Janus… on… postanowił zrobić to własnoręcznie.
Jej nastawienie względem niego, nieco się zmieniło… już nie chciała się go pozbyć, bo był jej niewygodny, a zapragnęła mu po prostu pomóc. Mógł być złym, zadufanym w sobie, krótkowzrocznym i narzekającym gburem i sadystą o manii wielkości, ale zasługiwał na to by, jeśli nie samemu decydować o sobie, to przynajmniej żyć lub odejść godnie.

~ Przepraszam, nie chciałam cię zmuszać do osobistych wynurzeń. Nie podejrzewałam, że byłeś w takiej sytuacji… ~ To była szczera prawda. Bardka o wiele gada podejrzewała, o głupotę, o pyszałkowatość, o przeliczenie własnych sił na zamiary, nawet o to, że wsadził nos nie tam gdzie powinien i został za to ukarany, a teraz chciał zaleczyć swoją urażoną dumę.
~ Ale… jesteś pewien, że ten Belfegor nie okaże się podobnym Aldinachii?
~ Jakie to ma znaczenie? Zamierzam zawładnąć jego cielskiem i zdusić jego wolę. Zrobić to co inny czart zrobił mnie ~ odparł butnie Starzec. ~ I… pod względem charakteru, diabły są bardziej subtelne i wyrafinowane od demonów, reszta jednak jest identyczna. Tyle, że Belfegor jest od niej słabszy, ale za to silniejszy od demona, który me ciało pochwycił.
~ Nnno… tak… ~ odpowiedziała po chwili ciszy, dusząc w sobie chichot podlotka. Urażona męska duma, była niczym wobec urażonej dumy smoka. ~ Zadałam głupie pytanie… tak czy siak, postaram się trochę wywiedzieć w sprawie Vantu… ale nie złość się jeśli mi nie wyjdzie i więcej informacji uzyskam w sprawie na przykład “końca świata”.
~ Nie jestem niecierpliwym młodzikiem. Zdaję sobie sprawę, że zyskanie ciała godnego mej istoty nie będzie łatwe, tym bardziej, że i ty i twój… kochanek nie dysponujecie olbrzymią potęgą. Poczekam ~ łaskawie zgodził się smok. ~ Teraz ważną sprawą jest zachować cię w dobrej formie fizycznej i psychicznej. Nocne sesje z Jarvisem dobrze na to wpływają.
A sam obiekt rozważań Starca leniwie błądził opuszkami palców po brzuchu bardki, muskając skórę pieszczotliwie i czule.
~ Polemizowałbym… ~ odpowiedziały jednocześnie Chaaya jak i wyobrażenie jej babki. I choć sama tancerka była raczej stwierdzeniem smoka rozbawiona, tak stara kobieta wyraźnie zniesmaczona.
~ Mam nadzieję, że nie zanudzisz się na śmierć w mym bezsilnym ciele… ~ mruknęła, powoli skupiając swoje myśli na czarowniku obok, w zawoalowany sposób przekazując Starcowi, że ich czas dobiega końca.
~ Tak samo jak ty… odczuwam twoje doznania. Bądź co bądź nie mogę całkiem oddzielić się od świata twoich zmysłów ~ odparł krótko, po czym spytał. ~ Kiedy chcesz badać swój miecz?
~ Chciałabym jak najszybciej… ~ odparła, niczym zniecierpliwione dziecko czekające na niespodziankę, na chwilę napinając wszystkie mięśnie, jakby gotowa była wstać teraz z łóżka i podejść do broni, gdy jej rączka spoczęła na biodrze kochanka. ~ Ale oczywiście dostosuję się do twojej decyzji… ~ dodała pokornie, zastygając w chwili oczekiwania, drapiąc pazurkami pośladki Jarvisa.
~ Kiedy tylko chcesz… to zajmie chwilę. Albo rozpoznam broń, albo nie… ~ stwierdził krótko Czerwony.

Bardka przygryzła usta w skupieniu, rozważając wszelkie za i przeciw, by to właśnie w tej chwili załatwić próbę identyfikacji. I wychodząc z założenia, że: “co masz zrobić jutro, lepiej zrób dzisiaj”, z przykrością wyplątała się z uścisku czarownika, wyskakując spod kołdry niczym struna.
~ Teraz… później mogę nie być… możemy oboje nie być w nastroju… jeśli nie kondycji ~ odparła spolegliwie, dopadając do amazońskiego ostrza leżącego na sekretarzyku.
~ Obejrzyj je dokładnie ~ polecił smok, podczas gdy Jarvis leżał w łóżku i też dokładnie oglądał, pupę nagiej bardki.
- Ktoś tu… ma w sobie sporo energii od rana - zagaił wesoło. - Dobrze ci się spało?
Chaaya usiadła na krześle, wyciągając broń z pochwy i kładąc miecz na stole, przyjrzała się najpierw rękojeści wraz ze smoczymi zdobieniami, a następnie ostrzu, gładząc metal opuszkami palców. Gdy skończyła badać jedną stronę, odwróciła go na drugą i powtórzyła czynność, tym razem zaczynając od czubka klingi na uchwycie kończąc.
~ Skarb starego łysego… zimnodupa. Kto by pomyślał, że przetrwa dłużej niż jego twórca. To Furia Wyrma Mrozu. Miecz, który należał do skarbu jednego z potężniejszych i jednego z niewielu bystrych białych smoków. Widzisz te runy… kiedy je wykrzyczysz to uwolnisz ukrytą w nich moc i porazisz serca wrogów smoczym rykiem. A... i rani zimnem, jak wszystkie bronie jego służby ~ wyjaśnił Starzec z rozbawieniem.
~ Tak… wiem, walczyłam już nim… ~ odparła podekscytowana, wpatrując się w runy. ~ Ten smoczy ryk… to ma jakąś… szczególną… moc… czy po prostu brzmi fajnie? ~ spytała lekko zblazowana na tę nowinę.
~ To smoczy ryk… budzi strach w śmiertelnikach ~ stwierdził Pradawny, wyraźnie urażony jej słowami. ~ Ja wiem, że wasze smoki rykami nie robią na nikim wrażenia. Ale ryk PRAWDZIWEGO smoka, to siła, która zgina kolana w pokłonie.
~ Musi brzmieć wspaniale… ~ rozmarzyła się dziewczyna, ignorując urażę w głosie rozmówcy i odbijając światło w gładkiej tafli metalu. ~ Nvery jak się zakrztusi to brzmi dostojnie… wtedy ma taką chrypkę… ~ napomknęła z rozbawieniem, wstając od blatu by pomachać swoją nową zabawką. ~ Twojego prawdziwego głosu pewnie nigdy nie usłyszę… ale gdy będę inkantować rozkaz, zawsze będę cię mieć w pamięci ~ odparła ciepło, uśmiechając się szeroko, pląsając po pokoju jakby wyobrażała sobie walkę z tysiącem wrogów.
~ Macie nową smoczą panią. Pewnie też umie ryczeć, choć jest młodziutka ~ przypomniał jej Starzec.
~ Nie wiem, czy chcę tam wracać… Nvery nie tęskni, a mnie tam nic nie trzyma… spłaciłam dług Janusowi. ~ Wzruszyła ramionami, zatrzymując się po chwili przed oknem, by wyjrzeć przez nie. ~ Więc pewnie nie będę mieć okazji poznać jej atutów.
~ Ja zaś sądziłem, że rozszerzę moje ziemie kosztem Zgniłozęba, zielonej gnidy będącej też smokiem. A zamiast tego jestem tu… Nigdy nie wiesz jak skończy się droga, na której stopę postawiłaś ~ stwierdził ironicznie.
~ Zobaczymy jak to będzie… Dziękuję ~ odparła szczerze, wracając do biurka, by ponownie zasiąść na krześle i schować miecz do pochwy ze skóry dinozaura. Zanim schowała ostrze, popatrzyła na runy w celu odgadnięcia do jakiego języka należały.
~ Nie masz powodu… Jestem w tobie. W moim interesie jest uczynić cię silną i potężną smoczycą ~ odparł Starzec jakby nieco speszony jej podziękowaniami.
Słowa wyryte na klindze należały do starego języka. Oczywiście smoczego, choć w wersji mocno archaicznej, przynajmniej dla tancerki. Wypowiedzenie ich, może przysporzyć dziewczynie nie lada kłopotów, ale nie zaprzątała sobie na razie tym głowy…
Popracuje nad tym później, a zielonołuski na pewno jej pomoże w akcencie, miał smykałkę do wszystkiego co stare w Kryształowej Jaskini, a więc na pewno spotkał się i ze starszą wersją rodzimego języka.
Chaaya dumała chwilę, ważąc broń w dłoniach, gdy nagle się wyprostowała i odwróciła do czarownika.
- Co mówiłeś? - była pewna, że słyszała jego głos, ale go nie słuchała… nie pierwszy raz zresztą.
- Cały miłosny poemat wypowiedziałem natchnionym głosem… a ty nie słuchałaś - stwierdził z wyrzutem czarownik siląc się na dramatyczną minę, by nadać jeszcze więcej absurdu wypowiadanym słowom. Uśmiechał się leżąc w łóżku. - A poza tym podziwiałem twoją osóbkę. Nic dziwnego, że cię tak często rozbieram… Jesteś prześliczna.
- Zamilcz… moje uszy więdną… - skwitowała kwaśno, przewracając teatralnie oczami i odchylając się do tyłu, jakby miała zaraz zemdleć od słodkich słówek czarownika.
- Jak ci się spało? - spytała po chwili, wstając dziarsko z siedziska by podejść do nóg łóżka.
- Przyjemnie… a tobie? Dość długo wpatrywałaś się w swój miecz. Odkryłaś coś ciekawego? - Czarownik nadal leżał przyglądając się dziewczynie. Uśmiechał się przy tym ciepło i życzliwe.
Powoli usiadł na łóżku. - Możliwe, że trzeba będzie się niedługo wplątywać w miejscową śmietankę, ale tym… zanudzę cię najwcześniej wieczorem.
- Źle… zawodziłeś przez sen jak banshee - odparła trzpiotnie na jego pytanie, wchodząc kolanami na materac. - Iii... nie mogę pochwalić się żadnym odkryciem… wszystkie zagarnął Starzec, za co jestem mu wdzięczna - odpowiedziała ciepło, przechodząc na czworaka i powoli podchodząc do Jarvisa. - Nie mogę się doczekać, kiedy wypróbuje go na swoich przeciwnikach… - zachichotała psotliwie, siedając przed mężczyzną na kolanach.
- Cóż… bardziej na szkodnikach. Gobliny są plagą, która odpowiednia jest dla nowicjuszy… dla Nverego i Godivy… ale i my możemy trochę poćwiczyć wraz z nimi. - Dłonie mężczyzny ujęły krągłości jej piersi, a jego usta zaczęły wodzić po ich skórze, językiem zataczając kółeczka wokół szczytów biustu. Wielbił te kręgłości jej ciala z entuzjazmem podrostka, ale i też umiejętnie trącał struny jej zmysłów.
- Owww… dziecinka zgłodniała, tak? - zapytała słodko, gładząc Jarvisa po głowie, niczym małego chłopca. - Nie będę im psuć zabawy, poczekam na nieco wytwarlszego wroga - sprostowała, przeciągając się leniwie, by z czułością przyglądać się kochankowi… niestety nie odwdzięczając się żadną pieszczotą.
- Musisz przyznać… że kusisz… do tego by zakosztować twej słodyczy - wymruczał czarownik nie przerywając pieszczot jej piersi, czasem nawet delikatnie kąsając skórę. - Miasto zawiera wiele miejsc, w których mogą kryć się zagrożenia większe niż gobliny… i równie duże nagrody.
- Połączmy przyjemne z pożytecznym… zarabiajmy i dajmy pole do popisu dwóm jaszczurkom - mruknęła kocio, powoli kładąc się na plecach, ciągnąc za sobą czarownika. Ugięte nogi dalej miała pod sobą, ale najwyraźniej jej to nie przeszkadzało.
- Powolutku, pomalutku… od goblinów przejdziemy do czegoś ciekawszego dla nas. Co się tyczy śmietanki… nigdy jej jakoś nie lubiłam, chyba że w ubitej formie… wieczory wolałabym spędzać z Nveryiothem, toteż ograniczmy się do minimum w kontaktach z “błękitną krwią” tego miasta.
- Taki mam zamiar… - odparł Jarvis, podążając głową za bardką, a potem schodząc niżej i czubkiem języka wodząc po napiętych mięśniach brzucha. - Im mniej będziemy się zadawać z tutejszymi elitami przeżartymi wampirzymi koneksjami tym… lepiej. Niemniej one mają informacje, a i czasem zasoby, które mogą być przydatne, więc… niekiedy nie będziemy mieli wyboru. - Spojrzał w jej oczy dodając. - A ty jesteś lepszą dyplomatką ode mnie.
Tancerka milczała wpatrując się w sufit, gładząc się palcami po obojczyku.
- Jakoś to będzie… - W końcu się odezwała, podnosząc głowę by spojrzeć na kochanka. - Pójdę dzisiaj w miasto zasięgnąć języka… czy macie tu jakieś tematy tabu o których powinnam wiedzieć?
- Nie… ale za to są tematy drażliwe. Nie mówi się o polityce i przestępczości i tajemniczych kultach z nieznajomymi. Zanim poruszysz taki temat, twój rozmówca winien cię dobrze znać i ci ufać. A i wtedy… ściany mają uszy, pamiętaj o tym. - Przywoływacz leniwie muskał ustami i językiem podbrzusze bardki. - Czy aby ta pozycja nie jest dla ciebie niewygodna?
Dziwne miasto… z równie dziwnymi ludźmi, obyczajami, czy tematami do rozmów…
Chaaya nie do końca wiedziała, o czym więc mieszkańcy mówili między sobą, skoro podstawowe, niemal esencjonalne tematy, które były nieodłącznymi elementami ich codziennego życia, były zakazane.
“Może dyskutują z podróżnymi o pogodzie…” zagaiła sarkastycznie jedna z tancereczek, na co zaraz wtrąciła ostro babka “... o cyckach chyba.” Po czym prychnęły obie panie rozbawione własnymi wizjami.
“Kraj boidudków” zawyrokowała dumnie jedna z dziewcząt, na co zaraz zawtórowała kolejna “Kraj kompleksów”, “Kraj ułudy!”. Wszystkie alter ega tawaif poczęły przerzucać się epitetami na temat La Rasquelle.
Gdy tymczasem głównodowodząca milczała, słuchając uważnie wszystkich spostrzeżeń, samej zastanawiając się co czynić dalej.

- Całkiem wygodna… - odpowiedziała na głos czarownikowi, głaszcząc go machinalnie po włosach. - Ale jak już podjąłeś temat… - Kobieta wygięła plecy w łuk odpychając nieco mężczyznę od siebie i wyciągając spod siebie najpierw jedną, a później drugą nogę. Oparła je na torsie mężczyzny, bawiąc się stopami o jego płatki uszne.

“Którą z nas wybierzesz do roli Paro?” młode bardki znudzone przekomarzaniem się między sobą, zaczęły domagać się atencji ze strony swojej stworzycielki, która kryła się aktualnie pod maską Chaai - Smoczej jeźdźczyni.
“Dawno mnie nie wybierałaś…” poskarżyła się słodka niczym miód kochanka o gołębim sercu, ubierająca się w muślinowe kaftany zdobione lapisowymi nićmi, delikatna i ezoteryczna, niezdolna skrzywdzić nawet faraonki we własnej kuchni.
“Cicho ty szara myszo, to mnie dawno nie było!” zakrzyknęła bojowo dziewuszka co to siostry ciągnęła za warkocze i zawsze chodziła w spodniach, a nocami lubiła wykradać się wraz z przełożonym ochrony zamtuza do miejskich slumsów, by obserwować, jak i uczestniczyć w prostym życiu ludów “pierwotnych”, w których zachowana była tradycja czasów minionych lub porzuconych.
“Tak się składa, że nie było mnie na scenie, aż dwa tysiące trzysta siedemdziesiąt dwa dni i cztery godziny…. “ wtrąciła intelektualistka ze złotymi okularami na nosie, spędzająca pół życia w bibliotece, a drugie pół na uniwersytecie, gnębiąca swą niedostępnością nie tylko klientów, ale i rodzinę.
“To co ja mam powiedzieć… wzgardzona, samotna, spragniona prrrawdziwego mężczyzny… który mnie zdominuje, zwiąże, poddusi, przypiecze płom…”
“Znowu się ta wariatka ocknęła… Nic tylko by ją lać i posuwać na zmianę…”
“I ciągle jej mało.”
“Nie jesteście wcale lepsze… to nie ja się ubieram skórę i depcze po twarzy nawabów.”
“Wypraszam sobie… gustuje tylko w dziecięcych koronkach.”
“Obie jesteście szalone!”
“CIIISZAAA! Na bogów Kamalo pilnuj te idiotki, bo jeśli nie TY, to JA oszaleję!” Laboni w końcu przebiła się przez zgiełk myśli, skrupulatnie uciszając większość pannic, choć nadal kilka butniejszych fukało i dogadywało starej tancerce, nie rozbiąc sobie nic z pustynnego savoir-vivre.

- To miasto kontemplowania sztuki, poezji i kłamstwa… Każdy ci powie jak wspaniale rządzone jest La Rasquelle, jak sprawiedliwa jest straż miejska, jak niskie są podatki. Ale woli rozmawiać o jedzeniu, o rzeźbach, o poezji, o… twoich gustach. Gdy zostaniesz poznana, gdy rozpoznają cię jako swoją… wtedy powiedzą ci prawdę. - Dłonie mężczyzny wodziły po łydkach bardki, a spojrzeniem po jej piersiach i łonie… czego wynikiem było wyraźne pobudzenie Jarvisa. Ale on się na razie nie spieszył, delektując się urodą bardki niczym koneser zachwycający się obrazem.
- Trochę tu nudnie… przynajmniej sądząc z twoich opisów - odpowiedziała cicho, skupiając wzrok na rozmówcy. - Jakie są twoje gusta Jarvisie? - spytała zaciekawiona i nieco skonfundowana, rolując sobie kołdrę pod głową by leżeć wygodniej. - Jakie powinny być moje?
- Jakie gusta… w jakim znaczeniu? - zapytał zdziwiony czarownik, sięgając palcem ku punkcikowi rozkoszy bardki i z łobuzerskim uśmieszkiem dotykając ją delikatnie, co by nie pobudzać jej zmysłów za szybko. - Gust może dotyczyć różnych rzeczy.
- No… o tych wszystkich o których mogą pytać miejscowi… - Kobieta ściągnęła brwi w zakłopotaniu, kładąc stopę na policzku mężczyzny, odchylając jego głowę w bok.
- To… w sumie nie ma znaczenia. Jeśli twoje gusta będą podobne rozmówcy to szybciej cię polubią, jeśli odmienne to… z pasją podyskutują o nich. Im dłużej i bardziej się włączysz w rozmowę, tym chętniej poruszą i te tematy, które cię interesują. Tak jak Dartun, który wszak z mego powodu nie wahał się mówić o wszystkim - odparł Jarvis z lekkim uśmiechem.
- Aha… - mruknęła pod nosem tawaif, zjeżdżając stopą z policzka na klatkę piersiową. Westchnęła cicho i z niejakim ciężarem na piersi, wyraźnie nad czymś myśląc, choć zabiegi czarownika jej temu nie sprzyjały.
- A co ze szczerością? Czy ludzie ją sobie cenią, czy wolą usłyszeć kłamstwo?
- Raczej spodziewają się kłamstwa jeśli chodzi o politykę… od obcej osoby. Spodziewają się ukrytych intencji za takimi słowami. W La Rasquelle pełno jest agentów… wampirzych sług, szpiegów różnych zakonów, informatorów kupieckich familii. Jeśli będziesz wyglądała na ciekawską osóbkę, będziesz też brana za takiego szpiega. - Palce obu dłoni mężczyzny pieściły delikatnie jej intymny zakątek. Rozpraszały myśli i służyły zaostrzaniu apetytu. Czarownik lubił wszak budzić głód u bardki na swą kiełbaskę.

Chaaya stukała paluszkami o swoją brodę, układając swoje myśli. Rodzinne miasto jej kompana było wyjątkowo pokręcone i tancerka nie miała chyba na podorędziu odpowiedniej maski, którą mogłaby przywdziać na dzisiejsze potrzeby. Pozostawało jej więc stworzyć nową… ale Jarvis jak na złość, próbował ją od tego odwieść. Tawaif mogłaby pomyśleć, że trafiła na cholernego, niezaspokojonego samoluba… gdyby przywoływacz się faktycznie nie starał by i ona czerpała z ich igraszek przyjemności.
Tak czy siak… Smocza Jeźdźczyni nie miała na niego teraz ochoty, ale zbywać go z niczym… nie miała jakoś serca, a poza tym… Starzec by oponował… na sto procent. Miał jakąś słabość do czarownika. Bronił go i ciągle podkreślał jego ważną rolę przy niej…
“Która to tak najwięcej jęczała, że jest osamotniona?” Chaaya spytała zastęp dziewcząt, które zgodnie wskazały na roznegliżowaną tawaif bawiącą się samą sobą. “Dawaj no tu… muszę trochę pomyśleć…”
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline