| Jil poszła do domu i tam poszła spać...
Sen był ciężki… Śnił jej się gigantyczny pająk z metalu i szkła, nad którym szalał sztorm. Pająk zbierał chmury i zmieniał je w sieć, którymi oplatał ogromny kokon o podłużnym wężowatym kształcie, który otaczał miasteczko podobne do Crimson Falls… tylko malutkie. Widziała maleńkie postaci… Eliacha, Dziadka i innych drapiących po nogach monstrum w bezskutecznej próbie zranienia istoty. Nagle kokon pękł i wypełzł z niego wieki wąż, przy którym Midgardom był jedynie nędznym robakiel. Z jego oczu wyzierało absolutne zło, czysta nienawiść do wszystkiego co żyje. Jednym szarpnięciem odrzucił pająka i rzygnął ogniem który zmienił wszystko co znała w popioły
Gdy wstała i zeszła na dół zobaczyła dziadka w podkoszulce i spodenkach podśpiewóją “Don’t worry. Be Happy” i smażącego francuskie tosty.
- Dziadek... Miałam dziwny sen z pająkami. A najdziwniejsze jest to, że przyśniło mi się, że stałam się wilkołakiem - powiedziała rozglądając się za kawą.
- A jesteś wilkołakiem, tak jak ja i Eliach. Zrobiłem ci kawę. Chcesz dżem czy syrop klonowy do tostów. Kora powiedziała, że jutro wróci, bo poszła całą zaległą pracę odrobić. Czyli wróci za dwa dnii - rzekł dziadek - Kawa cz czekolada?
- Mamo.... - oparła głowę framugę drzwi. - Jak mogłaś mnie po tym wszystkim zostawić z tymi porąbanymi facetami i na dobitkę z twoim nieodpowiedzialnym ojcem?!
- Ojtam, za miesiąc lub dwa jej przejdzie. Miała prawo się trochę zdenerwować. Boi się o ciebie, a ty nie chcesz jej słuchasz. Boi się, że myślisz o przygodach i takim tam. No ale dzięki temu będziesz mogła więcej czasu spędzać z dziaduniem - zaczął smarować tosty dżemem.
-[¡] Bo niestety dziadek mnie nauczył walić psa w nos niż czekać aż ugryzie. ALE! Mam już plany na dzisiaj. I masz się zachowywać normalnie. A przynajmniej tak jak zwykle kiedy naciagasz z kumplami turystów, jasne dziaku? -[/¡] burknela szukając ulubionego kubka. Zdała sobie sprawę, że zajął go dziadek.
- Czyli tak jak zawsze? A już myślałem, że będę mógł sobie pochodzić po domu w futerku - Burknął dziadek
- Do ilu jeszcze dziwactw będe musiała się przyzwyczaić?!
- Kilku! Przejawiasz wyjątkowo mało entuzjazmu…
- A dziadek się temu dziwi?! Po tych co poznałam mam już dziwaczne sny z pająkami...
- A to pewnie coś ci się śnili słudzy Tkaczki. Twuu! Paskudne bydlaki! Tkaczka stworzyła barierę między naszym światem, a jej słudzy chcą zmienić śwuat w betonowy kokon
- Mitologia i banialuki...
- Tak twerdzisz? Jak chcesz, to możemy po śniadaniu z którymś pogadać… Od kiedy ten cały Internet żeście były zainstalowały, to pełno pająków sieciarzy się tam kręci i czyta wasze wiadomości
- To są wirusy, dziadku. Błędy programowe, które szkodzą tym normalnym. A nie żadna magia... To przecież komputerowe sprawy. Nie może być nic mniej magiczneo niż komputer- wytwor w całości ludzko-techniczny
- Niektóre wirusy to wirusy, ale część to duchy albo czary… Są magowie, co potrafią cię zabić e-mailem. Widziałaś świat duchów. Wszystkie ważniejsze rzeczy w naszym świecie mają tam swoje odbicie… w tym sieć
-[¡] Akurat! Każde przyzwoite fantasy pokazuje, że internet to byt niezależny od magii. Co najwyżej komputer zepsuje, by nie działał na amen [/i] - skwitował.
Nie dodała, że to "w każdym" miało miejsce tylko "w tych do ktorych naklonil Jill Lloyd". Nie umiała nawet stwierdzić, czy są mainstreamowe.
- Ale to jest prawdziwy świat nie żadne fantasty. Możesz się o tym wszystkim przekonać, wystarczy tylko pogadać… - rzekł dziadek.
-[¡] istnieje też swiat bez magii i musisz sobie z tym poradzić [/¡]
[¡] i niemożliwe by wszystko opierało się na magii [/¡]
- No wiesz… Przecież ja sobie w życiu świetnie radzę. I w ogóle co twoim zdaniem jest magią, a co nie? Ja zresztą na magii się nie znam. Jestem Garou, my uczymy się darów od duchów. Nie czarujemy jak jakieś hermionypotere - oburzył się senior Waterson.
-[¡] Dobrze, już dobrze. ... To mam rozumieć, że czeka mnie jakiś sabat wilkołaków, czy inny wieczorek zapoznawczy? [/¡] -przewróciła oczami.
- Tak. Czeka cię zebranie i rytuał przyjęcia do szczepu, choć kiedy to ma powiedzieć - Rozległo się ujadanie psów i dźwięk dzwonka.
-[¡] Dziadek daj strzelbe i nałóż sweter[/¡] -poleciła panna Waterson
Strzelbę myśliwską wzięła matka, więc dziadek podał shotguna i zaczął sarkając ubierać sweter.
Gdy Jill otworzyła drzwi zobaczyła Amadę. Dawna szkolna tyranka miała jasnobrązowe włosy i wyraźne kości policzkowe. Uśmiechała się nieprzyjemnie i pozornie uprzejmie.
- Cześć Squaw! Widzę, że już zmyłaś barwy wojenne. To miło, bo wolę z tobą rozmawiać, gdy nie łazisz po wojennej ścieżce. Za tydzień w naszym dworze będzie spotkanie szczepu. Tylko nie zabieraj ze sobą tomahawka!
-[¡] A małej lady nie nauczył, że mówi się "zapraszam"? Zmieniłaś kolor na naturalny? [/¡] -Jill przyłożyła dłonie do bioder.
- Och masz rację. Jesteś zaproszona na rytuał przedstawienia szczepowi i mam nadzieję, że nic nie zepsujesz bo wtedy i ja zostanę przedstawiona
- Czyli to nasz bal Debiutantek?
- Zapewne dla ciebie tak, dla mnie nie koniecznie. Potem każdy dołączy do swojej watahy i ja będę walczyć ze żmijem, a wy pewnie obedżecie bladą twarz ze skóry czy co tam czerwonoskórzy robią
-[¡] I nie boisz się tego mówić publicznie? Abigail nie ostrzegała?[/¡]
- Wiedziałam, że jesteś powiązana z tą małą suką Abigail! Od trzech dni nadaje do mnie jakbym była jej przyjaciółką! A może ty nią jesteś? Albo ten twój kuzyn Elam czy jak mu tam było. Nie wstyd mu udawać kogoś takiego?
- Raczej ona powiązała się ze mną. Mogę was przedstawić sobie za tydzień -Jillian uśmiechnęła się ładnie.
- Twój kuzyn chciał mnie zabrać na bal maturalny, ale raz pozwoliłam mu nosić mi książki. Mści się teraz, co?!
- Który kuzyn skoro nawet nie umiesz wymienić imienia?
- Ten twój... Przegrywami życiowymi sobie głowy nie zawracam... Choć on próbował z połową dziewczyn w klasie. Z kim koniec końców poszedł?
- Nie pamiętam nawet...
- Pewnie była to Końska Sus, wiesz ta z zębami jak klacz i rżąca kiedy się śmiała… A może Słoniowa Gabi, ta wielka i uszata? Nie ważne. Teraz udaje pokręconą mangofilkę… To upadek, aż dziw, że jest jednym z nas no nic… Jakieś pytania?
- Jakaś konkretna godzina na przyjście? Imprezka składkowa?
- Po pięćdziesiąt dolarów od głowy, o dziewiątej w nocy, ubrania nie niszczące się przy zmianie, - wyliczała.
- Ja żadnych składek płacić nie będę! Nie dość, że administracja mnie okrada to jeszcze szczep! Dobre sobie! - wnętrza rozległ się krzyk Dziadka.
- Lepiej zweryfikuj składkę, gdy starszyzna się domaga - Jill uśmiechnęła się słodko.
- Niczego nie będę weryfikować, mój dziadek tyle ustalił więc niech twój dziadek się nie kłóci, wczoraj sprzedał turyście mapę z ukrytymi indiańskimi pokemonami ukrytymi w lesie - rzekła Amanda z irytacja.
- Miisiek! Eddie! Bernie! Do mnie!!! - zawołała swoje ulubione psy.
Zała trójka przybieła i zaczęła ujadając biegać wokół Jill
- Chciałaś mnie wystraszyć? Nie ważne, zapamiętałaś godzinę? No to się zmywam - rzekła Amanda i zawróciła.
[/i] - rzekła Amanda i zawrócił
- Dziewiąta wieczorem, oczywiście. - powtórzyła machając jej na pożegnanie.
- Kto ma najmądrzejsze psy, no kto ma? Moje kochane!!- pogłaskała po kolei Miśka- czarnego kudłacza, Eddiego-pół wilka i Bernie -szpica.
- HEj dziadku, a czy ja teraz nie powinnam rozumieć psów? - spytała z klęczek dalej bawiąc się ze swoimi psami
Psy zaczęły się ocierać o nogi, Bernie patrzyła groźnie za Amandą robiąc co chwilę “wow!”, Edie obwiącbł wszystko a Misiek położył głowę na kolanach Jill.
- W wilczej i prawie wilczej formie tak. Ale tej drugiej nie lubią
- Tej pół-ludzkiej się boją?
- Nie jak ludzie, ale niezbyt ją lubią, choć kiedyś szkolono psy, by ją tolerowały. Pomiot Fenrisa to lubił…. Przydawały się do polować, zwłaszcza na wampiry - wyszedł drapiąc się po karku i pogłaskał Eddiego.
- To... Chyba zdążymy to sprawdzić zanim pójdę do baru...
Udała się do domu, do piwnicy. Cały czas nawołując za sobą psy.
- No dobra, tylko ich nie przestrasz - zawołał Dziadek. Psy z zaciekawieniem przyglądały się jej, gdy nagle zmieniła się w wilka.
- Gdzie Jill? - zapytała Bernie.
- Może ten pies wie? - zapytał skonsternowany Misiek
- Nie jestem pewien czy się schowała - skomentował Edie
-[¡] Ale numer. Naprawdę was rozumiem [/¡] -Jill nie była pewna czy tlko myśli czy mówi do psów.
- No jesteś psem… Dlatego nas rozumiesz - zdziwił się misiek.
- Widziałaś Jill? Była tu i znikła!.Jest Człowiekiem, chodzi na dwóch nogach… I bardzo ją kochamy! - zawyła Bernie.
- Czy ty aby nie jesteś wilkiem? - zapytał Edie.
- Wilk! Gdzie! OdejdŹ - Bernie zaczęła szczekać.
- Eddie, ty jesteś pół-wilkiem... - zauważyła Jill.
Nie mogąc dojśc do porozumienia z psami, postanowiła sprawdzić, jak zareagują jeśli na miejscu nowego psa pojawi się Jill - ich człowiek.
Bernie zaczął chodzić wokół poszczekując i szukając wilka, Misiek położył się i zaczął piszczeć, a Edie przekrzywił głowę.
Jill ponownie stała się wilkiem.
Misiek skulił się
- Ja nie wiem co dzieje. To za dużo dla dobrego psa - zaskomlał
- A może Jill się przebiera za wilka? Pamiętasz jak pan Kormack, co myślałeś, że jest niedźwiedziem - zasugerował Edie.
- Albo wilk przebiera się za Jil? - Bernie patrzyła nieufnie na Wilkojill
- To może zapytajmy ją o coś - zaproponował Misiek.
- Dobra, wymyślmy szybko coś… Jaka jest najpyszniejsza rzecz na świecie - zapytała Bernie.
- Naleśniki w tutejszym barze... Jajka na bekonie -stwierdziła Jill nadal w wilczej skórze.
-[¡] Ja jestem Jillian. Ostatnio wyszło, że mam naturę wilka [/¡] - uznała, że jej zdezorientowanym psom należą się wyjaśnienia.
- Nie szczepili cię? - zapytał Misiek
- Nie… To coś jak kość, co się ma - wytłumaczył Edie
- To niech weźmie i zakopie - rzekł Bernie
- Szczepili mnie częściej niż was. Jestem człowiek co się zmienia w wilka... - wilkołaczyca coraz bardziej wątpiła, czy da radę wytłumaczyć taką kwestię psom. Zwłaszcza, że wydawały się kompletnie ślepe na fakt, że Jill tuż przy nich zmieniła się z człowieka w wilka, a potem w człowieka. Zupełnie jakby to ubiegało ich uwadze, albo była dla nich w trakcie przemiany niewidzialna. - Eddie, tyle przebywasz z Dziadkiem, że myślałam, że chociaż ty rozumiesz?
- Ja głównie oglądam taki program o tym jak ludzie kupują pokoje i się cieszą lub o tym jak łowią kraby. Albo chodzę z dziadkiem do Hernana i zaglądam do śmietników. Tak to nic nie wiem. Jestem dobrym psem, a dobre psy wiedzą, kiedy nie patrzeć
Psy przypatrywały jej się przez chwilę
- To znaczy, że dostaniesz też michę? - zapytała Bernie - Czy mamy na drugi raz pogryźć złą Nie-jill? Ona jest źle zła, prawie jak kot.
- Ale koty nie są złe - obruszył się misiek
- Powiadziałbym nawet, że całkiem smakowite - skwitował Edie
- NieJill|? Rozwińcie opis - poprosiła Jill.
- Ta co tu była. Nie lubisz jej i ona dziwnie pachnie. Jest zła. - skwitowała Bernie
- Aha, Amanda. A czym pachnie?
- Hmmm Tak jak nie powinna! - rzekła Bernie
- Czasem dziadek tak pachnie… Nic nie mówiłem! - Wystraszył się Edie
- Wiem o czym mówisz... To znaczy, że Jill tym nie pachnie?
- Nie, jil pachnie pięknie! Jak Jil!! - zawłały razem.
- To znaczy, że czym pachnie dziadek? Czymś czego powinno się wystrzegać?
- Groźnym. Jak bardzo wilczy wilk! - Powiedział Edie
- Hmmm.... Zapach Jill się nie zmienił?
- No czasem Jill i Kora robią takiemi pss na sobie i wtedy aż nosy bolą od ich zapachu - powiedziała Bernie.
- Bo to pewno na pchły. Jill nigdy nie ma pcheł… - skomemtował Misiek
- Czemu mówisz o sobie jakbyś nie była sobą? - zdziwił się Eddie.
- Jestem Jill, tylko teraz będe psiała - przyznała.
- Nie bój się, bycie psem fajne jest! - Zawołał Eddie.
- Nauczymy cię kopać doły, łapać pchły! - tłumaczył Misiek
- Ale pamiętaj, nie ufaj kotom! - rzekła Brnie
-[¡] Z góry dzięki za pomoc! [/¡] - zamerdala ogonem. Z lepszym nastrojem wróciła do ludzkiej postaci.
Niedługo później, zaraz po śniadaniu Jil wyszła z domu i udała się do baru i Mary. Pogoda była ładna, zapowiadał się kolejny upalny dzień. Miasteczko… wyglądało jakby nic się tu nie stało. Choć świat Jill wywrócił się o 180% stopni, to dla reszty ludzkości zdawało się to nie mieć najmniejszego znaczenia. Nic nie wiedzieli, że żyją wśród nich inni, istoty z legend i tanich horrorów. Gdy dotarła do baru u Mary, jak zawsze o tej porze roku było tam wielu turystów i kierowców ciężarówek, a właścicielka chodziła między stolikami roznosząc jedzenie i żartując klientami. W rogu baru siedzieli oni. Lloyd miał jasne włosy spięte w kucyk i koszulkę z logo “I want to belive” i rysunkiem ufo. Przy pasie miał tablet, a na stole trzymał labtopa. George był niższy i krępy, o wiecznie nieogolonej twarzy. Na krzesłach obok trzymali sprzęt. Zobaczywszy Jill Lloyd pomachał do niech energicznie, George nie przestawał jeść naleśników z keczupem. Mary także przywitała Jill.
- Słyszałam o wybuchu! Jakie to szczęście, że nic ci nie jest - uścisnęła ją ze współczuciem, ale też wyszeptała.
- Witaj wśród ludu
Gdy Panna Waterson podeszła do stolika, Lloyd energicznie zrzucił na podłogę sprzęt
- Jak dobrze cię widzieć! Pani Mary opowiadała nam o tym wypadku… Nic ci nie jest? Znaczy się, chyba jesteś taka jak zawsze… Ale nie masz żadnych obrażeń wewnętrznych? - mówił powoli i głośno, jak do kogoś kto nie słyszy za dobrze.
- Mają tu dobre naleśniki, ale keczup lepszy… - skomentował George - Pani Mary jest taka miła, zapytała czy mam dziewczynę. Moja mama tak robi co tydzień
- Dobrze was widzieć... - Jill zrezygnowała z uściskania kumpla. - Ty jesteś George? spojrzała na grubego.
- Tak na mnie mówi mamama i przyjaciele. - stwierdził George dolewając keczupu do naleśników.
- Proszę, siadaj… o ile możesz. - Lloyd wycierał krzesło.
- Jasne - Przystawiła do stołu wolne krzesło.
- I nie oberwałam jakoś na ciele. Pod tym względem wyszłam bez szwanku - zapewniła licząc, że choć trochę uspokoi Lloyda
- To dobrze… Bo mówiłaś dziwne rzeczy przez telefon - tłumaczył Lloyd.
- Że odkryłaś prawdę o sobie… No cóż, tak bywa. Mój kuzyn tak miał po wizycie w Brazylii, w Europie, no wiesz - dodał George.
- A co odkrył, George? - spytała Jill. Nie była pewna jak sobie poradzić z tym kolesiem., skoro ledwo się poznali. Czy jeszcze będzie mogła skorzystać z karty 'Co tam u was i z programem o UFO?" na uspokojenie i zmianę tematu.
- Że teraz będzie mieszkał ze swym przyjacielem Rafaelem. To chyba zaczęło się od malowania pokoju. Malowałaś pokój ostatnio? - Rzekł George.
- George! Można odkryć swoje wnętrze na wiele różnych sposobów, a poza tym Jill ma nasze pełne wsparcie - Odparł Lloyd,
- To nie chodzi o takie poznanie siebie... - westchnęła. Uznała, że skoro rozmowy toczą się szybciej i Takim torem to zrezygnuje z kawy: - Raczej o zagłębianie się w... moje korzenie. Okazały się ostatnio bardziej skomplikowane...
- Twoja babcia była afroamerykanką, tak? - zapytał George, a Lloyd przewrócił oczyma.
- Rozumiem o co ci chodzi. Mam sporo publikacji na ten temat. Nie powinnaś się martwić, szacuje się, że na świecie są miliony ludzi, którzy dzielą twoje pochodzenie. Jakie… Jakie są objawy? Czy ktoś jeszcze z twojej rodziny o tym wie? Pewnie dziadek, kapłani zawsze przechowywali wiedzę na ten temat… Chyba jesteś zachwycona, no nie?
-[¡] Powiedzmy, że próbuję się dostosować do nowej sytuacji [/¡] - wybrała najbardziej neutralne określenie.
- To zrozumiałe, większość ludzi nie byłaby tak spokojna jak ty… Jednak nie wiem czy wypada mi o to pytać… Czy macie jakieś plany względem naszego gatunku? - Lloyd był nerwowy nieco.
-[¡] G-gatunku? [/¡] -w tym momencie spokój ją opuścił. Ale może. .. To znaczy że Lloyd zrozumiał jej zewny telefon? Dziewczynie trochę to poprawiło nastrój. Uśmiechnęła się lekko: [¡] Koegzystencja i nie wchodzić sobie w drogę bardziej niż któraś strona sobie życzy [/¡]
- Uff, bo w tych wszystkich filmach pokazują jak chcecie nas tylko zabijać. Ojej, musi ci być teraz przykro, gdy o tym pomyślisz - rzekł ze współczuciem.
Jill oparła głowę o dlonie. Ta jego UFO-mania
-[¡] Lloyd, zejdź na Ziemię. Jest na niej wystarczająco dziwow... Chyba, że znaleźliscie ostatnio statek kosmiczny i macie to nagrane. [/¡]
- Przybysze nie gubią statków kosmicznych od tak… - westchnął Lloyd.
- A ten film co mi przedwczoraj muszczałeś? Ten dokument o górnikach pracujących w kosmosie. - Zdziwił się George.
- To było Expanse… - próbował tłumaczyć Lloyd - Taki serial
- Jak serial? To tam była przecież Melania Tromp…
- Nie ważne…. Jill, wczoraj mówiłaś bardzo dziwne rzeczy... - mówił Lloyd
- Że ma Okres. - dokończył George.
- Że jest Wilkołakiem! - sprostował Lloyd
- To prawie to samo - George pomachał do Marry.
-[¡] Haha bardzo śmieszne. .. Panowie kobiety są wkurzone, bo SĄ wkurzone. A bywają przez okres [/¡] -wydela lekko usta. Ale proszę. , proszę jednak zrozumiał właściwie przekaz.
George wzruszył ramionami.
- Nie znam się, spałem na biologi - rzekł George.
Mary Ann podeszła do nich.
- O Jill! Widzę, że zaprzyjaźniłaś się z Lloydem i Georgiem! Wiesz, że będą szukać w naszym mieście Wielkiej stopy? Albo raczej Czerwonego Wulfa
-[¡] Tego można było się po nich spodziewać [/¡] - zapewniła z przekąsem
- To się znacie? - zapytała Mary Ann
- Tak to nasza koleżanka ze studiów. Wczoraj zadzwoniła do nas po tym wybuchu, bo źle się czuła i byliśmy w pobliżu więc postanowiliśmy przyjechać - wytłumaczył Lloyd.
- Ty postanowiłeś, ja chciałem oglądać powtórki CSI, a tak wogóle to przyjechaliśmy bo… Auu! - Lloyd przydeptał nogę Georga.
- A mogłaby psni nam opowiedzieć o Czerwonym Wulfie - zapytał zmieniając temat.
- Nagraliście coś ciekawego? - Jill sprubowała pocieszyć Georga poprzez okazanie zainteresowania.
- Nagrałem atak groźnego landlorda. Trzy miesiące zapomniałem płacić i żyć nie daje - powiedział George - Poproszę Milshaka, z mleka - powiedział powoli
- Rozumiem… Czerwony Wulf to taki nasz Sasquach tylko rudy i zębaty. Według legend patronuje Chinokom… Tylko te legendy wymyślił Hernan, miejscowy cwaniaczek i menel, co myśli tylko jak tu zjeść na trzeciego. - popatrzyła na Jill - Ciekawszy jest Krampus. To taki nasz seryjny morderca. Zabija turystów, nadziewa ich na drzewo i z organów robi bombki. Tak w lecie lubi polować na tych, co wejdą za głęboko - rzekła Marry konspiracyjnym tonem - Polecam gulasz z płucek albo wątróbkę
- To nas na pewno dopadnie… wezmę oba - rzekł George, Lloyd lekko zzieleniał.
- Mogę wam potem pokazać okolicę - zaoferowała Jill. - Widzę, że dawno nie mieliście okazji się najeść... - starała się dalej zagadywać Georga, skoro Lloydowi widocznie podobały się miejscowe historyjki.
- Ojj Jill, ja z radością po pracy oprowadzę takich młodych chłopców i pokaże wszystkie ciekawe miejsca w okolicy - Mary Ann uśmiechnęła się, Lloyd się skulił, a George rzekł.
- Macie wesołe miasteczko?
- Je jest pa... pani bardzo uprzejma - odparł Lloyd.
- Mój dziadek z fumflami prowadzi coś na kształt gabinetu dziwów, czy groty tajemnic - zaoferowała usłużnie córa Watersonów.
- A są tam no wiesz… Prawdziwe skarby? No dowody na to, że świat nie jest taki, jakim się wydaje? - zapytał Lloyd.
- No pewnie. Nigdy nie uwieżlibyście, że na świecie jest tylu cwaniaków zdolnych zrobić z królika i pluszowego misia Wenusiańskich najeźdźców i tylko kretynów zdolnych płacić za możliwość oglądania takich śmieci - w głosie Marry słychać było sarkazm - Czyli koktail, wątróbka i płócka? A dla was? Ma też malowidła z Kaczinami... Ludem przybywającymi na pokładach latających tarcz - próbowała wyciągnąć chłopaków w miejsce bardziej nadające się do wyznania "Tak, jestem wilkołakiem i mogę to pokazać".
- Naprawdę?! Czytałem o tym w wielu książkach! To bardzo fascynująca sprawa - zawołał Lloyd.
- Ta… Hernan też o tym przeczytał. Pewnie w internecie, chyba że twój dziadek coś nowego przeczytał - pokrenciła głową.
- Dla mnie sok może? - zapytał Loyd.
- Sama go wycisnę! Taką twardą jędrną pomarańczę! - Mary mrugnęła okiem do Lloyda i poszła dalej pracować.
-[¡] To... jak minęła wam podróż? -[/¡] zrezygnowana Indianka usiadła z powrotem. Skoro widocznie towarzystwu nie spieszy się do wyjścia, to trzeba podtrzymać rozmowę...
- Widzieliśmy łosia z siekierą. Łosie z siekierami to pewnie rzadki widok - rzekł George - Może go sfilmujemy i nie będziemy chodzić do lasu? Lasy są na mnie uczulone
Loyd tylko popatrzył nań z rezygnacją.
-[¡] Chciałam jeszcze wam pokazać parę miejsc. Pogadać z tobą Lloyd o tamtym... [/¡]
- Tylko coś zjem. - rzekł. Zjadł kanapkę z bekonem i potem zapytał - No to gdzie idziemy
- Pokazać wam taki fajny zagajnik z wodospadem? Są tam i malowidła z Kaczinami - zaproponowała Waterson.
- Naprawdę? Pokażesz je nam? Mogę je sfilmować? To będzie Extra! - ąż zacierał ręce.
__________________ Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo.
Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda...
Cisza nastanie.
Awatar Rilija |