Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2017, 09:50   #44
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Kobieta zamknęła na chwilę oczy, a mięśnie jej twarzy rozluźniły się jak podczas snu. Odepchnięcie stóp na piersi czarownika było jednak silne i co najważniejsze brało z zaskoczenia, toteż biedak mógł tylko polecieć do tyłu na poduszki.
Po chwili na horyzoncie pojawiła się twarz bardki, która usiadła okrakiem na kochanku, uśmiechając się łobuzersko. Figlarny języczek oblizywał rozchylone ustka, a w oczach tliły się iskierki namiętności o które tak brdzo zabiegał.
Tawaif ścisnęła dłonią policzki Jarvisa, całując go z pasją i agresywnością godną niejednego drapieżnika.
- Tęskniłam - szepnęła mu w usta, gdy ich wargi rozłączyły się na chwilę, by ponownie połączyć w pocałunku. - Mogę gryźć? Mocno? - spytała słodko, wbijając pazurki pod jego obojczyki, podskakując mu na brzuchu, jakby nie mogła się doczekać ich wspólnej zabawy.
- Oczy… wiście - odparł zaskoczony czarownik leżąc i dłońmi wędrując po jej ciele na oślep. - Wszystko co nam doprawi tą przyjemność, dodatkową iskrą.
- Odpłać mi się tym samym - poprosiła lubieżnie, podgryzając go delikatnie w nos, policzek i brodę. Swoje dłonie trzymała na szyi czarownika, jakby miała zamiar go dusić. Uścisk był jednak lekki, a po chwili całkowicie znikł, gdy opuszkami palców zaczęła zjeżdżać po klatce piersiowej mężczyzny w celu zbadania newralgicznych rejonów kochanka. - Zastanów się dokładnie co chcesz zrobić, bo zrobimy to tylko dwa razy… raz po mojemu - warknęła mu do ucha gryząc go w płatek. - I raz po twojemu… a później koniec… aż do wieczorrra.
- Więęęęc… ty pierwsza? - wymruczał czarownik, kąsając jej bark i znacząc pośladki dziewczyny zadrapaniami.
- Głupie pytanie! - obruszyła się, uderzając go pod brodę na ostrzeżenie. - Nie złość mnie, bo będzie cię boleć - pogroziła mu żartobliwie, wyskakując z jego objęć, niczym górski pstrąg w wodospadzie. Po dwóch susach była z powrotem, ze starannie ułożoną liną w rękach.

- Nie bój się jamun… rączki będziesz mieć wolne - odparła z przekąsem, tworząc pętelkę przez którą przeciągnęła linę tworząc samozaciskającą się… smycz z obrożą.
Uśmiechając się z triumfem, założyła mu ją na szyję, zaciskając sznur, a resztę przerzucając przez wezgłowie łóżka.
- A teraz słuchaj, bo nie będę się powtarzać… jeśli twoje usta choć na chwilę zejdą z moich piersi, dowiesz się co to znaczy wściekła kurwa. - Jej głos był zimny i lekko syczący, niczym u węża, gdy napięła linę tak… że żeby czarownik mógł przybliżyć swą twarz do dekoltu tawaif… musiał sam siebie podduszać. - Zrozumiano? - zapytała słodko, cmokając czarownika z czułością w oba policzki, by po chwili dziabnąć go bez ostrzeżenia w ucho.
~ Zrozumiano… i oczekuj podobnych atrakcji ~ odpowiedział telepatycznie czarownik, starając się dotknąć ustami jej biustu i nie stracić powietrza w płucach.
- Nie bój się złociutki… to nie boli - sarknęła, dociskając jego głowę do swojej lewej piersi, wolną ręką, pozbywając się kołdry pod swoimi biodrami, która podczas tych wszystkich perturbacji, jak na złość okrywała gotowe do podboju jarvisowe oręże.
Gdy niecna pierzyna została ostatecznie strząśnięta, dziewczyna naprowadziła kochanka na właściwe miejsce, powoli się na niego otwierając.

Chaaya zamruczała w zadowoleniu gdy ich ciała zespoliły się, uwalniając głowę Jarvisa z uścisku. Ruszyła na razie miarowym i spokojnym tempem swych bioder, gładząc go pieszczotliwie po barkach. Zdawać by się mogło, że była niecierpliwa...
Usta czarownika łapczywie zacisnęły się na jednej z piersi, całując i kąsając ją drapieżnie i łakomie. Jego dłonie błądziły po ciele bardki, gdy ona prowadziła ich oboje truchtem do spełnienia za pomocą swych kołyszących się bioder.
- Taki grzeczny… - zadumała się bardka, przyspieszając powoli swe ruchy, tak, że schwytanie podskakujących piersi było nie lada wyczynem zręcznościowym, a lina na szyi nieustępliwie wpijała się w delikatną skórę.
- Skup się - warknęła ostrzegawczo, zjeżdżając dłońmi nisko na plecy mężczyzny, by powolnymi drapnięciami, wspiąć się ponownie na barki.
Na razie tylko piekło i to całkiem przyjemnie, Jarvis jednak wiedział, że następnym razem skończy się krwawo… i to bardzo. Czuł to w uścisku na swoich ramionach, jak i w uderzeniach bioder tancerki, która łapczywie doprowadzała go na granicę nie tylko spełnienia, ale i świadomości przy tak utrudnionym oddychaniu.
Na szczęście dla niego… taka zabawa nie trwała długo, efektownie doprowadzając go do wyjątkowo sensualnej kulminacji. Chaaya tylko fukała na wpół gniewnie, drżąc na całym ciele, które powoli zaczęło napierać na jego, dzięki czemu mężczyzna mógł się położyć i spokojniej odetchnąć.
Jarvis przyglądał się zamyślony leżącej na nim dziewczynie, zbierając zapewne siły jak i entuzjazm do jego zabawy. Bardka nie musiała się wysilać, by domyśleć, że… najwyraźniej miał problemy z rozgryzieniem natury Chaai. I jej nagłych zmian charakteru.
Kobieta muskała ustami szyję kochanka, bawiąc się liną w zębach. Jej oddech przestał być chrapliwy, choć ciągle słyszalne były ciche pomruki głodnego zwierza, wtulającego się w jego tors, jakby nie mogąc się zdecydować w jakiej pozycji zastygnąć. Ciągle się przemieszczała i wiła, całując, czasem podgryzając i ustawicznie mrucząc.

- O czym myślisz? Takiś cichy… zazwyczaj paplasz jak najęty gdy się kochamy - zaśmiała się zgryźliwie, po czym zaczęła łaskotać oddechem jego prawe ucho.
- Zastanawiam się… czy kiedykolwiek zdołam cię zrozumieć. Odkryć klucz do twej natury. Zawsze mi to umyka - odparł i delikatnie ugniatając jej pośladek dodał. - Bo mam wrażenie, że mi go nie zdradzisz.
- Podobno jesteś dobry w odkrywaniu - mruknęła, zataczając językiem kręgi na jego policzku, zaczepiając go od czasu do czasu w ucho. - I podałam ci go… nawet niedawno - dodała enigmatycznie, wzdychając. - Zawsze też możesz się spytać, choć nie gwarantuję, że otrzymasz satysfakcjonującą cię odpowiedź.
- Później… - Jarvis łapczywie przycisnął wargi do jej ust. Całował ją długo i namiętnie. - …może spytam. Teraz myślę tylko… o pokusie… o tobie.
- Zamiast myśleć, mógłbyś wreszcie przejść do czynów… - poskarżyła się z ironią, kładąc z boku kochanka, co by mieć lepszy dostęp do jego ciała.
Jej usta wciąż gładziły policzek Jarvisa, a miękkie piersi wtulały w jego przedramię. Wolną ręką głaskała go okrężnymi ruchami po podbrzuszu, od czasu do czasu delikatnie drapiąc delikatną skórę.
Czarownik popchnął bardkę na plecy, jego usta przylgnęły do jej obojczyka, a dłoń wślizgnęła się między uda tancerki by pieścić ją władczo i drapieżnie w intymnym zakątku.
Jak drapieżnik i władca zarazem.
Ta zaśmiała się filuternie z cichym pomrukiem zadowolenia. Jej dłonie gładziły łopatki mężczyzny, masując opuszkami mięśnie i delikatnie drapiąc skórę, jak kot ugniatający swojego ukochanego właściciela.
- To rozumiem… czy zdecydowałeś już, jak wykorzystasz swoją jedyną, dzisiejszego poranka, szansę? - zapytała z uśmiechem, rozluźniając się pod dotykiem jego smukłym palców.
Jarvis mógł być i drapieżnikiem i władcą, gdyż ona perfekcyjnie odnajdywała się w roli jego małej zdobyczy.
- Tak… wezmę cię na stoliku… siedzącą wygodnie… otwartą na przyjęcie swego kochanka… - Usta mężczyzny odnalazły jej pierś całując ją namiętnie. - Tak szybko, jak szybko twa rączka doprowadzi mnie do stanu… gotowości.
Jego wszak dłoń, sięgając w głąb kwiatu robiła wszystko, by tawaif nabierała apetytu na kolejne chwile w ramionach Jarvisa.
- A co jeśli nie doprowadzi? - przekomarzała się półszeptem, a czarownik poczuł jak dziewczyna wygina się w jego stronę, by sięgnąć palcami męskości. Na początku badała teren delikatnie i trochę na oślep. Łaskocząc, lub czasem zadrapując jakiś fragment skóry… by w końcu objąć grot jego włóczni w ciepłą piąstkę, ściskając ją lekko.
Oddech kobiety był umiarkowanie ciężki, a więc była prawie gotowa do intensywniejszej zabawy, choć po ciepłocie jej łona, można było stwierdzić, że jej ciało nie zdążyło ostygnąć i płonęło równomiernym ogniem od pewnego czasu.
- Nie wątpię ani w twój talent, ani w twą urodę… więc… nie mam wątpliwości - mruczał czarownik, ustami wędrując po jej biuście i gwałtownymi ruchami palców w jej kwiecie podsycając ów ogień. Tak jak i ona pobudzała jego… nie było to wszak trudne zadanie. Jarvis miał na nią ochotę, więc nawet bez dotyku jej palców stanąłby na wysokości zadania. Tyle, że nieco później.

- Czy wytrzymam? - spytała nagle, falując pod dotykiem mężczyzny, niczym pobudzona przez wiatr zasłona, wzmacniając pieszczotę na jego berle. - Dzień będzie długi… czy doczekam nocy? Nie doczekam, na pewno nie… - szeptała coraz ciszej, by coraz mocniej ściskać go w swojej dłoni.
- Obiecaj mi, że gdy tylko się spotkamy… weźmiesz mnie niezależnie gdzie się znajdziemy… - Chaaya zaczęła kołysać rytmicznie biodrami, wprawiając jej ciało w hipnotyczne wicie się.
- Tak… obiecuję… a teraz… na stolik… już… - odparł bez namysłu, czując jak jej dotyk doprowadził go do gotowości.
Tancerka z trudem dostosowała się do rozkazu, odrywając się od kochanka i powoli przesuwając się na krawędź łóżka.

Szła jakby miała zaraz się przewrócić, jakby ziemia pod jej stopami była pokładem targanego sztormem statku.
Oparłszy się dłońmi o brzeg stolika, przez chwilę oddychała miarowo, by w końcu się odwrócić i z podskokiem usiąść na blacie, rozchylając nogi w szpagat.
- Tak dobrze mój słodki?
- Idealnie… - mówił czarownik wpatrując się rozpalonym spojrzeniem w ciało bardki. Podchodził powoli, ale nie musiał długo. Od łóżka do stolika nie było daleko.
Dłońmi otoczył twarz tawaif całując czule jej usta. Jedna ręka wylądowała potem na biodrze, gdy powolnym ruchem bioder zagłębiał się w swej kochance. Kolejne sztychy nie były już delikatne, a silne. Jarvis wsunął drugą dłoń we włosy Chaai ciągnąc za nie i zmuszając kobietę do odchylenia głowy do tyłu. Dzięki temu, mocniej wyeksponował jej szyję i piersi, po których to wodził ustami całując i kąsając skórę.
Bardka zaparła się mocno jedną ręką za plecami, odchylając na biodrach do tyłu, by czarownik mógł w pełni korzystać z dobrodziejstw jej ciała. Nie tylko łona, ale i naprężonej szyi oraz leniwie bujających się piersi, które nieśmiało aplauzowały co silniejsze pchnięcia jego bioder wesołym poklaskiem.
Wolną ręką gładziła mężczyznę po mięśniach przykręgosłupowych. Czasem wbijając pazurki w mokrą od potu skórę i mrucząc w zadowoleniu, gdy udawało mu się trafić w czulszą ze strun jej organizmu.
Była cicha, wyjątkowo, ale Jarvis wiedział, że były to tylko pozory. Gdy całował jej dekolt czuł pod ustami łomoczące, niczym dziki ptak w klatce, serce. Kobiece wargi, czerwieniły się i puchły od ukradkowych ugryzień, gdy tancerka powstrzymywała się przed wydobywaniem co głośniejszych dźwięków. A dłoń, teraz spoczywająca na jego lędźwiach, coraz mocniej drżała, błądząc po mapie jego pleców.
Znał u niej te odznaki, rozpoznawał stan w który powoli się osuwała i jeśli dobrze to rozegra, może pożreć ją nie raz a wiele razy, gdyż budził się w niej głód, który pojedynczym spełnieniem nie da się ugasić.
I też… taki był jego plan, bo gdy tylko kolejne ruchy bioder doprowadziły oboje do spełnienia, Jarvis wylądował na klęczkach przed dziewczyną i ustami rozpoczął kolejne pieszczoty jej intymnego zakątka nie dając odpocząć po niedawnej chwili ekstazy.
Kobieta warknęła opadając w tył, dotkliwie obijając się w łokieć, choć w tej chwili nie czuła bólu, a jedynie pragnienie, które pozbawiało ją ludzkich zmysłów.
Kilka Chaaj w jej głowie zaczęło świergotać, by któraś w końcu przejęła panowanie nad ciałem, ale ich protesty szybko przykryła kolejna fala przyjemności.
Tancerka zarzuciła jedną nogę na ramię czarownika, przyciągając go do siebie jakby w obawie, że ten mógłby jej uciec. Wolna dłoń, wbiła się w pierś, masując i ściskając ją brutalnie, w rytm akompaniamentu narastających jęków, których nie była już w stanie tak łatwo tłumić w sobie.
Jarvis sięgał językiem łapczywie, rozkoszując się słodkim wnętrzem kwiatu niczym koliber, kwiatu pulsującego od żądzy. A żeby jeszcze bardziej podgrzać atmosferę, przesunął palcami pomiędzy pośladkami, aż dotarł do obszaru, który chciał otworzyć wytrychami swych palców. Tawaif została zaatakowana w dwóch miejscach i z obu uderzały w jej zmysły kolejne fale doznań.
Druga z kobiecych nóg oplotła go po przeciwnej stronie, przyciskając do siebie, w żelaznym uścisku, z którego już na pewno nie będzie ucieczki.
Bardka uniosła biodra do góry, oddychając ciężko i spazmatycznie wprawiając jej ciało w falowanie, niczym spienione morskie tonie.
Zachrypnięty głosik, śpiewał już na całe gardło, całkowicie zatracając się w samolubnym czerpaniu rozkoszy z ust i dłoni kochanka.
Jarvis zaś był w tej pieszczocie bezlitośnie konsekwentny i precyzyjny. Pobudzał jej ciało pieszczotami coraz silniej i coraz mocniej, aż do gwałtownego finału, a potem kolejnego i kolejnego… nie dając tawaif chwili wytchnienia na tym stoliku.
Tym bardziej, że owy mebelek miał wszechstronne zastosowanie, podobnie jak łóżko. Toteż Chaaya szybko zapragnęła, by czarownik brał ją na przeróżne sposoby, kombinacje i pozycje. Bez przerwy, bez słowa, czy choćby jednej wolnej myśli, aż w końcu oboje pozostali bez jakichkolwiek sił. Tylko jak to wyprosić u kochanka klęczącego między jej udami i testującego dłońmi i językiem różne techniki na jej kobiecości?
Był na to jeden sposób. W jej wypadku działał, gdy Ranveer go wykonywał, toteż bardka mogła sprawdzić, czy podziała i w drugą stronę.

Chaaya leżała oddychając spokojnie i ze zmęczeniem. Oczy miała zamknięte i wydawać by się mogło, że drzemie.
Gdy język kochanka zagłębił się w jej kwiecie, zespalając ich usta ze sobą, chwyciła go udami za głowę, splatając nogi na karku w ciasnym uścisku.
- Zastanawiałeś się kiedyś jak wygląda śmierć przez uduszenie? - spytała sennie, napierając biodrami na kraniec stolika, powoli zsuwając się na klęczącego czarownika, przewalając go i siadając mu na twarzy.
Uśmiechała się przy tym wrednie, choć uśmiech ten nie należał do zwycięzcy, a przegranego.
- Bolą przy tym strasznie płuca… ale dość szybko traci się przytomność… - wytłumaczyła grzecznie, wzmacniając uścisk nóg, odcinając mężczyznę od wszelkich dróg oddechowych. - Jeśli mnie ugryziesz to cię zabiję… przyrzekam.
~ Myślałem… że lubisz ostre zabawy… chyba nie boisz się drobnej malinki? ~ Czarownik starał się zachowywać buńczucznie, choć sytuacja ku temu nie sprzyjała. Nadal palcami pobudzał jamkę rozkoszy pomiędzy pośladkami kobiety, wywołując u niej drżenie.
- Nie jestem już na stoliku, a więc twój czas się już skończył… i tak pozwoliłam ci na wiele - dodała rozbawiona, przewalając się na bok, a Jarvis rozpoznał uchwyt jakim go trzymała. Gdyby chciała mogłaby mu z łatwością złamać kark.
- Na początku przestajesz słyszeć… następnie tracisz czucie w członkach… wizja zostaje do samego końca - dodała ciepło, odliczając czas jaki pozostał mężczyźnie, zanim jego organizm skapituluje.
Czarownik odsunął dłonie od jej pupy dodając rozbawiony. ~ Pozwoliłaś niewątpliwie ofiarnie i cierpliwie znosząc moje działania. Ale… masz rację, trochę się zapomnieliśmy.
~ Ma przegrana była słodka i przyjemna… ale mam dziś coś ważnego do załatwienia… także śpij już kochanie ~ przekazała swe myśli, nie wierząc w “bezbronność” mężczyzny pod sobą.
Gdy brak powietrza zaczynał być dotkliwy, organizm kochanka zaczął walczyć, wijąc się niespokojnie w nadziei, że przebije mur mięśni tancerki. Niestety pozycja w jakiej się ułożyła, dobrze ją zabezpieczyła, toteż po chwili Jarvis faktycznie poczuł jak nagle głuchnie oszołomiony szumem własnej krwi w tętnicach, następnie traci władanie w rękach i nogach, a po chwili wizja… zamazała się i zgasła, niczym płomień świecy.
Byłoby to nawet w pokrętny sposób romantycznie, gdyby nie ból w płucach i jakiś podskórny lęk przed nieuchronną śmiercią towarzyszący mu do ostatniej chwili.

Gdy Chaaya poczuła, że mężczyzna się rozluźnił i stracił przytomność, od razu puściła uchwyt, układając kochanka ostrożnie na ziemi. Przez chwilę trwała przy nim, gładząc go po głowie i całując w wilgotne usta, upewniając się, że ten oddycha. Wtedy też poszła do wanny, opłukać się z pozostałości ich igraszek, a gdy wyszła i ubrała się. Czarownik z powrotem był wśród “żywych”.

- Wychodzę… - odezwała się, stojąc nad mężczyzną, ale nie będąc pewną, czy ten ją słyszy. - Pójdę poplotkować na temat końca świata… - dodała po chwili, udając się do drzwi pokoju.
~ Pamiętaj o obietnicy ~ dodała na odchodnym, zamykając za sobą drzwi.


Dawna Chaaya lubiła kupować i zbierać nowe rzeczy. Dawna Chaaya za czasów swej świetności i bogactwa, nie musiała martwić się, czy będzie stać ją na jedzenie, czy będzie miała gdzie mieszkać, w co się ubrać lub czym bronić przed napastnikami.
Miała własnych krawców, prywatnych jubilerów, zastępy niewolników, poczynając od kucharzy, przechodząc do sprzątaczek, masażystów, pieśniarzy, poetów, komików, a na wojownikach kończąc.
To nie Chaaya wybierała się do sklepu, a sklep przychodził do niej, prosząc by ta łaskawie zechciała coś z niego wybrać i jeśli kupcom sprzyjało szczęście, i wybredne oko oraz serduszko próżnej dziewuszki przykuło uwagę jakieś precjozum, wskazywała palcem i… dostawała to czego chciała, bez mrugnięcia okiem.
W większości jednak czasu… nie musiała nawet pokazywać… nie musiała nawet myśleć, że czegoś chciała, czy pragnęła.
Jej liczni kochankowie przynosili, niczym stado służek, wszelkie klejnoty, zdobione szaty, bronie, magiczne księgi, arcydzieła sztukmistrzów, zastępy istot, owoce i kwiaty. Zabierali ją na wycieczki… do oazy obok, do sąsiedniego kraju… do miejsc tak odległych, że nie starczyłoby zwykłemu człowiekowi życia, by dotrzeć tam o własnych nogach.

- Czy jest jakieś miejsce Chaaya Begam, które chciałabyś ze mną zobaczyć? - pytali czasem mężczyźni, trzymający ją w ramionach.
- Góry… chcę zobaczyć ośnieżone szczyty w świetle wschodzącego słońca… - odpowiadała. - Las podczas deszczu, morze podczas sztormu, burzę z piorunami na stepie, wielkie i stare dęby znające czasy tak odległe, że nawet księgi o nich nie piszą bo nie znano wtedy pisma… sławny amfiteatr, wiśniową herbaciarnie, dżunglę z małpami, oblodzone klify…
Zabierali ją wszędzie, gdzie ich władza, pieniądze i magia zdołały wyprowadzić. Tawaif mogła wtedy podziwiać uroki obcego, całkiem zgoła innego od jej, życia. Przez krótką chwilę, mogła poczuć się wolna, podziwiając monumentalizm matki natury, oraz dowody świetności ludów pierwotnych. Przez te kilka minut chłonęła widoki, dźwięki i zapachy… by następnie oddać się w ramiona tego, który ją tu przywiódł… dziękując mu godzinami za jego łaskawość, zapewniając o swym uczuciu i szacunku do jego wspaniałomyślnej osoby. Płacząc w duchu, że los nie zesłał jej tu samej. Samiuteńkiej…


Wizyta w poleconym przez Jarvisa składzie, przebiegła spokojnie i nostalgicznie, gdy tancerka w milczeniu podziwiała prezentowane bronie. Wysłuchując zachwalań, miłego i uczynnego sprzedawcy, który starał się by ta choć na chwilę się do niego uśmiechnęła, czy okazała przynajmniej minimalne zainteresowanie otoczeniem. Smutek jednak nie opuszczał jej śniadego lica, a prawie pusta sakiewka obijała się pod pasem kobiety, przypominając kim Chaaya się stała i jaki los wybrała.
Zakupiwszy niezbędne i (niestety) najtańsze przedmioty dla Nveryiotha, przyjrzała się łukom, wybierając najprostszy i najzwyklejszy… zupełnie nie pasujący do jej szlachetnie wyglądającej osoby. Kupiec choć zapewne mocno zdziwiony, nie komentował wyboru klientki, pakując wszystko do worka, który bardka zarzuciła sobie na ramię w formie plecaka.
Z darowanych jej pieniędzy, została tylko garstka, które przeznaczy na przeżycie i może słodkie umilenie sobie i Zielonemu czasu jakimiś smakołykami.
Nowa Chaaya.
Chaaya - Smocza Jeźdźczyni, myślała tylko o swoim wierzchowcu i jego pragnieniach. Chciała by ten smutny gad, poznał trochę świata, tak jak ona kiedyś gdy była tawaif. Chciała obdarować go prezentami, by widzieć szczęśliwe iskierki w jego złotych ślepiach. Chciała stworzyć mu wspomnienia, które pozostaną z nim długo po tym jak ona zniknie… rezygnując ze wszystkiego, nawet za tym nie tęskniąc.

Tancerka wróciła do przybytku w którym mieszkali, włamując się do pokoju Nverego za pomocą czarów. Zostawiła mu na łóżku, skórzaną zbroję, paczkę bełtów, plecak oraz zestaw narzędzi dla łotrzyka.
Na szafcee nocnej, stała klatka z gekonicą. Drobna jaszczurka zwinięta w kłębek, obserwowała kobietę ciekawskim spojrzeniem paciorkowatych ślepi, najwyraźniej zbudzona jej wtargnięciem z leniwej drzemki.
- Hej malutka… - Dziewczyna przywitała się czule, uśmiechając do stworzonka, które wyprostowało się podchodząc do prętów klatki, oblizując z uśmiechem jedno ze swych oczu. - Poznajesz mnie? Jak ci się podoba nowy pan? To dobry gad… nie bądź dla niego zbyt oschła - poprosiła jaszczurkę, prostując się i dostrzegając otwartą księgę na sekretarzyku.
Nveryioth zdążył wczoraj w nocy przeczytać dziesięć stron. Dobrze, że w pokoju ciężko było o nocne światło, bo inaczej pewnie nie poszedłby w ogóle spać, pochłonięty lekturą.
- To ja zmykam… nie mów mu od kogo te prezenty - pomachała gekonicy, która wisiała pod sufitem, machając wesoło skrzydełkami, po czym udała się do pokoju obok, zostawić swój łuk i strzały.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline