Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2017, 20:46   #23
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Po chwili znaleźli się spowrotem na ulicy. Charlie trzymając w dłoni już opróżniony koszyk. Pomachali Meggie i jego przewodniczka ruszyła w stronę rzeki.
- Co w ciebie wstąpiło, Henry? - Spojrzała na niego niepewnie.
- Wampir - powiedział bardzo cicho - one, ta mała, wiesz Lucy, być może jest ghulem. Prawdopodobnie tylko, bowiem nie miałem czasu się przyjrzeć. Chciałem jednak zerknąć szczegółowiej oraz może znaleźć wampira, który karmi Lucy, jeśli domysły są prawdziwe - mówił rozglądając się wokoło. - Wybacz Charlie, że narażam cię na dalsze wydatki na te obiecane ciastka. Wiem doskonale, że jestem dla ciebie finansowym ciężarem. Możesz mi wierzyć, że nie zapominam ani swoich długów, ani twojej dobroci.

Charlie machnęła ręką.
- Kupię jakieś cukierki i wszystkie będą twoje. - Kobieta nadal była lekko poirytowana. - Wiesz czym jest sierociniec?
- Tak, wiem, zakonnice prowadzą sierocińce dla dzieci samotnych - powiedział powoli. - Takie dzieci były także za moich dawnych czasów.
- Lucy jest jedną ze starszych dziewczynek i pomaga przy opiece nad młodszymi, między innymi układa je spać. - Charlie szła lekko z przodu. - Teraz nie tylko zakonnice prowadzą sierocińce. Meggie jest pielęgniarką.
- Pielęgniarką, czyli? - chciał poznać kolejne nieznane słowo.
- Hm… w tych czasach mamy lekarzy i pielęgniarki… - zerknęła na niego. - Medyków? Osoby, które leczą.
- My także mieliśmy lekarzy, medyków, czy jak ich zwać. Nie byliśmy zacofani - zaprotestował. - Jednak pielęgniarki nie kojarzę.
- Nie mówiłam, że byliście zacofani, ale nie wiem jakich słów na to używaliście. - Charlie naburmuszyła się lekko i przez chwilę przypominała małą Lucy. - Pielęgniarki pomagają lekarzom, ale czasem też po prostu opiekują się dziećmi, chorymi. Poznałam Meggie ucząc wnuczkę, kobiety, którą się zajmowała.


Rozmawiając dotarli na wybrzeże. Tam zaś zaczął się po prostu rozglądać.
- Przespacerujemy się tutaj, jeśli zgodziłabyś się chwilę tutaj zostać opodal rzeki - zaproponował urodziwej Charlotcie.
- Dobrze. - Charlie chwyciła go pod ramię. - Wybacz moja irytację, ale Meggie od dwóch lat namawia mnie do wzięcia dziecka. Zaczęła zaraz po tym jak poddała się z namawianiem mnie do ślubu. - Powoli poprowadziła go wzdłuż wybrzeża.
- Samotnie wychowywać dziecko nie jest dobrze - powiedział poważnie. - Ani dla dziecka, ani dla rodzica. Ponadto jesteś młodą kobietą, możesz mieć swoje dziecko, urodzone przez ciebie. Wampiry niestety nie mają takiej możliwości - wyjaśnił.
- Według współczesnej medycyny, lepiej bym już nie miała dzieci, bo pewnie urodzi się wadliwe. - Charlie podniosła wzrok na niebo, jakby się nad czymś zastanawiając. - Wiesz… Te dzieci mają dwie opcje. Albo zostaną w sierocińcu i pewnie w pewnym wieku, zostaną oddane do jakiegoś zakładu pracy, albo zostaną adoptowane. Myślę, że wychowywanie przez samotną osobę jest lepsze od bycia sprzedanym.
- Raczej tak - przyznał - kiedy sam już się tutaj urządzę na tyle, żeby być kimś, może także adoptuję dziecko, kiedy na swoje nie mam szans. Jednakże kiedy to nastąpi, jeśli kiedykolwiek?
- Myślę, że na pewno kiedyś ci się uda. - Charlie uśmiechnęła się do niego. - Ja nie mam takich ciągot.

Gdy szli, znów poczuł znajomą obecność. Nagle zdał sobie sprawę, że są na w okolicy miejsca, w którym widział mężczyznę w kapeluszu. Co oczywiście sprawiło, że przystanął oraz zaczął się rozglądać. Zarówno tak normalnie, jak Nadwrażliwością. Jeśli nie tutaj, to gdzie miałby sprawdzać? Wtedy w jednej z uliczek mignęła mu męska sylwetka. Miała kapelusz i mógłby przysiąc, że bardzo przypominała, postać którą widział na brzegu. Szybko ruszył w jej kierunku. Szkoda, że mignęła na tyle, iż nie zdążył się odpowiednio skoncentrować, ażeby sprawdzić Nadwrażliwością. Charlie ruszyła za nim, starając się nadążyć za wampirem.

- Chyba jest – szepnął do towarzyszącej mu urodziwej kobiety.
Przytaknęła ruchem głowy. Gdy dobiegli do miejsca gdzie zniknęła postać, zobaczyli zaułek, na końcu, którego Gaherisowi mignęła czarna parasolka. Ruszyli więc ku niemu licząc, iż tamten mężczyzna łaskawie im się raczy jakoś objawić. Jednak nie raczył. Oczywiście Gaheri mógłby coś pokombinować sprytnego, gdyby był kombinatorem. Jednak jako rycerz miał inne preferencje rozwiązywania zadań. Podchodził prosto: chcę pogadać, jak zaś nie, to po prostu zwyczajnie nie. Tym bardziej, że na ulicy, w zaułku nie za bardzo mógł wykorzystać swoje zdolności. Jednak postanowił sprawdzić następującą rzecz: najnormalniej zapytać jakiegoś przechodnia, czy miejscowego, czy widział taką osobę? Jeśli to nic by nie dało, planował wrócić oraz wypiąć się na takie mało dowcipne ganianie. Pomysł jednak nawalił. Nikt nic nie wiedział, nikt nic nie słyszał, nikt nawet nie czuł jego zapachu. Wobec takiej kwestii, Gaheris uśmiechnął się krzywo, jakby zastanawiał się na przykład nad kurzajką, po czym rzekł:
- Wiesz co, wróćmy, jeśli jesteś zmęczona, albo chodźmy w jakieś ludne miejsce, gdzie mógłbym posłuchać ludzi oraz nabywać miejscowego akcentu - spojrzał na towarzyszącą dziewczynę.

Charlie zamyśliła się.
- Jestem dzisiaj nawet wyspana. - Uśmiechnęła się także krzywo. - Do tego zirytowano mnie dziś na tyle, że chyba nie zasnę szybko. Masz ochotę na jakieś konkretne miejsce?
- Nie wiem, ale słyszałem, że są jakieś kluby, albo ogólnie miejsca, gdzie przebywają osoby, które wysławiają się poprawnym językiem. Może lepsze puby … - proponował. - Jeśli zaś chodzi o irytację, Charlie, nie chcę się wtrącać w twoje sprawy, jednak jeśli mogę, pomogę. Możesz mi wierzyć, dobrze jest mieć kuzyna wampira - dodał cichutko.
- Są kluby… - Charlie chwyciła go pod ramię. - Zastanawiam się czy jest jakiś, do którego mogę wejść. - Spokojnym krokiem poprowadziła go w stronę Westminster.
- Dlaczego nie możesz? Za moich czasów kobiety mogły chodzić do karczmy oraz na występy grajków.
- Kluby są głównie przeznaczone dla mężczyzn, kobieta powinna siedzieć w domu i o niego dbać. - Charlie skrzywiła się. - Wychowywać dzieci, gotować, haftować, a już najlepiej jak przy okazji pięknie się prezentuje.
- Nie wiem jak haftujesz, gotujesz, czy wychowujesz, ale prezentujesz się świetnie. Jednak chyba są miejsca, gdzie wypada się pokazać i mężczyznom i kobietom przyzwoitej klasy.
Gaheris był przekonany, że takie miejsca gdzieś być muszą, bowiem niby jak poznawaliby się?
- Są bale, ale musielibyśmy zdobyć jakoś zaproszenie, chociaż… - Charlie zamyśliła się. - jest też Carlton club, który jakiś czas temu otworzył salę dla ludzi spoza klubu. Zastanawiam się czy jest jakiś bal na który mogłabym zdobyć zaproszenie.
- Hm, jednak co do balu, to jest pytanie: ile potrzebujesz czasu, żeby mnie przygotować? Może zaczniemy od tego klubu. Wierz mi, jeśli spotkam kogoś, kto organizuje bal, potrafię go zachęcić, żeby sprezentował nam zaproszenie.

Charlie ruszyła już pewniejszym krokiem, mając wyraźnie w głowie cel.
- Może spotkamy kogoś u Carltona. - Uśmiechnęła się.
- Wobec tego prowadź, kuzynko - rzekł uprzejmie. Bal właściwie był świetnym pomysłem, jednak nie prędzej, niżeli za parę dni, bowiem Charlie musiałaby nauczyć go zachowania oraz pewnie tańca, jeśli tańczyło się na XIXowiecznych balach.
- Mieliście tak, jakieś tańce? A raczej na pewno tylko, jestem ciekawa jakie. - Uśmiechnęła się już radośnie, zerkając na niego. - Mam lepszy pomysł, pokażesz mi w domu, dobrze?

Rozmawiając dotarli znów do bardziej wystawnej części miasta.

 
Aiko jest offline