Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2017, 17:03   #98
Lunatyczka
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Poznanie panny Beckett to był tylko pierwszy krok do realizacji planu Jack, jednak to wcale nie znaczyło, że był trywialny lub łatwy do wykonania. W zasadzie był najtrudniejszą częścią jej planu, a zarazem tą najważniejszą. Miała przewagę nad Isą, bo to ona czytała jej akta i to ona wiedziała jakie dane w sobie zawierały, a Dove dobrze potrafiła ukrywać swoje odczucia względem innych osób. W tej sytuacji miało jej się to bardzo przydać. Dlatego z chęcią rozmawiała, uśmiechała się do nowozelandki i spoufalała, wydając się zupełnie rozluźnioną i przyjaźnie nastawioną wobec niej.. Pod wieczór co prawda, Jack była już tak zmęczona oglądaniem z nią mieszkań, że jedyne o czym marzyła to o zdjęciu szpilek i rozłożeniu się na kanapie z kieliszkiem wina, opcjonalnie z całą butelką. Obecność Davida, wcale nie zaburzała jej tego obrazu, przyjemnie spędzonego wieczoru, co więcej, jak na jej gust, za dobrze się w niego wkomponował. Musiała znaleźć swoje własne lokum, bo za bardzo zaczynała przyzwyczajać się do myśli, że kiedy otworzy drzwi, on będzie za nimi. Ta myśl, nie była dla niej przykra, nie była też euforyczna, ona po prostu była, a panna Dove nie bardzo wiedziała co z takimi myślami miała zrobić. Choć ucieczka przed tym i przeprowadzka do własnych czterech kątów była sprytnym planem, musiała zostać odsunięta na plan dalszy bo oczywiście spędziła cały wolny czas właśnie mijającego dnia, na oglądaniu mieszkań dla nowej “koleżanki” z pracy. Dla niej nie starczyło już czasu, dlatego czy tego chciała czy nie, kolejną noc miała zamiar spędzić w mieszkaniu Lovana.
Pożegnała się z blondynką, poprawiła torbę, ciążącą na ramieniu, zaszła do sklepu po butelkę białego, musującego wina i dopiero tak uzbrojona ruszyła do mieszkania swojego szefa z błąkającym się po wargach błogim uśmiechem zadowolenia. Mimo wszystko, szykował się miły wieczór, w lubianym towarzystwie i kiedy pogodziła się z całą sytuacją dotarło do niej, że nawet jeśli jest przerażona tym wszystkim, o wiele bardziej wolała spędzić resztę dnia rozmawiając z Davidem, niż gapiąc się w ekran laptopa samotnie w pustym mieszkaniu w nieznanym mieście.

[MEDIA]http://i.imgur.com/RQh7ecU.jpg[/MEDIA]
Ściągnęła buty, zrzucając czerwone szpilki z obolałych nóg i z cichym westchnieniem ulgi stanęła bosymi stopami na chłodnej posadzce w przedpokoju. Pogłaskała rozemocjonowaną Lulu i ruszyła w głąb mieszkania, uśmiechając się ciepło do Davida, gdy wychylił się zza ściany.
- Nie mogę jej rozgryźć.. Czytałeś jej akta, prawda? - przyjrzała się swojemu szefowi, wciągając nosem apetyczne zapachy. Co prawda, jadła obiad z Isą, ale już powoli robiła się znów głodna, dlatego jeszcze szerzej uśmiechnęła się, na myśl o jedzeniu. Wyciągnęła w jego kierunku butelkę lekkiego wina.
- Mam nadzieję, że będzie pasować, do tego, co tam pichcisz.
- Pewnie - odebrał od niej alkohol i zerknął na etykietę. - Jeśli chodzi o Beckett… Czytałem. Co rozumiesz przez to, że nie możesz jej rozgryźć? Broni się przed czytaniem w myślach? - zapytał sięgając po otwieracz do wina.
- No chyba nie sądziłeś, że ją od razu zaatakuję? - przechyliła głowę spoglądając na Davida jak psiak, który próbuje wyczytać emocje z twarzy właściciela. Powiesiła torebkę w przedpokoju, uprzednio wyciągając z niej telefon i ruszyła do kuchni, pozaglądać do garnków.
Lovan postanowił zrobić na wieczór indyka w warzywach, z sosem słodko-kwaśnym.

- Jack - mężczyzn westchnął wyciągając z cichym pyknięciem korek z butelki. - Po to ją do ciebie przysłali. Gdyby chciano się bawić w podchody to by cię nie fatygowali. - rozlał do dwóch kieliszków i podał jej jeden. - Twój czas jest cennym zasobem, którym każdy, w tym ja, musi rozporządzać z umiarem.
Odłożyła przykrywkę, na garnek i odebrała kieliszek od Jakiro. Jack pokręciła rudą głową i obdarzyła swojego szefa niepewnym spojrzeniem.
- Dlatego, ktoś sprytnie napisał w aktach, że być może jest się w stanie oprzeć mojej mocy i powinnam to zrobić tak by o tym nie wiedziała? - Uniosła kieliszek do ust, upijając drobny łyczek. - Jeśli mam ją po prostu brutalnie przesłuchać - skrzywiła się po tym zdaniu, bo David akurat wiedział co sądziła o takich metodach - trzeba było mi ją posadzić w pokoju przesłuchań na tyle wysokim bym mogła się przemienić.. Próbuję grać na kartach jakie dostałam Davidzie - westchnęła, opierając się pośladkami o szafki kuchenne, by na chwilę przenieść ciężar ciała z obolałych palców na pięty i plecy - Ale dobrze… - znów pokręciła głową spuszczając spojrzenie - Jutro.

Mężczyzna przez chwilę nie odzywał się, Dove czuła jednak jego wzrok na sobie.
- Nikt nie będzie ci się wtrącał, ani kwestionował twoich metod pracy - oznajmił. - Ale musisz mieć wyniki, tego od nas oczekują - wyjaśnił. - W pewnym sensie jesteśmy na linii frontu toczącej się właśnie wojny - dodał melancholijnie.
Ruda westchnęła ciężko, odstawiając kieliszek z winem na blat. Unikając wzroku Davida odwróciła się i otworzyła wiszącą za nią szafkę wyciągając dwa talerze. Z szuflady, zaś zabrała komplet sztućców i tak uzbrojona ruszyła do stołu. Na nim leżały już podkładki i serwetki, pozostawione przez Jack po wczorajszej kolacji. Położyła na przygotowanych miejscach zastawę stołową i dopiero wówczas odezwała się do Davida, wracając po kieliszek.
- Wierz mi.. Zdaję sobie z tego sprawę. Chicago to nie był spacerek po parku. - modre oczy błądziły po jego twarzy, nie chcąc zatrzymać się na jednym punkcie - Ze zwykłej rozmowy nie wydaje się podejrzana, testy zdała pozytywnie, ale masz rację.. Sprawdzę ją. Jednak jeśli wie o mojej mocy i ktoś poznał sposób na obronę przeciw niej… szczerze? Wówczas dopiero zaczęłabym się bać.

Lovan zamyślił się. Machinalnie wziął patelnię i nałożył im po porcji. Nie odezwał się jednak ani gdy usiedli, ani gdy już zaczęli jeść.
W połowie swojej porcji pociągnął głęboki łyk wina, osuszając swój kieliszek.
- Gdyby tak rzeczywiście było… To też istnieje na to solucja. Ale to nie temat na dzisiaj - dolał sobie alkoholu. - Ufam, że uda ci się rozpracować pannę Beckett i wtedy pójdziemy dalej. Na dzisiaj koniec o pracy. Ach jeszcze jedno - wyciągnął kartkę z trzema cyframi. - To wewnętrzny numer na K2, pod którym ustalą ci rozmowę z Deanem McWolfem. Podaj tylko rano termin, kiedy chcesz z nim pogadać.
Oderwała się od jedzenia, w którym i tak naprawdę, tylko grzebała widelcem, co jakiś czas wkładając do ust kawałek indyka, albo jakiegoś warzywa. Rozmyślania o pracy i o tym co ją czekało zupełnie odebrało jej apetyt. Zapomniała też zupełnie o winie, które wciąż wypełniało jej kieliszek.
- Dziękuję - obdarzyła Lovana szczerym uśmiechem odbierając kartkę od niego - jak najszybciej tak naprawdę, ale dokładny termin nie ma znaczenia.- dopiero teraz smukłymi palcami kieliszek i uniosła do ust upijając odrobinę. - Poza tym też jestem, za tym, aby skończyć rozmowy o pracy.

[MEDIA]http://www.stylepilot.com/wi/property/center/81870763.jpg[/MEDIA]
Następna część wieczoru minęła im zupełnie przyjemnie. Usiedli na kanapie w salonie, w tle grał telewizor, a Davidowi weszło na opowiadanie różnych anegdot o czasach gdy sam stawiał pierwsze kroki w Świetle.
- Nic nie przebije jednak tego, jak na K2 pojawiła się święta trójca, to jest Vellanhauer,
Njonstrand i Chun Li. Niech cię kiedyś jej aktualna postawa nie zwiedzie. Każde z nich było na początku jak… nieokiełznany żywioł
- zaśmiał się z porównania. Alkohol przyjemnie szumiał w ich głowach. - O ile jednak z Jackiem i Chun poradził sobie szef, to na Alexa nie było sposobu. Któregoś razu jednak chłopakowi brakło szczęścia… Podwędził skądś ponad dwudziestoletni bimberek. Podobno Smaug odpadł w połowie, ale Susanoo ciągnął dalej. Skończył flaszkę i czołgał się do sali treningowej by się przemienić, gdy odnalazł się właściciel bimbru, którym okazał się być Bustov. Rosjanin stwierdził, że skoro gówniarz wypił jego alkohol, to nie pozwoli mu zmarnować jego efekty krótką przemianą i zaciągnął go z powrotem do kantyny. Tam wmusił w złodzieja jeszcze jedną flaszkę swojego zauralskiego eliksiru. Kac męczył Alexa prawie tydzień. Od tamtej pory wystarczy wspomnieć, że Wołodia ma flaszkę do obalenia a Susanoo oblewają zimne poty - zaśmiał się.
Jack zawtórowała mu śmiechem, bo historia naprawdę ją rozbawiła. Śmiała się głośno i szczerze, wtulona w oparcie kanapy, jak w najlepszego przyjaciela. Nogi miała wyciągnięte, dając chwilę wytchnienia swoim zbolałym, od całodziennego maszerowania, w tę i nazad w szpilkach stopom.
- Musisz mi sprzedać jeszcze kilka takich opowieści, co bym mogła potem niektórych szantażować - mrugnęła do Davida rozbawiona i upiła wina z kieliszka, osuszając go zupełnie.
- Hmm - mruknęła przyglądając się Lovanowi - a jak to się stało, że Ty zostałeś w świetle, tak w zasadzie?
- Prosta sprawa. Poczucie obowiązku wpajane od dziecka przełożyło się na potrzebę wykorzystania swoich zdolności w szczytniejszym celu - wzruszył ramionami. - Później już samo poszło.
- Wiesz co, czasem dziwię się, że przy tak różnych charakterach, temperamentach, przy tak odmiennych podejściach do życia i spraw nadrzędnych, Światło nie rozpadło się od środka, szczególnie, że nasza praca, ma charakter dość osobisty, to my jesteśmy narzędziami. To nie tak, że przychodzimy do biura, każdy zajmuje się swoimi zadaniami utrzymując chłodną maskę profesjonalizmu i ma czas po pracy na bycie sobą. Tak działa większośc firm, nie pzowalając sobie na odstępstwa od reguły, a Światło? Sam wiesz jak to wygląda.... - zaśmiała się, z gorzką nutą, odstawiając kieliszek na blat niskiego kawowego stolika.
- Personalne zaangażowanie jest wręcz warunkiem przystąpienia. Wiecznie pod telefoem, nieustannie zagrożeni... Pomyśl jak nudno byłoby teraz po powrocie do zwykłego życia - podniósł butelkę, ale ta była już pusta. - Nie zamieniłbym tej pracy na nic innego. Z wielu powodów - jego spojrzenie spoczęło na Jack.
- Najgorsze jest, że ja też. Mimo wszystko - wzruszyła ramionami - Choć przyznam, że brakuje mi niektórych rzeczy.. Nie wiem, jak chociażby wolnego momentu by zagrać na skrzypcach, w tej chwili to i tak byłoby niemożliwe, ale jednak - westchnęła odchylając głowę i wygodnie układając ją na oparciu kanapy.
- Wszystkiego mieć nie możemy... Ale też wypada się cieszyć każdą chwilą - wstał i podszedł do sprzętu grającego, ustawionego w kącie salonu. Wyłączył telewizor i puścił muzykę.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=SeI173pdGaw[/media]

Odsunął stół na bok, robiąc nieco miejsca na środku salonu i wyciągnął w kierunku Dove rękę.
Wodziła za nim lekko zamglonym przez alkohol, wzrokiem. Po pełnych wargach rudowłosej błąkał się błogi uśmiech, bo w końcu mogła tak naprawdę odpocząć. Kiedy przesunął stół wyprostowała się bystrzejąc. Co on..? Pojęła wszystko w mig, gdy David wyciągnął do niej dłoń. Popatrzyła na nią, a potem na jego twarz lekko wytrącona z równowagi, marszcząc rude brwi, które zbiegły się ku sobie. Po chili zaśmiała się dość nerwowo.
- Ja nie tańczę.. – wydukała, a piegi przysłoniła blada warstwa różu. – Nie umiem..
- W tańcu to mężczyzna musi to potrafić, kobieta po prostu daje się prowadzić - odparł pewny siebie, ale głos miał wesoły.
Jack tkwiła tak kilka uderzeń, bijącego szybko w piersi serca, aż w końcu niepewnie, z lekkim wahaniem włożyła swoją dłoń w jego, delikatnie zaciskając na niej swoje palce. Wstała z kanapy, patrząc w oczy Lovana.
- Prowadź więc – odparła tylko, z cieniem uśmiechu błąkającym się po jej wargach

Może to była wina maślanego wzroku Davida, a może tego błogiego uśmiechu zdobiącego jego wargi, kiedy spoglądał na nią z góry podczas tańca, ale panna Dove bardzo szybko zorientowała się, że to mężczyzna prowadzi w tańcu, ale panią całej sytuacji jest ona. Mogła wybrać jakiego końca opowieści oczekiwała. To od jej kolejnych słów, ruchów, działań zależało jak dalej potoczy się historia. Kilka wersji zakończenia było prawdopodobnych ale Jack niechętnie musiała przyznać, że tak naprawdę ona chciała tylko jednego zakończenia tej opowieści. W tej właśnie chwili, gdy jego jego dłonie obejmowały ją w talii, gdy patrzyła w jego oczy zadzierając do góry głowę i gdy on prowadził ją w tańcu będąc bardzo blisko niej, obdarzona nie mogła się dłużej oszukiwać. Dlatego gdy tylko utwór dobiegł końca niewiele myśląc, panna Dove, uniosła się na palcach, przesuwając dłoń do tej pory spoczywającą na ramieniu Davida, na jego policzek, a swoimi wargami najpierw niepewnie musnęła jego, by po chwili tylko nasilić płomienny pocałunek. Po tym krótkim akcie czułości, z mieszaniną zawstydzenia i przestrachu, całą sytuacją wymalowanymi na twarzy, odwróciła się gwałtownie, a rude włosy zafalowały wokół czerwonej buzi. Nie dając Davidowi, chwili na reakcję pospiesznie ruszyła do pokoju, który tymczasowo zajmowała i zamknęła drzwi, zostawiając skonsternowanego Lovana za nimi.

Oparła się plecami o drzwi oddychając ciężko. jej spojrzenie galopowało po ciemnym pokoju, bo Jack nie była w stanie zatrzymać wzroku w jednym miejscu. Wypuściła głośno powietrze ze świstem i zaraz powiedziała do siebie.
- Pieprzyć to - zapewne miała na myśli swój rozum, który włączył wszystkie, dostępne mu czerwone lampki oraz sygnały alarmowe, próbując przywołać swoją właścicielką do porządku. Panna Dove miała jednak zupełnie inny plan, zupełnie inny...
Otworzyła gwałtownie drzwi i szybkim krokiem przeszła przez pokój. Nim zdążyła się zastanowić, przemyśleć całą sytuację i dojść do jednego logicznego wniosku, że jest to szaleństwem zarzuciła ręce na szyję Davida i łapczywie wbiła się swoimi ustami w jego.
 

Ostatnio edytowane przez Lunatyczka : 01-05-2017 o 17:17.
Lunatyczka jest offline