Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2017, 09:51   #46
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
- Jeszcze nie wrócił? - zapytała służka stawiając dania na stoliku.
~ Wrócił, właśnie błaga mnie o przebaczenie między mymi udami ~ odparł ironicznie Jarvis.
- Oby zaplątał się w blusz i udusił - zawyrokowała gniewnie Chaaya, podnosząc kufel z piwem do ust by upić nieco pianki. - Ale niech zna moją łaskę i nacieszy się tym robaczkiem… bo gdy wróci, jego portfel mocno odczuje niewierność swego właściciela. - Bardka potrząsnęła głową, otrząsając twarz z pukli włosów.
- Macie jakieś zupy? - spytała mimochodem, zmieniając nagle ton z gniewnego na miły i ciekawski.
- Warzywne i rybne głównie. Najdroższa jest ta z kawiorem - zasugerowała kelnerka z usłużnym uśmieszkiem. - To go na pewno ubodzie w portfel.
A propo ubodzenia… palce czarownika zaczęły muskać bardkę między pośladkami, na tyle na ile były w stanie.
- Nie tylko portfel, ale i dumę - dodała konspiracyjne tancerka, uśmiechając się lisio. - Poproszę tą kawiorową dla mnie… a dla niego cienki bulion - zawyrokowała wyniośle, trącając kolanem mężczyznę pod stołem.
- Dobrze… coś jeszcze sobie panienka zamawia? Poszukać tego łapserdaka i miłośnika robaczków? - zapytała wesoło służka.
- Na razie to wszystko - odparła również rozweselona bardka. - I dajmy mu jeszcze pięć minut… jak sam się nie znajdzie, to ja już mu urządze polowanie na insekty… - dodała groźnie, wypinając dumnie pierś i chwytając za widelczyk by zabrać się do zjedzenia przystawki.
- Zgodnie z twym życzeniem panienko… i niech popamięta - odparła z chichotem służąca i oddaliła się, by przekazać kucharzowi kaprys klientki. Tymczasem czarownik odstąpił od tancerki i wygramolił się spod stolika, zostawiając jednak jej nogi odsłonięte i zabierając trofeum w postaci jej bielizny. Usiadł naprzeciw niej z powrotem. - Bulion? Zasłużyłem na więcej.
Kobieta nawinęła na sztuciec kolorowy kwiatek, nadziewając sobie owoc i z nieukrywanym zadowoleniem włożyła go sobie do ust.
- Mmmm… mhm - zamruczała zadowolona ze smaku dania. - Będę tak wielkoduszna, że opiszę ci smak mojej zupy… - prychnęła rozbawiona, gdy już przełknęła.
Z przyjemnością oddała się jedzeniu, dyskretnie nasuwając na nogi materiał swojej sukni, co by na pewno nikt nie mógł dostrzec jej nagiego ciała.
- Jedz bo ci zabiorę… - ponagliła mężczyznę, popijając potrawę piwem i obserwując kompana przed sobą.
- Żeby to zrobić… musiałabyś usiąść mi na kolanach - odparł zadziornie czarownik, przyglądając się jedzącej dziewczynie. I sam też jedząc powoli przystawkę. - Więc… jakie masz plany na wieczór?
- Strzeż się… bo jeszcze usiądę - dodała z przekąsem, selekcjonując co smaczniejsze kąski, które chciała zachować sobie na koniec. - Mówiłeś, że Godiva chciałaby gdzieś wyjść wspólnie… Urwę się więc z treningu z Nverym i możemy gdzieś wyskoczyć… biedna ciągle sama spędza czas. Ona chyba tak nie lubi.
- Nie… a poza tym, choć radzi sobie z nową kobiecą postacią, to… brak jej delikatności. Jest bardzo męska w zachowaniu. Więc mogłabyś pokazać jej jak być bardziej… dziewczęca w sukni - wyjaśnił czarownik i dodał uśmiechając się wesoło. - A może liczę na to, że usiądziesz?
- Jeśli takie będzie jej życzenie… - dodała w zamyśleniu, skupiając się na delektowaniu smakiem świeżej wanilii. - Masz już pomysł gdzie pójdziemy? Dzisiaj pełnia, macie jakieś festiwale lub święta z nim związane? Aćća… - syknęła nagle, milknąc na chwilę zmartwiona. - Zapomniałam kupić mirrę na puję… Nero uparł się bym mu ją odprawiła… - wzruszyła ramionami, popijając trunku z kufla. - Długo działają u was sklepy z magicznymi suplementami?
- Są jakieś kulty związane z księżycem. Na przykład te od bogini Astry. Ale szczegółów nie znam, ich świątynię możemy odwiedzić po drodze. A co do sklepów, te zwykle działają kilka godzin po zmierzchu także - wyjaśnił zamyślony Jarvis, opierając brodę na dłoniach. - Niestety świątynia Taunusa i jego kapłanów wybił jakiś klan wampirów. A szkoda… mieli ciekawe rytuały, choć bardziej kolorowe niż tajemnicze.
- Ach… szkoda - odparła nieco speszona faktem, iż mało kto obchodził w La Rasquelle święto cyklu, czy odnowienia. Były to raczej tradycje ludowe niż religijne i miały łączyć społeczeństwo, które zapominało o podziałach go dzielących i bawiło się jak jedna wielka rodzina.
- Odpuśćmy sobie świątynie, nie wolno mi do nich wchodzić na pustyni i tego zakazu będę się trzymać i tutaj… z szacunku do bogów. Ale jeśli Godiva by chciała to poczekam na was na zewnątrz, kto wie, może Neron się też skusi na wycieczkę. Lubi takie miejsca.
- Tego typu… rytuały nie odbywały się w świątyniach. Ci od Taunusa wychodzili przed świątynię i o północy przyzywali masę fajerwerków na nocnym niebie. Takie tam imprezy mających skusić nowych wyznawców - wyjaśnił mężczyzna z wesołym uśmiechem. - Ale myślę, że Godiva wolałaby połazić po nocnych jarmarkach i karczmach.
- Nocne jarmarki to… takie zwykłe jarmarki tylko działające w nocy, czy sprzedają coś specjalnego? - zaciekawiła się Chaaya, dopijając kufel do końca.
- Czosnkowe ozdoby…. to je wyróżnia. Na szczęście nie tylko je sprzedają - odparł ze śmiechem Jarvis i upiwszy nieco trunku dodał. - Poza tym więcej słodyczy i tanich błyskotek niż za dnia. Zakochani chodzą na takie jarmarki właśnie wieczorem.
- Słodycze mnie kupiły… idziemy tam! - Zaordynowała wesoło, klaszcząc w zadowoleniu w dłonie. - Może w końcu zjem sobie tej… cukrowej pajęczyny - rozmarzyła się na temat łakoci, aż jej się oczy roziskrzyły.
- Z pewnością - uśmiechnął się wesoło czarownik, przyglądając bardce. - A co teraz… ty już zjadłaś swoją przystawkę.
- Zjadłam… - potwierdziła z łobuzerskim uśmieszkiem, przypatrując się z czułością Jarvisowi. - I dalej jestem głodna… a ty chyba masz już dość na dzisiaj - mruknęła, odsuwając głośno krzesło od stołu.
- To zależy od tego o jakim posiłku… mówimy - odparł z uśmiechem, przyglądając się dziewczynie.
- O sałatce głuptasie - mruknęła rozbawiona, wstając dumnie z siedziska i podchodząc powoli do mężczyzny. - Ostrzegałam, że zabiorę - szepnęła mu do ucha, pochylając się nad nim. - Odsuń się troszeczkę i zrób mi miejsce - jej oddech połaskotał go po policzku, gdy mruknęła, prostując się i spoglądając na niego z góry.
Jarvis powoli odsunął się od stolika robiąc jej miejsce.
- Nie boję się - stwierdził zadziornie.
- Już to gdzieś słyszałam… - stwierdziła rozbawiona, siadając mu z gracją na kolanach, jak przykładna córeczka tatusia. Wzięła miseczkę do ręki i zaczęła jeść sałatkę, od czasu do czasu uśmiechając się w kierunku swego kompana, trącając go ramieniem w pierś.
Jedną dłonią Jarvis otoczył tawaif w talii, przyciągając ją lekko do siebie, przez co poczuła jak czarownik ją pragnie. Ocierała się o sterczący dowód tego zainteresowania.
- Gdzie słyszałaś? - zapytał, całując ustami jej ucho i schodząc czasem na szyję.
- Za górami… za lasami… - Chaaya jak na złość, starannie nawijała każdą porcję kwietnych płatków na widelczyk, oglądając go ze wszystkich stron zanim włożyła go do swoich ust. Z początku dawała się całować, ale gdy pieszczoty kochanka zaczynały się wzmacniać, butnie odwróciła od niego twarz, a zaraz później całe swoje ciało. Była jednak na tyle miła, że odsłoniła kark, zaczesując włosy na bok.
Ciepłe i miękkie pośladki tancerki, rozlały się po udach mężczyzny, nieustępliwie napierając na ukrytą pod materiałem męskość.
- Zaczyna się interesująco… - usta mężczyzny powoli wędrowały po karku dziewczyny, obdarzając jej skórę zmysłowymi pieszczotami. Jak zwykle Jarvis był dokładny w rozkoszowaniu się jej ciałem i rozpalaniu zmysłów.
- Za siedmioma dolinami… - kontynuowała, kołysząc biodrami wyraźnie rozkoszując się jego dotykiem, aaale sałatka była ważniejsza, bo znowu umilkła zajadając się owocami. Przez chwilę nie mówiła nic, tylko posłusznie nadstawiała kark i szyję pod pocałunki. Wkrótce jednak czarownik usłyszał, jak miseczka stawiana jest na stole, a sama tancerka powoli wpasowała się w jego ramiona, opierając plecami o niego.
Nacisk na podbrzusze był niemal bolesny i nie do zniesienia.
- Czy mam ci te spodnie rozedrzeć? - spytała słodko, ale z nieukrywaną niecierpliwością, całując go łagodnie w brodę.
- Nie… ale miło by było, gdybyś wstała i podwinęła suknię - odparł cicho, cmokając ją w policzek.
- Mój ty biedaczku… - mruknęła ironicznie, przez chwilę gnieżdżąc się w jego objęciach, doprowadzając go do dyskomfortu fizycznego jak i psychicznego. W końcu jednak wstała, bo ileż można było drwić z biednego botanika, co to poleciał za pierwszą lepszą stonką.
Upewniwszy się, że nikogo nie ma w pobliżu, a odgłosy krzątania się były dalekie, bez ceregieli podwinęła poły spódnicy, odsłaniając swoje umięśnione nogi i jędrną pupę, którą zawadiacko wypięła w jego kierunku, chichocząc zadziornie.
Nie poczuła jednak dłoni i pieszczot na sobie, bo czarownik zamiast uwielbiać odkrywane przez bardkę skarby, zajął się uwalnianiem swojego mieczyka. I dobrze, iż to czynił, bo owa zupa z kawiorem wraz bulionem podążały w ich kierunku niesione przez służkę.
~ O bogowie idzie tu! ~ zapiszczała przestraszona, opuszczając sukienkę i siadając mu bokiem na kolanach, łapiąc w porywach za miseczkę z resztkami sałatki, udając, że ją konsumuje.
Czarownik pochwycił za jej biodra i starał się szybko skierować swój oręż na wybrany cel, przez chwilę jego męskość ocierała się między jej udami, by… w końcu trafić do jaskini rozkoszy, akurat gdy służka wkroczyła z uśmiechem pod kotarę bluszczu okrywającą ich stolik.
- Zamówiona zupa… - rzekła radośnie i postawiła oba talerze przed nimi.

- Co to jest… czemu ja mam jakiś… co to właściwie jest? - zamarudził Jarvis, poruszając lekko biodrami, by poczuła wyraźniej jego obecność w sobie… choć był to oręż obosieczny w tej sytuacji.
Chaaya nie spodziewała się, że mężczyzna, aż tak się pośpieszy. Nie do końca przygotowana, zadrżała delikatnie gdy poczuła jego żądzę w sobie, powoli torującą drogę w jej wnętrzu.
Przyjęła go… z dziwną, eteryczną kruchością, zaciskając palce na szklanej miseczce, oblewając się rumieńcem wstydu, gdy znalazła się twarzą w twarz ze służką. Nie miała gdzie uciec, zresztą… nie miała nawet jak. Ścisnęła swoje uda, czując wybranka jeszcze wyraźniej.
Drżącą dłonią z widelczykiem nałożyła ostatnie owoce na sztuciec, wkładając go sobie do ust z zamaszystością i butą.
- Znowu coś ci nie pasuje? - fuknęła rozgniewana, odkładając naczynie ze stukotem na blat stołu. Dla kelnerki musiała wyglądać na mocno zdenerwowaną, bliską furiastycznego płaczu, wobec oschłości swojego lubego.
Tancerka podskoczyła na kolanach przywoływacza, odwracając się do niego, by chwycić jego twarz i ścisnąć za policzki.
- Nieznośny. Kto tu kogo na randkę zaprosił i kazał czekać bo jakaś ćma okazała się ważniejsza? Komu sałatka nie smakowała i musiałam za niego dojadać? Komu musiałam usiąść na kolanach, w obawie, że znowu mnie porzuci dla jakiegoś ladaco?! Teraz ci się zupa nie podoba? I co jeszcze… powiedz, że ja ci się nie podobam, że wolisz od dziś spółkować sobie z biedronkami i ważkami… - Czarownik widział rozpalone spojrzenie kobiety, targane palącą potrzebą oddania mu się w tej właśnie chwili. Rumieńce dodawały drapieżnej dziewczęcości, zdradzając jej skrywane pod spódnicą pożądanie, które tak mocno ściskała nogami.
Uczucia Chaai powoli przesączały się do umysłu smoczego jeźdźca, mamiąc mu zmysły. Miał wrażenie, że całowała go, by po chwili gładzić jeno czule po policzku, wiła się na nim zmysłowo, by przejść w galop szybkiego ujeżdżania, a przecież ani drgnęła, przeszywając go spojrzeniem swoich orzechowych oczu, a potem uciekła całą twarzą w bok.
Teraz to służka poczuła na sobie spojrzenie dziewczyny, podświadomie czując, że powinna już odejść, gdyż dalszy przebieg tej rozmowy, niekoniecznie mógł być przeznaczony dla jej uszu.
- Na panicza miejscu…. radziłabym nie narażać się bardziej - zasugerowała służka wskazując na talerze. - Dość się biedaczka naczekała.
- Zgadzam się - dodał potulnie Jarvis, udając wcielenie skruchy. To jednak co tawaif czuła między udami… na szczęście ze skruchą nie miało nic wspólnego.
Służka zaś szybko się oddaliła.
Wraz z odejściem kelnerki, uścisk na policzkach mężczyzny rozluźnił się już ostatecznie, by drobna dłoń opierała się opuszkami na brodzie kochanka. Chaaya ciągle była odwrócona profilem do czarownika, wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze chwile temu stała służąca. Jej biodra zakołysały się delikatnie, jak gdyby siedziała w siodle wielbłąda, po czym objęła oburącz twarz mężczyzny, składając mu na ustach szybki i łagodny pocałunek, niczym muśnięcie skrzydełek motyla. Po chwili pieszczota zrobiła się bardziej śmiała, przechodząc w płomienny pocałunek...

Pozycja w jakiej byli nie tylko ograniczała mu dostęp do kochanki, ale i ona nie mogła poczynić gwałtowniejszych ruchów, gdyż musiała by rozsunąć swe nogi szeroko, tak, by znajdowały się po obu stronach nóg czarownika. Tancerka jednak nie puszczała uścisku swych ud, sprawiając, że jego pieszczota, choć nie za głęboka, była o wiele wyraźniejsza… niemal jaskrawo odbijająca się na tle jej powolnego bujania biodrami z deszczem pocałunków na jego twarzy.
Czarownik łapczywie oddawał muśnięcia ustami, nie nalegając na szybkie tempo, choć bardka czuła nieco jego emocje i pożądanie. Nie tak silnie jednak, jakie ona mu przesyłała. Z drugiej strony, czyny mówiły sporo o pragnieniach Jarvisa. Lewa dłoń, bezczelnie i zachłannie, zaciskała się na jej piersi i brutalnie miętosiła kuszącą krągłość, dzięki czemu, czuła jego dotyk, bo ciężka suknia trochę tłumiła doznania. Co innego druga dłoń, ta wsunęła się bowiem pod suknie i masowała prawy pośladek kobiety od czasu do czasu wciskając się głębiej, między obie krągłości.
Bardka kołysała się w jego ramionach, wędrując palcami po skroniach i policzkach, nie przestając go całować. Była słodka i łagodna, niczym plaster miodu z polnych kwiatów. Takiej jej jeszcze nie znał, choć widział, że kryła sobie łagodność łani, to jeszcze nigdy nie przyszło mu się z nią taką kochać...
Kochać się z uczuciem i pietyzmem, opisywanym tylko w rycerskich romansach, gdzie uczucia były proste i szczere, wyzbyte zwierzęcej pragmatyczności. Gdzie kochankowie nie tylko dzielili swe ciała, ale i serca, tworząc harmonijną i utopijną dla czytelnika jedność…
- Powiedz, jeśli chcesz przyśpieszyć - wymruczała wprost w jego usta, muskając je na chwilę oddechem, po czym wróciła do znakowania jego policzków drobnymi pocałunkami.
- Jeszcze nie… ale mam ochotę… na coraz więcej… - szeptał, oddając pieszczoty i wodząc czule dłonią po udzie oraz pośladku dziewczyny. Ta na piersi… delikatna nie była, ale tylko w ten sposób mógł sprawić, że Chaaya czuła jego dotyk.
- Mhhhm… - mruknęła przeciągle, zmieniając bujanie biodrami na powolne zataczanie okręgów. Odchyliła czarownikowi lekko głowę do tyłu, delikatnie kąsając jego szczękę i brodę by następnie smakować jego szyi. - Przypomnij się… bo ja mogę się troszkę zapomnieć - dodała podskakując nagle na jego kolanach, by mocniej na niego wejść.
- Nie ograniczaj się… chcę byś się oddała chwili… jak ja - jęknął cicho czarownik, bo ruchy bioder dziewczyny wpływały i na jego odczucia. Doznania czyniły ton głosu Jarvisa bardziej… dzikim, a i pocałunki jakimi ją obdarzał były bardziej zachłanne.
- Jeśli to zrobię, mój wybranek będzie cierpieć z niespełnienia jeszcze długo… a wiem, że jest niecierpliwy i ma problemy z samokontrolą - odparła łobuzersko z cieniem uśmiechu, przejeżdżając językiem od jabłka adama na czubek brody kochanka. - I jeszcze, zupa nam stygnie - wydawało się, że ten argument przechylił szalę, utwierdzając tawaif w decyzji, że czas było zmienić leniwego dromadera na rączego araba.
Jej usta pożegnały się z ustami Jarvisa w ostatnim pocałunku, po czym kobieta zaczęła odwracać się plecami do siedzącego, wypinając biodra pod kątem nakierowanym wprost na jego męskość, rozsuwając swoje nogi szeroko po obu stronach krzesła na którym siedzieli. Wygięła się lekko w łuk, opierając od stolik.
- Prowadź… - poprosiła ruszając powolnym rytmem, raz w górę, raz w dół. Coraz mocniej i głębiej… coraz szybciej, cały czas przyspieszając.
- To już wygląda… podejrzanie - rzekł cicho wprost do jej ucha, bardziej by podgrzać atmosferę niż żeby przestraszyć dziewczynę. Jego dłoń zsunęła się z piersi na okolice pasa i obejmując Chaayę, Jarvis zaczął nadawać coraz szybsze tempo, coraz pewniejszymi i silniejszymi ruchami bioder.
~ Pragnę cię… bardzo ~ słyszała jego głos w swoich myślach, jakże rozkoszny w tejże chwili.
- Mogę zacząć… jeść… zup...ę - wydyszała w przerwach w coraz mocniejszych szturmów na jej kobiecość.
I wtedy jeździec poczuł jak bardka się cieszy, jego przekaz wyraźnie ją rozpogodził i rozpromienił, dodając odwagi w tym co robiła. Przestała obawiać się, że ktoś ich nakryje, przestała również się wstydzić, iż tak zuchwale spółkowała z mężczyzną poza osłoną domowej alkowy.
~ Ja ciebie bardziej… ~ odpowiedziała szczerze, wyginając się jeszcze mocniej, drżąc z coraz większej rozkoszy.
- Przeszkadzałaby… mogłabyś... się ubrudzić… - wydyszał zaskakująco czule czarownik, coraz mocniej napierając swymi biodrami na ciało kochanki, bo i tawaif czuła, że Jarvis był bliski kulminacji. Jego dłoń masująca dotąd jej biodro ześlizgnęła się bardziej pod suknię by oprócz podboju jej kwiatu rozkoszy, masować drapieżnie wrażliwy punkcik. Nie było to nic nowego… wszak jeździec miał ambicję rozpalać jej zmysły do białości.
~ Tak, tak, tak ~ skandowała coraz głośniej, odbijając się echem w umyśle partnera. Jego pieszczota doprowadzała ją do wrzenia, przez co nie hamowała się w jego siodle, szybko doprowadzając go do spełnienia i jeszcze przez chwilę kołysząc się, zataczała powolnymi ruchami kółeczka by i samej doznać spełnienia pod jego dotykiem.

Chaaya oddychała przez chwilę, dochodząc do siebie w ramionach ukochanego, by w końcu powoli usadowić się z powrotem profilem do niego, opierając głowę o jego barku, gładząc dłonią po drugim.
- To było bardzo przyjemne przeżycie. Ale może teraz zjesz zupę? Taka droga… szkoda by się zmarnowała - odparł z uśmiechem czarownik, głaszcząc bardkę po włosach. - A potem… poszukamy miejsca na deser.
Dziewczyna pokiwała głową, prostując się i wziąwszy miseczkę do ręki, nabrała na łyżkę zupy kawiorowej, po czym... spojrzała na czarownika. - Powiedz aaa.
- Aaaaa… - Jarvis szeroko otworzył usta, pozwalając się karmić, jego prawa dłoń wciąż tkwiła pod jej suknią, co wprawne oko mogło zauważyć. I nadal leniwie muskał jej uda i podbrzusze starając się jedynie wywołać przyjemny dreszczyk bez nadmiernego pobudzania zmysłów.
Tawaif obserwowała z lubością jak mężczyzna jadł z jej ręki. Uśmiechała się uradowana, czerpiąc przyjemność z dzielenia się z nim posiłkiem. Sama nie wzięła nawet łyżeczki do ust, w całości oddając zupę kochankowi.
Gdy w talerzu pojawiło się dno, odstawiła go na stół, całując delikatnie słone od kawioru usta mężczyzny.
- Boje się, że pobrudziłam ci spodnie… - odparła nieco skruszona, uparcie siedząc mu ciasno na kolanach, jakby w obawie, że gdy tylko spróbuje wstać, to tylko pogorszy sytuację. Jej dłonie gładziły czarownika po ramionach, jakby chciały wyprostować wszelkie zmarszczki na materiale.
- Więc jak rozwiążemy ten problem? - zapytał całując czule usta kochanki, a potem szyję delikatnie muskając wargami.
Tancerka zmarszczyła lekko brwi, zamyślając się. Nie mogli przecież siedzieć tak w nieskończoność.
- Mam czary… ale… - Nie wiedziała czy nagły śpiew i taniec, nie wzbudziłby większych podejrzeń, niż jawne jęki rozkoszy podczas stosunku.
- Dobra… jakoś to będzie - stwierdziła w końcu, wzruszając ramionami. - Wytre cię spódnicą, bo jeśli się nad tobą pochylę to wątpię byśmy stąd wyszli przez następne kilka kwadransów - mruknęła trzpiotnie, huśtając się na jego kolanach. - W razie co zasłonię cię, jak dumna pawęż rycerza - puściła do niego oczko, śmiejąc się wesoło.
- Chaaaayuuu… a co potem? Jeśli nie wytrzymam i porwę cię w zaułek? Albo od razu zaciągnę do naszej karczmy, do naszego pokoju i zedrę z ciebie tę przeklętą kieckę? - “straszył” ją żartobliwie czarownik szepcząc do ucha.
Tawaif zachichotała, wstając z jego nóg i biorąc połę swej spódnicy, poczęła delikatnie ścierać “ślady zbrodni” z nóg i berła mężczyzny. Nie śpieszyła się, była staranna i czuła w tym co robiła.
- Daj mi chociaż kupić te cholerne zielsko na puję, a później możesz mnie brać w zaułku tak długo, aż zabraknie ci sił lub nas nie przyłapią i wtrącą do lochu…
- Nie dawaj takich obietnic. Bo dobrze wiesz, że sprawdzę czy gotowaś je spełnić - odparł żartobliwie Jarvis i spytał ciepłym tonem głosu. - A jak twoje zakupy? Czy trafiłaś na wymarzony oręż, czy sklepik spełnił pokładane w nim nadzieje?
- Dobrze wiesz, że na harce z tobą jestem zawsze gotowa, niezależnie od mojego nastroju - napomkneła, a w tej wypowiedzi było jakieś upomnienie, jakby przywoływacz nie zawsze wykorzystywał potenciał jej ciała.
Cmoknęła go w usta dopinając mu spodnie, po czym ponownie usiadła na kolanach czarownika i wzięła miseczkę z chłodnawym bulionem warzywnym. Nie bawiąc się w łyżeczki, przyłożyła naczynie do ust, pijąc powoli.
- Obawiam się, że to ja nie spełniam oczekiwań sprzedawcy… bo wybrałam chyba najbardziej z nudnych i tanich przedmiotów jakie miał… ale muszę przyznać, że kunszt i wyobraźnię to wy macie… - dodała, kręcąc cieczą w misce.
- I inspirację też. Nie tylko magiczne skarby i cuda można znaleźć w La Rasquelle. Także i notatki starych mistrzów. Trudne do rozszyfrowania, ale dające nowe rozwiązania - wyjaśnił Jarvis przyglądając się pożywiającej bardce. - A na broni lepiej nie oszczędzać. Tu bywa niebezpiecznie.
- Żadna broń nie uratuje mi życia, jeśli nie umiem się nią posługiwać… żadna też mnie nie nakarmi i nie zapewni bezpiecznego wypoczynku - wzruszyła ramionami, odkładając miskę z w połowie wypitym wywarem warzywnym. Jego smak… zwłaszcza na zimno, nie powalał. Żeby nie dostać mdłości, kobieta dossała się do swojego drugiego kufla z piwem, które dzięki swej słodkości, wyraźnie jej zasmakowało.
- Na bagnach broń akurat żywi, łatwiej tu coś upolować niż zasiać. Ale rozumiem… - Uśmiechnął się ciepło Jarvis. - I… nauczycieli fechtunku łatwiej wynająć niż nauczycieli magii.
Chaaya zupełnie się w tym temacie nie odnajdywała, po ucieczce z zamtuza… wszystko, nawet zdobycie szklanki wody, wydawało się niewyobrażalnym problemem logicznościowo-finansowym.
- W-wierze ci na słowo… - odparła spolegliwie, ale wiedział, że chyba nie dała się przekonać.
- Jesteś jeszcze głodna? - zapytał cmokając czule w policzek bardkę.
- To zależy… o jakim głodzie mówimy - odpowiedziała mu tak, jak on jej wcześniej.
- Więc… jaki głód już zaspokojony. A jaki nie? - zapytał żartobliwie.
- Jestem tym, który poszukuje i odnajduje odpowiedzi! - zacytowała, dumnie wypinając pierś do przodu, po czym wstała, kładąc mu rękę na ramieniu. - Domyśl się - rzuciła słodko, podchodząc do swojego krzesła, by zdjąć z niego torbę.
- Wymacam odpowiedź - zagroził żartobliwie czarownik, wstając i chwytając za dłoń bardki, by razem wyjść z nią zza kotary bluszczów. O dziwo, spojrzenia niektórych gości jak i obsługi, wydawały się sugerować, że domyślili się co się działo za kotarą. Ale La Rasquelle wyraźnie było bardziej swobodne pod względem obyczajów.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline