Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2017, 09:53   #49
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Łódka czekała, a gondolier na powitanie zażądał zapłaty za czekanie nim wpuścił oboje do swej łodzi.
~ Przecież już mu zapłaciłeś… ~ zdziwiła się kobieta, przyglądając przewoźnikowi z rezerwą.
~ Za przypłynięcie tu i za zostanie. Domaga się opłaty za czekanie oraz za przewiezienie dalej ~ wyjaśnił telepatycznie czarownik, targując się z gondolierem.
~ Acha… ~ Chaaya stała lekko na uboczu, przysłuchując się targom z udawanym brakiem zainteresowania. W końcu zaczęła nucić pod nosem, biorąc poły swej szaty i delikatnie je podciągając by ukazać odkryte nogi.
- Czyje kroki słyszę? I czyj cień tu pada? - zapytała śpiewnie, prezentując mężczyźnie gładkie i wytatuowane łydki. - Kto puka do mego serca? Kto stoi u jego bram?... Dla kogo się przystrajam? - Tawaif podsuwała coraz wyżej materiał prezentując kolana i zaczątek jednego z ud. - Oh… kto wypełnia szczęściem mnie? - Jej dłoń, spoczęła na udzie, przesuwając paluszkami w górę by odsłonić biodro i pokazać, że nie miała na sobie bielizny, po czym uśmiechnęła się promiennie do obu mężczyzn.
Na początku jej pieśni gondolier udawał, że targuje się ostro, ale coraz częściej gubił wątek. Magiczna pieśń wabiła go swym urokiem, tak jak i pokusa samej bardki. W końcu… biedaczek był całkiem pod jej urokiem. A Jarvis choć nie był celem jej czaru nie mógł oderwać od niej oczu.
- Kto? - zapytał miejscowy przewodnik, przełykając nerwowo ślinę.
“Na pewno nie ty kaprawy ryju” żachnęła się Laboni, a sama bardka podeszła do gondoliera i położyła mu dłoń na piersi. - Wiem, że długo nas nie było. Na pewno się martwiłeś, na pewno marzłeś… ale nie złość się na mnie - poprosiła go przesyconym słodyczą głosikiem, bawiąc się materiałem jego koszuli. - Pozwól, że ci to jakoś wynagrodzę… zawieź nas do domu, a ja odpowiem ci na twoje pytanie.
- Gdzieżbym mógł się na ciebie gniewać panienko…. wsiadajcie i ruszajmy - odparł z szerokim uśmiechem przewoźnik i równie szerokim gestem ręki zapraszając ich do swej gondoli.
- Dziękuję - odparła z uśmiechem dziewczyna, wchodząc na pokład i siadając na ławeczce. Chrząknęła by oczyścić gardło i wyraźnie szykując się do dalszego śpiewu.
~ Tylko zapłać mu godną kwotę, gdy już cie odstawi… zasłużył przynajmniej na tyle ~ poleciła telepatycznie czarownikowi, wznawiając swoją pieśń.
Usiedli w łodzi i ruszyli kanałami, a bardka… wkrótce musiała zamilknąć, bo z jakiegoś powodu gondolier zaczął głośno śpiewać popisując się siłą swego głosu. Szkoda, że melodyjność i barwa nie szły z nią w parze.
Chaaya obejrzała się na Jarvisa z wielkimi jak spodki oczami, nie wiedziała czy się śmiać, czy udawać, że… niczego nie słyszy.
Ten tylko przyłożył palec do ust i sam wsparł śpiewem gondoliera, znając ową pieśń. Wychodziło to im… pociesznie, delikatnie rzecz ujmując.
Przywoływacz miał może nieco lepszy głos, ale zupełny brak doświadczenia i umiejętności.
~ Pośmiejesz się w naszym pokoju ~ rzekł telepatycznie.
Kobieta kiwnęła tylko głową i oddała się przyjemności… słuchania obu mężczyzn, jak i podziwiania mijanych widoków, od czasu do czasu tylko wskazując w którym kierunku było miejsce jej wysiadki.


- Słuchaj się mnie! - zawołał dumnie zielony smok, po czym przedefiladował się przed klatką z gekonicą. - Słuchaj! Słuuuchaj! - zaklinał małe stworzonko, strosząc dumnie łuski i łypiąc złotymi ślepiami przez pręciki. - Płynie w nas drakońska kreeeew! Jesteśmy jak… jak… rodziiina! - uderzył w pompatyczny ton kapłana z ambony, roztaczając skórzaste skrzydła.
- Daleka, ale zawsze… - odparła z rozbawieniem bardka przechodząc przez zrujnowaną ścianę kaplicy, a Nvery czknął przestraszony i szybko odmienił się w człowieka.
- Co ty tu robisz? - spytał, zwijając klatkę ze swoim przyszłym chowańcem za plecy.
- Zgubiłam się. - Dziewczyna zachichotała, podchodząc do kompana z uśmiechem na ustach. - Trenowałeś?

Zbity z pantałyku gad, mruczał coś niezrozumiale pod nosem, gdy nagle jaszczurka ugryzła go w palec.
- AŁAAA!!! - zawył z pretensją miotając klatką o podłogę. - TY MAŁA…
- Ostrożnie! Zrobisz jej krzywdę! - Chaaya rzuciła się na pomoc, zwiniętej w kłębek miniaturce smoka, podnosząc klatkę i odwracając ją dnem do dołu, postawiła na przewalonym filarze.
- Ugryzła mnie! - poskarżył się płaczliwie Zielony, pokazując palec.
- Co najwyżej uszczypnęła. - Tancerka stanęła przy ognisku grzejąc przy nim dłonie, a skrzydlaty masując obolałą część ciała, zaczął przeglądać wspomnienia partnerki.
Szybko jednak zrezygnował, napotykając na wszelkiego rodzaju erotyczne ekscesy.
- Nie szkoda ci czasu na to ciągłe ishkbazi? - odezwał się, kucając obok ognia i również wyciągając do niego dłonie.
- Szkoda, czy nie, taki jest urok przebywania w jego towarzystwie. - Wzruszyła ramionami, odwracając się do rozmówcy z uśmiechem na twarzy. - Byłam dziś w mieście, szukałam trochę informacji…
- Dowiedziałaś się czegoś ciekawego? - spytał z uprzejmym zainteresowaniem białowłosy.
- Raczej nie… ale spotkałam wampira.
Nveryioth spojrzał przez ogień na Chaayę z dziwnym błyskiem w błękitnych oczach. Momentalnie znalazł się tuż przy niej, przefiltrowując wspomnienia raz jeszcze, tym razem przechodząc przez nużące go kawałki bez cienia skrzywienia.

- Ooo… świecą jej się oczy! Ooo… te zęby jak u węża! Ooo… - Smok wyraźnie był zafascynowany tym co widział. Trzymał oburącz twarz partnerki, gładząc ją machinalnie kciukami po policzkach i patrzył bez mrugnięcia okiem w jej oczy.
Tawaif czuła narastające podniecenie w mężczyźnie, ale wiedziała, że nie było skierowane ani na jej osobę… ani nawet nim spowodowane.
- Odleciała… - odezwał się po chwili z wyraźnym smutkiem, ale i podziwem w głosie. Usiadł ciężko na ziemi, puszczając owalną twarz dziewczyny i zapatrzył się w płomienie, wzdychając cierpiętniczo, jak gdyby usychał od nieodwzajemnionej miłości.
Chaaya również spojrzała w płomienie, zamyślając się. Po chwili gad odezwał się ponownie, dzieląc się nowinami ze swojego przebytego dnia. Tancerka również dołączyła do opowieści, czerpiąc nie lada przyjemność z tej prostej rozmowy, oboje wiedli wyjątkowo nudne życie w La Rasquelle, ale nie przeszkadzało im to, dopóki mogli pielęgnować siebie nawzajem oraz uczucia jakimi się darzyli.

- Muszę się obmyć… czuje jak się lepię, no i wypadałoby, skoro mam odprawić puję… - wtrąciła leniwie bardka, gdy zjadła ze smokiem placek z warzywami. Gekonica również jadła… długą, jak ona sama, ważkę, którą złapał podczas przerwy w pracy Nveryioth.
- Mam trochę wody w bukłaku, na TE miejsca powinno starczyć. - Białowłosy oblizywał palce, leżąc na boku na przewalonym filarze, podziwiając jak mała jaszczurka w klatce ciamka owada. - Smakuje ci maleńka? - spytał z czułością, gdy tymczasem Chaaya odeszła na bok z bukłakiem wody. - Oczywiście, że smakuje… - odpowiedział jak do maleńkiego dziecka w kolebce, nagle sobie coś przypominając. - Widziałem rzeczy…
- Jakie rzeczy? - spytała tawaif, udając, że nie wie o co chodzi.
- Daj spokój Chandramukhi… czy ty w ogóle coś sobie kupiłaś za te pieniądze? One były dla ciebie… - odparł z lekkim wyrzutem, spoglądając w kierunku obmywającej się i stwierdzając, że ta nie radzi sobie z trzymaniem spódnicy i bukłaka, oraz polewaniem się wodą. Wstał więc i podszedł do kobiety, łapiąc za poły sukni i podciągając…
- Nvery… - burknęła z worka jakiego utworzył nad nią smok. - …jak ja mam się…
- A och… - Mężczyzna zreflektował się, opuszczając tkaninę, po czym rolując ją, trzymał z boku na wysokości jej pasa, a tancerka zajęła się myciem. - No więc… kupiłaś coś sobie? Jakiś owoc, albo słodycz? Pamiątkę jaką? - kontynuował, przyglądając się kształtnej pupie kobiety, bez cienia pożądania jakie obdarzało ją większość mężczyzn.
- Nooo… - zaczęła niepewnie.
- Nooo?
- W zasadzie to dziś łuk… i strzały. - Chciała wybronić się tancerka, ale tylko wpadła jeszcze bardziej.
- Och! Łuk! Wspaniale, lubisz łuki. Ładny jest? Z rzeźbieniami? Z pachnącego drewna? Magiczny? - dopytywał wyraźnie ucieszony smok.
- Em… no… taki wiesz… zwykły, całkiem.
- Zwykły… tutaj jeszcze… na pośladku, nie nie tym… tym drugim. Wyżej… daj mi to. - Nveryioth zwilżył dłoń, w ściekających z jej łona strugach po czym starł pozostałości po Jarvisie i opuścił suknię. - Daj mi ten bukłak… obrzydlistwo. FU! Mam nadzieje, że nie zajdę od tego w ciąże… - fukał wściekle myjąc dłonie pod ostatnimi kroplami wody. Chaaya tylko chichotała pod nosem, aż gad na nią nie huknął.
- JAK TO ZWYKŁY?! Ty i zwykły? Chcesz mi powiedzieć, że kupiłaś jakiś tani bubel z kawałka drewna i cięciwy? Nie po to się płaszczyłem przed tym ciulem byś ty kupiła sobie tani łuk!
- Daj spokój… nie potrzebna mi nowa broń. Kupiłam ją na zaś skoro mamy z wami… z tobą i Godivą chodzić na jakieś wypady, byście się wprawili w walce… - Kobieta położyła uspokajająco dłonie na ramionach towarzysza. - Dokupiłam ci bełty do kuszy… i zbroję, by nic ci się nie stało. To mi wystarcza…

Białowłosy stał pochylony nad swoją drobniutką jeźdźczynią, patrząc na nią ze smutkiem i skrywaną czułością. Dobrze znał powody, jakimi kierowała się tancerka podczas wszelkiego gospodarowania pieniędzmi. Nie wiedział jednak jak z tym „walczyć”, jak obudzić dawną Kamalę, którą znał ze wspomnień. Nie twierdził, że „nowa” jest zła, ale nie wiedząc czemu, czuł podskórnie niepokój patrząc na Chaayę - Smoczą Jeźdźczynię. Zupełnie jakby patrzył na plecy człowieka, stojącego nad przepaścią.
- Oddam ci te pieniądze… oddam co do miedzi - obiecał, przytulając dziewczynę do siebie i całując ją w czubek głowy.
Stali w milczeniu, wtulając się w siebie nawzajem, jak dawno niewidziani przyjaciele.
Stykali się ciałami, ciasno oplatając ramionami i wsłuchując w oddech drugiej ze stron.
W tym drobnym geście nie było, żadnego nacechowania erotyzmem, czy pożądaniem.
Stali… w zawieszeniu, ciesząc się sobą nawzajem, zapamiętując każdy szczegół, ładując energią… przed kolejnym rozstaniem.
Gekonica skończyła swój posiłek, przyglądając się dwóm dwunogom, od czasu do czasu oblizując jedno z paciorkowatych ślepek.


Jarvis z Godivą wkroczyli do zrujnowanej katedry, w której ktoś ewidentnie rozpalił ognisko. Przechodząc przez w połowie zawaloną ścianę, dostrzegli ogromne pomieszczenie o dziurawym suficie. Resztki budynków trzymały się we względnym pionie na słowo honoru, aż strach było tu zaglądać.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/71/2f/25/712f257b50777a4e177d4c236ce77a1f.jpg[/media]
Tymczasem Chaaya i Nveryioth… stali przed pokaźnej wielkości ogniskiem i wyglądało, że medytowali w dość karkołomnych pozycjach.

- Przyłóż się! - fuknęła nagle bardka, prostując się i zdzielając młodzieńca w głowę.
- Ale to boli… bardziej się nie wygnę! - zaprotestował białesek, kuląc pod naganą nauczycielski.
- WYGNIESZ! Jeszcze raz! - zaordynowała twardym tonem, a chłopak miauknął coś zbolale pod nosem i próbował ponownie przyjąć niewygodna pozycję.
Czarownik i Godiva zjawili się razem. Smoczyca ubrana była dość… męsko. Spodnie i tunika były męskiego kroju, choć w jej przypadku pokreślały przyjemną dla oka zgrabną sylwetkę ludzkiej postaci smoczycy. Widać też było ślad treningów jakie odbywała używając swej włóczni. Niemniej nadal była urodziwa na twarzy, a włosy miała spleciony w dziewczęcy warkocz. Oboje nieśli ze sobą metalowe talerze. Miedziane.
Gdy tancerka ich dostrzegła, zaprosiła energicznym gestem dłoni.
- Chodźcie, chodźcie… MOCNIEJ! - ryknęła nagle na Zielonego, a ten tak machnął nogą, że stracił równowagę i poleciał na ziemię. Chaaya wyglądała na zdegustowaną, a Nvery tylko syczał jak wściekły kot, dmuchając na zranioną dłoń.
- A po co dwa talerze? - spytała zdziwiona tancerka, biorąc od czarownika naczynie. - Jeden wystarczy. Zachowaj Godivo swój w czystości… Jarvis może zjeść z nadpalonego - mruknęła z przekąsem, omijając gramolącego się z posadzki białowłosego.
Ciekawska gekonica, obserwowała poczynania człekokształtnych ze swojego miejsca na filarze, wyglądała jakby się uśmiechała.
- To co mamy robić? - zapytała zaciekawiona Godiva, podczas gdy Jarvis rozglądał się po pomieszczeniu szukając śladów dawnego splendoru tego miejsca.
- Nvery mam wytłumaczy… jak już się zbierze z podłogi - dodała oschlej, patrząc na gramolącego się na czworaka młodzika. Ten zezłoszczony, pokazał bardce język, a ona odeszła przygotować mirrę na talerzu.
- Dużo nie ma do tłumaczenia… Chandra… Chaaya zrobi cztery rundki dookoła pomieszczenia, następnie podejdzie do każdego z osobna… okadzi go dymem, zakręci cztery razy talerzem i w tym czasie osoba się modli. Po tym namaści wasze czoło popiołem i… tyle. Jeśli będziecie chcieli da wam trochę popiołu do pojemniczka albo sakiewki by was broniły. - Wzruszył ramionami gad, podnosząc się z klęczek i otrzepując pobrudzone kurzem kolana.
- Do kogoś konkretnego się mamy pomodlić wtedy? - zapytał ostrożnie Jarvis.
- Emm… nie - odparł zakłopotany skrzydlaty, drapiąc się po głowie.
Chaaya rozpaliła kadzidło i udała się w mrok pomieszczenia. Ciężki, korzenny zapach uniósł się w powietrzu a smużki dymu nie chciały się tak łatwo rozwiać, unosząc się białymi wstęgami.
- Możesz… modlić się nawet do swoich nienarodzonych dzieci… tu bardziej chodzi o... w sumie nie wiem -zastanowił się chwile smok. - Prosisz o szczęście na przykład. Prosisz duchy, które są reprezentowane przez dym. Duchy są wszędzie… i niekoniecznie są duszami… są pozytywną energią, która wspiera nas na każdym kroku, choć tego nie dostrzegamy. - Chłopak uśmiechnął się rozbrajająco, wzruszając ramionami. - Chaaya zawsze modliła się do swoich przodków, ale jej niewolnik Saad… do niej samej. Podobno w ten sposób łatwiej wyobrazić sobie to… tę moc… co ma nas chronić.
- Ja osobiście chyba zostanę przy jakiejś konkretnej idei. U tych do których się modliłem mam niespłacone długi. - Uśmiechnął się ironicznie czarownik. - I wolałbym nie przypominać im o swoim istnieniu.
- Jakie znasz bóstwa smocze Jarvisie? - zapytała Godiva.
- Bahamut Twórca i jego małżonka Takhisis Niszczycielka… ich świątynie są w tym mieście, ale opuszczone i niebezpieczne dla zwiedzających. Elfy je też czciły, bo wierzyły, że elfy i smoki są tworami tych samych bogów… Tak przynajmniej twierdzą badacze starożytnych zwojów - wyjaśnił czarownik, przypominając sobie to co słyszał. - Oba bóstwa mają swoje demoniczne sługi.

Nveryioth odgarnął swoje długie włosy za ramiona i spojrzał w mrok gdzie znikneła tancerka. Zapach kadzidła był już o wiele bardziej intensywny, a obłoczki dymu, niczym macki jakiegoś stwora przepływały między ruinami, odnajdując sobie drogę do nieba.
Chaaya wyszła po chwili z mroku, podchodząc do swojego wierzchowca. Uniosła talerzyk na wysokość jego obojczyków i cztery razy naprowadziła dłonią dym na twarz mężczyzny.
Chłopak zamknął oczy i złożył dłonie jakby trzymał w nich księgę, a kadzidło powoli zatoczyło okrąg w przeciwnym kierunku co do wskazówek zegara. Raz, drugi, trzeci i czwarty, zatrzymując się w tym samym miejscu w którym zaczęło swoją wędrówkę.
Bardka nałożyła na kciuk odrobinę popiołu i przyłożyła palec do czoła białowłosego pozostawiając na nim okrągły, lekko rozmazany w górę ślad. Wtedy odwróciła do Godivy i Jarvisa z pytającym spojrzeniem, kto następny.
Jarvis się cofnął, dając tancerce znak, że Godiva winna być kolejna. A sama smoczyca patrzyła z błyszczącymi od niecierpliwości oczami czekając na swoją kolej.
Tawaif podeszła z uśmiechem do kobiety, zatrzymując naczynie na wysokości jej piersi, po czym okadziła jej twarz powolnymi machnięciami. Kiwnęła głową, że teraz może zacząć się modlić, a sama powoli zataczała talerzykiem kręgi w powietrzu.
Niebieskoskrzydła naśladowała zachowanie Nveryiotha prężąc się dumnie i wędrując spojrzeniem za bardką. Czarownik przyglądał się temu z boku w milczeniu. Bądź co bądź tawaif grała w tym wszystkim główną rolę.
Chaaya uśmiechała się szczęśliwie, że smoczyca chciała wziąć udział w tej drobnej ceremonii, zapomnianej coraz częściej przez młodsze pokolenia. Gdy kadzidło zatoczyło ostatni okręg, namaściła czoło wojowniczki podobnym znakiem co Nverego, po czym obejrzała się niepewnie na czarownika.
Jarvis skinął głową i uśmiechnął się ciepło, dając tym samym przyzwolenie bardce.
Ta podeszła do niego i naprowadziła pierwszą smużkę dymu na jego oblicze, gdy Nveryioth nagle odezwał się spanikowany.
- Zaraz kichnę… - Po czym pognał w ciemność, trzymając się za nos.
Tancerka prychnęła rozbawiona, ale nie odrywała spojrzenia od swojego kochanka, powoli kończąc rytuał okadzania i kiwając na znak, że może zacząć się modlić.

Przywoływacz nie spuszczał z niej spojrzenia, gdy go okadzała. Cały czas wodził za nią wzrokiem, rozpalonym i dzikim. Wzrokiem drapieżnika… wzrokiem tęsknoty. Modlił się milczeniem, tak jak czyniła do smoczyca.
Dziewczyna powstrzymywała trzpiotny uśmiech, który ze wszystkich sił starał się wypłynąć jej na lico. W końcu talerz powrócił czwarty raz na swoje miejsce, a Chaaya umoczyła palec w popiele i zostawiła znak na czole czarownika.
Nveryioth wrócił z załzawionymi oczami… nie słychać było, by kichnął, a więc biedaczek musiał się męczyć z kręcącym go nosem.
- Za kilka minut ostatnie listki się wypalą i możemy iść do miasta… zdmuchiwać ognia nie wypada… taki przesąd - przerwała milczenie tancerka, opuszczając naczynie i rozglądając się za miejscem, gdzie mogłaby je postawić.
- To gdzie idziemy? Na ów jarmark? A może do karczmy co? - zaproponowała Godiva. - Do jednej z tych dla wyższych sfer, czy może tam gdzie biją się? Ganvar opowiadał o takich przy dokach dla statków, co każdą noc kończą bójką.
- A gdzie chcesz? - spytała rozbawiona bardka, stawiając talerz na przewalonej figurze.
~ Ja chce na jarmark… ja chce cukrowe nitki ~ ozwał się błagalnym tonem Zielony, ale… najwyraźniej wolał by ta informacja była zatajona, gdyż skorzystał z ich wspólnej więzi.
- Na co masz ochotę? Możemy iść jeść… albo prać się po pyskach. Jestem w tym całkiem dobra - przechwalała się brązowooka, a Nvery wyraźnie się zasępił pochylając się nad gekonicą.
- Ja bym pooo-udawała z tobą wielkie damy i byśmy odrzucały wzgardliwie awanse tutejszych amantów, a Jarvis i Nveryioth robili by za naszych ochroo… nie… nie bardzo się nadają. Może jako osobiści sekretarze? - Zamyśliła się smoczyca.
- Och, świetny pomysł, Chaaya jest w tym dobra... - odparł kwaśno smok, biorąc w ręce klatkę z gekonicą, która już przymierzała się do białych paluszków mężczyzny.
- Coś mówiłeś? - spytała chłodno tawaif, unosząc lekko brwi i krzyżując ręce na piersi. Gad od razu stracił rezon i uciekł wzrokiem w bok.
- Tak myślałam - skwitowała ironicznie, odwracając sie do Godivy. - My nie musimy udawać… jesteśmy wielkimi damami - dodała trzpiotnie, zgadzając się na pomysł smoczycy, bez mrugnięcia okiem. - Niestety moja jaszczurka nie nadaje się nawet do karmienia gekona… - Przerwał jej krzyk, gdy smok został ugryziony przez skrzydlatą wredotkę. - ...ale jako niedorozwinięty braciszek z drugiej matki pasuje idealnie. Prawda Neronie?
- Udław się… Paro… - syknął gniewnie, przyczepiając klatkę z kłapiącą pyszczkiem jaszczurką do pasa.
- Może jednak jarmark, co? - zaproponował Jarvis. - Udawanie wielkich dam wymaga jednak trochę przygotowań i planowania. Mógłbym to zrobić jutro, a dziś po prostu…
- Oj… przyznaj wprost, że byłbyś o nią zazdrosny. - Godiva poufale objęła Chaayę, tuląc ją do siebie. - I ciężko by ci było wytrzymać w swej roli.
- To… też - odparł w końcu czarownik.
Tawaif bez namysłu odwzajemniła uścisk, jak to miała w zwyczaju. Uśmiechnęła się do skrzydlatej słodko, a białowłosy tylko prychnął, na więcej jakby nie mając odwagi.
- To może wy idźcie na jarmark, a my pójdziemy się zabawić - stwierdziła “polubownie”, oglądając się na Jarvisa i zgnębionego Nerona.
- Zjadłbym rybę… - stwierdził nagle wyginając usta w smutną podkówkę Zielony.
Jarvis i Godiva wymienili się spojrzeniami i zapewne myślami, aż w końcu czarownik rzekł. - Zgoda… bawcie się dobrze i… nie idźcie szukać bójki. To się źle może skończyć w tym mieście. To mi musicie obiecać.
~ Dziwka… ~ fuknął bladolicy, zbierając talerzyk z wypalonym kadzidłem.
- Zgoda - odparła tancerka, ignorując wysoką postać skrzydlatego.
- No to chodźmy na te ryby… Neron - stwierdził ugodowym tonem Jarvis zerkając na Nveryiotha i jego gekonicę.
~ Bawcie się dobrze. ~ dodał telepatycznie.
- Na-naprawdę? - spytał wyraźnie zaskoczony smok, a Chaaya uśmiechnęła się, pomachała Jarvisowi i odwórciła.
- No to chodźmy… tylko od razu mówię, że zupełnie nie wiem gdzie iść. - Zachichotała, wzruszając przepraszająco ramionami.
~ On nie chce ryby… tylko cukrowe nitki… ~ odpowiedziała na odchodnym czarownikowi, co by biedak nie musiał się bujać przez pół nocy i zgadywać o co chodzi gadowi, gdy ten zmieni po raz dziesiąty swoje zdanie.
- Ja też nie… ale poszukam w pamięci Jarvisa i podeślę mu wspomnienia zaostrzające apetyt. O takie… - I po tych słowach Godiva pieszczotliwie pomacała pośladek bardki, choć wyraźnie stanowczo… po męsku, acz delikatnymi kobiecymi palcami. Uśmiechnęła się łobuzersko dodając. - Najpierw pewnie winnyśmy wrócić do karczmy, by się właściwie ubrać, choć… ty akurat nie musisz.
- Nie mam majtek… - obwieściła rewelacje z niejakim zblazowaniem, czując się przy wojowniczce… jak przy nieokrzesanym kliencie. - Powinnyśmy się przebrać… pożyczysz mi parę? - Bardka nie zareagowała w żaden sposób na dotyk kobiety, najwyraźniej będąc przyzwyczajona do tego typu “czułości”. Brak reakcji mógł nieco peszyć… ale przynajmniej smoczyca nie spotkała się z oburzeniem i odrzuceniem.
- Więc do karczmy… wpierw. - Uśmiechnęła się lisio Godiva, która nie potrafiła się wstydzić. I miała dość bezpośrednie podejście do życia.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline