Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2017, 15:52   #17
Slan
 
Reputacja: 1 Slan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputację
Jil poszła do domu i tam poszła spać...


Sen był ciężki… Śnił jej się gigantyczny pająk z metalu i szkła, nad którym szalał sztorm. Pająk zbierał chmury i zmieniał je w sieć, którymi oplatał ogromny kokon o podłużnym wężowatym kształcie, który otaczał miasteczko podobne do Crimson Falls… tylko malutkie. Widziała maleńkie postaci… Eliacha, Dziadka i innych drapiących po nogach monstrum w bezskutecznej próbie zranienia istoty. Nagle kokon pękł i wypełzł z niego wieki wąż, przy którym Midgardom był jedynie nędznym robakiel. Z jego oczu wyzierało absolutne zło, czysta nienawiść do wszystkiego co żyje. Jednym szarpnięciem odrzucił pająka i rzygnął ogniem który zmienił wszystko co znała w popioły

Gdy wstała i zeszła na dół zobaczyła dziadka w podkoszulce i spodenkach podśpiewóją “Don’t worry. Be Happy” i smażącego francuskie tosty.

- Dziadek... Miałam dziwny sen z pająkami. A najdziwniejsze jest to, że przyśniło mi się, że stałam się wilkołakiem - powiedziała rozglądając się za kawą.

- A jesteś wilkołakiem, tak jak ja i Eliach. Zrobiłem ci kawę. Chcesz dżem czy syrop klonowy do tostów. Kora powiedziała, że jutro wróci, bo poszła całą zaległą pracę odrobić. Czyli wróci za dwa dnii - rzekł dziadek - Kawa cz czekolada?

- Mamo.... - oparła głowę framugę drzwi. - Jak mogłaś mnie po tym wszystkim zostawić z tymi porąbanymi facetami i na dobitkę z twoim nieodpowiedzialnym ojcem?!

- Ojtam, za miesiąc lub dwa jej przejdzie. Miała prawo się trochę zdenerwować. Boi się o ciebie, a ty nie chcesz jej słuchasz. Boi się, że myślisz o przygodach i takim tam. No ale dzięki temu będziesz mogła więcej czasu spędzać z dziaduniem - zaczął smarować tosty dżemem.

-[¡] Bo niestety dziadek mnie nauczył walić psa w nos niż czekać aż ugryzie. ALE! Mam już plany na dzisiaj. I masz się zachowywać normalnie. A przynajmniej tak jak zwykle kiedy naciagasz z kumplami turystów, jasne dziaku? -[/¡] burknela szukając ulubionego kubka. Zdała sobie sprawę, że zajął go dziadek.

- Czyli tak jak zawsze? A już myślałem, że będę mógł sobie pochodzić po domu w futerku

- Burknął dziadek

- Do ilu jeszcze dziwactw będe musiała się przyzwyczaić?!

- Kilku! Przejawiasz wyjątkowo mało entuzjazmu…

- A dziadek się temu dziwi?! Po tych co poznałam mam już dziwaczne sny z pająkami...

- A to pewnie coś ci się śnili słudzy Tkaczki. Twuu! Paskudne bydlaki! Tkaczka stworzyła barierę między naszym światem, a jej słudzy chcą zmienić śwuat w betonowy kokon

- Mitologia i banialuki...

- Tak twerdzisz? Jak chcesz, to możemy po śniadaniu z którymś pogadać… Od kiedy ten cały Internet żeście były zainstalowały, to pełno pająków sieciarzy się tam kręci i czyta wasze wiadomości

- To są wirusy, dziadku. Błędy programowe, które szkodzą tym normalnym. A nie żadna magia... To przecież komputerowe sprawy. Nie może być nic mniej magiczneo niż komputer- wytwor w całości ludzko-techniczny

- Niektóre wirusy to wirusy, ale część to duchy albo czary… Są magowie, co potrafią cię zabić e-mailem. Widziałaś świat duchów. Wszystkie ważniejsze rzeczy w naszym świecie mają tam swoje odbicie… w tym sieć

-[¡] Akurat! Każde przyzwoite fantasy pokazuje, że internet to byt niezależny od magii. Co najwyżej komputer zepsuje, by nie działał na amen [/i] - skwitował.

Nie dodała, że to "w każdym" miało miejsce tylko "w tych do ktorych naklonil Jill Lloyd". Nie umiała nawet stwierdzić, czy są mainstreamowe.

- Ale to jest prawdziwy świat nie żadne fantasty. Możesz się o tym wszystkim przekonać, wystarczy tylko pogadać… - rzekł dziadek.

-[¡] istnieje też swiat bez magii i musisz sobie z tym poradzić [/¡]

[¡] i niemożliwe by wszystko opierało się na magii [/¡]

- No wiesz… Przecież ja sobie w życiu świetnie radzę. I w ogóle co twoim zdaniem jest magią, a co nie? Ja zresztą na magii się nie znam. Jestem Garou, my uczymy się darów od duchów. Nie czarujemy jak jakieś hermionypotere - oburzył się senior Waterson.

-[¡] Dobrze, już dobrze. ... To mam rozumieć, że czeka mnie jakiś sabat wilkołaków, czy inny wieczorek zapoznawczy? [/¡] -przewróciła oczami.

- Tak. Czeka cię zebranie i rytuał przyjęcia do szczepu, choć kiedy to ma powiedzieć - Rozległo się ujadanie psów i dźwięk dzwonka.

-[¡] Dziadek daj strzelbe i nałóż sweter[/¡] -poleciła panna Waterson

Strzelbę myśliwską wzięła matka, więc dziadek podał shotguna i zaczął sarkając ubierać sweter.

Gdy Jill otworzyła drzwi zobaczyła Amadę. Dawna szkolna tyranka miała jasnobrązowe włosy i wyraźne kości policzkowe. Uśmiechała się nieprzyjemnie i pozornie uprzejmie.

- Cześć Squaw! Widzę, że już zmyłaś barwy wojenne. To miło, bo wolę z tobą rozmawiać, gdy nie łazisz po wojennej ścieżce. Za tydzień w naszym dworze będzie spotkanie szczepu. Tylko nie zabieraj ze sobą tomahawka!

-[¡] A małej lady nie nauczył, że mówi się "zapraszam"? Zmieniłaś kolor na naturalny? [/¡] -Jill przyłożyła dłonie do bioder.

- Och masz rację. Jesteś zaproszona na rytuał przedstawienia szczepowi i mam nadzieję, że nic nie zepsujesz bo wtedy i ja zostanę przedstawiona

- Czyli to nasz bal Debiutantek?

- Zapewne dla ciebie tak, dla mnie nie koniecznie. Potem każdy dołączy do swojej watahy i ja będę walczyć ze żmijem, a wy pewnie obedżecie bladą twarz ze skóry czy co tam czerwonoskórzy robią

-[¡] I nie boisz się tego mówić publicznie? Abigail nie ostrzegała?[/¡]

- Wiedziałam, że jesteś powiązana z tą małą suką Abigail! Od trzech dni nadaje do mnie jakbym była jej przyjaciółką! A może ty nią jesteś? Albo ten twój kuzyn Elam czy jak mu tam było. Nie wstyd mu udawać kogoś takiego?

- Raczej ona powiązała się ze mną. Mogę was przedstawić sobie za tydzień -Jillian uśmiechnęła się ładnie.

- Twój kuzyn chciał mnie zabrać na bal maturalny, ale raz pozwoliłam mu nosić mi książki. Mści się teraz, co?!

- Który kuzyn skoro nawet nie umiesz wymienić imienia?

- Ten twój... Przegrywami życiowymi sobie głowy nie zawracam... Choć on próbował z połową dziewczyn w klasie. Z kim koniec końców poszedł?

- Nie pamiętam nawet...

- Pewnie była to Końska Sus, wiesz ta z zębami jak klacz i rżąca kiedy się śmiała… A może Słoniowa Gabi, ta wielka i uszata? Nie ważne. Teraz udaje pokręconą mangofilkę… To upadek, aż dziw, że jest jednym z nas no nic… Jakieś pytania?

- Jakaś konkretna godzina na przyjście? Imprezka składkowa?

- Po pięćdziesiąt dolarów od głowy, o dziewiątej w nocy, ubrania nie niszczące się przy zmianie, - wyliczała.

- Ja żadnych składek płacić nie będę! Nie dość, że administracja mnie okrada to jeszcze szczep! Dobre sobie! - wnętrza rozległ się krzyk Dziadka.

- Lepiej zweryfikuj składkę, gdy starszyzna się domaga - Jill uśmiechnęła się słodko.

- Niczego nie będę weryfikować, mój dziadek tyle ustalił więc niech twój dziadek się nie kłóci, wczoraj sprzedał turyście mapę z ukrytymi indiańskimi pokemonami ukrytymi w lesie - rzekła Amanda z irytacja.

- Miisiek! Eddie! Bernie! Do mnie!!! - zawołała swoje ulubione psy.

Zała trójka przybieła i zaczęła ujadając biegać wokół Jill

- Chciałaś mnie wystraszyć? Nie ważne, zapamiętałaś godzinę? No to się zmywam - rzekła Amanda i zawróciła.

[/i] - rzekła Amanda i zawrócił

- Dziewiąta wieczorem, oczywiście. - powtórzyła machając jej na pożegnanie.

- Kto ma najmądrzejsze psy, no kto ma? Moje kochane!!- pogłaskała po kolei Miśka- czarnego kudłacza, Eddiego-pół wilka i Bernie -szpica.

- HEj dziadku, a czy ja teraz nie powinnam rozumieć psów? - spytała z klęczek dalej bawiąc się ze swoimi psami

Psy zaczęły się ocierać o nogi, Bernie patrzyła groźnie za Amandą robiąc co chwilę “wow!”, Edie obwiącbł wszystko a Misiek położył głowę na kolanach Jill.

- W wilczej i prawie wilczej formie tak. Ale tej drugiej nie lubią

- Tej pół-ludzkiej się boją?

- Nie jak ludzie, ale niezbyt ją lubią, choć kiedyś szkolono psy, by ją tolerowały. Pomiot Fenrisa to lubił…. Przydawały się do polować, zwłaszcza na wampiry - wyszedł drapiąc się po karku i pogłaskał Eddiego.

- To... Chyba zdążymy to sprawdzić zanim pójdę do baru...

Udała się do domu, do piwnicy. Cały czas nawołując za sobą psy.

- No dobra, tylko ich nie przestrasz - zawołał Dziadek. Psy z zaciekawieniem przyglądały się jej, gdy nagle zmieniła się w wilka.

- Gdzie Jill? - zapytała Bernie.

- Może ten pies wie? - zapytał skonsternowany Misiek

- Nie jestem pewien czy się schowała - skomentował Edie


-[¡] Ale numer. Naprawdę was rozumiem [/¡] -Jill nie była pewna czy tlko myśli czy mówi do psów.

- No jesteś psem… Dlatego nas rozumiesz - zdziwił się misiek.

- Widziałaś Jill? Była tu i znikła!.Jest Człowiekiem, chodzi na dwóch nogach… I bardzo ją kochamy! - zawyła Bernie.

- Czy ty aby nie jesteś wilkiem? - zapytał Edie.

- Wilk! Gdzie! OdejdŹ - Bernie zaczęła szczekać.

- Eddie, ty jesteś pół-wilkiem... - zauważyła Jill.

Nie mogąc dojśc do porozumienia z psami, postanowiła sprawdzić, jak zareagują jeśli na miejscu nowego psa pojawi się Jill - ich człowiek.


Bernie zaczął chodzić wokół poszczekując i szukając wilka, Misiek położył się i zaczął piszczeć, a Edie przekrzywił głowę.

Jill ponownie stała się wilkiem.

Misiek skulił się

- Ja nie wiem co dzieje. To za dużo dla dobrego psa - zaskomlał

- A może Jill się przebiera za wilka? Pamiętasz jak pan Kormack, co myślałeś, że jest niedźwiedziem - zasugerował Edie.

- Albo wilk przebiera się za Jil? - Bernie patrzyła nieufnie na Wilkojill

- To może zapytajmy ją o coś - zaproponował Misiek.

- Dobra, wymyślmy szybko coś… Jaka jest najpyszniejsza rzecz na świecie - zapytała Bernie.

- Naleśniki w tutejszym barze... Jajka na bekonie -stwierdziła Jill nadal w wilczej skórze.

-[¡] Ja jestem Jillian. Ostatnio wyszło, że mam naturę wilka [/¡] - uznała, że jej zdezorientowanym psom należą się wyjaśnienia.

- Nie szczepili cię? - zapytał Misiek

- Nie… To coś jak kość, co się ma - wytłumaczył Edie

- To niech weźmie i zakopie - rzekł Bernie

- Szczepili mnie częściej niż was. Jestem człowiek co się zmienia w wilka... - wilkołaczyca coraz bardziej wątpiła, czy da radę wytłumaczyć taką kwestię psom. Zwłaszcza, że wydawały się kompletnie ślepe na fakt, że Jill tuż przy nich zmieniła się z człowieka w wilka, a potem w człowieka. Zupełnie jakby to ubiegało ich uwadze, albo była dla nich w trakcie przemiany niewidzialna. - Eddie, tyle przebywasz z Dziadkiem, że myślałam, że chociaż ty rozumiesz?

- Ja głównie oglądam taki program o tym jak ludzie kupują pokoje i się cieszą lub o tym jak łowią kraby. Albo chodzę z dziadkiem do Hernana i zaglądam do śmietników. Tak to nic nie wiem. Jestem dobrym psem, a dobre psy wiedzą, kiedy nie patrzeć

Psy przypatrywały jej się przez chwilę

- To znaczy, że dostaniesz też michę? - zapytała Bernie - Czy mamy na drugi raz pogryźć złą Nie-jill? Ona jest źle zła, prawie jak kot.

- Ale koty nie są złe - obruszył się misiek

- Powiadziałbym nawet, że całkiem smakowite - skwitował Edie

- NieJill|? Rozwińcie opis - poprosiła Jill.

- Ta co tu była. Nie lubisz jej i ona dziwnie pachnie. Jest zła. - skwitowała Bernie

- Aha, Amanda. A czym pachnie?

- Hmmm Tak jak nie powinna! - rzekła Bernie

- Czasem dziadek tak pachnie… Nic nie mówiłem! - Wystraszył się Edie

- Wiem o czym mówisz... To znaczy, że Jill tym nie pachnie?

- Nie, jil pachnie pięknie! Jak Jil!! - zawłały razem.

- To znaczy, że czym pachnie dziadek? Czymś czego powinno się wystrzegać?

- Groźnym. Jak bardzo wilczy wilk! - Powiedział Edie

- Hmmm.... Zapach Jill się nie zmienił?

- No czasem Jill i Kora robią takiemi pss na sobie i wtedy aż nosy bolą od ich zapachu - powiedziała Bernie.

- Bo to pewno na pchły. Jill nigdy nie ma pcheł… - skomemtował Misiek

- Czemu mówisz o sobie jakbyś nie była sobą? - zdziwił się Eddie.

- Jestem Jill, tylko teraz będe psiała - przyznała.

- Nie bój się, bycie psem fajne jest! - Zawołał Eddie.

- Nauczymy cię kopać doły, łapać pchły! - tłumaczył Misiek

- Ale pamiętaj, nie ufaj kotom! - rzekła Brnie

-[¡] Z góry dzięki za pomoc! [/¡] - zamerdala ogonem. Z lepszym nastrojem wróciła do ludzkiej postaci.

Niedługo później, zaraz po śniadaniu Jil wyszła z domu i udała się do baru i Mary. Pogoda była ładna, zapowiadał się kolejny upalny dzień. Miasteczko… wyglądało jakby nic się tu nie stało. Choć świat Jill wywrócił się o 180% stopni, to dla reszty ludzkości zdawało się to nie mieć najmniejszego znaczenia. Nic nie wiedzieli, że żyją wśród nich inni, istoty z legend i tanich horrorów. Gdy dotarła do baru u Mary, jak zawsze o tej porze roku było tam wielu turystów i kierowców ciężarówek, a właścicielka chodziła między stolikami roznosząc jedzenie i żartując klientami. W rogu baru siedzieli oni. Lloyd miał jasne włosy spięte w kucyk i koszulkę z logo “I want to belive” i rysunkiem ufo. Przy pasie miał tablet, a na stole trzymał labtopa. George był niższy i krępy, o wiecznie nieogolonej twarzy. Na krzesłach obok trzymali sprzęt. Zobaczywszy Jill Lloyd pomachał do niech energicznie, George nie przestawał jeść naleśników z keczupem. Mary także przywitała Jill.

- Słyszałam o wybuchu! Jakie to szczęście, że nic ci nie jest - uścisnęła ją ze współczuciem, ale też wyszeptała.

- Witaj wśród ludu

Gdy Panna Waterson podeszła do stolika, Lloyd energicznie zrzucił na podłogę sprzęt

- Jak dobrze cię widzieć! Pani Mary opowiadała nam o tym wypadku… Nic ci nie jest? Znaczy się, chyba jesteś taka jak zawsze… Ale nie masz żadnych obrażeń wewnętrznych? - mówił powoli i głośno, jak do kogoś kto nie słyszy za dobrze.

- Mają tu dobre naleśniki, ale keczup lepszy… - skomentował George - Pani Mary jest taka miła, zapytała czy mam dziewczynę. Moja mama tak robi co tydzień

- Dobrze was widzieć... - Jill zrezygnowała z uściskania kumpla. - Ty jesteś George? spojrzała na grubego.

- Tak na mnie mówi mamama i przyjaciele. - stwierdził George dolewając keczupu do naleśników.

- Proszę, siadaj… o ile możesz. - Lloyd wycierał krzesło.

- Jasne - Przystawiła do stołu wolne krzesło.

- I nie oberwałam jakoś na ciele. Pod tym względem wyszłam bez szwanku - zapewniła licząc, że choć trochę uspokoi Lloyda

- To dobrze… Bo mówiłaś dziwne rzeczy przez telefon - tłumaczył Lloyd.

- Że odkryłaś prawdę o sobie… No cóż, tak bywa. Mój kuzyn tak miał po wizycie w Brazylii, w Europie, no wiesz - dodał George.

- A co odkrył, George? - spytała Jill. Nie była pewna jak sobie poradzić z tym kolesiem., skoro ledwo się poznali. Czy jeszcze będzie mogła skorzystać z karty 'Co tam u was i z programem o UFO?" na uspokojenie i zmianę tematu.

- Że teraz będzie mieszkał ze swym przyjacielem Rafaelem. To chyba zaczęło się od malowania pokoju. Malowałaś pokój ostatnio? - Rzekł George.

- George! Można odkryć swoje wnętrze na wiele różnych sposobów, a poza tym Jill ma nasze pełne wsparcie - Odparł Lloyd,



- To nie chodzi o takie poznanie siebie... - westchnęła. Uznała, że skoro rozmowy toczą się szybciej i Takim torem to zrezygnuje z kawy: - Raczej o zagłębianie się w... moje korzenie. Okazały się ostatnio bardziej skomplikowane...

- Twoja babcia była afroamerykanką, tak? - zapytał George, a Lloyd przewrócił oczyma.

- Rozumiem o co ci chodzi. Mam sporo publikacji na ten temat. Nie powinnaś się martwić, szacuje się, że na świecie są miliony ludzi, którzy dzielą twoje pochodzenie. Jakie… Jakie są objawy? Czy ktoś jeszcze z twojej rodziny o tym wie? Pewnie dziadek, kapłani zawsze przechowywali wiedzę na ten temat… Chyba jesteś zachwycona, no nie?

-[¡] Powiedzmy, że próbuję się dostosować do nowej sytuacji [/¡] - wybrała najbardziej neutralne określenie.

- To zrozumiałe, większość ludzi nie byłaby tak spokojna jak ty… Jednak nie wiem czy wypada mi o to pytać… Czy macie jakieś plany względem naszego gatunku? - Lloyd był nerwowy nieco.

-[¡] G-gatunku? [/¡] -w tym momencie spokój ją opuścił. Ale może. .. To znaczy że Lloyd zrozumiał jej zewny telefon? Dziewczynie trochę to poprawiło nastrój. Uśmiechnęła się lekko: [¡] Koegzystencja i nie wchodzić sobie w drogę bardziej niż któraś strona sobie życzy [/¡]

- Uff, bo w tych wszystkich filmach pokazują jak chcecie nas tylko zabijać. Ojej, musi ci być teraz przykro, gdy o tym pomyślisz - rzekł ze współczuciem.

Jill oparła głowę o dlonie. Ta jego UFO-mania

-[¡] Lloyd, zejdź na Ziemię. Jest na niej wystarczająco dziwow... Chyba, że znaleźliscie ostatnio statek kosmiczny i macie to nagrane. [/¡]

- Przybysze nie gubią statków kosmicznych od tak… - westchnął Lloyd.

- A ten film co mi przedwczoraj muszczałeś? Ten dokument o górnikach pracujących w kosmosie. - Zdziwił się George.

- To było Expanse… - próbował tłumaczyć Lloyd - Taki serial

- Jak serial? To tam była przecież Melania Tromp…

- Nie ważne…. Jill, wczoraj mówiłaś bardzo dziwne rzeczy... - mówił Lloyd

- Że ma Okres. - dokończył George.

- Że jest Wilkołakiem! - sprostował Lloyd

- To prawie to samo - George pomachał do Marry.

-[¡] Haha bardzo śmieszne. .. Panowie kobiety są wkurzone, bo SĄ wkurzone. A bywają przez okres [/¡] -wydela lekko usta. Ale proszę. , proszę jednak zrozumiał właściwie przekaz.

George wzruszył ramionami.

- Nie znam się, spałem na biologi - rzekł George.

Mary Ann podeszła do nich.

- O Jill! Widzę, że zaprzyjaźniłaś się z Lloydem i Georgiem! Wiesz, że będą szukać w naszym mieście Wielkiej stopy? Albo raczej Czerwonego Wulfa

-[¡] Tego można było się po nich spodziewać [/¡] - zapewniła z przekąsem

- To się znacie? - zapytała Mary Ann

- Tak to nasza koleżanka ze studiów. Wczoraj zadzwoniła do nas po tym wybuchu, bo źle się czuła i byliśmy w pobliżu więc postanowiliśmy przyjechać - wytłumaczył Lloyd.

- Ty postanowiłeś, ja chciałem oglądać powtórki CSI, a tak wogóle to przyjechaliśmy bo… Auu! - Lloyd przydeptał nogę Georga.

- A mogłaby psni nam opowiedzieć o Czerwonym Wulfie - zapytał zmieniając temat.

- Nagraliście coś ciekawego? - Jill sprubowała pocieszyć Georga poprzez okazanie zainteresowania.


- Nagrałem atak groźnego landlorda. Trzy miesiące zapomniałem płacić i żyć nie daje - powiedział George - Poproszę Milshaka, z mleka - powiedział powoli

- Rozumiem… Czerwony Wulf to taki nasz Sasquach tylko rudy i zębaty. Według legend patronuje Chinokom… Tylko te legendy wymyślił Hernan, miejscowy cwaniaczek i menel, co myśli tylko jak tu zjeść na trzeciego. - popatrzyła na Jill - Ciekawszy jest Krampus. To taki nasz seryjny morderca. Zabija turystów, nadziewa ich na drzewo i z organów robi bombki. Tak w lecie lubi polować na tych, co wejdą za głęboko - rzekła Marry konspiracyjnym tonem - Polecam gulasz z płucek albo wątróbkę

- To nas na pewno dopadnie… wezmę oba - rzekł George, Lloyd lekko zzieleniał.

- Mogę wam potem pokazać okolicę - zaoferowała Jill. - Widzę, że dawno nie mieliście okazji się najeść... - starała się dalej zagadywać Georga, skoro Lloydowi widocznie podobały się miejscowe historyjki.

- Ojj Jill, ja z radością po pracy oprowadzę takich młodych chłopców i pokaże wszystkie ciekawe miejsca w okolicy - Mary Ann uśmiechnęła się, Lloyd się skulił, a George rzekł.

- Macie wesołe miasteczko?

- Je jest pa... pani bardzo uprzejma - odparł Lloyd.

- Mój dziadek z fumflami prowadzi coś na kształt gabinetu dziwów, czy groty tajemnic - zaoferowała usłużnie córa Watersonów.

- A są tam no wiesz… Prawdziwe skarby? No dowody na to, że świat nie jest taki, jakim się wydaje? - zapytał Lloyd.

- No pewnie. Nigdy nie uwieżlibyście, że na świecie jest tylu cwaniaków zdolnych zrobić z królika i pluszowego misia Wenusiańskich najeźdźców i tylko kretynów zdolnych płacić za możliwość oglądania takich śmieci - w głosie Marry słychać było sarkazm - Czyli koktail, wątróbka i płócka? A dla was?

Ma też malowidła z Kaczinami... Ludem przybywającymi na pokładach latających tarcz - próbowała wyciągnąć chłopaków w miejsce bardziej nadające się do wyznania "Tak, jestem wilkołakiem i mogę to pokazać".

- Naprawdę?! Czytałem o tym w wielu książkach! To bardzo fascynująca sprawa - zawołał Lloyd.

- Ta… Hernan też o tym przeczytał. Pewnie w internecie, chyba że twój dziadek coś nowego przeczytał - pokrenciła głową.

- Dla mnie sok może? - zapytał Loyd.

- Sama go wycisnę! Taką twardą jędrną pomarańczę! - Mary mrugnęła okiem do Lloyda i poszła dalej pracować.

-[¡] To... jak minęła wam podróż? -[/¡] zrezygnowana Indianka usiadła z powrotem. Skoro widocznie towarzystwu nie spieszy się do wyjścia, to trzeba podtrzymać rozmowę...

- Widzieliśmy łosia z siekierą. Łosie z siekierami to pewnie rzadki widok - rzekł George - Może go sfilmujemy i nie będziemy chodzić do lasu? Lasy są na mnie uczulone

Loyd tylko popatrzył nań z rezygnacją.

-[¡] Chciałam jeszcze wam pokazać parę miejsc. Pogadać z tobą Lloyd o tamtym... [/¡]

- Tylko coś zjem. - rzekł. Zjadł kanapkę z bekonem i potem zapytał - No to gdzie idziemy

- Pokazać wam taki fajny zagajnik z wodospadem? Są tam i malowidła z Kaczinami - zaproponowała Waterson.
- Naprawdę? Pokażesz je nam? Mogę je sfilmować? To będzie Extra! - ąż zacierał ręce.
 
__________________
Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo.
Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda...
Cisza nastanie.
Awatar Rilija
Slan jest offline