Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2017, 09:52   #48
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Czarownik nie odpowiedział nic. Wolał od razu przejść do czynów i ustami wielbić unoszące się w rwącym jeszcze oddechu piersi bardki, która leżała na ołtarzu jak ofiara składana pradawnej bogini. Jednakże to nie nóż czuła na swych piersiach i obojczykach, tylko język kochanka, rysujący na jej skórze tajemnicze wzory, i usta obejmujące delikatnie twarde szczyty kobiecych piersi. Jarvis dawał jej chwilę oddechu nim… ruszą w dalsze miłosne zapasy.
- Powinniśmy częściej tu przychodzić… tęsknię za nocnym niebem - odezwała się w końcu, gładząc towarzysza leniwym ruchem po głowie. - No i… do twarzy ci w tym otoczeniu.
- Czy… zabrzmi tooo niestosownie, jeśli powiem… że ty wyglądasz… teraz… apetycznie? - spytał żartobliwie czarownik, wodząc ustami po brzuchu, a potem podbrzuszu dziewczyny. - Rozumiem twoją tęsknotę, natomiast… szczerze powiedziawszy nie wiem, czy to niebo nad nami... jest faktycznym niebem nad świątynią. Czy resztka magii zawarta w tych murach rozprasza tu chmury, czy też otwiera widok innego nieba nad innym światem.
Chaaya wpatrywała się w gwiazdy, wyraźnie zaintrygowana tym co powiedział. Niestety nie umiała znaleźć na to pytanie odpowiedzi, ale w sumie, czy potrzeba było jej szukać?
- Niebo… to niebo… chyba w każdym świecie jest podobne - odezwała się po chwili, podpierając się na łokciach, delikatnie się unosząc. W oczach tliły się psotliwe iskierki, świadczące o tym, że była gotowa na kolejne igraszki.
- Jak teraz? Może to ja ciebie złożę w ofierze?
- Jeśli masz taki kaprys… - Jarvis wstał i wstydliwie dodał splatając dłonie w niezgrabnej próbie zakrycia swej męskości. - Tylko bądź delikatna. To mój pierwszy raz.
Po czym spojrzał na księżyc i dodał. - Zaskakujące.. ale nie. Na innych planach niebo może wyglądać całkiem inaczej.
- No to chodź, zamiana! - Zaśmiała się wesoło, robiąc miejsce na kamieniu. - Postaram się być jak najdelikatniejsza… tak jak ty byłeś dla mnie - dodała z przekąsem, również spoglądając na nieboskłon.
- Nie wątpię… że będziesz. - Uśmiechnął się ironicznie czarownik, siadając na ołtarzu i przyglądając się czule kochance. Jego atrybut męskości dumnie prezentował się przed dziewczyną jak rumak na targu.

Tancerka zeskoczyła z ołtarza, stając w nogach mężczyzny i kładąc mu ręce na ramionach. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, w całkowitej ciszy otoczenia i myśli. W końcu zwinne palce nacisnęły mocniej na kości ramion, popychając Jarvisa delikatnie do tyłu, dając mu znak by się położył.
One same zaś zjechały opuszkami po napiętym torsie, perfekcyjnie odnajdując drogę do jego podbrzusza i bioder, gdzie spoczęły w pewnym uchwycie, a sama Chaaya pochyliła się przed dumą kochanka, składając delikatny pocałunek na jego męskości.
Przez chwilę nie działo się zupełnie nic, gdy tawaif tkwiła ustami na czubku jego włóczni, jakby jakby jego dotyk zamienił ją w kamień. Po chwili wargi się jednak rozchyliły, a ciepły język ruszył slalomem po trzonie męskości, zachęcając go do wzmożenia swej aktywności.
Była cierpliwa i nienachalna, w skupieniu i upartości dążąc by sprawiać mu jak najwięcej przyjemności, jednocześnie wzmagając w nim apetyt na więcej. Do języka dołączyły, wargi, a do nich same dłonie, które masażem oraz uciskaniem doprowadziły czarownika do pionu.
- Zauważyłam, że bardzo lubisz moje pośladki… nie tylko je trzymać i ściskać w swoich rękach… - odparła znad niego, prostując się powoli, by wejść na czworaka na ołtarz i stanąć na kolanach przed czarownikiem. Oczywiście była idealnie nad nim, wystarczyło by ją mocniej popchnąć, by nadziać ją na smoczego jeźdźca pod sobą. - A więc… skoro to twój pierwszy raz, pozwolę ci się nimi trochę pobawić. Podsuń się wyżej.

Gdy mężczyzna wsuwał się głębiej na kamienny blat, bardka odwróciła się ostrożnie do niego plecami i usiadła na jego biodrach tak, by objąć pośladkami. Jej dłonie spoczęły mu po wewnętrznej stronie ud, gładząc łagodnie delikatną skórę oraz bawiąc się ukrytymi pod jej kobiecością, klejnotami rodowymi czarownika.
- Masz z nimi trochę czasu sam na sam, zanim was nie dogonię - odpowiedziała łobuzersko, poruszając sugestywnie tyłeczkiem w górę i w dół. Wystarczyło by złapał jej pupę, ściskając nią swoje berło, by poczuć znajomą już rozkosz płynącą z tej pieszczoty.
- Podobają mi się… wszystkie twoje krągłości… - przypomniał jej Jarvis. Co jednak nie powstrzymało go od ocierania się swym twardym palem rozkoszy między wzgórzami jej pośladków. Powoli i z wyraźną przyjemnością kierował jej tyłeczkiem rozkoszując się doznaniami.
Czując jego uścisk, ruszyła w ten powolny taniec dwóch ciał, odchylając głowę do tyłu by móc podziwiać magiczne niebo. Jej paluszki pobudzały najczulsze miejsca czarownika, dociskając je do coraz gorętszego i spragnionego kwiatu kobiety.
Jarvis mógł wpatrywać się w jędrne pośladki, obejmujące coraz bardziej głodnego niego samego.
Mógłby ją zmusić, mógłby siłą nakierować, zważywszy, że coraz mocniej odzywała się w nim chęć brutalnej dominacji nad filigranowym ciałem kochanki.
Mógłby to zrobić… ale wtedy przerwałby jej taniec, który coraz bardziej gibkimi ruchami, wyginał jej ciało, wprawiając w hipnotyczne wicie się jak przy oswajaniu dzikiej kobry. Do płynnych ruchów zaraz dołączył i jej śpiewny głos, niczym samotny, nocny słowik, unoszący się ponad mury świątyni.


Wiedziała jednak, że tego nie zrobi. Nie on. Był wszak koneserem i kusicielem. Nie raz i nie dwa doprowadzał ją samą do granicy wytrzymałości swymi pieszczotami. Oczywiście Jarvis pragnął jej coraz bardziej i mocniej. Czuła jak zaciska drapieżnie dłonie na pośladkach. Czuła jego rozpalone spojrzenie na swych plecach. A nawet gdyby nie czuła, to wszak ocierała się o jego dowód pożądania.
Wraz z kolejnymi słowami pieśni, Jarvis mógł dostrzec jak na sylwetce kobiety pojawiają ciemne, niemal czarne linie, tworząc bajeczne wzory na jej nogach i rękach. Zupełnie, jakby niewidzialny malarz, kreślił na tawaif swoje kolejne arcydzieło.
Nie zajęło mu dużo czasu by domyślić się, iż za sprawą magii jej głosu i ciała, pokrywała się malunkami z henny, mającej swą tradycję, jak i niewyobrażalną popularność, w krainach, z których nie tak dawno uciekli.
Dwa pawie na jej łopatkach wzbijały się do lotu, rozpościerając swe długie ogony po całych plecach dziewczyny, okrywając końcówkami swych piór pośladki ściskane męskimi dłońmi. Chaaya siedziała w bezruchu, drżąc delikatnie i oglądając się przez ramię.
Sprawdzała nie tylko reakcję kochanka, ale i jego gotowość do bardziej złożonej kontynuacji ich zabaw.

Ten oddychał ciężko, wodząc spojrzeniem po jej malunkach. Uśmiechał się doceniając kunszt i talent towarzyszki. Wszak sama magia nie mogła stworzyć takiego piękna, była tylko narzędziem. To wyobraźnia i fantazja bardki nadawały ostateczny szlif i kreowały te obrazy.
A sama Chaaya, nucąc, czuła jakby... cała sala rezonowała jej śpiewem. Jakby z każdym dźwiękiem budziła wibracje przechodzące przez ciało ich obojga. Jakby posągi dołączały do jej śpiewu cichymi zmysłowymi jękami kochanków. A może to tylko jej wyobraźnia? Trzeba przyznać, że to miejsce było wręcz stworzone do budzenia takich skojarzeń.
Unosząc się, odwróciła się cała w stronę Jarvisa.
Przód jej ciała również zdobiły malunki, choć te były mniej misterne i mniej przytłaczające swym finezyjnym kształtem, za to mocno odbiegały od orientalnego stylu w jakim wychowywała się tawaif, a bardziej przypominała ten w którym wyrastał on sam. Może nie były one jakoś powalająco autentyczne i trafne, ale czarownik rozpoznawał ważne elementy nieodłączne w kulturze La Rasquelle.
Jędrne piersi były teraz bujnymi i rozkwitłymi różami o swych środkach specjalnie wycentrowanych na sutkach kobiety.
Brzuch i łono przyozdobione zaś były koronkową robótką, podkreślającą najskrytsze miejsce kochanki, w które zagłębił się rozkoszą.

Bardka poruszała rytmicznie biodrami, niczym zahipnotyzowana kobra, bujając się na boki. Była szybka i zmysłowa, biorąc jego ręce w swoje i kierując po swych jędrnych kształtach. Prowadziła go po udach, biodrach, brzuchu, by zacisnąć na krągłościach swych piersi.
Ujeżdżała go coraz szybciej, w ciszy, przerywanej jedynie ich szybkimi oddechami. Chaaya wpatrywała się w Jarvisa jak w zwierciadło, rozpoznając każde drgnięcie mięśnia na jego twarzy, które były niczym wskazówki do doprowadzenia kochanka do fali spełnienia, po której uniosła się wprost w jego objęcia, składając na jego wargach pocałunek…

- Kiedyś… mój towarzysz broni opowiadał mi o takich rusałkach jak ty. Zjawiskowo pięknych… wodzących na pokuszenie. Pozwalających osiągnąć rozkosz… nieziemską wręcz i ujeżdżających kochanków, aż do śmierci - mruknął Jarvis całując czule i delikatnie wargi tawaif, a potem czubek jej nosa.
- Piękna śmierć… - skwitowała figlarnie, muskając ustami lekko sinej, ale zasklepionej już rany po swoich zębach na szyi mężczyzny. - Czy taką właśnie śmiercią chciałbyś odejść z tego świata?
- To przyjemna śmierć - odparł czarownik, zgadzając się z dziewczyną i pogłaskał ją po głowie dodając. - Ale na drugą stronę jeszcze mi się nie spieszy, zwłaszcza mając pod ręką tak kuszący i apetyczny kąsek.
Tancerka mruczała pod jego dotykiem, powoli się prostując do pozycji siedzącej. Obserwowała we względnej ciszy mężczyznę pod sobą, a na jej ustach widniał błędny i delikatny cień uśmiechu.
- O której Godiva kończy swoją zmianę?
- Dość późno… - odparł błądząc palcami po wzorach na jej ciele.
- Podobają ci się? - spytała, wyciągając przed sobą dłonie, by pokazać na tatuaże, jakie na sobie namalowała.
- Masz talent - potwierdził czarownik przyglądając się z uśmiechem dziełom bardki.
Kobieta pochwyciła twarz kochanka w swoje dłonie, składając na jego wargach pocałunek.
- Pytałam się czy ci się podobają, a nie czy mam talent - odpowiedziała, opierając się czołem o jego czoło. Jej biodra zaczęły ponownie naciskać na jego, powolnymi ruchami pocierając się swą kobiecością o jego przyrodzenie.
- Podobają. - Jarvis pochwycił jej dłoń swoją i przyciągnął do ust, muskając po kolei każdy z opuszków jej palców czubkiem swego języka.
Dziewczynie wyraźnie spodobała się ta pieszczota, bo jej spojrzenie od razu się roziskrzyło, a bioderka zaczęły zataczać powolne koliste ruchy na podbrzuszu mężczyzny. Wpatrywała się usta, które skubały jej palce, przygryzając przy tym dolną wargę w narastającym podnieceniu.
A czarownik przymknął oczy, pochłaniając ustami wskazujący palec Chaai i wodząc po nim językiem z pietyzmem i delikatnością. Przez chwilę pieścił go, by potem uwolnić i pochwycić kolejny w pułapkę swych ust.
Tym razem wybrał serdeczny.
Bardka była jak zahipnotyzowana. Bujając się lekko w przód i tył, obserwowała poczynania czarownika, nabierając coraz większej chęci na dalsze harce.
Wolną dłoń, opierała na piersi kochanka, delikatnie zagłębiając paznokcie w jego skórze, synchronizując to ze swymi naciskami bioder.
Jarvis mógł być tego świadomy… sądząc po uśmieszku na jego obliczu i równie spragniony, co czuła po prężącym się orężu, ale… jak zwykle zajmował się nią, powoli smakując każdy jej palec leniwymi muśnięciami języka. Jeden po drugim, bez pośpiechu… jakby chciał ją samą doprowadzić do wrzenia. I wszak często mu się to udawało.

- Usiądź - poprosiła go cicho, gdy jego usta zajęły się ostatnim i najmniejszym z jej paluszków, samej podnosząc się do klęczek.
Czarownik usiadł przyglądając się dziewczynie łakomym wzrokiem pożądania. Uśmiechał się przy tym czule.
“Podziwiam, pragnę, pożądam” to mówiło jej jego spojrzenie.
Bardka gładziła delikatnie opuszkami palców usta kochanka, drugą ręką naprowadzając go na siebie, by mógł powoli się w niej ponownie zagłębić.
Poruszając się delikatnie w górę w i dół, objęła jedną ręką w pasie Jarvisa, przytulając się do niego i opierając policzek o jego ramię, oddając jego czułą pieszczotę z nawiązką. Mężczyzna czuł jak kobieta maleje i rośnie jednocześnie w jego ramionach. Jakby jego obecność dodawała jej siły, a jednocześnie nadawała niesamowitej kruchości.
Czarownik rozkoszował się powolnym ruchem dziewczyny, czując ową przyjemność z ich chwili intymności. Może i nie gwałtownej, ale rozkosznej na swój sposób. Głaskał w milczeniu bardkę po włosach, równie czule i delikatne.
Gdzieś głęboko w sobie, Chaaya czuła, że to miejsce nie powstało dla takich figli, ale też i nie musiała się tym martwić. Lubieżne spojrzenia kamiennych elfów, uśmiechały się do niej, a i bogini której kiedyś poświęcono to miejsce, z pewnością była zadowolona.
Nie przejmując się ani trochę miejscem w którym była, poprowadziła Jarvisa spokojnym rytmem ku kolejnemu spełnieniu, powoli zamierając w jego objęciu na pewien czas.

- Myślisz, że na nas czeka? - spytała cicho, zapewne myśląc o gondolierze.
- Jeśli liczy na dodatkowy zarobek to… tak. - Zaśmiał się cicho Jarvis, muskając czubkiem języka obojczyki dziewczyny. - Jeśli nie… znajdziemy innego. Chcesz już wracać?
- Obiecałam, że będę twoja, aż zabraknie ci sił… - przypomniała rozbawiona i wyraźnie rozleniwiona po ostatnim razie. - Tak się tylko pytam…
- Jak na razie… to mi sił nie brakuje. - Dłoń maga przesunęła się pośladku dziewczyny sięgając palcem wskazującym do wrót zakazanej rozkoszy pomiędzy krągłościami jej pupy. Co prawda ich nie przekroczył, ale wyraźnie pukał do drzwi. - Proponuję zabawę. Zamknij oczka i pokaż dłonią na ślepo… przyjmiemy pozycję identyczną z rzeźbą jaką wskażesz.
- Dasz radę? - wyrwało jej się z piersi z wyraźną kpiną. - Jesteś dość słaby w te przepychanki - dodała na wspomnienie, jak łatwo go unieruchomiła udami. Ale może… dawał jej fory?
Zamknąwszy oczy, “rozejrzała się” dookoła, po czym wskazała palcem na figurę po prawej stronie, lekko za plecami czarownika.
- Szczęściara… wygląda na to, że mnie przypadnie całe dźwiganie. - Zaśmiał się czarownik, spoglądając na dwójkę elfów splecionych ze sobą w miłosnym pocałunku. Miał jednak szczęście, nieco bardziej na lewo spleceni razem byli dwaj kochankowie.
Dziewczyna otworzyła oczy i wybuchła śmiechem na widok pozycji jaką wytypowała.
- No, no, no… zapowiada się ciekawie, wprawdzie to nie to samo co stanie na rękach, aleee… - Chaaya stłumiła chichot, całując Jarvisa w policzek i unosząc się na kolana by zejść ze stołu.
- Proponuje zrobić to na ziemi… bo jak się gibniesz to nie chcę spadać z wyższej odległości - zawyrokowała, krzyżując ręce na piersiach i czarownik wiedział, że nie pokładała w nim zbyt wielu nadziei.
- Zgadzam się z tobą. - Jarvis zsunął się z ołtarza i pochwycił dłonie bardki, by przyciągnąć ją do siebie i obsypać pocałunkami. I by pobudzić swe ciało do kolejnych figli.

Przez chwilę, tancerka broniła się przed nagłym przypływem uczuć ze strony partnera, jakby ciągle jeszcze znajdowała się myślami podczas ich ostatniej zabawy. W końcu jednak dała za wygraną i zaczęła odwzajemniać muśnięcia ustami, wesoło się podśmiewając.
Zwinne ręce powędrowały na biodra kochanka, chwytając go za pośladki i przyciagając mocniej do siebie. W końcu jedna dłoń spoczęła między ich ciałami, pobudzając swymi ruchami męskość czarownika.
- Przyrzekam… że będą mnie słyszeć w całym mieście, jeśli ci się nie uda… - oznajmiła groźnie, powstrzymując kolejny atak chochliczego chichotu.
- Jeśli mi się nie uda… to będziemy musieli potrenować przez następne kilka nocy i dni. Może zamkniemy się w pokoju i popracujesz nad... moją formą - odparł żartobliwe Jarvis, spoglądając na kochankę coraz bardziej rozpalonym spojrzeniem i coraz bardziej prężąc się pod jej dotykiem.
- Dobrze… - przytaknęła skwapliwie, obejmując ustami sutek mężczyzny, przez chwile bawiąc się nim w ustach. - Nvery się ucieszy z kompana do treningów… - mruknęła żartobliwie, dając mężczyźnie klapsa.
- To co ty z nim trenujesz? - zdziwił się czarownik przyjmując właściwą postawę, tak, że pal miłości rzeczywiście sterczał w górę, a sam Jarvis przypominał stołek na czterech nóżkach.
- Niecne sztuczki - odpowiedziała z podziwem w głosie. Stała z boku, przyglądając się pozycji czarownika, jakby nie będąc pewnej czy podejść… a nuż, gdy go dotknie to się przewróci?
Wesoło sterczące berło jednak kusiło swym widokiem i bardka najpierw dotknęła sam czubek opuszkami palców, by w końcu stanąć nad mężczyzną okrakiem. - Nie bierz tego do siebie, ale ja się boje… - zaśmiała się patrząc na niego z góry.
- Po prostu się oprzyj o mnie rękoma - zachęcił Jarvis z uśmiechem. - W razie czego… opadnę w dół.
Nie padła żadna odpowiedź, ale przywoływacz poczuł dłoń, która naprowadziła go na jej kobiecość, opadając na niego delikatnie. O dziwo… nie czuł żadnego ciężaru na sobie, prócz tego wywołanego jej pośladkami. Najwyraźniej tancerka postanowiła zaufać własnym możliwościom, a być może po prostu wiedziała jak się w takiej pozycji winno kochać.
Zakołysała biodrami, opierając drżące dłonie o jego rozpostarty i napięty tors, powoli, acz systematycznie ujeżdżając czarownika.
Jarvis poddawał się jej ruchom starając się wpierw wyczuć jej rytm, a potem poruszając biodrami lekko w górę i w dół, w kontrapunkcie do jej własnego tempa, tak by ich ciała odsuwały się i przybliżały do siebie jak drapieżne ptaki w tańcu godowym. I by oboje czuli mocniej ich połączenie.
- Daj znać, gdy nie będziesz mieć już siły lub dostaniesz mroczków przed oczami - odezwała się czule i z troską w głosie, coraz pewniej przejeżdżając paznokciami po skórze kochanka. Do ruchów bioder dołączyło coś jeszcze… odciskając się doznaniem w umyśle mężczyzny, jakby wewnętrzna dłoń, zaciskała się na klindze jego męskości, by wzmocnić jego doznania.
Tawaif była jednak subtelna, by misterna konstrukcja z ich ciał nie zawaliła się, gdy zmysły zaczną zbyt mocno odczuwać przyjemność.
Powoli więc budowała między nimi klimat, by w końcu ich sylwetki starły się ze sobą ostatni raz, zabierając ich do świata spełnienia.
Choć ujeżdżała go leniwym tempem, to spełnienie uderzyło w nich jak rozkoszna błyskawica. A po nim wymęczony Jarvis osunął się na ziemię. - Następnym razem… będę wytrwalszy w swych działaniach.
Chaaya zaśmiała się pod nosem, siadając na piętach obok czarownika i wziąwszy jego rękę, oparła dłoń na swojej wytatuowanej piersi po czym zabrała się do rozmasowywania obolałych mięśni mężczyzny.
- Wytrzymałeś dłużej, niż zakładałam… - odpowiedziała z podziwem i… zadowoleniem. - Jeszcze spodobają mi się taki wygibasy z tobą - dodała żartobliwie, zabierając się za masowanie drugiej jego ręki.
- Czy to wyzwanie? - zapytał Jarvis siląc się na łobuzerski uśmiech, wodząc dłonią po jej piersi i masując ją delikatnie i powoli.
Dziewczyna tylko uśmiechnęła się wesoło, pochylając się nad mężczyzną by go ucałować w kącik ust. Następnie ułożyła się ostrożnie wzdłuż jego boku, przytulając się.
Jarvis przymknął oczy i drugą ręką przytulił ją do siebie ostrożnie.
- Dobrze, że się rozgrzaliśmy, bo podłoga zimna - zażartował.
- Tylko trochę - dodała zrelaksowanym tonem, ciaśniej się przytulając do jego ciała. Jedną ręką tuliła się do jego barku, a drugą maszerowała paluszkami po jego brzuchu, jak mały żołnierzyk na warcie. Przód, tył, przód, tył.
- Zmęczyłeś się? - zaciekawiła się nieznacznie, zsuwając dłoń spod pępka na nieco niższe rejony, spoczywając ostrożnie na biodrze by opuszkami palców, gładzić po wystającej kości miednicy.
- Trochę… ale jak wypocznę… a ty będziesz naga… albo nawet i ubraną ciebie będę napastował. - Zaśmiał się cicho Jarvis, zerkając na twarz bardki. - Podobała ci się karczma… i nasze figle w niej?
- Odpoczywaj… - poprosiła czarownika, całując w wystający obojczyk i ponownie składając głowę na jego ramieniu. - Nie powinniśmy tego robić w takich miejscach… to nieodpowiednie, powinieneś mnie przypilnować… - odparła nieco speszona, na wspomnienie i doprawionego erotyzmem posiłku.
- Ale przecież sama chciałaś… - odparł ciepło czarownik całując jej czoło delikatnie. I mocniej przytulił ją do siebie. - Czasami warto pozwolić sobie na chwilę szaleństwa. Powędrować na linie nad przepaścią.
- Może ty tak lubisz… ja wolę rzucać się w przepaść - odparła kąśliwie, uśmiechając się do swoich myśli. Jej mała przejażdżka na kolanach Jarvisa nie miała nic wspólnego z balansowaniem nad przepaścią. Pokręciła w zrezygnowaniu głową, muskając jego skórę wargami. - W sumie to… nie ważne. Nie słuchaj mnie.
- To rzucaj się… a ja cię złapię tuż przed upadkiem - odparł spokojnym tonem czarownik. Spoglądał w niebo dodając. - To będzie miłe… być twoim rycerzem.

To było bardzo miłe z jego strony… Miłe do tego stopnia, że zawstydziło bardkę, która wtuliła twarz w kochanka i nic więcej już nie powiedziała.
Trwała w bezruchu przy jego boku i tylko dłoń na jego biodrze od czasu do czasu bawiła się na skórze Jarvisa.
- Więc… mogę ci nie dać zasnąć tej nocy. Do czasu powrotu do naszego pokoju, apetyt na ciebie mi wróci… tak tylko ostrzegam - rzekł żartobliwie czarownik, by przerwać panującą ciszę.
Chaaya zaśmiała się cicho po czym dodała butnie.
- Nie boję się! - Dowcip ten rozweselił ją i rozluźnił, choć cisza panująca między nimi, wcale jej nie przeszkadzała. Ziewnęła mężczyźnie w ramię, przymykając oczy. - Zmęczę cię na jarmarku… - miała to być groźba, ale wyszła trochę słabo.
- Cóż… nie mogę się więc doczekać. Gdyby nie to, że przyjemnie cię tulić do siebie… już bym się zerwał - odparł zadziornie czarownik tuląc mocniej tawaif.
- Nie wątpię - mruknęła i znowu umilkła, oddychając spokojnie i miarowo jakby spała. Tancerka jednak leżała i rozmyślała… na różne tematy. Podsumowywała dzień, który minął. Planowała następny. Wybiegała myślami do Nveryiotha i kobiety dzisiaj uratowanej. Trafiło się nawet kilka chwil na kontemplowanie osoby Starca, aż w końcu przeszło na Jarvisa.
Kobieta przyzwyczaiła się do tajemniczości czarownika i starała się być cierpliwa i nie natrętna. Co by jednak nie mówić, miasto potrafiło dać osobie samotnej i niezorientowanej w temacie w kość. Ciężko było “zwiedzać” miejsce o którym nie miała żadnego pojęcia.
- Pokazałbyś mi jakieś… miejsca w mieście? - spytała po chwili.
- Jakie tylko chcesz - odparł z uśmiechem czarownik i zamyślił się. - Chciałem pokazać ci galerię, ale… już jej nie ma. Ani artysty, który w niej swe malunki na sprzedaż wystawiał.
- Och… szkoda, ale… bo ja… - Bardka zaczęła ostrożnie, podnosząc głowę, by spojrzeć na Jarvisa. - Bo wiesz… pomyślałam sobie… że skoro to twoje rodzinne miasto… że skoro się tu wychowałeś, może chciałbyś… - Zawiesiła na chwilę głos, podnosząc rękę ku jego twarzy by zgarnąć mu z czoła kosmyk włosów. - Że może chciałbyś pokazać mi miejsca ze swojego dzieciństwa… nawet jeśli to ruiny… nawet jeśli uważasz, że to nic wartego oglądania… ja chciałabym… jeśli ty zechcesz… to ja z chęcią… - Chaaya umilkła rozeźlona na samą siebie, że nie umiała ubrać w słowa tego co chciała przekazać. Bała się też, że swoimi zuchwałymi roszczeniami sprawi przykrość lub krzywdę czarownikowi, zważywszy, iż to czego najbardziej pragnęła zobaczyć w La Rasquelle było miejscem ze złotymi kwiatami, które stało się cmentarzem jego dzieciństwa i wszelkich dobrych wspomnień mężczyzny. Oto jednak prosić nie miała odwagi… nawet Nveryioth ją od tego odwodził, a to znaczyło, że jej pragnienie było wyjątkowo głupie i samolubne, że nawet dziecinny smok uznał to za przekroczenie pewnej granicy dobrego smaku.
- To wyprawa zajmująca cały dzień… i wymagająca trochę bardziej obcisłych strojów. Nawet teraz nie jest tam bezpiecznie, ale… jeśli chcesz - zgodził się Jarvis głaszcząc ją po policzku. - Możemy… tyle, że się wpierw przygotować.
Dziewczynie wyraźnie ulżyło, uśmiechając się ciepło do kochanka.
- Cieszę się, choć… nie jestem pewna czy te obcisłe stroje to przypadkiem nie twój prywatny fetysz. - Zaśmiała się pod nosem, całując mężczyznę w kącik ust.
- W każdym stroju jesteś kusząca… bez ubioru zresztą też - przypomniał czarownik, uśmiechając się lekko.
- A propo strojów… zaczyna mi być trochę zimno - dodała po chwili, siadając do pionu, by rozejrzeć się za swoimi ubraniami.
- Tak… Powinniśmy wracać - potwierdził Jarvis, siadając i rozglądając się za swymi ubraniami.
- Porozrzucałeś je po całej świątyni - mruknęła pod nosem, klaszcząc w dłonie i zaczynając śpiewać w tradycyjnie, obcym mu języku. Suknia bardki podniosła się z podłogi i zaczęła powoli płynąc w powietrzu w kierunku tancerki.
- Cóóż poradzić… - mruknął Jarvis, samemu zabierając się do ubierania w sposób tradycyjny. Z kieszeni wyjął zaś znajomy ciuszek bardki. - To ci nie potrzebne?
Zapytał machając owym skrawkiem bielizny.
Chaaya pochwyciła swoją szatę, kończąc skoczną pioseneczkę z prychnięciem i odwróceniem się do czarownika nagimi plecami. - Możesz je sobie zatrzymać - odparła nonszalancko, nakładając ubranie i powoli wstając by zabrać się za sznurowania i zapięcia.
- Jesteś pewna? To niemal zaproszenie do kolejnego sięgania pod suknię - zażartował Jarvis przyglądając się bardce, samemu się ubierając.
Kobieta machnęła dłonią, zbywając rozmówcę. - Kotek się najadł… więc nie rzuci się na byle kąsek - odparła dumnie, uśmiechając się pod nosem, choć Jarvis tego nie mógł widzieć.
- Uważam, że zdołam pobudzić twój apetyt - odparł zaczepnie czarownik kończąc ubieranie. - Zacznę od stóp i powędruję w górę.
Tawaif podeszła do swojej torby, schylając się po nią w dość sugestywny sposób w kierunku rozmówcy. - Plan godny generała - dodała sarkastycznie przez ramię. - Wracamy?
- Wracamy… - wyciągnął dłoń ku niej, by ją pochwyciła.
- Podrzucisz mnie do ruin? Tych co wczoraj… - spytała biorąc go za rękę i splatając ich palce ze sobą.
Javis przyciągnął ją nagle do siebie, pochwycił w pasie zaborczo, docisnął i zaczął żarliwie całować. Usta, policzki, szyję… przez chwilę nie robił nic poza gorączkowym obsypywaniem ją pocałunkami. A potem uśmiechnął się dodając. - Podrzucę… oczywiście, że podrzucę.
Chaaya dostała swoją słodką karę za niecne przekomarzanki… ale nie broniła się, ni nawet nie zaprotestowała, dzielnie przyjmując każdy z pocałunków.
- Dziękuję. - Wróciła do dalszej rozmowy, gdy nieco ochłonęła, wtulając policzek w ramię towarzysza. - Będziecie chcieli dołączyć? Do puji?
- Nveryioth chciałby byśmy dołączyli? W końcu urządzasz to dla niego. Jeśli całkiem cię zagarnę, to tylko czekać, aż zacznie wbijać szpile w moją drewnianą podobiznę - ocenił z ironicznym uśmiechem czarownik.
- Pełnia to święto odnowienia… od jutra wszystko zaczyna się od nowa, wszyscy zaczynają z pustymi kartami. W takie noce jak te podziały znikają, teraźniejszość przestaje być ważna… liczy się przyszłość. Wspólna i niewiadoma. - Tancerka nie odpowiedziała wprost, zostawiając podjęcie decyzji czarownikowi, wszak Nvery sam zaproponował Jarvisowi puję, ale ten najwyraźniej zbyt mocno trzymał się przeszłości jak i ulotnej teraźniejszości, by dostrzec to co przed nim.
- Jeśli możemy to… tak. Chętnie - stwierdził w końcu jeździec, uśmiechając się do dziewczyny.
- W takim razie przynieście ze sobą talerz… metalowy - odpowiedziała z czułym uśmiechem, puszczając mu zadziornie oczko.
- Dobrze… - rzekł czarownik tuląc do siebie bardkę i wyprowadzając ją z ruin świątyni.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline