Zdjęcia… dużo zdjęć. Jej rodziny i jej samej… ich widok zaskakiwał jeszcze bardziej niż słowa Starego. Widziała siebie i Curtisa i Roberta! I Tatka! Tylko młodszego, ale na pewno to był Tatko! Uśmiechał się z samochodu, albo z balkonu. Śmiał się trzymając blond szkraba na ramionach i starszego szatyna za rękę. Stary też tam był - przewijał się obok, siedział, stał, leżał z Curtim na hamaku. Blue gapiła się na nie, przewracając strony albumu.
Nie spodziewała się, nie czegoś takiego. Nie zdjęć, nie słów padających od starca w jej kierunku.
- Znaliście się - poprawiła go, wstając powoli i z bólem serca po raz ostatni spoglądając na radosną twarz ojca. Nie miała po nim żadnych zdjęć, nie zdążyła zabrać - Tatko nie żyje. Curtis też. Zostałam ja i Robert. Czym jest Firma? - podniosła wzrok, patrząc jak się okazało “wujkowi” w oczy.
- Tak. Znaliśmy się. - potwierdził Starszy kiwając głową i też na chwilę koncentrując wzrok na albumie ze zdjęciami jakie przeglądał jego gość. - Tak. Howie już nie żyje. - kiwnął łysiejącą już głową i odetchnął głębiej. - Firma to Firma. Wiele ważnych spraw, ludzi i interesów. Niebezpiecznych dla kogoś z zewnątrz. Dobrze, że Howie zabrał ze sobą Firmę do grobu. Takie są zasady. - kiwnął głową jakby wracając do rzeczywistości tu i teraz w tym pomieszczeniu. - Firmy już nie ma. Ale nadal są ludzie z Firmy. I jej ideały. A teraz jesteś ty tu Julio. - ciężko było powiedzieć pannie Faust czy stary człowiek po drugiej stronie biurka cieszy się, smuci czy po prostu stwierdza fakt.
- Dlatego zginął? Przez Firmę? Lexa to wasza konkurencja? - blondynka nie odpuszczała, prostując plecy i kładąc ręce na blacie biurka. Gładziła machinalnie zdjęcie uśmiechniętego Tatka, a czarny szlam przelewał się jej w bebechach. Wiedziała że był kawałem niezłego skurwysyna. Bezkompromisowego, czasem okrutnego, ale wszystko co robił miało cel - ukryty, jawny… ciężko było stwierdzić. Czasem dopiero po latach okazywało się czym kierował się tak naprawdę w danej sytuacji, a dotychczasowe wytłumaczenia okazywały się raptem zasłoną dymną, mającą na celu odwrócenie uwagi.
- Jestem - uniosła głowę i spojrzała Staremu w twarz z dziwnym zacięciem - Obowiązki rodziców przechodzą na ich dzieci?
- Nie. Nie dlatego zginął. Odszedł od Firmy zaraz po wybuchu wojny. A Firmy już nie ma. I nie, zobowiązania rodziców nie przechodzą na dzieci. Dzieci rzadko odziedziczają porządany zestaw cech nawet po najlepszych rodzicach. - odpowiedział sucho starszy mężczyzna. Milczał chwilę obserwując siedzącą po drugiej stronie blondynkę w biurowym uniformie.
- I Lexy nie nazwałbym naszą konkurencją. Nazwałbym ich nieznaną. Nieznanym czynnikiem w tym równaniu który zdradza zestaw niepokojących czy nawet szkodliwych zachowań. Dlatego lepiej dla nas i tego społeczeństwa by oni znikli. Ale są zbyt słabo poznani o nieznanym potencjale, strukturze i zasięgu. Mamy tylko poszlaki i przypuszczenia. Za słabo by przeciwdziałać przeciwko tak nieznanemu przeciwnikowi. - wyjaśnił jak widzi Lexę i dlaczego uważa go za zagrożenie. Za nieznane i bliżej nie sprecyzowane podejrzenie.
- Natomiast rozmawiam z tobą o tym ze względu na twoje umiejętności i cechy charakteru. Widzę odpowiedni zestaw. Podobny widziałem u Howiego. Ale mówię ci o Lexie głównie dlatego, że wiem, iż i tak się nim interesujesz. Mamy więc wspólnotę interesów. - starszy mężczyzna po drugiej stronie biurka odpowiedział dlaczego interesuje się właśnie jego gościem siedzącym po drugiej stronie biurka. - Możesz wziąć to zdjęcie. - powiedział widząc ja smukłe palce jego gościa utknęły od dłuższej chwili na jednym zdjęciu.
Kawałek śliskiego papieru wylądował za pazuchą eleganckiej marynarki, w jej wewnętrznej kieszeni. Fragment przeszłości, okruch. Pamiątka jedna z niewielu jakie Blue pozostały.
- Myślę że to początek niezwykle owocnej współpracy. W razie konieczności zapoznam się bliżej z twoim człowiekiem - uśmiechnęła się profesjonalnym wyszczerzem. Miała dziesiątki pytań, ale czas grał na ich niekorzyść, zwłaszcza Szafirka. Nie mówiła tego głośno, ale staruch kupił ją tym jednym, prostym prezentem. I pieprzonym albumem, w którym widziała rodzinę za czasów dawnych, ale z pewnością szczęśliwych. Wstała i dała się prowadzić pod ramię ku wyjściu.
- Zanim spotkamy Dzikiego - obróciła pyszczydło do wujka - Tatko już nie ma, ale znałeś go. Kim była moja matka? Tatko nie wspominał o niej dużo.